Chodzi o to, że marzę o tym, by być ładną i fajną dziewczyną. Fajna już jestem ale ryj nie ten. To mnie strasznie pogrąża w rozpaczy - właściwie już pogrążyło i teraz trzyma w szachu.
Nie wiem co lepsze dla psychiki: marzyć, że nie jest się brzydkim, że los kiedyś się odmieni, że wcale nie jestem gorsza?
Czy - pogodzić się z niższością wobec ładnych dziewczyn, fajnych facetów uznać za bezwzględnie nieosiągalnych i zacząć dokarmiać koty?
Nie wiem.