U mnie było tak. 29 grudnia 2010 godz 21 Mąż mój w łóżku zasypia A ja sobie po necie buszuję :) 22 stwierdzam że może TV troszkę pooglądam bo on już poszedł spać. Wiec lapka cyk wyłączyłam i na TV patrzę. Szybko się znudziłam i mach na boczek się przewracam :) I tak to przy przewrocie mokro mi się zrobiło. Biegnę do kibelka patrze a tu blado różowy płyn. Panika!!! Załączam lapka i sprawdzam jak wyglądają wody płodowe. Mąż mój podnosi głowę z łóżka i pyta co się stało. A ja nic, nic śpij ;) Godz 22.30 nie wytrzymałam i mówię do mojego "Leszku to chyba już" a on, zerwał się na równe nogi i mówi "trzeba dzwonić do Majki" ( szwagierka pielęgniarką) Ja mu że poczekam do rana, bo ona już pewnie śpi i nie będę jej budzić. Ale zadzwonił. Szwagierka mnie ochrzaniła i mówi 'wariatka jesteś do szpitala bo w domu urodzisz'. Oczywiście mąż był przy drzwiach a ja po domu biegałam i panikowałam że się nie dopakowałam. 23.11 jesteśmy w szpitalu. Bule co 3-5min. Izba przyjęć, badania, przyjęcie na oddział. Na oddziale badanie a tu rozwarcie na 3 palce ( które miałam przez cała ciąże). Poród rodzinny. Godz 24 Siostry na oddziale mówią 'Pani to jutro koło południa może urodzi'. To wywaliłam męża za drzwi i ryczę że wynocha niech jedzie do domu i jutro z rana wróci. Chciał spać w poczekalni ale jakoś udało mi się go przekonać. Wróciłam na oddział KTG , badanie, lewatywa ;/ (z nią też były jaja :D) i dawaj na porodówkę. 1.00 Siostra mówi nich się pani położy my o 1.15 przyjdźmy. 1.00 lecę do położnych i pytam czy mogę do toalety. One że broń boże że do badania. Badają mnie a tu rozwarcie na 7 cm. Zaczęły fotel rozkładać. A ja cała w szoku. Oprócz tego że krwawiłam jak głupia (podobno bardzo ukrwiona szyjka macicy), wywaliłam męża to dziecko synusia Michasia urodziłam o 2.30. Na drugi dzień dowiedziałam się że wszyscy na oddziale mnie słyszeli :) jak darłam się i sklinałam (na pielęgniarki również). Bolało nie powiem. Ale bólu już nie pamiętam. Miało być RODZINNIE a nie było.