Daria;)
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Daria;)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7
-
ja smażę cały czas te naleśniki, już mam niezły stosik:) jak mąż wróci z pracy to jedziemy do cioci do szpitala z małym (ciocia wyjdzie do ogrodu przyszpitalnego) to jej zawioze takich chrupiących naleśniczków:)
-
ja też się cieszę że nie pracuję w korporacji i że jestem daleko od takiego światka
-
młode matki są czasami nienormalne, dosłownie jakby zwariowały na punkcie kupek, zupek, pieluszek, obiadków, niektóre są jakby zyły w transie, wszystkim dookoła opowiadają jakie ich dziecko jest wybitne (pod każdym względem). OK, rozumiem że macierzyństwo zmienia, ale dla niektórych kobiet jedynym sensem życia jest dziecko i wszystko z nim związane, nie ma innego tematu do rozmowy tylko tematy związane z dzieckiem.
-
potelka jest tak czasami, że własnie widzę taką zawiść z oczach innych matek, jak zaczniemy rozmawiać i ja np mówie że szczepimy na pneumokoki czy ospe to kiedyś mnie zaatakowały że to strata pieniędzy, albo z zabawkami, kiedyś jak mój synek się bawił takią grającą zabawką to jedna matka mi powiedziała że to głupota wydawać pieniądze na taaakie zabawki, tak jakbym kogoś okradła i mu kupiła. A co do porównywania to to już mnie strasznie wkurza, matki się licytują które dziecko szybciej zaczęło chodzić ,mówić sikać w nocnik itd itp. Dlatego mam dosyć tego placu zabaw i kiedy tylko mogę wysyłam z malym męża:)
-
my tutaj mieszkamy dopiero od dwóch lat, jeszcze pomału się urzadzamy, a raczej ja dokupuje rózne dodatki itd. Czeka nas jeszcze wiele remontów, ale nie zrobimy wszystkiego naraz. Pewnie już bysmy do tej pory wszystko zrobili gdyby moja ciąża nie była zagrożona i gdyby synuś był mniej absorbujący, do tego dochodzi moja szkoła, mąż ciągle w pracy i bez przerwy mam poczucie że doba jest za krótka. Szczerze mówiąc to dopiero od niedawna odżyłam w sensie kontaktów towarzyskich, wcześniej przez te kolki, ząbki i nieprzesypiane noce moje kontakty towarzyskie ograniczały się do najbliższej rodziny i mam na placu zabaw. Teraz synek nadal budzi się w nocy, ale w dzień jest już naprawdę ok, mogę wszystko zrobić i nie czuję się już taka zmęczona:)
-
na takie mniejsze spotkania typu obiad 4-6 osobowy mam mniejszy stół i do niego mam sporo ładnych mniejszych serwetek
-
ja jakoś tak nie mam okazji do takiego świętowania przy dużym stole, odkąd tutaj mieszkamy tylko raz było duże przyjęcie, chrzciny synka, bo robiliśmy w domu, haha i to własnie w wielkanoc 2011, więc był obrus w pisanki:)
-
a te kilka tzn. dwa - aż wstyd się przyznać, że mam tylko dwa obrusy i do tego jeden wielkanocny;) muszę dokupić żeby mieć więcej. Haha jakbym robiła przyjęcie i trzeba by było obrós zmienić (jakby ktoś wylał np zupe z wazy) to musiałabym założyć ten z pisankami, aż wstyd.
