Polly84
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Polly84
-
Przecież nie jestem przeciwniczką zawierania małżeństw. Tylko śmieszy mnie, że ktoś przez kilka stron przekonuje mnie, że mój związek nie jest "na poważnie", albo upierdza ciągle o tym dziedziczeniu. To nie chodzi o to, że urządza się tygodniowy maraton biegania po urzędach po rozmaite upoważnienia- tylko pewne sprawy formalne załatwia się na bieżąco, w zależności od potrzeby. Natomiast jeśli jest to jedyny motyw- to ja się pytam w czym tkwi różnica w romantyźmie wizyty w USC do wizyty u notariusza? Co innego motyw wiary i przysięgi przed Bogiem- tu nie mam argumentów, dziękuję i przyznaję rację. Tyle.
-
Wymień mi te kilkanaście papierków :)
-
Do gościa z 17:55: Ujmę to tak- kilka lat temu jeden pan oświadczył mi się po 1,5 roku : do dzisiejszego dnia dziękuję wszystkim świętym, że małżeństwo nie doszło do skutku. Od kilku lat jestem naprawdę szczęśliwa, nawet sobie nie wyobrażałam, że można tak żyć. Noszę na palcu pierścionek, życie mamy już ułożone, może kiedyś weźmiemy ślub cywilny. ALE WYTŁUMACZ MI CO MIĘDZY NAMI TO ZMIENI?
-
Allium nie sprowadzam małżeństwa do patologii, może trochę źle to ujęłam. Piszę o odosobnionych przypadkach, które zdarzają się w związkach z różnym statusem. Generalnie uważam ocenianie jakiegokolwiek związku właśnie jedynie po jego statusie za mocno naciągane, bo sorry ale liczy się to jak jest na codzień. I te uświęcone związki małżeńskie nie zawsze są szczęśliwe. A czasem osoby wypowiadające się tutaj traktują to małżeństwo jako dożywotnią gwarancję szczęśliwego życia. I analogicznie sławetne "bo nie jest ciebie pewny" i inne badziewia traktują jako pewnik.
-
"nie przepuści fajnej dupci" Cóż, aż się chce do ołtarza iść.
-
allium w sumie masz rację, ale może faktycznie do pewnego momentu zwyczajnie się o tym nie myśli. Zależy jaką kto ma sytuację, czy są dzieci, jak wyglądają sprawy mieszkaniowe i majątkowe itp. I mogę się wypowiadać o sobie- bo nie wiem jak jest u innych dziewczyn- ale nie wiem, na czym konkretnie polegałaby ta zmiana w moim przypadku- i wydaje mi się, że na niczym. Mogę się mylić. Podasz jakieś konkretne przykłady?
-
Tak tylko ja na swojej drodze spotykam chyba wyłącznie fryzjerów- maniaków, którzy jak widzą długie włosy to zaraz by mi najchętniej jakieś cuda na głowie powymyślali. Nie chcę jakieś awangardy, raczej właśnie się wysilam, żeby to wszystko klasycznie ale zdrowo wyglądało.
-
Ja z kolei ze swoimi walczę, żeby nie były "klapnięte" przy skórze, bo same w sobie są ciężkie i długie. Oj, dziewczyny i takie złe, i takie niedobre... :( Już chyba wolałabym te cienkie.
-
miauczydelko: A używasz odżywek, masek? Też mam dość długie i grube włosy, ale na taka która mnie wprawi w zachwyt jeszcze nie trafiłam
-
Ja używam Vichy- akurat dla moich włosów jest najlepszy - mam długie włosy i dzięki niemu się nie plączą i nie są "klapnięte" przy skórze głowy:) Czasem mam jakieś zamienniki, ale generalnie wracam do tego.
-
Faktycznie o jej głębokiej wiedzy medycznej świadczy fakt, że poleciła nie myć włosów.
-
Tak, tak nie ma po co iść do lekarza przecież się nie zna, najlepiej ze wszystkim do zielarki.
-
Dobrze ktoś wyżej napisał- też uważam, ze powinno się zainwestować w naprawdę dobry szampon, i nie piszę tu o takich z reklam, tak samo jak powinno się mieć dobry krem do twarzy. A jeśli to nie- najlepsze są szampony dla dzieci- bezzapachowe, bez niepotrzebnej chemii.
-
Matko przecież jak się ma problematyczne włosy to idzie się do dermatologa, na zabiegi do kosmetyczki czy kupuje lecznicze kosmetyki w aptece, a nie rezygnuje z myca! Ludzie XXI wiek się kłania.
