bafiorek
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez bafiorek
-
Leal Price-Charlston 21 bardzo jestem ciekawa co w twojej sytuacji zadecydują lekarze, pobiera się w ogóle komórki jajowe do ewent. IVF w naturalnym cyklu, kiedy to dojrzewa tylko 1 komórka chyba. A jak to jest w przypadku braku owulacji. Nie wiesz czy ten całkowity brak owulacji to jest tak na stałe, czy akurat teraz? czy nie można tego sprawdzić?
-
Igrek, jestem na L4, ale tylko do końca tygodnia, później musze wracać, roboty się nazbierało przez ten tydzień, no chyba że będę dalej miała takie bóle brzucha to zostanę na L4, ale mam nadzieję, że będę mogła pracować (pracuję u swojej mamy, więc bez stresu raczej)
-
No mam jeszcze śnieżynek, rzeczywiście, choć rozmrażania przecież nie wszytkie przetrwają. Ale o tym nie myślę jeszcze (na razie i oby wcale :) ) Ja miałam AMH jakoś 2,8 chyba, co gdzies wyczytałam było dobrą normą
-
Ale czy 3-dniowa to może byc już blastocyta? Nie dopieropo 5 dniach? Czy o tym co to jest decyduje nie czas a ilość komórek może?
-
Ja też się od was uczę, bo śledzę Wasz wątek już od kilku dni, tylko ociągałam się z napisaniem sama czegoś, bo jakoś... się wstydziłam, hehe
-
link: http://dziecko-info.rodzice.pl/showthread.php?t=191553 AMH Dodatkowe badanie stwierdzające wyczerpującą się rezerwę jajnikową: Inhibinę B i AMH (antymulerianhormon). Badanie to stosuje sie w sytuacji braku odpowiedzi na stymulację, lub w sytuacji wysokiego FSH. Powinno się ją przeprowadzić przed stymulacją nie tylko w przygotowaniach do IVF ale równiez do inseminacji. Niska wartość Inhibiny B zwiększa ryzyko samoistnych poronień. AMH norma > 1,4 ng/ml Inhibina B norma > 20pg/ml
-
No, to pierwszy transfer. Maluchy tez mi się wydawały ładnymi komóreczkami, mówisz że z taką ilością to juz blastocyty? Nie wiedziałam, obeznana jesteś :) Znaczy że implantacja może juz się odbyła i mój bolący brzuch to znak , że się ktoś tam zagnieździł :) ICSI jasne że dobra metoda, jasne, ale dużo nam się naturalnie zapłodniło, a i parametry nasienia wskazywały na to, że tak będzie, więc w sumie było to chyba niekonieczne. poza tym mój M stresuje się ta kasa i na mnie przechodzi, hehe. Jasne że nie żałuję na moje maluchy :)
-
Igrek, z pewnością tak jest, że i on to przeżywa, bez wątpienia, ale jakos by się tak chciało, żeby przytulił i pocałował, a nie tylko warczy... No dobra, on się tym pewnie bardziej stresuje, bo kasa się kończy, a tu nie wiadomo czy się uda za 1. razem, a ja oczywiście nie poddam się po pierwszym. Poza tym on ma juz 14-letnia córkę z pierwszego małżeństwa więc siłą rzeczy musi mu odrobinę mniej zależeć na dziecku, to nie bedzie jego pierwsze
-
Acha, i tak, zauważyłam że macie obie (Igrek I Janko mmuzykanto) ten sam dzień transferu, ja mam dwa dni po was :) I mnie teraz oprócz tego bólu jak na @ to boli też ten jedyny sprawny jajnik (zreszta zawsze tylko on mnie boli, nawet normalnie przed @).
-
Igrek, ja miałam podane 2 maluchy, jeden 13 drugi 15-komórkowe, w 3. dobie po punkcji. Na początek mieliśmy 10 zarodków, a w dniu transferu okazało się, ze jeszcze 4 się zapłodniło, więc te dwa ładne z IVF mi dali a pozostałych 12 na zimowisko :) Poza tym połowę do zapładniania zrobiliśmy przez IVF, a połowę przez ICSI, z czego teraz nie jestem zadowolona, namówił (pośrednio) nas do tego dr czerkwicki, mimo,że parametry nasienia były ok. Normalnie chodze do zamory, ale jakoś w dniu punkcji nie wiem czemu po wypis wysłali mnie do czerwickiego. No więc 900zł w plecy w sumie niepotrzebnie, ale trudno.
-
Mój M ma 40 lat, ja 36, staramy się od ok. 2-3 lat. Tylko na początek oczywiście lajtowo, sami, licząc dni etc. Później dostałam schizy jak żona mojego o 5 lat młodszego brata (20-latka) zaszła w ciążę i wtedy to już spojrzenia bardzo wymowne mi cała rodzina posyłała. Nie mogłam sie wtedy z tym pogodzić, dlaczego ona może a ja nie. Po ok. roku jakoś przestałam schizować, pomyślałam, ze zacznę się starać u lekarza i na pewno szybko będzie ok. Myślałam że in vitro to dla kobiet po mega przejsciach zdrowotnych, gdzie tam dla mnie...! No więc ja nadal się starałam, a moja bratowa oraz moja najlepsza przyjacióła ponownie sobie zaszły i urodziły, a ja dalej nic... ale jakoś teraz mimo, że smutno mi przez to, to już nie dostaję jobelka. Staram się do całej tej procedury podchodzić jak do chodzenia do dentysty - cóż...trzeba to przejść - ale prawdę mówiąc, to gdyby nie siotra i przyjacióła oraz moja mama, nie wiem jak bym sobie z tym wszystkim poradziła. Mój M to nie z tych rozmownych, jeździ ze mną, robi co trzeba robić, co lekarz zaleci, ale pogadać o tym to już nie z nim. nawet jak zadzwonili z Novum, ze mamy 10 ładnych zarodków po punkcji to przyjął to jak info nie wiem, o tym o której odjeżdża pociąg... :(
-
kurcze Igrek, ja mam to samo, brzuch mnie rozbolał właśnie jak aplikowałam sobie lutkę