hexe_asuu
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez hexe_asuu
-
Dziewczyny, wiem doskonale co czujecie! Nie będzie łatwo, ale da się przeżyć ;) Naprawdę! Kiedy pierwszy miesiąc minie, będzie z górki;)
-
cycasta Małgosia Ale tak jak patrzyłam po innych osobach w szpitalu, to tylko ja miałam takie problemy. Z wielkości piersi jestem bardzo zadowolona, bo są tak małe jak chciałam, żeby były;) Wygląd... cóż... wczoraj pierwszy raz zobaczyłam je od dołu i są be;p mają wklęśnięcia i są na dole dalej całe posiniaczone;p Od góry są piękne i już doszły do siebie, więc góra mi się bardzo podoba;) dół już nie, ale poczekajmy z miesiąc i wtedy znowu powiem, czy mi się podobają;) Mi na wyglądzie w ogóle nie zależało, zależało mi baaardzo na maleńkości;) na wyglądzie to chirurgowi bardzo zależało, bo odmierzał i rysował po mnie strasznie długo i dokładnie;) Jeśli chodzi o ból, to mnie tylko plecy bolały od leżenia. Potem piersi ciągnęły, ale nie bolały. Bardziej później ból łydek mi dokuczał. Operacja trwała chyba nieco ponad 5 godzin, nie pytałam, ale wiem, że miałam iść na 9 na stół, a po 14 dotarłam na salę pooperacyjną. Narkozę zniosłam średnio z powodu oczu. Albo dostałam uczulenia, albo miałam niedomknięte, bo jak się obudziłam to nie mogłam ich otworzyć, bardzo bolały i łzawiły przez 1,5 dnia. A tak to nie wiem jak to było, bo byłam przykryta 3 kocami! A nic nie pamiętam od kiedy zasnęłam na stole i obudziła mnie pielęgniarka w sali pooperacyjnej. Trochę gardło drapało przez prawie tydzień, ale to takie pokasływanie kilka razy na dobę, więc w sumie nic specjalnego;)
-
Redukcja Ja mogę z rękami robić dosłownie wszystko... ale ponieważ biorę leki rozrzedzające krew i jeszcze nieco krwawię z piersi, to obecnie nie robię nic:/ leżę cały dzień i wegetuję... ale w domu to zawsze przyjemniej:D
-
ania 75K powodzenia! Trochę żałowałam, że właśnie tam wszystkiego nie załatwiłam. zurfilda Ja miałam niby 75J, a staniczek kupiłam 75C;) zdesperowana68 Dlatego się zdziwiłam, że mi nic nie zakładają. O hormonach mówiłam, że biorę cały czas i nie odstawię, ale cóż. Redukcja Jak na razie to chyba tylko ja się skarżę na coś takiego, reszta dziewczyn miała całkiem niezłą opiekę;) kasiol2013 Ja od kilku lat mówię, że mam 21 lat;p i tak mi zostało, więc jak ktoś pyta o mój prawdziwy wiek to dębieję;p gość Też odniosłam takie niemiłe wrażenie, że mieli do mnie pretensje, że nie jestem lekarzem i sama sobie karty nie wypisałam i nie powiedziałam im co i kiedy powinni mi podawać. Zrobiło mi się przykro, bo wcześniej wszyscy byli mili:( Gosia-68 Ja bym radziła lekarza zapytać o rozmiar, bo mam wrażenie, że mi się przypadkiem udało wejść w ten stanik, ale normalnie to trudno dobrać. Na początku wystarczą bandaże;) A potem się zmierzysz i kupisz odpowiedni;) Ja mam stanik zapinany i z przodu i z tyłu i odpinane ramiączka, teraz leci mi krew z jednej piersi i muszę zmieniać gaziki i przyznam, że przyda się odpinane ramiączko, bo wtedy nic więcej nie ściągam i nie zapinam, tylko piersią się jedną zajmuję i już;) I istotnie nie zapięłabym się z tyłu po operacji sama:/ teraz mam problem, co dopiero kilka dni wcześniej;) http://www.e-zdrowieiuroda.pl/produkty.php?katid=0&prodid=54
-
Miałam też podczas pobyt dość dziwną sprawę z jedzeniem. Niestety owoców nie było, dostałam 1 jabłko w ciągu tygodnia;p ale… szpitalne jedzonko było całkiem dobre i nawet sporo tego, tylko że dostałam biegunki i stanów podgorączkowych, właściwie to temperatury;p Pielęgniarka zasugerowała, żeby rodzice mi przywozili jedzenie i tak też zrobili. Po pół dnia na moim jedzeniu biegunka minęła i został tylko lekki stan podwyższonej temperatury. Ot tego czasu jadłam tylko moje jedzonko, za co pani starsza, która rozwoziła jedzenie się obraziła;p Dzisiaj czuję się nieźle, choć po kilku minutowym prysznicu musiałam się przespać 2 godziny:/ bardzo osłabłam po tym jak kazali mi leżeć bez ruchu, ale staram się powoli nadrabiać. Piersi tylko troszkę czasem pobolewają, ale proszków nie biorę. Są bardzo ładne i już siniaków nie widać, tyle, że w lewej jest lekkie stwardnienie i ona pobolewa częściej. W piątek będę miała zmianę opatrunków i może znowu kilka szwów sobie pójdzie. Wtedy dowiem się co z tym stwardnieniem w piersi. Na razie przymierzyłam kilka nowych rzeczy i są idealne:D wyglądam jakbym schudła kolejne 10kg i tak naprawdę, to po prostu wyglądam normalnie;) Czy przeszłabym przez to ponownie? Operację tak, ale nie w tym szpitalu.
