Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

agus31

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. u mnie niedługo rok i 9 miesięcy i ból i tęsknota jak był tak jest. Na początku ból był silniejszy od tęsknoty, człowieka tak od środka bolało aż oddychać nie mógł teraz myślę ze tęsknota jest silniejsza od bólu. Niby tyle czasu, wiem już ze mi go nic nie odda ale do tej pory patrze na zegarek o godz kiedy wracał z pracy i nie raz myślę ile bym dyla żeby po prostu wszedł żeby było jak dawniej, żeby po prostu był. Mówią ze ostatnim etapem żałoby jest czas kiedy jesteś gotowy powiedzieć "goodbey" ja jakoś nie potrawie tego powiedzieć. Idę do przodu nie roztrząsam, staram się nierozmyślac i nierozgrzebywac ran i nie rozalac sie jak to mi to jest zle ale kazdego wieczoru powtarzam "byniek nie opuszczaj mnie" możne to egoizm, strach - sama nie wiem. Ktoś tu kiedyś napisał ze przychodzi etap drugiej tęsknoty i coś w tym jest albo możne dopiero teraz dochodzi do mnie kiedy już aż tak nie boli i nie zdaje pytań "Boże dlaczego" zaczynam tak naprawdę tęsknic. Ile bym dala zęby się tylko w niego wtulić.Bardzo długo kościół na mnie "źle działał" w pozytywnym sensie tego znaczenia ciaglo mnie i ciągnie do kościoła ale tylko się zaczynała msza a mi odrazu łzy leciały jak grochy i to przez długi czas. Chodzę do kościoła, dziękuje Bogu i proszę o sile, rozumnie co się stało i dlaczego a jednocześnie tyle żalu w sobie miałam i dalej trochę mam "ale dlaczego on - dlaczego ja zostałam z tym wszystkim, jaki w tym cel". Długo z tym walczyłam teraz mam nadzieje, ze on tam jest szczęśliwy i pomaga nam jak może. Moja starsza córka strasznie tęskni, rozumnie co się stało, rozmawiamy dużo ale widzę jej wzrok jak jesteśmy u znajomych i widzi innych tatusiów. Nie musi nic mówić ja widzę jak chciałaby zęby tata był. Nie byłam z nią u psychologa i chyba to był błąd. Rozmawiałam z nauczycielka w szkole stwierdziła ze jak zauważy coś niepokojącego to da mi znać, niby jest normalnym uśmiechniętym dzieckiem, wiem ze ona ma podobna w sercu ranę jak ja ale może powinna z kimś o tym porozmawiać. Nie wiem.
  2. ciężko tak iść przez życie w pojedynkę, dom, praca, kasa, dzieci i ta cholerna tęsknota. Nie długo półtora roku, niby dużo a tak mało. Brakuje mi jego wsparcia, wystarczyłoby żeby porostu był.
  3. coś w tym jest, jestem wdowa co prawda rok i 2 miesiące ale każdy dzień jest taki sam a ja pytam sama siebie co dalej i czy tak już będzie zawsze i już widzę ze inaczej funkcjonuje w społeczeństwie i społeczeństwo mnie inaczej odbiera. Moi znajomi to młode małżeństwa i już się nie spotykamy wieczorami żeby pogadać czy wypić jakieś piwo, nie ma już wspólnych tematów i to da się odczuć, już nie jestem atrakcyjna dla znajomych jako samotna matka z dziećmi, inne światy. A wizyty znajomych i u znajomych gdzie widzę jak życie się rozwija( a moje stoi w miejscu), rodzą się im nowe maleństwa (tym bardziej ze planowaliśmy z mężem 3 dziecko gdyby wyzdrowiał), planują i realizują swoje plany - nie zazdroszczę nikomu nigdy nie byłam osoba zazdrosna ale to mnie po prostu dołuje i pomału unikam takich wizyt. A nawet zauważyłam ze koleżanki wola się spotykać bez obecności swoich mężów - to prawda jestem traktowana jak inna i ja już jestem inna. Jeszcze jestem i czuje się postrzegana (kojarzona) jako zona Zbycha ale z czasem będę już tylko Agniecha z dziećmi i to jest smutne.
