funny_game
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez funny_game
-
Półku - ale może mnie się o ten dreszczyk rozchodziło? :P Jakby nie było, w kwestii żłobków, dzieci spokojne, które nie umieją wywalczyć swojego zawsze na tym tracą. Jak pisałam, 5 miesięczne dziecko jak dla mnie się do takiego miejsca nie nadaje (nie mówię o kompletnej ostateczności, gdy naprawdę wyjścia nie ma). I po to chciałam mieć dziecko żeby z nim być, a nie upychać po kątach. Mini - aj tam, jak się stanie dwunożna to zobaczysz jak się jej linia osy zrobi :D
-
Pamiętam jak moja sąsiadka odebrała dziecko, które miało założone pampers na pampersie, bo "miały kocioł i nie było czasu na przewijanie" :O
-
Mini - to jak ja, po to decydowałam się na młodego, bo chciałam go mieć, chciałam go kochać, spędzać z nim czas i wspólnie wiele rzeczy robić. Wierzę, że to zaprocentuje, i jak będzie starszy i będzie miał jakiś problem, to przyjdzie do mnie, bo będzie wiedział, że do mamy może przyjść z wszystkim. Wyprałam dziś kołdrę. Musiałam, kilka razy młody mi obsiurał i już było nią czuć w pokoju, a że ona nie z prawdziwego pierza, to pomyślałam, że zaszaleję. I nic się z nią nie stało, suszy się pięknie, a jak pachnie :D
-
Gryzku, muszę Cię rozczarować, ale moje dziecko dzień w dzień ma kontakt z innymi dziećmi, co pewnie również przeczytałaś tak samo jak to, że moje dziecko trzyma się mojej dupy. Ma taki a nie inny charakter i ja nie mam zamiaru do czegoś go zmuszać tylko dla wygody własnej dupy. Tak, poświęcam się dla młodego, ale wiem, że to mi zaprocentuje. Nie odganiam go od własnej dupy, tylko się nim zajmuję i spędzam z nim czas. Półku - za Nielatka trzeba dziś trzymać kciuki :) Pachnie mi już ciastem jabłkowym, mniam, mniam :-)
-
Gryzku, nie mogę się z Tobą zgodzić, że 90% dzieci siedzących w domu ma problemy z adaptacją, dla mnie to bzdura kompletna. Ja tego nie obserwuję zupełnie. I nie piszę tego w obronie własnego siedzenia w domu, ale widzę po dzieciakach. Jest ich na ulicy dużo i zdecydowana większość siedzi z mamami w domu i nie mają problemu z adaptacją w przedszkolu. Mało tego, jak ja byłam mała, to mało kto NIE siedział w domu z mamą. Wtedy raczej wszyscy w domu siedzieli, i nie przypominam sobie żeby większość z nas miała problemy z adaptacją w przedszkolu czy szkole. Pewnie, że były takie dzieci, ale to nie wynikało raczej z siedzenia czy niesiedzenia w domu z mamą ale raczej z charakteru. Znam dziecko, które po pójściu do rpzedszkola (do 3 latków) stało się zamknięte w sobie, cofnęło się z mową, przestało się uśmiechać, bało się wsyzstkiego. Dziecko z przedszkola zabrano po 3 miesiącach, a niespełna rok zajęło zanim wróciło "do normy". No nic, każdy robi jak uważa i chwała za to.
