Ufffffff, właśnie skończyłam "Was" czytać. Nie powiem, zajęło mi to troszkę bo ponad tydzień. Postanowiłam wtrącić i ja swoje trzy grosze. Zakupiłam orbiego ponad tydzień temu, nie tyle dla siebie co dla mojego męża. Dzięki Bogu ze swoją wagą nie mam problemu (niecałe 49 kg przy wzroście 155 cm) ale za to mój "husband" a jakże - 104 kg żywej wagi i 172 cm wzrostu. Powiem szczerze, że najbardziej zależało mi na tym, aby właśnie to on ćwiczył. Walczy od paru lat z wieloma choróbskami, ma nadciśnienie, dnę moczanową, a co za tym idzie chore stawy ale jego chorobą pierwotną jest sarkoidoza (jak na razie "w uśpieniu" ale niestety rozwalił sobie cały organizm sterydami, których już nie bierze 6 lat). Nie wiem czy chrapanie też jest chorobą ale nie raz i nie dwa mam ochotę wyrzucić go z wyra za to chrapanie.. Od paru ładnych lat mówię mu aby coś z tym zrobił, i nie dlatego, bo mi się nie podoba jako facet (jak dla mnie mógłby ważyć jeszcze więcej, jeśli tylko byłby z tego powodu szczęśliwy) ale chodzi mi o jego ZDROWIE!!!! Mówię mu cały czas, że za bardzo go kocham abym miała go stracić za parę lat. Myślałam, że takim mówieniem go zmotywuję do jakiegokolwiek działania. Wiem, że ta waga mu bardzo przeszkadza ale ta jego niekonsekwencja mnie mówiąc delikatnie rozpiernicza. Więc tak.. od środy ćwiczył dwa razy. W poniedziałek jak spytałam czy wskakuje na orbiego stwierdził, że "źle się czuje" (stan podgorączkowy). Wiecie jak to jest z facetami, zakaszle raz i już wieniec trza kupować! Mam do Was takie nietypowe pytanie... Jak zmotywować swojego faceta aby w końcu zaczął coś robić??????? Tłumaczę mu jak krowie na rowie od paru lat, że to tylko wyjdzie na korzyść dla zdrowia! Już mu inaczej nawet gotuję! Przez to cała rodzina jest na diecie. Jedyne co wywalczyłam to to, że od początku roku nie pije niegazowanych napojów i ograniczył słodycze. Chciałam mu nawet dać do poczytania ten wątek tylko nie wiem jak na to zareaguje.. Dziewczyny, nawet nie wiecie ile dajecie "powera". No dobra, powiem.. Tydzień temu, jak tylko orbi przekroczył próg naszego domu to oczywiście ja pierwsza na niego wskoczyłam. Najpierw się oczywiście zważyłam - 50 kg. Wczoraj, już bardziej z ciekawości znów to zrobiłam. Na wadze ujrzałam 48,8 kg. No to ja do mojego mężulka: Widzisz Kochanie, jednak można ale trzeba być konsekwentnym i nie oszukiwać samego siebie. Myślałam, że go tym właśnie zmotywuję a on tylko popukał się w głowę i spytał po co to robię, bo przecież ja tego nie potrzebuję. Więc ja mu na to: Nie robię tego dla siebie ćwoku jeden ale dla Ciebie, ja potrzebuję ZDROWEGO MĘŻA!!!!! Dziewczyny, BŁAGAM WAS, poradźcie mi jak mam go zmotywować????