Daria;)
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Daria;)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7
-
Potelka a Ty jak się depilujesz?
-
czasami ubolewam nad tą moją "urodą" i zazdroszczę blondynkom które nie mają takich problemów związanych z depilacją. Ja mam do tego naturalne czarne i szerokie brwi (które muszą być regulowane i to mocno by inaczej wyglądałabym okropnie), tzw. wąsik (usuwam to woskiem) i w ogóle nogi mam owłosione nie tylko łydki ale też kolana, uda, na rękach mam włosy, pojedyncze na brzuchu, na plecach taki ciemny meszek (nad pupą) i włoski wokół brodawek. Mówię Wam to udręka, na brzuchu, plecach usuwam woskiem, na piersiach wyrywam pęsetą. To nie jest chorobowe "męskie" owłosienie, ale pojedyncze włoski, jednak to ich usuwanie jest uciążliwe i dlatego myslę o laserze. Chora na nic nie jestem bo pytałam się już lekarki, robiłam nawet kiedyś badania, po prostu taka uroda większości brunetek, moja mama, babcia, ciotki mają tak samo.
-
może to głupie porównanie ale bez pomalowanych wlosów czuję się jak bez makijażu
-
Ja farbuję już od jakichś 10 lat, albo dłużej. Naturalny mam ciemny brązowy, ale taki bez połysku, taki w odcieniu gorzkiej czekolady, ale jakby pokrytej szarym "połyskiem". Farbuję castingami loreala - ciemnym brązem i dzieki temu mam ten fajny, ciepły połysk, kolor nie zmienia się bardzo, odrostów prawie nie widać jak się pojawiają, ale jest ten blask:) KIedyś jak miałam może 18 lat pomalowałam włosy na blond bo chcialam zobaczyć jak będę wyglądała i okazało się że okropnie, normalnie jak trup, czułam się fatalnie, po tygodniu przefarbowałam na ciemne. Jak byłam w ciąży to rozjaśniłam trochę wlosy i zrobiłam taki machoniowy brąz, ale jakoś nie czułam tego koloru, sam w sobie była ładny ale czułam się dziwnie w nim i wróciłam do ciemnego brązu. Chyba przy nim zostanę już, chociaż czasami mam ochotę na jakieś eksperymenty wiem że w tym kolorze mi chyba najbardziej twarzowo bo jest najbardziej zbliżony do naturalnego. Niektórzy mówią że farbowanie szkodzi, ale ja nie mam żadnych problemów z wlosami, są gęste, mocne, nie rozdwajają się itd. Teraz już chyba nie umiałabym żyć bez farbowania, jak dłuższy czas nie pomaluję włosów to czuję się taka niewyraźna
-
Ja przez całe życie miałam długie włosy, takie naprawdę długie, do pasa. w ciąży skróciłam tak do połowy pleców, a potem mi odbiło i zrobiłam trwałą, po urodzeniu synka, we wrześniu w tamtym roku. Twierdziłam że włosy mi wypadają i że zrobiły się oklapłe więc chciałam je lekko podnieść. Przez pierwsze dwa-trzy tygodnie były ok, takie loczki, mi było ładnie i w ogóle. Ale potem robily się coraz bardziej suche, końcówki zaczeły się rozdwajać a ja zaczęłam je ścinać żeby jak najszybciej wyciąć tą trwałą. Nie chcialam ściąć ich całkiem na krótko to chodziłam tak co miesiąc, półtora i cieniowałam i obcinałam końcówki. Teraz mam półdługą fryzurkę, mocno wycieniowane, grzywka na bok, ale chcę zapuścić takza ramiona, podcieniowane, a z grzywką nie wiem jeszcze co zrobie. Ciesze się że już wycięłam całkiem tą trwałą i wiem że nigdy w zyciu już jej nie zrobię
-
Fajnie tak kompletować wyprawkę:) Cały ten klimat noworodkowy jest cudowny, taki okruszek i dumnie rodzice. To najpiękniejszy okres w życiu każdej kobiety według mnie. Robisz sobie fotki brzuszka? Ja mam album ze zdjęciami brzuszka, usg małego. Mam świetne zdjęcia z usg 3d które robili mi w szpitalu, synek dokładnie taki się urodził jak na tych fotkach - na twarzy identyczny:)
-
Ja nie kupowałabym tych ciuszków w firmowym sklepie, bo też ceny są powalające. Poszukaj tego sklepu z końcówkami kolekcji, tam są nowe i duuużo tańsze rzeczy, ale może potem jak dziecko jest większe bo dla tekiego maluszka to chyba lepiej nowe ciuszki:)
-
u nas dzisiaj troszke chłodniej, ciepło ale nie ma upału jakiego jak przez ostatni tydzień, aż chce się gdzieś wyjśćna dłuższy spacer:)
-