-
fajny ten sklep z pościelą:) ja muszę sobie kupić kilka obrusów, bo mam tylko kilka. Wcześniej jak mieszkałam u mamy to tam b yło ich dużo, a tutaj w domu mam tylko kilka tych które wzięłam od mamy:)
-
ja na ostro nalesniki to robię tylko czasami tak: prówka posypana przyprawą do grilla zawijana w serek zółty, w nalesnik i opiekana w bułce, dobre są:)
-
Potelka niby humanistyczna, ale wcale się taka nie wydaje. Nigdy nie miałam do czynienia z logiką matematyczną więc nawet nie wyobrażam sobie jaka tamta musi być zawiła. Tutaj mam takie działy jak: rozumowanie i argumentacja, analiza języka, klasyczny rachunek zdań, tradycyjny rachunek nazw, elementy metodologii, błędy logiczne. Jest mnóstwo zadań, ale w sumie jak się zrozumie sens i podstawy po kolei, etap po etapie to te zadania wcale nie są aż takie zawiłe. Najłatwiejsze dla mnie są nazwy (zbiory), język KRZ (koniunkcja, negacja, implikacja, alternatywa itd), chociaż mieszają mi się bardziej skomplikowane taudologie, ale mam problemy z sylogizmami, ten prostokąt logiczny (sipy, sapy itd) doprowadza mnie do szału. Wczoraj robiłam z koleżanką zadania i gadałyśmy chyba kilka godzin przez tel (dobrze ze ma z plusie to ja mam darmowe) i mąż mi dzisiaj rano powiedział ze gadałam prz sen, haha podobno powtarzałam że "niektóre ssaki są drapieznikami, wszystkie drapieżniki są ssakami, niektóre ssaki nie są drapieżnikami" ale od tych zadań można dostać obłędu naprawdę, jak jest np 146 kombinacji przy kilku zdaniach to idzie zwariować, boże ja chyba ogłupieję od tej logiki, co dziwne zaczynam wszystko rozumować "na logikę"
-
Hej:) u nas znowu upał, a tak liczyłam na chłodniejszy dzień, ale to już tylko kwestia kilku dni i będzie ok:)
-
jesli chodzi o zime to właściwie u nas synek zacząl pierwszą zime jak miał już 10 miesięcy, na spacer zakładałam mu ubranie po domu (np. body z długim, rajstopki bawełniane) i na to spodnie kombinezonowe i kurteczkę cieplejszą (plus czapka, szliczek, rekawiczki), w wózku przykrywałam go kocykiem polarowym, potem zakładałam ochraniach od wiatru i tyle:) POtelka wydaje mi się że jak w godnolo masz jakiś materacyk, potem dziecko w kombinezonie, śpiworku to kocyk jest zbędny, jest przecież osłonka od wiatru zakładana na wierzch no i buda, która chroni przed mrozem i wiatrem:) Uważam że przykrywanie śpiworka kocykiem jest już zbędne, chyba że nie ma śpiworka to kocyk musi być.
-
u nas rożek przez kilka pierwszych miesięcy bardzo się przydał, kupiłam dwa takie z usztywnianym spodem bo wiadomo że noworodek taki kruchutki jest a ja nie miałam wprawy w noszeniu takiego okruszka:) Co do kocyków to u nas kupiliśmy kilka polarowych, tak z 5 i dwa bawełniane. W praktyce używaliśmy dwóch polarowych i potem dokupilismy bawełnianych bo te polarowe były zdecydowanie za grube, nawet do spania używaliśmy ich tylko przez może dwa miesiące a potem już tylko bawełniane, no ale u nas synek urodziła się pod koniec lutego więc zaraz była wiosna. Na początku używaliśmy do wózka spiworka tego grubego, ale to było maks przez miesiąc, bo akurat wtedy od marca było już naprawdę ciepło. Śpiworek w wozku, fajna sprawa, masz pewność że dzidziuś nie zmarznie z żadnej strony, szczególnie w zimie, bo u Was zaraz zrobi się chłodniej i zimniej. Ale nie mo też co szaleć z tym otulaniem, przykrywaniem itd. Wiadomo, że jak jest zima to dziecku musi być ciepło, ale dziewczyny mówie Wam jak niektórzy potrafią dziecko opatulić. Pamiętam jak byłam z synkiem w przychodni to wiele razy widziałam takie przegrzewane dzieci że masakra. Np. był bodajże marzec/kwiecień, w każdym razie na dworze ok.20 stopni, ja się zastanawiałam czy zalożyć letnie buciki, a tu w przychodni przyszła mamusia z dzieckiem ok. rocznym w wózku i tak: najpierw z wierzchu dziecko przykryte grupym akrylowym kocem, potem pod spodem takim cieńszym, dalej, dziecko ubrane w zimowy kombinezon, gruba czapa, rękawiczki, szalik, pod kombinezonem gruby dres, a pod dresem wyobraźcie sobie rajtuzy! Widziałam jak mu je naciągała na nodze bo mu się zsunęły, mysl;ałam że padnę, oczywiście dziecko miało kozaki. Mogę się założyć że miało jeszcze podkoszulkę, bluzke z krótkim potem z długim. POdczas gdy mój synek miał założone jedynie body z długim i na to cieniutki bawełniany pulowerek i spodnie sztruksowe i do tego buciki wiosenne i czapeczkę bawełnianą. Jak zobaczyłam tamtego chłopczyka to było mi go bardzo szkoda, bo ledwo się ruszał, był cały upocony i widać było że się męczy w tych ubraniach. Ale niestety u nas w Polsce jest pełno takich nawiedzonych mamusiek które na wszelki wypadek nakładają więcej żeby czasami dziecko nie zmarzło, szkoda tylko tych biednych dzieci, które np. jak wyjdą na sanki to same wyglądają jak bałwan, bo nie mogą się wcale ruszać normalnie.