-
jestem_próżna: no tak- tylko pomyśl, że nie myjesz codziennie twarzy... Nie wiem, to już nie jest kwestia jak co wygląda, przetłuszcza się, śmierdzi czy pachnie, tylko zwykłego ODŚWIEŻENIA SIĘ, czystości.
-
Też mam długie i jak sobie pomyślę, że mój facet zasypiając wtuli się w moje włosy po całym dniu pracy czy biegania po mieście.. nie wiem, dla mnie to tak samo logiczne jak branie codziennie prysznica. Równie dobrze mogłabym nie umyć całego ciała- przecież teoretycznie brudne nie jest.
-
Jeśli ma się włosy tzw. problematyczne- to kupuje się do nich kosmetyki w aptece, nie drogerii. Proste. I jak można nazwać codzienne ich mycie przesadą?! A buzię myjemy codziennie?
-
Jak można nie myć włosów codziennie? Myjesz codziennie całe ciało? Przecież się nie pocisz. Proste: dla odświeżenia. Dwa razy w tyg. to bardzo malutko. I jeśli masz w miarę gęste włosy to powinnaś zauważyć, że osadza się na nich nie tylko brud, ale chociażby przyjmują rozmaite zapachy. I w Twoim czyściutkim mieście kurz nie istnieje?
-
Mireczka- zawsze fajnie się czyta, co piszesz: o ułożeniu granicy między byciem fajnym rodzicem, a dbaniem o relacje tylko między Wami dwojgiem. Jak czytam niektóre wypowiedzi to mam wrażenie, że sporo osób staje się "tylko" rodzicami, a dbanie o jakąś tam atmosferę, namiętność schodzi na spoooro dalszy plan. My dziś wieczorem rodzinnie- z moją mamą, od rana jedziemy na grzybki :) I dlatego wczoraj trochę "pobalowaliśmy"- kolacja i wstyd się przyznać 0,5 l w domu, kino o 23:00, więc dziś w pracy siedzimy lekko nieprzytomni :)
-
dodam jeszcze: "z zupelnie innej strony- Jasne, sa i rozwody, ale wtedy mozna choc spytac - dlaczego? cos poradzic. a tu - po prostu było , minęlo, koniec, nie ma dyskusji." Napiszę Ci jak było ze mną. To nie jest tak, że nie liczę się ze zdaniem mojej mamy. Ale w sytuacji, w której po prostu czujesz, że to nie to- po co ma mnie przekonywać, żeby coś ratować. Ja wiedziałam, że to ja będę z tym człowiekiem żyła, nie mama, siostra, przyjaciółka, a troska, lubienie się, zaufanie to trochę mało.
-
I tak allium- uważam, że należy "testować" ile wlezie, nawet do 40, póki nie znajdzie się właściwej osoby. Bo w znacznym stopniu pozwoli to zminimalizować szanse tzw. małżeństwa z rozsądku/ z wpadki/ z przyzwyczajenia/ z poczucia konieczności/ z tego, że rodzina nalegała.
-
Jedna rzecz: Allium Twoim tokiem rozumowania- też miałam kilku chłopaków w życiu- i teraz z perspektywy czasu widzę, jak modelowo spaprałabym sobie życie, gdyby plany małżeńskie z jednym z nich parę lat wstecz doszły do skutku. A teraz moja rodzina ZUPEŁNIE do niczego nas nie naciska, po prostu przyjęli go jak swoje dziecko i tyle. Jakoś moja mama nie zastanawia się kto goli się rano w jej łazience- jej syn i tyle.
-
Ta ustawa to nie jest "prawie ślub" tylko zabezpieczenie kwestii formalnych- które podałaś jako jeden z głównych fundamentów brania ślubu. I nie zrobi z ludzi "prawie małżonków", ale pozwoli na zabezpieczenie kwestii, które Twoim zdaniem powinny być motorem do biegania pod ołtarz.
-
Cześć Mireczka :) I z seksem jest podobnie- jeśli bierze się ślub przestrzegając wszelkich prawideł wiary- trzeba z nim poczekać do nocy poślubnej. Co też, moim zdaniem za co pewnie zaraz będę zjechana, to delikatnie nazywając dość duże ryzyko. Różne temperamenty, upodobania. Jasne, że większym zagrożeniem jest rutyna- ale z nią można jakoś walczyć, a z niedopasowaniem/ róznicą temperamentów już niekoniecznie.
-
O co chodzi z tym dziedziczeniem? Jeżeli mamy współwłasność to w czym problem? Zresztą chyba nie sądzisz, że przeciętna kobieta w wolnym związku zwróci się do partnera ze zwrotem: "Kotku weźmy ślub bo chcę po Tobie dziedziczyć".