Witajcie:) MNie wczoraj nie było bo w środę wieczorem byłam na wypaleniu nadżerki, w końcu poszłam (miałam iść 4 miesiące temu) i bardzo się cieszę że mam to już za sobą. Koleżanki mnie nastraszyły że to bardzo boli itd. i tak zwlekałam, a tak naprawdę ból jest ale taki średni, coś w stylu skurczy przy rozwieraniu szyjki ale takich początkowych, chociaż momentami troszkę bolało. Wczoraj za to brzuch mnie bolał bardzo, doslownie jak przy porodzie, przy skurczach, ale lekarka mi wcześniej powiedziała że może tak być bo nadżerka była duża i w bardzo drażliwym miejscu, przepisała mi ketonal, ale go nie wykupiłam, łyknęłam kilka apapów, ale niewiele pomogły. Zapomniałam już trochę jaki to ból porodowy był, a wczoraj mi się przypomniało:) Pisałyśmy kiedyś o nadżerce i ja pisalam ze mam usuwać i że lekarka mi mówiła że jesli chcę mieć drugie dziecko to żeby na razie zaleczyć antybiotykami, ja nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Teraz jak byłam to dopytałam i chodziło tylko o to, że jesli szybko po tym wypalaniu zdecydowałabym się na drugie dziecko to jest większe ryzyko odnowienia się tej nadżerki. Miałam jej na razie nie wypalać, ale jak sobie pomyslałm że miałabym co miesiąc chodzić na zakładanie jakichś tam opatrunków z antybiotykiem, które niewiele mogły by dać to się zdecydowałam na laser, drugiego dziecka na razie nie planuję. Teraz mam iść za 10 dni do kontroli i na założenie opatrunku. Cieszę się że jestem już po, wcale nie była tak źle - ból w skali od 1 do 10 - oceniam na 4.
-
Ja też nie wyobrażam sobie żeby mi mama czy teściowa dyktowała co i jak mam robić. Nie mogę też ani od jednej ani od drugiej wymagać żeby mi niańczyły dziecko, ale jestem bardzo rozczarowana i rozżalona bo to w końcu jego babcie. Jak przeprowadzaliśmy się po slubie do domku to byłam przekonana że będą do nas często wpadać, oczywiście nie codziennie, ale tak raz w tygodniu czy chociaż raz na dwa tygodnie. Jak synek byl mały, tak do ok.3 miesiąca to teściowie wpadali tak co drugi piątek dosłownie na 15minut jak wracali z zakupow (bo przejeżdżają akurat niedaleko jak wracają w pracy), potem coraz rzadziej, a tak od ok. 6 miesiąca życia małego to właściwie tylko my do nich jeździmy. No dobra, to teściowie, ale liczyłam na wsparcie mamy, chociaż na telefony czy wizyty raz w tygodniu. Przykro mi bo wiem, że moje znajome mają wielką pomoc od swoich mam, jak mamy do nich wpadają to albo coś ugotują, albo pobawią się z dzieckiem czy nawet zabierają dziecko na spacerki. Jednej mojej koleżanki mama mieszka w anglii ale jak do niej przyjeżdża to wtedy moja koleżanka odpoczywa a babcia spragniona wnusia robi wszystko przy nim łącznie z przewijaniem, kąpielą, ubieraniem itd. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to że jestem zła bo moja mama tego nie robi. Jestem pełna żalu bo moja mama nigdy wnusia nie przewineła, nie przebrała, nie zabrala na spacerek. Jak już nas odwiedzi od wielkiego dzwonu, kiedy ją zaproszę to wymaga żebym tylko koło niej chodziła (w sensie "zrób mi kawe, zrób herbatę, daj obiad, daj podwieczorek, daj ciasto) i równocześnie zajmowała się dzieckiem bo ona tylko się naniego popatrzy, pogada coś, albo ewentualnie poda jakąś zabawke żeby się sam bawił. W ogóle niedawno jak u niej byłam to powiedziała tak po pół godzinie żebym już poszła bo jej głowa pęka a mały hałasuje, no na miłość boską to ja szłam 2godziny z wózkiem żeby za chwilkę wracać do domu?!? Nie wymagam cudów, ale inne mamy/teściowe zostają czasami z wnusiami żeby młodzi rodzice mogli gdzieś razem wyjść, albo już nie mówie o wieczornych wyjściach, tylko o zostaniu na godzinkę kiedy młoda mama chce coś ząłatwić. My odkąd się mały urodził chodzimy wszędzie z nim, ja jak mąż jest w pracy chodzę z dzieckiem wszędzie, do lekarza, do ginekologa nawet (!), na zakupy (to akurat normalka), do urzędów, ostatanio byłam w urzędzie pracy (na drugim piętrze, czekałam prawie 2 godziny w kolejce, w upale z dzieckiem na rękach), a moja mamusia kiedy ją zapytałam o to czy nie przejdzie się z małym na spacer jak ja będę w urzędzie odpowiedziała że jej się nie chce wychodzić z domu (mieszka właściwie pod urzędem). Złości mnie to wszystko jeszcze bardziej bo jak mieszkałam jeszcze z mamą to byłam na każde jej zawołanie, a teraz nie mogę na nią liczyć, nigdy:(