  4. Po śmierci mojego męża tez czułam jego obecność i dal mi kilka znaków takich które ja wiem ze to on mimo ze dla kogoś mogą wydawać się śmieszne ale nigdy nie czułam jego dotyku. w kilka nocy po pogrzebie usiadł w nocy na łóżku a ja pamiętam ze czułam jak zapada się łóżko a mnie ogarnęło takie uczucie ciepła i poczucia bezpieczeństwa i tak jakby on żył i wszystko było ok a ja tylko w tej chwili pomyślałam - o byniek na łóżku usiadł jednak po chwili wiedziałam ze jak otworze oczy to go zobaczę i w momencie kiedy tak pomyślałam czułam jak wstał. W ta noc w moim (naszym) łóżku spały ze mną dzieci wiec wniosek jest ze przeszedł na nas popatrzeć i ze czuwa nad nami Było jeszcze kilka rzeczy które potwierdzają ze jest drugie życie i ze nasi mężowie czuwają nad nami i pomagają nam to daje duza sile by żyć ale jednak są te czarne dni kiedy boje się samej siebie. Po śmierci męża z naszego wspólnego zdjęcia gdzie jesteśmy razem w 4 zrobiłam duży portret i powiesiłam nad sofa w salonie. Ostatnio w tamtym tygodniu przeżyłam coś niesamowitego. Siedziałam na sofie i oglądałam jakiś film i nagle spontanicznie weszła do pokoju młodsza córka która w poniedziałek skończy 3 lata i zobaczyłam jak jest zszokowana i patrzyła na miejsce obok mnie na sofie i na zdjęcie na zmianę i powiedziała tata. Usiadła mi na kolana zaczęła całować i mówić tata to sobie siedział a mi już prawie do szczęścia nic nie brakowało także i to potwierdza ze nawet po roku czuwa nad nami. Byniek gdy zachorował powtarzał ze starsza córka będzie go pamiętać ale ta mniejsza jest za mala i dzień po śmierci tez mlodsza córka widziała go w oknie. Kiedy ja latalm i załatwiałam pogrzeb, córki były z teściowa w domu i nagle ta mniejsza popatrzyli w okno i zaczęła mówić - tata. Podobno małe dzieci widza zmarłych. Jak mojego Bynika zdiagnozowano cala rodzina modliliśmy się o cudowne uzdrowienie i Byniek zawsze powtarzał ze nie lekarz decyduje ile ma żyć tylko Bog wie ile ma czasu i cały czas powtarzał takze ze Bog zostawi go na tej ziemi bo ma dzieci do wychowania. W lipcu nieclenie 3 miesiące przed jego śmiercią byliśmy w Lourdes we Francji i od tego czasu codziennie o 9 odmawiamy różaniec. Pamiętam doskonale jak dwa tygodnie przed śmiercią ja krzątałam się po kuchni a Byniek stwierdził ze położy się na chwile i po jakimś czasie zawołał mnie i powiedział ze pomimo ze walczy i ma nadzieje to myślał o Bogu i oddal się jego woli i ze jeżeli ma umrzeć to umrze i jest to wola Boga. Przez następne dni on mówił a ja ryczałam. Powtarzał mi ze jak by umarł ale zaraz powtarzam ale Bog na to nie pozwoli to on będzie się starał być naszym aniołem stróżem jak będzie mógł - bedzie ostrzegać przed czymś złym i pomagać jak może no i tak jest. pamiętam jak po diagnozie gdy weszłam w internet i poczytalnym o podobnych przypadkach to statystycznie ludzie żyją do 3 miesięcy i któregoś dnia gdy odprowadziłam dziecko do szkoły szlam do domu i prosiłam Boga zęby go już teraz nie zabierał ze jak jego wola jest żeby umarł to żeby dal mi chociaż rok żebym potrafiła to wszystko ogarnąć no i chyba Bóg mnie wysłuchał bo żył rok i 3 miesiące. I umarł jak zawsze chciał bo od kiedy go znałam zawsze powtarzał ze chce umrzeć w swoim łóżku a nie w szpitalu i przy całej rodzinie i tak było ja klęczałam przy nim na łóżku przy jego ramieniu a z drugiej strony brat trzymał go za rękę. Z boku stal drugi brat i teściowa a dzieci spały nieświadome niczego w swoich łóżkach. I pomimo tego ze o cudowne uzdrowienie modliła się pielgrzymka do Częstochowy z naszych stron i msze byle zamawiane niemalże w całej Polsce i jeden z zakonów się modlił o uzdrowienie męża wola Boza było zabrać go z tej ziemi.