-
W piątek z rana stres maksymalny. Na noc dostałam leki przeciwbólowe w kroplówce, ale i tak kolejny ranek kiedy budziłam się z bólem kręgosłupa z powodu materaca i ze łzami w oczach. Mimo, że parę razy prosiłam o zmianę materaca, nie chciano tego zrobić, twierdząc, że wszystkie są takie same. Rodzice przywieźli mi materac na leżankę i to trochę pomogło, ale i tak metalowe łóżko wbijało mi się w plecy na tyle, żeby wyciskać ze mnie łzy. Zwłaszcza, że nie mogłam chodzić, tak jak wszyscy inni i musiałam ciągle leżeć z nogami w górze. Kiedy lekarz się pojawił powiedział, że idę do domu i zniknął. Straaasznie długo go nie było, ale w końcu poszłam na zmianę opatrunku, wyjęto mi pierwsze szwy i okazało się, choć lekarz nie wierzył, że się uda, że wcisnęłam się w mój mini staniczek pooperacyjny:D Poczekałam chwilę w sali o dostałam dokumenty szpitalne, badania jakie robili, wypis i skierowanie do poradni krzepnięcia krwi, czy jakoś tak i receptę na leki. Nikt mi nic nie powiedział więcej, więc poszłam. W aptece przy szpitalu okazało się, że z lekiem będzie problem, bo ciężko go dostać. Pojechałam do mojej apteki, a tam pani mi mówi, że nie mam pieczątki na recepcie, a lek bez tego będzie kosztował za opakowanie ponad 150zł, a ja miałam prawie 3 opakowania kupić!:o O mało zawału nie dostałam, więc z powrotem do szpitala. Pieczątkę dostałam w rejestracji poradni, tylko szkoda, że nikt wcześniej nie uprzedził mnie o tym i pojechałam kupić lek. Co się dalej okazało, nigdzie nie było takiej ilości jakiej potrzebowałam, a jak lek jest refundowany, to nie robią wypisu leku, żeby przyjść odebrać później resztę, tylko trzeba od razu kupić całość, albo płacić za lek w pełnej cenie. Po kilku godzinach poddałam się i kazałam zawieźć do domu. Rodzice byli na tyle zdeterminowanie, że jeździli w upale i szukali dla mnie leku, aż znaleźli. Przeżyłam mały horror jak miałam sobie zastrzyk zrobić pierwszy (boję się igieł i krwi). Dałam radę i poszłam spać w moim najkochańszym na świecie łóżeczku:D
-
Następnego dnia cyrku ciąg dalszy. Był lekarz mój i powiedział, że to poważna sprawa i muszą wszystko skonsultować i zbadać. Kolejne pobieranie krwi. Prześwietlenie płuc. Przyszła chirurg naczyniowa i zdecydowała, że mam leżeć i nawet do toalety nie chodzić. Załamałam się:( Potem przyszła lekarka internistka o wszystko wypytać i powiedziała, że powinnam chodzić. Pielęgniarki nie wiedziały co robić, ale później przyszedł lekarz, który miał dyżur i powiedział, że mam leżeć. Potem wieczorem przyszła jeszcze lekarka i powiedziała, że mam chodzić, ale jak usłyszała, że poprzedni lekarz kazał mi leżeć, to powiedziała, że ona tego nie rozumie, ale żebym trzymała się tych zaleceń. W czwartek na obchodzie, prof. powiedział, żebym chodziła;p Miałam zakładać pończochy uciskowe i chodzić normalnie do toalety. Tak też robiłam. Dostałam masę kroplówek i lekarz powiedział, że jak dobrze pójdzie to w piątek wyjdę. Tego dnia ominęła mnie zmiana opatrunków, ale moje cycuszki zaczęły już ładnie wyglądać i nawet siniaki zaczęły z nich znikać. W ciągu dnia przyszła pielęgniarka i rzuciła mi tekst, że powinnam przecież powiedzieć, że biorę hormony. Po raz setny wytłumaczyłam, że powiedziałam, że dałam zaświadczenie ODDZIELNIE całe zaświadczenie tylko o tym, co przyjmuję. Że młodziak zapisał w karcie pacjenta, że biorę leki. To ona odparowała, że tam nie było to napisane, że to hormony, a skąd oni mają znać każdą nazwę leku. Przytkało mnie. Po kolejnej rozmowie z lekarzem, okazało się, że nie mam typowych objawów zakrzepów, bo moje nogi wyglądają dobrze, tylko bolą. Wszystkie wyniki badań są dobre. Jeśli nic się nie zmieni wyjdę w piątek.