-
Potelka w sumie to mogę się dostosować do godzin porannych bo wieczorem by mi pasowało ale nigdy nie mogę być pewna ze synek już uśnie albo że bedę miała jeszcze siłę siedzieć przed komputerem, zalezy od tego na ile mnie mały wymęczy:) Mogą być godzinny poranne, tylko napisz dokładnie które, bo dla mnie godzina poranna to jest np. 6-7, a dla kogoś może to być 10-11:)
-
Witajcie:) widzę że cichutko dzisiaj. Ja wczoraj i dzisiaj siedzę w notatkach bez przerwy, bo za dwa tygodnie mam egzaminy, jak sobie pomyślę o tym wyjeździe na 4 dni to mi się niedobrze robi, ale muszę pozaliczać i nareszcie wakacje:) Moi faceci wczoraj i dzisiaj są cały dzień u babci (u teściowej), wygoniłam męża z małym bo nie moge się skupić jak mam się przy nich uczyć, nawet jak teoretycznie on się zajmuje dzieckiem to synek co chwilke do mnie przybiega i w ogóle on też się mnie bez przerwy o coś pyta i nie mogę się skoncentrować. Wczoeaj rano pojechali i wrócili na mecz i dzisiaj powtórka:) Dużo się nauczyłam, jestem zadowolona, napisałm trzy prace po kilka stron i w ogóle przelecialm większą częśc materiału. Teraz mam wieksze pojęcie o ogólnych wiadomościach, a wieczorkami do wyjazdu na egzaminy będą "przerabiała" poszczególne przedmioty. Sporo wiadomości powtarza mi się z licencjatu z rehabilitacji więc część to tylko powtórka. Ja kiedyś byłam strasznie napalona na różne sprzęty kuchenne (kilka lat temu), ale po kupnie kilku stwierdziłam ponownie jak Wy że to marnowanie kasy, na początku przez pierwszy miesiąc coś jest ciągle używane a potem leży latami bo mi np. nie chce się tego wyciągać, składać, a potem myć, już wole robić coś tradycyjnie. Czymś co częscto używam jest tylko mikser i blender, nie wyobrażam sobie życia beż tych dwóch pomocników:) Na wesele dostaliśmy kilka sprzętów w prezencie, głupio się przyznawać, ale po jakimś roku nieużywania trafiły do sprzedania na allegro. Rozmawiałyście o rodzinie, my mamy rodziców bardzo blisko, ale jakoś tak nie widujemy się bardzo często, bo każdy zaganiany, ja tylko jestem w pełni dyspozycyjna. Moja mama mieszka z babcią jakieś 2km od nas (w tym samym mieście), a teściowie jakieś 20km od nas, pod sandomierzem. Do teściów jeździmy tak mniej więcej co dwa tygodnie na niedzielę, a z rodzinką z mojej strony widujemy się, a raczej ja się widuję jak jestem z synkiem na spacerze (mąż najczęściej wtedy pracuje) tak mniej więcej co tydzień. Jak nie mam jakichś większych planów, nic nie załatwiam ani nie robię wiekszych zakupów to idę na trochę do mamy. Ale szczerze mówiąc myślałam, że nas będą częściej odwiedzać, a wszyscy tylko wymagają żebyśmy my jeździli, a oni nigdy nie mają czasu żeby wnusia odwiedzić, a jak już wpadną to dosłownie na 15min. Nie chcę się żalić bo nie o to chodzi, ale inaczej sobie to wszystko trochę wyobrażałam. sądziłam że mi czasami mama czy teściowa pomoże przy małym, ale teraz po prawie półtora roku już przywykłam do tego, że jestem zdana sama na siebie i na męża jak jest w domu. Jak urodziłam synka mąż miał inną pracę, wyjeżdżał częśto, a jak był na miejscu to i tak cały dzień pracOd początku byłam samaował. Szczerze mówiąc liczyłam na to że któraś z babć przyjedzie do pomocy, chociaż na tydzień, albo że będą wpadać przynajmniej raz w tygodniu tak na dwie godzinki pobawić wnuczka, ale nie. Od początku byłam sama, synek jest bardzo trudnym dzieckiem, najpierw miesiącami miał straszne kolki (po kilka godzin darł się bez przerwy jak opętany), nie spał w nocy, każdą szczepionkę odchorowywał, ząbkowanie to samo - płacze po całych