Nic tak nie cieszy jak seria z pepeszy, zwłaszcza na Święta. Ja swoje spędziłem w całkiem dziwnych klimatach, ale zawsze to miło zrobić z siebie Króla Juliana przy odpowiedniej ilości środków świątecznych samopomocnych.
Pierwszy raz wracałem do siebie z domu rodzinnego w sposób chętny i niewymuszony, bez przejmowania się, że komuś wyrządziłem jakąś krzywdę, bo nie odwiedziłem, albo nie złożyłem odpowiednich życzeń, ba!, że myślałem źle! Wręcz przeciwnie było - nie dałem sobie za wielu życzeń złożyć i jakoś tak miałem wszystko między pośladkami.
I po raz pierwszy od kilku lat - miło spędziłem Święta.