-
W poniedziałek rano w końcu pokazał się mój lekarz i obejrzał mnie. Powiedziałam o cyckach i o łydkach. Zapytał, czy dostawałam zastrzyki z heparyny, powiedziałam, że dopiero nie. Jak lekarz obejrzał opatrunek, okazało się, że był za ciasno założony i dlatego piersi bolały. Powiedział też, że będę dostawała zastrzyki w brzuch na rozrzedzenie krwi. Miałam wyjść we wtorek po zmianie opatrunków. Kiedy chciałam się pakować, lekarka powiedziała, że sprawdzą jeszcze tylko jedną rzecz i pójdę do domu. Poszłam na usg łydek i bardzo niemiła babka, kazała mi się na brzuchu położyć :o Mówię jej, że nie mogę, to ona mówi, żebym się podparła na łokciach. Patrzę na nią i tłumacze, że ja nawet na bok się nie przekręcam jeszcze. Wk….a zrobiła mi część usg na boku. Potem kazała stanąć na kozetce i przenieść ciężar ciała na jedną nogę, potem na drugą, potem się przekręcić i po 5 minutach słabo mi się zrobiło, myślałam, że się zwalę. Pytam czy jeszcze długo, to z pretensją babka odpowiada, że przecież musi jakoś usg zrobić. Okazało się, że mam zakrzepy w żyle i mięśniu. Nici z mojego wyjścia ze szpitala. Zaczęli badan mi krew, pobrali raz. Po jakiejś godzinie wróciła pielęgniarka i powiedziała, że zabrakło i musi pobrać jeszcze raz krew:/ Pani ginekolog, której córka leżała w mojej sali kazała mi się zapytać o leki hormonalne, które brałam i stwierdziła, że powinnam je odłożyć. Lekarka zdziwiona, że ja hormony biorę, to tłumaczę, że dałam przecież zaświadczenie i jest to napisane w mojej karcie. Skonsultowała się z panią ginekolog (mamą pacjentki) i ta druga postanowiła, że mam odstawić na razie leki hormonalne. Potem pojawiła się lekarka inna i pyta jak się czuję, to mówię, że parszywie, bo chodzić nie mogę, a ona się pyta co się stało? A wtedy pielęgniarka jej przerwała, że ona musi karty zobaczyć i że wszystko jest w karcie i ją wyprowadziła z pokoju. Jakoś po 21 przyszła ta lekarka, która okazało się, rozmawiałam ze mną jako pierwsza, kiedy skarżyłam się na łydkę. Razem z nią przyszła pielęgniarka, lekarka wzięła krzesło i usiadła, pielęgniarka stała tuż obok. Lekarka pytała jak to dokładnie wszystko wyglądało i co dokładnie mówiłam na zmianie opatrunków. Powiedziałam. Ona mówi, że na pewno jej nie mówiłam o nodze, bo to ważne jest i by zapamiętała. Mówię, że powiedziała, ale sądziłam, że to skurcz mnie złapał, a że dostałam leki nasenne to sądziłam, że skurczu nie poczułam. Lekarka znowu powiedziała, że na pewno jej nie mówiła. Spojrzałam na nią i pielęgniarkę i stwierdziłam, że nie mam zamiaru się z nią kłócić, więc powiedziałam „ok” i patrzyłam, co stanie się dalej. Lekarka się uśmiechnęła i poszła.