nocach z małymi przerwami (jak już ze zmęczenia przysypiał, nabierał sił i od nowa krzyczał). Ten pierwszy jego roczek oprócz wielkiego szczęścia, ogromnej miłości, radości i poczucia spełnienia to również było dla mnie ogromne wyczerpanie fizyczne i psychiczne (panicznie bałam się kolek bo synek wpadał z płaczu w bezdechy). Mąż mi bardzo dużo pomagał, ale jak mały płakał dosłownie całą noc to ja schodziłam na dół do salonu, nosiłam go godzinami, śpiewałam, huśtałam i często płakałam razem z nim z bezsilności, serce mi się kroiło jak on cierpiał a ja nie mogłam mu pomóc, potem rano mąż jechał do pracy a ja wpółprzytomna zajmowałam się synkiem. Gdyby nie mój mąż i koleżanki które mnie czasami odwiedzały i z którymi ja się spotykałam na mieście to chyba bym zwariowała. Fajnie jak można liczyć na kobiety w rodzinie, matki, babcie, siostry, szwagierki itd. Mąż starał się jak umiał ale to jednak facet, on mnie tak do końca nie zrozumie, co czujam wtedy, jak strasznie bolą szwy (po nacięciu krocza) po całodziennym noszeniu kolkowego dziecka, jak to jest mieć nawały pokarmu, albo co to jest huśtawka nastrojów. Ja nie mam nikogo na kim mogę tak więcej polegać, komu mogę się zwierzyć itd. Mam tylko męża i koleżanki, nie przyjaciólki, tylko znajome. Dlatego założyłam ten klubik żeby mieć namiastkę babskiej przyjaźni, żebym miała się kogo poradzić, komu zwierzyć, komu pochwalić:) Wy w większości pewnie macie takie bratnie dusze w kobietach, ja ciągle mam nadzieję, że kiedyś spotkam tą prawdziwą przyjaciółkę, ale tracę już nadzieję, bo jak zaczynam się z jakąś dziewczyną bliżej kolegować to zawsze potem się na niej zawodzę:( Miałam już kilka takich znajomości (jeszcze w liceum), a na studiach już z rezerwą podchodziłam do dziewczyn wyznając zasadę, że mogę mieć koleżanki ale przyjaciółki mieć nie chcę, bo potem znowu okaże się fałszywa i zazdrosna o coś. Dlatego nigdy się żadnej koleżance nie zwierzam, z żadną nie mam jakichś cieplejszych relacji, chociaż czasami brakuje mi tego. Przepraszam że się tak rozpisuję, pewnie się Wam nie chce czytać takich długich wpisów, ale jakoś tak piszę to co mi do głowy przychodzi:) Dobra zmykam bo moi faceci wrócili:) Miłego wieczorku:)
-
Mój mały własnie wsunął obiadek, ja usmażyłam kiełbasę do fasolki i czekam aż mi się jeszcze trochę ta fasolka podgotuje. Na szczęście w sierpniu ta moja sąsiadka wyjeżdża za granicę całą rodziną to będę ją miała z głowy. Ja jej wcale nie zapraszam, do niej nie chodzę wcale, bo nie mam czasu i ochoty, a ona ma takie naloty. Czasami nie przychodzi w ogóle (co mnie cieszy) a czasami potrafi przychodzić codziennie i "siedzieć mi na głowie", ale to nie jest tak że ja z nią siedzę i dyskutuję (haha nie mam o czym ale to inny temat), tylko zazwyczaj to jest tak, że ja sprzatam, gotuję, piorę, prasuję itd, a ona łazi za mną po całym domu i nawija bez przerwy. Ale jakby nie było głupio mi jest tak jej powiedzieć że mnie denerwuje, jak wchodzi to mówię, że nie mam czasu bo np. gotuję a ona na to że nie ma sprawy, mogę gotować a ona się z dziećmi pobawi (w sensie ze swoją coreczką i z moim synkiem) bo zazwyczaj przychodzi z tą młodszą. Czasami to mi to nawet na rękę bo mi dziecka popilnuje, ale denerwuje mnie to jej gadanie i to że jej dziecko się u mnie żywi, no bo wiadomo, że jak daję swojemu to jej przy okazji też, no nie będę już taka chytra. Ale żeby tak chociaż czasami przyniosła chociaż kawę czy jakieś ciastka to nie. Ja nie zbiednieję od tego że dam jej malej obiadek, ale drażni mnie tylko to jej bezsensowne gadanie, naprawdę nie mam z nią o czym rozmawiać, dziala mi na nerwy. A jej chore teorie są tak łupie, że aż mi się nie chce o tym pisać, tylko dla przykładu Wam przybliże co to za typ kobiety jest. Ona uważa np. że "jak dziewczyna nie chodzi do solarium to ją facet zdradzi", "kobieta jest od rodzenia i wychowywania dzieci", w ogóle jej ograniczone myslenie jest straszne.