-
NIEwyprasowaną górę prania miało być :P
-
Gryzku - mój Funik też się wyrywa z domu. Rano zabiera pierwszy lepszy ciuch swój, albo buty i siada pod drzwiami i krzyczy papa. BArdzo dużo czasu spędzamy na dworze, na placu zabaw, wśród dzieci. Ale w domu też jest fajnie. Wsyzstko zalezy chyba od tego jak się ten czas spędza. Bo jeśli dziecko non stop jest same sobie, to pewnie mu się szybciej nudzi i bardziej mu się podoba wśród dzieci czy w przedszkolu, gdzie zawsze coś się dzieje. Ale gdy jednak wymyśla się jakieś zabawy i poświęca czas, to chyba też jest inaczej, tak myślę. Ja wolę mieć niepomyte gary, niepoodkurzane czy wyprasowaną górę prania ale za to bawić się w coś fajnego z młodym, spędzić z nim czas, coś nowego mu pokazać, powygłupiać się jak czubki itp itd. Pewnie, że czasem jest tak, że nie mam tyle czasu, ale choćby się waliło i paliło zawsze staram się ten czas znaleźć. Może to kwestia tego? Nie wiem. Ja nie umiałabym dać młodego do żłobka, no nie umiałabym.
-
I myślę, że bardzo wiele znaczenia ma tutaj jeszcze samo dziecko, jego charakter i sposób bycia. Są dzidzi kontaktowe, odważne, które pójdą do obcego bez mrugnięcia okiem. Ale są dzieci nieśmiałe, które płaczą jak ktoś obcy coś od nich chce, boi się ludzi, których nie zna. I to też moim zdaniem ma ogromny wpływ, bo dziecko to odwazniejsze sobie poradzi dużo lepiej niż to nieśmiałe, a temu nieśmiałemu to może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Ale wiadomo, jak wyjścia nie ma, to nie ma. Ja wiem, że Funik by się nie nadawał do żłobka, on od urodzenia był nieśmiały, stronił od wielkich spędów, bał się obcych. Obcych, on nawet kogoś kogo już znał, ale rzadko widział się bał. Dzieci kocha, wręcz uwielbia, ale trochę te ciut starsze niż młodsze. Poza tym jest zajebiście wrażliwy, jak jakieś dziecko płacze to jemu się udziela często, a jak widzi, że ktoś robi krzywdę innemu dziecka, to tego dorosłego szczerze przestaje lubić i krzyczy na tego kogoś. Czy zna czy nie zna :) Na poznanie ludzi zawsze potrzebuje czasu więcej. Choć może się mylę, i byłby inny? Nie wiem, ale mnie to nie przeszkadza zupełnie, zajebisty jest i już :-) I po różnych przemyśleniach sprawy, doszłam do wniosku, że cieszę się, że jestem w domu z młodym. Myślę, że to bardzo ważne, zwłaszcza pierwsze 2 lata i wierzę, że to mi kiedyś zaprocentuje. Poza względem zarabiania pieniedzy, które jak wiadomo by się przydały to nie żałuję że nie pracuję. Jak pójdę do pracy później to nic się nie stanie. o. Gryzku - wiem, że mowa to sprawa indywidualna, może nawet z genami zawiązana, napisałam tak ogólnie ;) U nas w rodzinie dzieciaki raczej późno zaczynają mówić . A chodzisz z Tadkiem do logopedy ?
-
A nie, jeśli chodzi o 5 miesięczne niemowlę to w pełni się zgadzam z Tobą Mini :-) Dla mnie taki maluch, który właśnie więcej leży jeszcze i sam sobie nie poradzi to też jest ostateczna ostateczność. Również nie chciałabym wiedzieć, co takie dziecko czuje, kiedy tak leży i płacze. Miałam na myśli już takie właśnie roczniaki. A takie mniejsze to dla mnie też jest masakra, i nikt mi nie powie, że jest inaczej. Wiadomo, że takie dziecko przeżyje, ale jakie to ma skutki to tego tak naprawdę nie wie nikt. A to, że ma sucho, jest najedzone to nie wszytko. Tu masz Mini rację.