  5. Czy po roku jest lepiej??? Boli dalej boli i bedzie bolec ale troche mniej intensywnie. Tez zaraz po smierci usmiechalam sie do ludzi a w srodku wylam z bolu., Wszedzie bylo mi zle w domu w pracy u rodziny u znajomych. Z czasem polubialam byc sama zeby nikt na mnie nie patrzyl i zeby nie widziec ludzkich spojrzen. Do tej pory nie nawidze pytania - co tam u Ciebie? Minal rok i co sie zmienilo ? Przedtem nie bylo chwili, godziny zebym nie wspominala teraz nie ma dnia wstaje z mysla znowu bez ciebie, funkcjonuje w ciagu dnia z mysla tyle chcialabym bym Ci opowiedziec i klade sie spac z mysla znowu kochanie bez Ciebie. Ciezko jest zyc samej z dziecmi i niby juz zaczynam patrzec do przodu, staram sie tlumaczyc - OK zostalas sama z dziecmi ale dasz rade- ale jednak boje sie jutra, czy dam rade, czy dobrze wychowam dzieci. Ciagle mam w glowie - co by moj Byniek zrobil w tej sytuacji albo co by odpowiedzial albo co on na dany temat myslal. I najbardziej teskanie za taka zwykla codziennoscia, za tym jak gotowalam obiad jak czeklalam kiedy wroci z pracy jak spedzalismy rodzinne niedziele, za tymi wieczorami kiedy dzieci spaly a my ogladalismy jakis film albo gadalismy i bylismy wszyscy w domu razem brakuje mi tego uczucia ze jest dobrze i poczucia bezpiczenstawa. Nie mozna sie przygotowac na czyjas smierc. Moj maz chorowal rok i 3 miesiace ipomimo wielkiej nadzieji i powtarzania sobie ok damy rade wygramy to swiadomosc tego ze jednak moze pojsc cos zle i moze umrzec dobijala mnie strasznie a on do konca wierzyl, do konca snul plany do konca mial nadzieje i pomimo ze byl chory my straralismy sie zyc normalnie. Moj maz nigdy nie zapytal lekarza i mi zabranial pytac o czas - ile ma czasu. Nie czytal nic w internecie, niechcial znac zadnych statystyk i prognoz jak ta choroba przebiega a wizyty u lekarza zaczynaly sie od tego ze mowilismy lekarzom zeby nie mowili nic o czasie i kiedy szlo juz niestety zle ja wzielam wszystko na siebie i lekarz mi bez obecnosci meza powidzial ze to kwestia paru do do 2 tyodni - i te slowa pomimo ze wiedzialam jak jest zle i do czego to wszystko sie zbliza to byly dla mnie jak wyrok smierci nigdy nie zapomne wzroku lekarza i tej cholernej bezradnosci. I teraz nie wiem co jest gorsze dowiedziec sie nagle ze maz zgina w wyapdku czy patrzec jak pieprzone raczystko wyrzera od srodka milosc twojego zycia. Pomimo ze moj maz mial raka zlosliwego to ta choroba niespowierala jego ciala, Wygladal na chorego i byly widoczne skutki chemioterapi ale do konca chodzil i walczyl. A ja mimo ze byl chory uwielbialam uczucie ze wroce do domu a on bedzie siedzial na sofie ogladal telewizje i powie- dobrze ze juz jestes. Nie lubie wracac z dziecmi do pustego domu a szczegolnie kiedy jest juz ciemno.
  6. walczyć, walczyć - isc do przodu zgadzam się z tym i codziennie sobie to powtarzam ale kiedy tylko zbliża się jakaś rocznica, jakaś ważna data to juz mam parę dni z życiorysu. Moja córka nie chciała po pogrzebie rozmawiać o tacie było to dla niej za ciężkie a teraz coraz bardziej się otwiera i mówi o tym jak bardzo jej tata brakuje jaki był super i silny, wspomina co najbardziej lubiła z nim robić jaki był kochany. Dzisiaj w szkole były zajęcia z rodzicami przez godzinę i rodzice zadawali dzieciom pytania typu kim chcesz zostać w przyszłości a moje dziecko odpowiedziało "w przyszłości najważniejsze jest dla mnie mieć szczęśliwą rodzinę" a gdy zapytałam co to dla Ciebie oznacza odpowiedziała " taka w ktorej zawsze będzie mama i tato dla dzieci" a gdy zapytałam czy Ty jesteś szczęśliwa powiedziała "no nie jest mi bardzo ciężko bo w tej klasie tylko ja nie mam tata". No i więcej już nie trzeba było nic. Walczę z sobą każdego dnia powtarzam sobie ze będę szczęśliwa ale to nie jest proste bo po paru dniach przychodzi ten następny kiedy patrze wstecz i widzę ile mnie już w życiu ominie czego już bez męża nie zrobię. Jedno jest pewne i nikt mi nie powie albo zmienię zdanie z czasem ale chyba nie można być tak do końca szczęśliwym z samym sobą z codziennymi problemami i samotnie wychowującym dzieci. Koncentruje się na wychowaniu dzieci staram się być matka i ojcem jednocześnie daje z siebie ile mogę ale samotne wieczory kiedy dzieci śpią a Ty nie masz z kim pogadać o mijającym dniu i już nie wspomnę o seksie ale po prostu nie ma się do kogo przytulic nikt Ci nie odpowie ze Cie kocha i nie powie jest dobrze chodźmy spać. Ja nigdy nie byłam sama a teraz muszę się nauczyć samotności i bycia szczęśliwym samej ze sobą. Moze z czasem...