-
no własnie to ciężkie zadanie wychować w dzisiejszym świecie dziecko na człowieka dla którego będą się liczyły dobro, prawda, szacunek, wiara itd. Ja przeżyłam szok jak zaczełam pracę w podstawówce, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że takie małe dzieci już są takie obłudne, wyrafinowane i takie chamskie. Chamstwo i głupota to coś czego nie jestem w stanie tolerować, no po prostu nie mogę i już. Teraz trochę z innej beczki. Drażni mnie to jak ktoś nie ma argumentów a plecie bzdury, ale najwazniejsze żeby była jego racja, zdobyta krzykiem, głupim uporem i wymyslaniem coraz to durniejszych przekonań zamiast rzetelne zdobycie informacji. Ja umiem przyznać się do błędu i przeprosić jak trzeba, ale znam mnóstowo osób typu "ja jestem najmądrzejsza, najładniejsza i w ogóle naj, naj, zawsze mam racje nawet jak jej nie mam, to i tak jestem zbyt głupia żeby to zauważyć". Mam jedną taką koleżankę (sąsiadkę), która męczy mnie swoją głupotą doslownie, nie chcę być niemiła, ale jej gadanie i takie plecienie bzdur doprowadza mnie do obłędu. Własnie u mnie była pożyczyć oleju (trafia mnie to jej pożyczanie na wieczne oddanie) i snuła swoje głupie opowieści o piciu. Zwróciłam jej uwagę, że u nich jest codziennie impreza i że okno naszej sypialni wychodzi akurat na jej podwórko i przez ich wieczorne grille w altance ja muszę usypiać dziecko w drugim pokoju, na to ona że przesadzam, że wcale głośno nie jest itd. Potem stweirdziła, że jak facet nie pije to jest dziwny, że to ciota itd. A że mój mąż własciwie poza okazjonalnym piwem nie pije to powiedziała, że mi współczuje takiego sztywniaka, haha, ale miałam ubaw po pachy:) Ja jej wspołczuję alkoholika, który ją wyzywa i bije ją i dzieci, współczuję jej ojca pijaka i w ogóle calej tej patologii w jakiej siedzi. Ale ona tego nie widzi. Współczuję jej i w ogóle to strasznie mi szkoda jej i jej dzieci, ale drażni mnie to, że zamiast siedzieć cicho to wywyższa się jakbym ja była kimś gorszym a ona nie. Z zazdrości mnie obgaduje i w ogóle jej wizyty to licytacja co ona ma, gdzie była, co kupiła itd. Coraz bardziej mnie wkurwia, bo ja nie mam czasu na jej ploty (80% tego co mowi to oczernianie innych), a rozmowa z nią to jak gadka z pięciolatkiem, a jej komentarze doprowadzają mnie do białej gorączki np "o boże Twoje dziecko ssie palce - chyba coś z nim nie tak", albo "zauważyłam że Twój synek skończył rok i jeszcze sam nie chodził - idź do lekarza bo może być uposledzony", albo "wiem, że Ty te studia mialaś załatwiane - w sensie- egzaminy - bo nie miałaś przecież kiedy się uczyć". HAha ale wczoraj przebiła samą siebie, była u mnie koleżanka, a ta sąsiadka przyszla się zapytać czy popilnuję jej dzieci (dwójka), powiedziałam, że nie mam czasu, ona coś tam zaczeła gadac, aż w końcu mówi tak "mój stary wczoraj mnie wkurwił bo nie dał mi obejrzeć serialku (jakiejś tam telewoweli), włączył wiadomości i udawał że rozumie o czym te wszystkie wykształcone osoby mówią, wiadomo, że nic nie czaił tak jak ja, ale chcial mi zrobić na złość" - Bożę, dziewczyny mówię Wam jaki wstyd! Moja koleżanka nie powstrzymała smiechu, ja też nie dałam rady i zaczełam się śmiać, a ta są siadka nawet nie załapala o co chodzi tylko ze smiechem stwierdziła, że też jej się czasami włancza taka głupawka. Do tej pory się śmieję jak o tym pomyślę, a moja koleżanka dzisiaj jak do mnie zadzwoniła to ze smiechem się pytała czy oglądałam wiadomości:):) Nawet nie chce mi się komentować jej wypowiedzi, każda próba uświadomienia jej błędnyego myślenia kończy się obrażeniem i późniejszym obgadywaniem mnie. Mam jej dosyć, a myślałam że będę miała tutaj spokój, a ona jest jak za przeproszeniem wrzut na dupie. Musiałam się wygadać, a teraz idę gotować obiad.