-
Witajcie:) Potelka już na 100% pojade poprawiać bo uczyłam się dużo w weekend i już zarezerwowałam pokój w akademiku:) Jedzie kilka koleżanek więc będzie raźniej, tylko one poprawiają bo nie zdały, troche mi głupio że ja się jade poprawiać a one zdać, ale przecież będą też inne tematy rozmowy niż egzaminy. Znowu będe musiała jechać w piątek i wrócić w poniedziałek bo jak na złość są rozłożone na dwa dni, logika jest w niedziele i to dopiero o 16:30 więc wrócę już w poniedziałek rano. NIe mam ochoty znowu rozstawać się z synkiem, ale muszę poprawić te oceny żeby brać większe stypendium:) Dobra nie będe już zanudzała szkołą, haha w końcu teoretycznie są już wakacje:) U nas miało być chłodniej od dzisiaj, ale już dochodzi 28 stopni w cieniu:( Boże, te upały mnie wykończą.
-
Hej:) mnie wczoraj nie było bo z tego gorąca to mi się nie chciało siedzieć przy komputerze, tym bardziej że mam go na górze, a tutaj zawsze jest cieplej. NIby to laptop ale nie chce mi się z nim biegać po całym domu, zabieram do tylko na zjazdy do lodzi na uczelnie. Mam już wszystkie wyniki, poszło mi nawet dobrze, ale mogłoby być lepiej. MOże zabrzmi to smiesznie, ale jestem zła, bo liczyłam że się załapię na wyższe naukowe stypendium i chyba pojadę poprawić dwie oceny. MOglabym pojechać za tydzień bo będą drugie terminy poprawek, musialabym poprawić andragogike i logike żeby się załapać na najwyższe stypendium. Wiem, że to zabrzmi smiesznie, ale musiałabym poprawić andragogike z 4+ na 5 i logike z 3 przynajmniej na 4. Andragogike na pewno bym poprawiła, ale samo to bez poprawy logiki nic mi nie da, a z logiką może być ciążko, sama nie wiem czy jechać... Ale z drugiej strony jak poprawię to będę brała stypendium potem wyższe o prawie 400zł miesięcznie, co mi daje przez 10 miesięcy prawie 4000. Ja zawsze mam takiego pecha, brakuje mi 1,25 oceny, przedmiotów było 23 w całym roku, jak zwykle mam za mało o punkt, ocenę, jedno zaliczenie itd. Co semestr, za każdym razem jestem w takiej samej sytuacji. Ale chyba przysiądę i pojadę, będą na mnie patrzeć jak na idotkę no bo kto się poprawia z 4+ na 5, samej mi sie chce smiać, ale jak nie poprawie to bede potem żalować...