-
wpadam przelotem i to na fonie :) bylismy z mlodym na dworze, wrocilismy ubabrani z blota i piachu, ale nic to, najwazniejsza jest radocha :) to moze Sarna znikla bo ja przyszlam? :D Sarno wroc :D co do zlobkow, to u nas jest tak samo jak u Gryzi, nie wolno wchodzic na sale pod zadnym pozorem. W szatni jest dzwonek i jak sie dziecko przebierze to sie dzwoni, przychodzi pani i zabiera. Jak sie odbiera, to tez sie dzwoni, mowi sie po kogo sie przyszlo, pani dziecko przynosi i zdaje relacje ile dziecko spalo, ile zjadlo i jak sie zachowywalo ogolnie. Chocby nie wiem co nie ma wejscia na sale. A jak juz to te pierwsze dni mozna dzieci zabierac wczesniej, np po 4 godzinach, ale nie ma czegos takiego jak adaptacja z rodzicem. Ja osobiscie tez wolalabym zlobka uniknac, ale zycie jest takie jakie jest, czasem zwyczajnie nie ma innej mozliwosci. Z drugiej strony to nie jest tak, ze dziecko tylko na tym traci, bo na pewno staje sie szybciej samodzielne, odwazniejsze, nawiazuje wiezi z rowiesnikami, uczy bawic sie w grupie, szybiej uczy sie mowic itp. Od mojej kolezanki corka jak poszla do zlobka to po 3 tyg nauczyla sie samodzielnie jesc i z mowa ruszyla raz dwa a nie mowila nawet mama. Poszla do zlobka w styczniu jak miala 15 miesiecy. Ogolnie, dobrze ze takie miejsce jak zlobek jest, tylko mimo wszystko szkoda ze tak malo miejsc, choc to pewnie zalezy od danejgo miasta, nie wiem. Ide robic ciasto :)
-
dzien dobry :) chetnie sie napije kawy :) mlodemu chrypa prawie przeszla wiec ufff, nie musze z nim dralowac do lekarza. nielatku - trzymam z calhch sil, jakie tylko mam :) Mini - fajnie sie tak umyc nie? Niby czlowiek docenia ze ma wode czy prad, ale dopiero jak zabraknie to zdaje sobie sprawe jak bardzo jest uzalezniony :) matko, jaka pogoda. I znowu bedziemy w chalupie siedziec :\ wszystki tym co dzis zaczynaja w szkole czy przedszkolu nowy rok zycze powodzenia :)
-
Idę spać. Tak, tak, wciąż tu byłam :P dobrej nocy :-)
-
no gazeta taka, racja
-
Ja generalnie zawsze miałam kolegów a nie koleżanki. Już jako dziecko wychowywałam się z chłopakami, potem w przedszkolu wolałam towarzystwo kolegów i tak mi zostało. Faceci są prostsi w obsłudze, nie gadają właśnie o ciuchach, modzie, paznokciach itp. Dla mnie ta sfera zawsze była czarną magią mimo że sama jestem kobietą (serio serio :D ) Pamiętam , że mój mąż był cholernie zazdrosny o tego mojego przyjaciela, ponieważ dla niego przyjaźń damsko - męska nie istniała. Dopiero jak go poznał, potem jego dziewczynę i więcej czasu spędzaliśmy razem to zmienił zdanie. Zresztą, kolegów mam wielu, ale to nie przyjaciele :) A pokrewieństwo dusz to ważna sprawa, jakby nie patrzeć.
-
To prawda. choć ja bym przyjaciela w tej kategorii nie traktowała. Bo np ten mój kolega ze studiów, przeprowadził się z żoną nad morze. Więc nie mamy ze sobą teraz tyle kontaktu co kiedyś, telefonujemy, piszemy, odwiedzamy się, choć to oni teraz głównie nas. do czegbo zmierzam: że choć nie mamy tyle czasu by mówić o wszystkim, i nie mówimy sobie tyle, ile mówiliśmy wcześniej bo nie mamy już fizycznie takiej możliwości to wiemy, że możemy wzajemnie na siebie liczyć o każdej porze dnia i nocy, z czego oboje korzystaliśmy nie raz.
-
Mini - wiemy, wiemy. Ja pojęciem przyjaciel nigdy nie szastałam, w życiu miałam ich zaledwie kilku. Z czego obecnie mam 2. Jeden kolega ze studiów, druga koleżanka od liceum. Z nimi nejedno przeszłam, w niejednej sytuacji życiowej się wsparłam. Reszta jakoś się rozmyła. Ale wiecie, odkąd urodziłam młodego kontakty w ogóle poznikały, pourywały się itp itd. nie, żebym ubolewała, ale tak zauważyłam.