-
mikoto, na początek kupiłam sobie kilka książek i godzinami wysiadywałam na forach z tej tematyki, oprócz tego skończyłam tylko liceum ekonomiczne, bo studia to już z zupełnie innej dziedziny. Ale często żałuję, że nie poszłam dalej w tym kierunku, bo jestem typowym umysłem analitycznym a pedagogika czy psychologia to zupełnie inne bakjka. Jak skończę pedagogike to pojde na coś związanego z ekonomią i finansami, nie odpuszczę:) Mikoto te moje mini inwestycje są naprawdę minimini, nie są wcale ryzykowne, to raczej taka zabawa niż prawdziwy wielki zarobek;) Ale z biegiem czasu sumka pomału rośnie. Moja teściowa na każdą okazję kupuje mi prezenty do domu, a że mamy zupełnie inny gust to nic mi się nie podoba (zasłony, obrusy, pościel, jakieś ściereczki, naczynia itd.) Strasznie mnie to denerwuje, ale kurcze, nie wiem jak jej powiedzieć, że takie rzeczy wolę kupować sama, a od niej jak już chce mi coś kupić wolałabym coś dla mnie a nie dla domu - tak jakbym była tylko panią domu. A synkowi kupuje ciuchy, kosmetyki, daje kasę, albo dzwoni i mówi że jest tu i tu i żeby podjechal to coś sobie wybierze np. z ciuchów czy buty. A mi ciągle te gary itp., ostatnio dostałam na imieniny narzutę, a na urodziny wiem od szwagierki, że kupiła mi zestaw poduszek do salonu, chociaż już jeden mamy, no żenada dosłownie...
-
Zgadazam się w 100% z tym co piszesz Vic, chociaż nasz mały jeszcze tak za bardzo nie interesuje się bajkami to jak mam mu coś już włączyć to też włanczam cbabies, albo polsat jimjam, a nie jakieś bzdury. Najbardziej lubi oglądać bajki ze zwierzątkami, a jak leci piosenka "old mcdonald", to potem przez cały dzień spiewa to słynne ija-ija -joł:):):)
-
ja na początku też kupiłam jedną skrzynkę taką większą, ale jak już pojawiły się klocki, układanki itd to nie da się tak wszystkiego tam wrzucać, zresztą już od dawna się tam nie mieści wszystko. Zobaczysz za jakiś czas jeszcze np. po urodzinach ile Ci zabawek przybędzie:)
-
wieczorem jak mały spi to ja zawsze robię rundę po pokojach i zbieram te zabawki, najbardziej nie lubię kompletowania klocków, układanek, róznych sorterów, ale ja tak z natury jestem trochę szajbnięta na punkcie układania i nie pójdę spać dopóki nie będę wszystkie klocki porozdzielane i poukladane na swoim miejscu. Mój mąż się ze mnie nabija jak liczę np. elementy sorterów i jak jakiegoś brakuje to przeszukam cały dom żeby znaleźć. Wiem, że to śmieszne, ale ja zawsze byłam nauczona dbania o zabawki i nie wyobrażam sobie żeby teraz moje dziecko miało jakiś burdel i żeby nie mógł się bawić bo np. ma wymieszane sortery, albo pogubione klocki czy w ogóle cokolwiek zgubionego. NAwet z podwórka sprzątamy wieczorem rzeczy (np. z piaskownicy) żeby się nie brudziły, żeby mu czasami jakieś koty nie polały, albo żeby mu ktoś nie ukradł. Rozpisałam się bardzo na taki mało wazny temat, ale ja tak mam czasami, że jak się rozgadam to nie mogę skończyć, w ogóle jestem straszną gadułą:) Zawsze taka byłam:)
-
Puk, puk, czy jest jakaś kurka?