  7. witam wszystkich 11 czerwca - dzisiaj obchodzilisbysmy 7 rocznice slubu a ja obchodze 9 miesiadz bez meza. Ciezko jest niby czas leci a dla mnie jaby w miejscu stal. Mniej placze staram sie zyc. Chodze do pracy wychowuje dzieci niby juz probuje smiac sie prz y ludziach mimo ze w sercu mam pelno zalu. Chodze do kosciola, modle sie w myslach rozmawiam i rozmyslam ale dalej boli. Ja zawsze bylam pogodna osoba i buzia mi sie nie zamykala a ostatnio powiedziala mi kolezanka - Aga smiejesz sie, rozmawiasz i probujesz zyc ale widac ze w srodku placzesz i jestes ciagle zamyslona. I tak jest i chyba juz zawsze bedzie mam motywacje by zyc - dzieci i wiare ktora mnie trzyma na nogach bo wiem ze on tam jest po drugiej stronie a bolec w srodku bedzie juz zawsze i z czasem wcale nie boli mniej. Cigle bije sie z myslami - w jakim celu Boze go zabrales i to jest ciezkie bo modlisz sie o sile i rozmawiasz z Bogiem a z drugiej strony masz do niego zal - dlaczego?. I juz tu mi nie chodzi o mnie az tak bardzo ale dlaczego dzieci zostaly bez tata ile je w zyciu ominie przeciez one go za pare lat nie beda pamietaly tylko ze zdjec a on je tak bardzo kochal tyle chcial im z siebie dac i taki dumny byl z ich malych postepow. Nie lubie miejsc gdzie widzi sie pelne rodziny i gdzie ja siedze sama z dziecimi i widze wzrok mojej starszej corki jak widzi inne tatusie. Ostatnio w samochodzie moja starsza corka powiedziala mi - mamo oddala bym wszystko zeby tato wrocil. Widze jak jej jest ciezko i jak strasznie ona za nim teskni. Stram sie nie byc egoistka i myslec i rozczulac sie jak mi jest zle bo te moje male pociechy nie mowia o tym ale widze jak tesknia i staram sie byc dzielna jak moge i z usmiechem mowic im o tacie. Niestety zycie to nie bajka... Niektorzy zycie zaczynaja dopiero po trzydziestce a ja mam wrazenie ze ja juz skonczylam ze ja juz wszystko przerzylam i czasami mam wrazenie ze mam juz z 50 lat.
  8. do podnosze... nie wiem kim jesteś ale Twój tekst "jak się macie" jest nie na miejscu bo ludzie na tym forum piszą o bolesnych uczuciach i o tym jak ciężko im jest po starcie kochanej osoby a podnoszenie tematu tym tekstem jest jak robienie sobie jaj i szukanie sensacji z ludzkiej tragedii. Ludzie tutaj a bynajmniej ja piszą jak czuja taka potrzebę i tego chcą a nie żeby podtrzymywać temat.