-
Co się działo nie mam pojęcia, bo obudził mnie podniesiony głos pielęgniarki, że mama do mnie przyszła. Byłam zdziwiona i tumaniona. Nic nie bolało, ale okazało się, że dostałam specyficznego uczulenia na znieczulenie i nie mogłam oczu otworzyć, miały dziwny kolor i łzawiły. Dostawałam kropelki i dopiero po kilku godzinach mogłam je jakoś lekko uchylić. Oczywiście problemy z załatwieniem się na basen załatwiły mi pobyt na sali pooperacyjnej aż do 21. Potem na moją salę i spać. Rano obudziłam się z potwornym bólem….. pleców! Okazało się, że mam wyleżany materac i wbija mi się metalowe łóżko w plecy. Pokręciłam się trochę, ale było to dość trudne;p Chciałam iść do toalety, ale przed chwilą jedna pani z mojego pokoju poszła sama i zasłabła, więc bałam się, że po tym w ogóle mi na wstanie nie pozwolą, ale dobrze się złożyło, bo podwieziono mnie na wózku :D Więc załatwiłam się jak człowiek i do łóżeczka. Miałam jakieś kroplówki w ciągu dnia i jeszcze kropelki do oczu, ale sporo leżałam i odpoczywałam. Codziennie były zmiany opatrunków rano, ale nie oglądałam piersi za pierwszym razem, bo sporo krwi tam było, więc wolałam nie zemdleć i poczekać, aż będą lepiej wyglądać. Wieczorem poprosiłam o coś na sen i obudziłam się jakoś po 1, poczułam, że spadł mi cukier, więc zjadłam batonika, potem toaleta i ze zdziwieniem stwierdziłam, że musiałam mieć skurcz łydki, bo mnie boli. Rano na zmianie opatrunków mówię, że piersi mnie bolą i że spadł mi cukier i że chyba skurcz w łydce miałam, bo mnie boli. Lekarka wyuciskała mi piersi i założyła z pielęgniarką nowy opatrunek. Po godzinie piersi bolały na tyle, że poprosiłam o proszki przeciwbólowe. Chodziłam trochę i starałam się prostować, ale nie dawałam jeszcze rady, bo lewa pierś mnie ciągnęła. Do tego zaczęła mnie boleć druga łydka.
-
Następnego dnia z samego rana zero jedzenia, zero picia. Nie spałam od po 5, bo mierzenie temperatury i oddział budził się już do życia. Zaraz po 8 obchód i rysowanie po piersiach. Kiedy lekarz rysował, przypominano mu chyba ze 100 razy, że anestezjolodzy na mnie czekają. Kiedy lekarz zapytał czy wzięłam już moją niebieską tabletkę uspokajającą którą miałam dostać, okazało się, że nie. Jak wróciłam do sali, już już miałam jechać na operację, ale w między czasie dali mi proszek i zanim dobrze przełknęłam już jechałam na zabieg. Trochę się zdenerwowałam, bo myślałam, że zdąży zadziałać, a tak się nie stało. Na Sali zdecydowano, że nie dostanę skarpetek antyżylakowych czy jakoś tak i były gadki z osobami na sali. Denerwowałam się strasznie:( Założono wkłucie, ułożono i kazano wdychać tlen. I czekałam i czekałam. Pani anestezjolog powiedziała, że obudzi mnie z rurką w buzi, żebym się nie wystraszyła, ona zada mi kilka pytań i mam kiwać głową, że ją rozumiem. I znowu czekałam i czekałam i czekałam i czekałam, aż w końcu odpłynęłam:D
-
W szpitalu zjawiłam się w czwartek 13, przed 9. Były jeszcze 2 osoby do przyjęcia i ja byłam proszona do rejestracji na końcu. Pielęgniarka najpierw sprawdziła mnie w komputerze, potem dzwoniła do lekarza, czy na pewno ma mnie przyjąć. Kiedy lekarz potwierdził, wsadziła wszystkie wyniki badań jakie jej dałam do mojej karty i kazała zgłosić się do rejestracji, potem do przebieralni i na oddział. Na oddziale pielęgniarki zapytały ile mam lat i nastąpiła dłuuuuga upokarzająca cisza;p A potem było jeszcze gorzej, bo zawołałam „Mamo!!!! Ile ja mam lat??!!!”. Wtedy już wszyscy pokładali się ze śmiechu. Cały dzień minął mi na oglądaniu oddziału. Lekarz przyszedł popołudniu z młodym asystentem, obejrzeli z czym mają do czynienia i potem poszłam na wywiad z młodziakiem. Ciągle powstrzymywałam się od śmiechu, bo młodziak był baaardzo podobny do jednego młodego policjanta z kabaretu, na dodatek głos nawet podobny… i żeby się nieco uspokoić spojrzałam w dół i myślałam, żeby się nie śmiać, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo młodziak miał wielgaaachną dziurę w skarpecie na pięcie, a że chodził w chodakach, wszyscy musieli to widzieć. Ale wywiad jakoś minął, młodziak zapytał o leki jakie przyjmuję i wszystko mu powiedziałam i zostało wszystko zapisane w mojej karcie pacjenta. Później przyszła pani anestezjolog, zostawiła ankietę do wypełnienia i wróciła później, chwilę porozmawiałyśmy i na czwartek to był koniec.