-
coś się to forum tnie:( ja teraz mogę sobie posiedzieć, mały śpi, mąż w pracy a ja siedzę, haha bo przecież jestem pasożytem:)
-
zgadzam się z tym co napisałaś, jak ktoś jest stale pod presją itd. to wyładowuje się na innych, często niewinnych ludziach którzy akurat znajdują się na drodze, ale nie można usprawiedliwiać chamstwa i ubliżania tym że ktoś jest przemęczony czy gnębiony, chociaż wiem, że tak działają te mechanizmy psychiki ludzkiej, że jak szef mnie poniża jego nie mogę, to poniżę kogoś innego i najlepiej anonimowo to mi się samopoczucie poprawi, ale to przecież nie moja wina że ktoś jest nieszczęśliwy, niespełniony, sfrustrowany, zdołowany itd., kurcze to mam nie pisać tego co myślę bo może komuś się moje poglądy nie spodobają? przecież każdy ma inne zdanie na każdy temat, nie będę się wiecznie kłóciła z kimś kto będzie wygłaszał wielkie osądy mojego życia. To jest moje życie, moje wybory, nikogo nie okradam, ani nikomu nie zawadzam. Wiem Potelka że jak w kimś jest tyle jadu że potrafi wyzywać obcą osobę to musi to być ktoś nieszczęśliwy, bo osoby spełnione, otoczone miłością aż kipią optymizmem, ale denerwuje mnie to że akurat ktoś tak się wyładowuje. Najłatwiej wejsć na forum naubliżać, potem zawinąć się i tyle. I ciekawe czy im się humor poprawił jak kogoś obrażą? Co, dowartościowują się w ten sposób? Przez moment czują że rozdają karty? A potem? JAk przyjdzie jakaś refleksja, to co? Nadal uważają się za nieomylnych, wszechwiedzących, idealnych? Denerwują mnie tacy ludzie co myslą że pozjadali wszystkie rozumy, nakazują innym najlepszy (wedlug nich tylko) wzorzec postępowania podczas gdy sami wcale nie są tacy wspaniali... Moja położna powiedziała mi coś bardzo mądrego, zawsze sobie to przypominam w sytuacjach kiedy ktoś mnie krytykuje, probuje mnie "ustawiać" i narzuca swoje poglądy. KIedyś jej powiedzialam że wkurzają mnie osoby dyktujące coś innym i uważające się za najmądrzejsze. Powiedziała że jak ktoś mnie krytykuje za coś to znaczy że sam ma na tym polu do zarzucenia wiele ale... sobie. Jak ktoś mi np. mówi że przy dziecku coś robię nie tak, to znaczy że chce "nadrobić" swoje błędy. Powiedziała że właśnie te gorsze matki zawsze krytykują najboleśniej, że jak ktoś popełnił wiele błędów to potem chce się dowartościowywać uwagami pod adresem młodych matek. Tutaj chodziło konkretnie o to, że żaliłam jej się trochę na moją babcią i matkę, że mi mówią, że coś tam robię źle chociaż ja wiem że wcale tak nie jest. Myślę, że podobnie może jest w tymi wpisami pod moim adresem, może ktoś ma żal do swojej mamy o to że poświęcała mu mało czasu, albo żałuje że swojemu dziecku nie poświęcił tyle czasu ile powinien to pisze, że jestem taka czy siaka a tak naprawdę to żałuje że nie jest na moim miejscu. Oczywiście mogę się mylić, ale być może coś w tym jest, chociaż oczywiście nikt otwarcie się do tego nie przyzna, bo najłatwiej obrazić i napisać że jestem pojebana. A jakieś wypisywanie że współczują mojemu dziecku, mojej synowej jest po prostu żałosne i śmieszne. Bo ciekawe dlaczego tak współczują temu mojemu dziecku? bo się nim opiekuję? Ale dobra, nie bedę się już nad tym rozwodziła, bo wiem że te wszystkie idealne pracownice, matki plus w pakiecie kucharki, sprzątaczki i praczki zaraz mnie zjedzą i wyzwią od nowa, szkoda że tylko na to je stać.
-
zgadzam się z tym co napisałaś, jak ktoś jest stale pod presją itd. to wyładowuje się na innych, często niewinnych ludziach którzy akurat znajdują się na drodze, ale nie można usprawiedliwiać chamstwa i ubliżania tym że ktoś jest przemęczony czy gnębiony, chociaż wiem, że tak działają te mechanizmy psychiki ludzkiej, że jak szef mnie poniża jego nie mogę, to poniżę kogoś innego i najlepiej anonimowo to mi się samopoczucie poprawi, ale to przecież nie moja wina że ktoś jest nieszczęśliwy, niespełniony, sfrustrowany, zdołowany itd., kurcze to mam nie pisać tego co myślę bo może komuś się moje poglądy nie spodobają? przecież