  9. Dziękuje kola86 i przyznaje racje, ze coś w Twoich słowach jest. Strata kochanej osoby strasznie boli i będzie bolec bo wspomnienia nigdy nie umierają i czasami powodują uśmiech na twarzy a czasami łzy. Moj Byniek nie chciał żebym za nim płakała a ja mu mówiłam," ze będę twarda a to ze czasami będę płakać to przecież jestem tylko baba i muszę sobie czasami popłakać. Oczywiście fajnie było mówić jak żył a gorzej zrobić jak jego już nie ma i tak cholernie dusi w gardle i łzy lecą same i to częściej niż czasami. Powtarzałam mu żeby się nie martwił ze ja sobie rade dam i zadbam o dzieci ale ja nie będę umiała bez niego żyć i tak jest byliśmy ze sobą od zawsze 13 lat w tym ponad 6 małżeństwa. Wszystko robiliśmy razem i każdą decyzje podejmowaliśmy razem, nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Wszyscy na około mi teraz mówią ze byliśmy tacy zakochani i ze udana z nas była para. I podobnie jak Ty ja obiecałam sobie ze będę szczęśliwa ze pomimo tego ucisku w klatce piersiowej nie poddam się, stanę na nogi będę samowystarczalna, niezależna i uśmiechnięta bo wiem ze on by tego chciał i chce. I pomimo tego ze jest to trudne to muszę to zrobić bo oszaleje i muszę to zrobić dla dzieci one nie chcą ciągłego widoku smutnej mamy. One tez to na swój sposób przezywają a chce żeby były szczęśliwe żeby miały szczęśliwe dzieciństwo. I masz racje kola86 Damy Rade - mój mąż tez tak mówił najpierw kiedy snuliśmy plany na przyszłość to mówił "nie panikuj damy rade" a kiedy był już chory i szlo źle to pytał szukając we mnie wsparcia "aga damy temu rade"a ja z niepewnością i nadzieja potwierdzałam" tak Byniek damy rade" i niestety nie daliśmy razem ale ja teraz zrobię wszystko żeby zrealizować nasze plany i marzenia i Byniek obiecuje ze się postaram i nie poddam pomimo tego ze ciągle lecą mi łzy DAM RADE aga
  10. Witam ! od ponad 3 miesięcy jestem sama z dziećmi mój mąż zmarł na raka. Chorował ponad rok to był straszny okres pełen strachu, niepewności, wizyt w szpitalu, oczekiwań na wyniki badan. Na poczadku leczenie szlo dobrze, chemioterapia pomagała ale... ale potem się pogorszyło i były już tylko złe wiadomości....śmierć...pogrzeb i Ci wszyscy ludzie, niektórzy składali szczere kondolencje, niektórzy na zasadzie "dzieki Bogu, ze mnie to nie spotkało". Ta straszna pusta, kulka w gardle, samotne wieczory. Ktoś mi kiedyś powiedział "ale on był chory to byłaś świadoma ze to może nastąpić" niby tak ale do śmierci nie można się przygotować, do widoku jak osoba którą tak strasznie kochasz porostu umiera przy Tobie a Ty czujesz straszna niemoc i ze nic nie możesz zrobić, ze to jest silniejsze od Ciebie. Wiem, pewnie teraz myślicie a jak byś się czuła jak by zginał w wypadku. Kazda śmierci przynosi ból, ból który będzie w nas zawsze i jak ktoś wcześniej już pisał -czas nie leczy - czas pomaga nauczyć się żyć z bólem. Nie ma dnia ani chyba godziny żebym o mężu nie myślała, są już nawet dni kiedy wmawiam sobie, ze tak widać musiało być i muszę się z tym nauczyć żyć ale następnego dnia łzy znowu leja się strumieniami. Dzieci - jedno nie chciało na poczadku rozmawiać teraz dopiero otworzyła się i wspomina i tęskni a druga córa jest za mala ma 2 lata. Maz przed śmiercią powtarzał ze smutkiem ze " mala mnie nie będzie pamiętała". A wiecie co najbardziej utkwiło mi w głowie, nie męża choroba ale świadome rozmowy o śmierci jak ja to mowie "świadome umieranie..."nikomu nie życzę. Z perspektywy czasu straszne ale dla mnie piękne. Najbardziej nie lubię ludzkiej obłudy i drażni mnie jak ktoś mówi "nie martw się wszystko się ułoży, będzie dobrze" - jak się ułoży co się ułoży jak z każdym dniem ja mam wrażenie ze jest coraz gorzej, jak będzie dobrze - dobrze było mi z mężem a teraz jestem sama i przerażona samotnością, tak bardzo chciałabym żeby mnie przytulił, pocałował w czoło i powiedział - jest dobrze. Kiedys przy jakieś głupiej sprzeczce gdy wybuchnęłam płaczem przytulił mnie i powiedział "przymnie masz płakać tylko ze szczęścia" i co gdzie jest to moje szczęście..... aga aga aga
×