-
ale całą wyprawkę kompletowaliśmy sami, nie wiem jakbym się zachowała jakby ktoś chciał mi dać wózek czy lóżeczko, bo wiadomo, że wolałabym kupić nowe, według swojego gustu
-
Witajcie:) Widzę że ostatnio trochę cisza się zrobiła, pewnie dlatego, że weekend i każda z rodzinką czas spędzała:) aa inka nie rozumiem o co chodzi, ja wiele razy tak miałam ze o czymś pisałam i nikt tego nie skomentował. Chodzi Ci o to że pisałaś o różnicy wieku między Twoimi dziecmi (że boisz się dużej różnicy) i że ten temat nie został podjęty? kurcze sama nie wiem o co Ci chodzi, że nie jesteś mile widziana, na jakiej podstawie tak uważasz? Klubik powstał dosłownie "przed chwilką" (w porównaniu np. z domem za miastem który już ładnych kilka lat działa) i my właściwie wszystkie jesteśmy "nowe", dopiero się poznajemy. Mam nadzieje ze ten wpis o niechęci do nowych koleżanek okaże się głupim podszywem:) Witam nową kurkę:) Naprawdę podziwiam, czwórka dzieci:) A ja się zastanawiam nad drugim (ale ja to ze strachu nie jestem pewna). Napisz coś więcej, w jakim wieku dzieci, ile masz lat, czym się zajmujesz. My mieliśmy wczoraj całe popołudnie gości, najpierw była moja koleżanka z mężem (jest w 8m-cu ciąży:), a potem kumpel męża z narzeczoną przyjechali zaprosić nas na wesele. W tym roku szykują nam się trzy wesela. 28.07 (tego chłopaka co nas wczoraj zaprosili), 04.08 (tydzień pożniej mojej koleżanki) i 18.08 kuzynki. Wcześniej stwierdziliśmy że nie pojdziemy na żadne bo mielismy remont łazienki w lecie robić, ale wczoraj doszliśmy do wniosku, że w tamtym roku nigdzie nie byliśmy (też mieliśmy trzy zaproszenia), że na wakacje nigdzie nie pojedziemy (bo jak mąż zaczyna nową pracę to nie dostanie urlopu) i że nie wiadomo kiedy potem będzie okazja się zabawić. Zdecydowaliśmy że na to 28 lipca pojdziemy na pewno już. A ja wreszcie mam okazję zadbać bardziej o siebie, bo tak to ciągle nie mam czasu na kosmetyczkę, zakupy, albo rezygnuję np. z ciuszka bo zawsze coś jest do kupienia dla synka. Cieszę się, bo kupię sobie jakieś nowe szpilki, kieckę, zrobię paznokcie, włosy, kupię kilka kosmetyków do makijażu itd. Dla kobiety to normalne że dba o siebie, ale jak jest małe dziecko to ja przynajmniej jakoś tak nie mam czasu tak więcej, wszytko robię w biegu. Kiedyś co dwa tygodnie chodziłam do kosmetyczki (brwi, paznokcie, jakieś maseczki, dermabrazje itd), a teraz nie mam czasu i aż wstyd się przyznać, ale od ciąży nie byłam ani razu. Brwi reguluję sama, paznokcie tylko maluję zwykłym lakierem (mam zestaw do żelowych, ale nie mam czasu się tym bawić). Ale ja mam głupie myslenie, już się wacham, czy kupić nowe buty, bo przecież mam sporo par, a te 300 może lepiej wydać na małego. Ale nie! Mam okazję to sobie kupię, nie wiadomo kiedy będę mogła "zaszaleć", a remont nie ucieknie, najwyżej zrobimy na wiosnę. Ale się rozpisalam o bzdetach, pewnie wiekszość z Was nie planuje tak dokładnie budżetu, ale u nas póki co liczy się każda stówka i zawsze muszę dokładnie wszystko zaplanować żeby starczyło na wszystko. Ale i tak jestem szczęśliwa:) MAły śpi, duży też:) A ja zaraz nastawię pierwsze pranie (dziecięce), potem pościel, nasze białe i muszę jeszcze kilka rzeczy w rękach uprać. Na obiad zrobię naleśniki z parówką zawijaną w zółty serek doprawioną przyprawą do grilla(tak mi smakuje najlepiej), potem je opiekę w bułce jeszcze i będę miała obiad na dwa dni. Do tych naleśników zrobię barszcz a raczej zabełtam tylko (gorący kubek knorra) i będzie ok:) Z reguły nie robię zup z torebek, ale z tymi nalesnikami i tak mi długo zejdzie to nie mam czasu bawić się w robienie barszczu, a zresztą szczerze mówiąc nigdy nie robiłam jeszcze czerwonego i nie wiem czy by mi się udał. A Wy co gotujecie? Znalazłam ostatnio taki fajny przepis na paluchy pikantne i piekłam w sobote wieczorem, bardzo dobre wyszły, bardzo proste do zrobienia, muszę je jeszcze raz zrobić, może jutro. Nawet nie wiedziałam że te "sosy" (czosnkowy, pomidorowy) robi się tak prosto i szybko. Ja mam taki plan na dzisiaj że do południa robię nalesniki (w między czasie pranie), mąż się zajmie synkiem bo do pracy jedzie na 14 dzisiaj, a po południu plewienie z synkiem i zabawa na podwórku dzisiaj:) Ostatnio codziennie był na placu zabaw z mężem i sobote ze mną to dzisiaj może się pobawić w piaskownicy na podwórku:)
