cześć dziewczyny... mi to się przydarzyła historia, w sumie której finał będzie w poniedziałek. Ostatni okres miałam 9.04. w zeszły wtorek zrobiłam test - pozytywny. Poszłam w środę do gina, ale usg nie wykazało nic. Doktorka stwierdziła że może za wcześnie, więc kazała przyjść za 2 tygodnie. Wczoraj z rana dostałam plamień, więc pomyślałam że pójdę i sprawdzę u innego lekarza. Usg też nic nie wykazało, nie było już nawet plamień, więc lekarz odesłał mnie z kwitkiem. Byłam strasznie wściekła, bo naprawdę uwierzyłam że ciąża. Wróciłam i zrobiłam test. Wyszedł pozytywnie znowu - choć usg nie wykazało nic. :(
a właśnie teraz dostałam okres :(
W moim przypadku chyba nawet o poronieniu samoistnym nie można mówić... jestem załamana i zastanawiam się czy w ogóle iść do gina w poniedziałek?
Co sądzicie?