-
Zakupy, ha! Kiedyś kilka podstawowych pierdów i płaciło się góra 50 zł. A dziś? Ledwo co i 100 zł pęka :/
-
Nielatku - tacy przyjaciele są fajni, dobrzy tacy. Ja mam takiego ze studiów, rzadko się odzywamy do siebie, ale nigdy nie pozostajemy obojętni wobec siebie. On był z narzecozną na moim ślubie, potem my na ich i tak się odwiedzamy czasem :)
-
u mnie to samo, od lipca 2010 roku żyjemy z jednej pensji. Dwa razy napisałam komuś pracę dyplomową i na tym zarobiłam, ale kasa się rozmyła w trymiga, bo to był czas, kiedy rodził się młody, a że nie mieliśmy nic... Faktycznie, kto dziś nie ma problemów z kasą. Chyba każdy ma, najgorsze że ceny wszystkiego tak rosną, że to jest po prostu obłęd. Nie wiadomo co zrobić, co kupić i jak kurna żyć.
-
Mini - tak też czynię. Ostatnio nawet na kolację zjadł parówkę!! Lubi ziemniaki jeszcze, to po mnie ma :-) I chyba po mnie ma niejedzenie śniadań - to możliwe? !
-
Nielatku - kota ni mam, ale misia owszem, łap - rzucam :-) A w kwestii jeszcze ewentualnego kredytu i raty wysokiej to nie mogę wykluczyć ewentualnej ciąży i kosztów związanych z dzieckiem jeśliby się pojawiło. Bo dzieci się przecież rodzą nie? Czasem nawet jak się ludzie zabezpieczają.. noo, więc sprawa rozwiązana jak dla mnie była od początku, ale męża muszę jeszcze utemperować, buja mi w obłokach.
-
Mini - słodyczy to ja mu nie daję, tym bardziej słodkich napojów. Czekoladą go raczy babcia i to wychodzi powiedzmy raz na tydzień, dwa. Ale taki mały odskok może mu się przydarzyć, czemu nie.
-
Nalesniki jadł ale już nie je. Od czasu jego choroby w kwietniu, kiedy miał antybiotyk, nie miał jak oddychać, herlał, gorączki miał i inne cuda, to od wtedy właśnie mu się popieprzyło z jedzeniem. 80% rzeczy jeść nie chce, które wcześniej jadł ze smakiem. On nawet sam jeść za bardzo nie chce, chyba że ma dobry humor, serio. A te kolorowe też próbowałam i kończy się tym, że owszem się interesuje, ale braniem do łapki czy nadzianiem na widełek i wyrzucenie w pieruny. :/ Same widzicie, kiepska sprawa z tym moim niejadkiem. Było mu dawać na drugie imie poi dziadku tadku? to mam, no! Półku - Ty jej ukochana synowo, jak mogłaś ją zawieźć!
-
No bo ja wracam z siku a tu rege grają, widzę dredy to dopadłam lapka i napisałam, ale się przysłuchałam, przypatrzyłam i to nie oni byli :) Co racja to racja, jeśli chodzi o kasę. Wcale nie jest kolorowo, mam nadzieję, że nam się od stycznia trochę polepszy bo kończy nam się kredyt co rata była całkiem, więc liczę na jakieś poprawy losu, choć los jak wiadomo paskudny typ, przewrotny taki. Osobiście wolałabym się nie pchać w żadne raty już w ogóle. Się w życiu już nauczyłam, aż nad, i to nie że z własnej osobiste i dobrej woli :/ Półku - to jutro ładnie do teściowej zadzwonisz i powiesz, że wolałaś zadzwonić niż wysłać kartkę :D
-
aj pojebało mi się, wszystko dlatego że poszłam siku :/