-
Witajcie Kurki:) U mnie jak na razie świeci słoneczko co mnie bardzo cieszy:) umówiłam się z przyjaciółką (ma synka 2 miesiące młodzszego od mojego) że pojedziemy z chłopakami do galerii (autobusem), potem coś zjemy i pojdziemy na taki wielki plac zabaw, a pozniej nad Wisłe na bulwar (wesołe miasteczko jest), więc cały dzień mam zaplanowany. MIałam się uczyć, ale mały marudzi, wczoraj usnał dopiero po 23, budzil sie kilka razy w nocy, wstał po 6. Wiem, że jak z nim zostane w domu to sie nic nie naucze, nawet jak mąż się nim "teoretycznie" zajmie to co chwilke będę potrzebna. Więc umówilismy się tak, że dzisiaj ja zabieram synka na cały dzień, a on ma robić koło domu (kosić trawniki, usunąć pień po świerku, pozamiatać itd.) a jutro on zabiera dziecko do teściów na caly dzień a ja bede się uczyła. Dzisiaj nie gotuję i nie mam nic ugotowanego, my zjemy na mieście (synek słoiczek),a mój facet sam nie ugotuje tylko wyciągnie z zamrażalnika jakieś pyzy czy pierogi i sobie ugotuje:) Ja wole wyjść już z synkiem niż znosić jego placzki w domu, mam też nadzieję że na mieście się czymś zaineresuje i może mniej będzie odczuwał te dziąsełka (ale maść i czopki biorę ze sobą). Teraz napiję się jeszcze kawki i muszę nas spakowac i wyszykować:) Jak tam u WAs? POtelka mnie strasznie denerwują te wścibskie pytania - "kiedy drugie? " i komentarze że najwyższy czas o drugim pomysleć itd. Ja zrobię jak zeczcemy i nikt nie powinien mi dyktować ile dzieci mam mieć, zresztą mam gdzieś to co ludzie mówią:) Pewnie jak zostaniemy przy jednym to będą mówić że mamy problem z drugą ciążą, a jakbym zaszła w drugą to by mówili że wpadliśmy;)
-
mój mały cos dzisiaj podejrzanie spokojny jest, sprawdziłam - ząbki jeszcze się nie przebiły, więc nie wiem czy to czasami nie jest taka cisza przed burzą. Wykorzystam okazję i posprzątam teraz. Na obiad gotuję krupnik a na drugie zrobię nalesniki z parówkami zawijanymi w serku żółtym (bardzo mi smakują z przyprawą do grilla). JA zawsze w trakcie jak mi się zupa gotuje to albo robię drugie, albo jak mam drugie to sprzatam w kuchni, nie lubie siedzieć bezczynnie, nawet jak nie mam co sprzątać to sobie wynajduję jakąś robotę, a zresztą w kuchni zawsze jest co robić. Denerwuje mnie to jak np. moja ciotka jedna pół dnia gotuje zupę, potem nasptępne pół dnia robi drugie i jak się z nią spotkam n. na mieście przypadkiem to mi się żali jaka to ona jest zmęczona i w ogole że to gotowanie ją wykańcza. A jak do niej wpadnę to aż mam ochotę pozmywać, albo posprzątać bo niby siedzi w domu, dzieci już duże, a w domu brudno i w kuchni kiedy bym nie była zawsze stos naczyń brudnych. Też macie takie odruchy, że jak jesteście u kogoś to macie ochotę pozmywać, albo posprzątac?
-
właśnie zobaczyłam sobie pogodę i jestem zła, bo właściwie z kilkoma dniami przerwy cały czerwiec będzie padało, dobrze że chociaż temperatura w miarę wysoka to będzie można wychodzić w deszczu
-
teraz jak przeczytałam tego mojego posta to śmiać mi się chce bo sama się chwalę jak nastolatka, nie jestem taką chwalipiętą, ale czasami warto się spotkać z innymi żeby docenić to co się ma. Ja już tak się przyzwyczaiłam do tej stabilizacji życiowej, związku, rodziny że nie pamiętam jak to jest być samotną i nieszczęśliwą, po takim spotkaniu kiedy nasłucham się tych nieszczęśliwych singielek to nasze małe sprzeczki czy nieprzespane noce synka to nic, te "moje" drobne niedogodności to naprawdę nic w porównaniu z ich nieustabilizowanym życiem, niepewnym jutrem, samotnością itd. i chociaż przykrywają te prawdziwe rozterki pod płaszczykiem imprez i dziecinnych problemów to tak naprawdę moje życie jest szczęsliwsze, ja mam powazniejsze problemy, ale też większe radości, a one mają mniejsze problemy dnia codziennego ale żyją bez wielkich radości. Może też "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia":)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7