każdy ma inne zdanie na każdy temat, nie będę się wiecznie kłóciła z kimś kto będzie wygłaszał wielkie osądy mojego życia. To jest moje życie, moje wybory, nikogo nie okradam, ani nikomu nie zawadzam. Wiem Potelka że jak w kimś jest tyle jadu że potrafi wyzywać obcą osobę to musi to być ktoś nieszczęśliwy, bo osoby spełnione, otoczone miłością aż kipią optymizmem, ale denerwuje mnie to że akurat ktoś tak się wyładowuje. Najłatwiej wejsć na forum naubliżać, potem zawinąć się i tyle. I ciekawe czy im się humor poprawił jak kogoś obrażą? Co, dowartościowują się w ten sposób? Przez moment czują że rozdają karty? A potem? JAk przyjdzie jakaś refleksja, to co? Nadal uważają się za nieomylnych, wszechwiedzących, idealnych? Denerwują mnie tacy ludzie co myslą że pozjadali wszystkie rozumy, nakazują innym najlepszy (wedlug nich tylko) wzorzec postępowania podczas gdy sami wcale nie są tacy wspaniali... Moja położna powiedziała mi coś bardzo mądrego, zawsze sobie to przypominam w sytuacjach kiedy ktoś mnie krytykuje, probuje mnie "ustawiać" i narzuca swoje poglądy. KIedyś jej powiedzialam że wkurzają mnie osoby dyktujące coś innym i uważające się za najmądrzejsze. Powiedziała że jak ktoś mnie krytykuje za coś to znaczy że sam ma na tym polu do zarzucenia wiele ale... sobie. Jak ktoś mi np. mówi że przy dziecku coś robię nie tak, to znaczy że chce "nadrobić" swoje błędy. Powiedziała że właśnie te gorsze matki zawsze krytykują najboleśniej, że jak ktoś popełnił wiele błędów to potem chce się dowartościowywać uwagami pod adresem młodych matek. Tutaj chodziło konkretnie o to, że żaliłam jej się trochę na moją babcią i matkę, że mi mówią, że coś tam robię źle chociaż ja wiem że wcale tak nie jest. Myślę, że podobnie może jest w tymi wpisami pod moim adresem, może ktoś ma żal do swojej mamy o to że poświęcała mu mało czasu, albo żałuje że swojemu dziecku nie poświęcił tyle czasu ile powinien to pisze, że jestem taka czy siaka a tak naprawdę to żałuje że nie jest na moim miejscu. Oczywiście mogę się mylić, ale być może coś w tym jest, chociaż oczywiście nikt otwarcie się do tego nie przyzna, bo najłatwiej obrazić i napisać że jestem pojebana. A jakieś wypisywanie że współczują mojemu dziecku, mojej synowej jest po prostu żałosne i śmieszne. Bo ciekawe dlaczego tak współczują temu mojemu dziecku? bo się nim opiekuję? Ale dobra, nie bedę się już nad tym rozwodziła, bo wiem że te wszystkie idealne pracownice, matki plus w pakiecie kucharki, sprzątaczki i praczki zaraz mnie zjedzą i wyzwią od nowa, szkoda że tylko na to je stać.
-
Fajnie się nam pisało potelka i mam nadzieję że tak będzie:) ale wczoraj byłam jakaś bojowo nastawiona, haha chyba pms mnie dopadło
-
hej:) wiem że się za bardzo uniosłam, ale denerwuje mnie to atakowanie mnie za to że wychowuję małe dziecko i przez pierwsze kilka lat (3) jego życia wolę się nim zajmować. Jak wczoraj napisałam że nie wiem czy chcę pracować na etacie (co wcale nibyli e oznacza braku ambicji zawodowych, pracować można na rózne sposoby przecież) to od razu posypały się wyzwiska w moją stronę, to chyba nie jest normalne. Tak jakby wszyscy wspaniałymi pracownikami zakochanymi i wielbiącymi swoje stanowisko pracy, a prawda jest taka że ponad 90% społeczeństwa nie jest zadowolonych ze swojej pracy i wolało by mieć inną lub nie pracować wcale. Mogę się założyć że te obelgi w moją stronę kierują właśnie takie osoby, sfrustrowane, umęczone swoją pracą które nie mają gdzie wyładować swoich negatywnych emocji. Ale denerwuje mnie to strasznie. Wcześniej zawsze pracowałam, teraz zajmuję się synkiem, skończyłam jedne studia, za rok kończę drugie, myslę o dalszym kształceniu, robię różne pożyteczne rzeczy, przez 8 lat byłam wolontariuszką w fundacji poświęconej dzieciom alkoholików, odbywałam staż w dpsie, za który dostawałam grosze, a praca była bardzo ciężka, przez dwa lata chodziłam bezpłatnir do pomocy na warsztaty terapii zajęciowej, poza tym pracowałam w przedszkolu