-
Długo się zastanawiałam czy wszystko napisać, ale stwierdziłam, że nie będę przekłamywać ani nie dopowiadać mojej historii. Chciałam tylko podkreślić, że jestem osobą, którą jeśli spotka coś dobrego to zaraz spotyka kilka złych rzeczy. Poza tym przez moją salę przewinęło się 5 pań i one wyszły ze szpitala zadowolone, bez komplikacji.
-
Jestem już w domu. Dziękuję Wam za pozdrowienia i pytania co u mnie i całe wsparcie;) Bardzo dziękuję Nowej-C :D Gdyby nie Ty nikt by nie wiedział co u mnie;) Więcej napiszę jak jeszcze trochę odpocznę, bo tego będzie baaardzo dużo, musiałam też przemyśleć jak wszystko sformułować i co napisać, ale o tym pewnie wieczorkiem;) Najważniejsze, że jestem w domku i odpoczywam:)
-
cycasta Małgosia Idę do Orłowskiego w czwartek rano i w piątek mam mieć zabieg.
-
Dziewczyny! W końcu potwierdzili mi dzisiaj zabieg, także w czwartek z rana jadę do szpitala. Trzymajcie kciuki, żeby tam już nic nie wyskoczyło i żebym na spokojnie wszystko przeszła;) Moje nerwy już są wystarczająco mocno nadszarpnięte. Na pewno po operacji komuś dam znać, żeby do Was napisał i powiedział jak poszło i jak się czuję;)
-
Nowa-K jutro już wychodzi ze szpitala!;) kukaburra66 Orłowski i zmienili termin, bo "nagle" się okazało, że tak poważnych operacji przed świętami nie robią:/ cycasta małgosia Niestety u mnie limit pecha jest niewyczerpalny:(
-
40-stka Na razie mam wrażenie, że do operacji jeszcze wieczność i wieczność minęła od przesunięcia terminu. Zaczynam panikować, że jak zadzwonię to dr znowu powie, że mi przesunie termin:/ Wpadam w coraz gorszy nastrój:(
-
Nowa-K ma już małe cycuszki od godziny 13;) Czuje się nieźle:)
-
nowa-K jest od 8 na operacji;) Dam znać jak się odezwie po;)
-
nowa-K będzie operowana przez innego lekarza, dlatego dopiero jutro operacja. Kazała także podkreślić, żeby nie zapomnieć o zaświadczeniu od swojego lekarza o dobrym stanie zdrowia, bo ją chcieli odesłać do domu, bo nie miała zaświadczenia. Na szczęście jej lekarka przefaksowała zaświadczenie do szpitala. Także pamiętajcie o tym!!!! Dziewczyny z Łęcznej, powodzenia!!!!
-
Przekazuję nieco wieści. nowa-K już jest na oddziale, ale operację najprawdopodobniej będzie miała dopiero w piątek. Jutro dam znać więcej;)
-
Dziewczyny, gratuluję kolejnych konsultacji i nowych operacji;) Dawajcie znać jak wszystko idzie;) Zostały 44 dni.
-
40-stka Super! Bardzo dobrze, że jesteś zadowolona;)
-
To ja się dołączę do grona cierpiących. W nocy kręgosłup mnie pokonał. Dzisiaj jestem unieruchomiona, do końca tygodnia nie ma mowy o ćwiczeniach i w ogóle schylać się nie mogę, nie wspomnę już o noszeniu stanika:/ Jeszcze zostało 48 dni....
-
andzik179 Ogromne dzięki;) Powoli zaczynam się orientować w centymetrach i jakie ubrania będą na mnie na pewno za małe po operacji;)