Witam.
Trafiłam do szpitala z mocnym krwotokiem (4 miesiące wcześniej urodziłam zdrową córeczkę), lekarz z wywiadu ze mną stwierdził, że jest to poronienie chybione, bez znieczulenia przystąpił do wyłyżeczkowania jamy macicy. Nie zrobiono mi również badania USG. Potraktowano mnie i męża jak parę nastolatków, którzy nie wiedzą co robią!Załamana wróciłam z mężem do domu. Po 2 tygodniach odebrałam wynik histopatologiczny, w którym stwierdzono jednoznacznie, że w badanym materiale nie stwierdza się utkania trofoblastu. Więc na "chłopski rozum" żadnego poronienia nie było.I kto tu ma rację...Czy lekarz który wykonał zabieg jest w stanie zwrócić mi i mężowi czas spędzony na opłakiwaniu dziecka, które rzekomo miałam pod serduszkiem?!
Czy w takich sytuacjach badanie usg jest obowiązkowe, nim lekarz przystąpi do zabiegu? I czy mam prawo dochodzić wyjaśnień w rozbieżności dokumentów?
Proszę o pomoc!!!