i w szkole podstawowej gdzie codziennie zajmowałam się praktycznie 30 dzieci. Teraz poświęciłam się wychowywaniu małego dziecka, bo uważam, że przez pierwsze kilka lat to matka powinna być przy dziecku a ktoś mnie będzie wyzywał od zdzir, darmozjadów, pasożytów i pojebańców. Kurwa, po prostu mnie szlag trafia jak czytam anonimowe wpisy z obelgami pod moim adresem, anonimowo, to każdy potrafi naubliżać. Ciekawe czym Wy się zajmujecie wszyscy, że jesteście takimi wartościowymi osobami? Za kogo się w ogóle uważacie? za jakichś lepszych ludzi, bo idziecie do jakiegoś zakładu, odbębnicie swoje i co? i dlatego że jedna czy druga pracuje to ja jestem mniej wartościowa czy gorsza? a może w ogóle najlepiej podzielić ludzi na pracujących i niepracujących a matki wychowujące małe dzieci, te które "zawiesiły" swoją karierę to w ogóle najlepiej zmieszać z błotem, wyzwać i udawać że są podludźmi? Deniska po pierwsze to ja nie wchodzę na jakieś fora które mnie nie interesują tylko po to żeby komuś naubliżać tak jak Ty, a po drugie nie pisz głupot że ja obrażam innych, bo sama zaczęłaś. Nie znasz mnie w ogóle, nie wiesz kim jestem, co robie, jaka jestem. Przeczytałaś kilka wpisów, zrozumiałaś nie do końca tak jak powinnaś i wypisujesz że ja obraziłam Twoją matkę i że jakbym nie pisała obraxliwych postów to nikt by się mnie nie czepiał. Założyłam ten wątek nie po to żeby się klócić, ale to to żeby znaleźć fajne koleżanki do pogadania, a bez przerwy co jakiś czas ktoś mi pisze że jestem pasożytem, dermozjadem, zdzirą, że jestem pojebana itp. Co ja Wam kurwa zrobiłam? Ciekawe jakie Wy jesteście wszystkie po kolei? Nie macie prawa mnie tak obrażać, tym bardziej że to co wypisujecie nijak ma się do rzeczywistości. Poza tym ja nie krytykuję matek pracujących, wiem, że wiele kobiet nie ma innego wyjscia, inne chcą i pracują. Nie miałam na myśli ogólnie kobiet pracujących, a już tym bardziej nie chciałam żeby zabrzmiało to tak, że wszystkie matki pracujące to tylko jak to napisałam matki biologiczne. Chodziło mi o takie kobiety które przez pół dnia pracują, drugie pół zajmują się domem i dzieci traktują jak przeszkodę, kulę u nogi, miałam na myśli kobiety które nawet po powrocie z pracy nie zajmują się dziećmi tylko przeganiają je z kąta w kąt. Może faktycznie zabrzmiało to tak jakbym obrażała wszystkie matki pracujące, ale nie o to mi chodziło. Jeśli kogoś uraziłam to przepraszam.
-
Hej:) ja własnie wróciłam z placu zabaw i ze sklepu i jestem padnięta, mam dosyć tych upałów, w domu bez wiatraka byłaby tragedia...
-
nie było mnie potem bo zajęłam się urzędowaniem w kuchni, potem sprzątałam, prałam itp ja ostatnio kupiłam sobie kilka lakierów Golden Rose, cenowo są średnie (ok.8-10zł), ale jakościowo nawet ok, wiadomo że po dwóch-trzech dniach odpryskuje jak się bez przerwy coś myje, wyciera, czyści itp. bez rękawiczek, ale trafiałam też na takie które odpryskiwały po pół dnia. Wiadomo że nie chodzi się w jednym kolorze tydzień więc mogą być:)
-
ja używam kremów do rąk i od razu do paznokci (2w1), ale nie wiem czy one coś dają, bo w sumie ja nie miałam nigdy łamiących się paznokci. Mam bardzo miękkie paznokcie i wyginają mi się na różne strony, ale się nie łamią. Za to mam problem z rozdwajaniem się paznokci. W ciąży miałam ładne i jak karmiłam małego też, myslę że to zasługa witamin dla matki karmiącej w tabletkach. Teraz widzę, że zaczynają mi się znowu rozdwajać, ale nie wiem jak temu zaradzić... Używałam kiedyś odżywek do paznokci przeciw łamaniu i rozdwajaniu ale niewiele mi pomagały. Nie próbowałam tego oleju rycynowego, muszę spróbować. Wiem, że parafina też pomaga, ale chyba bardziej na dłonie niż na paznokcie
-
ale mi gorąco, nie mam siły nstać przy kuchni, bo się ze mnie leje dosłownie, ale muszą zrobić ten sos, najpierw sobie to mięso podsmażę, a potem zacznę dusić, dodam chyba cebulke, nigdy tak nie robiłam ale chyba będzie dobry
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7