Witam ;) moze to kwestia wiary i priorytetów. skoro mamy jedno zycie (przynajmniej ja) i w pewnym etapie naszego zycia dokonujemy wyboru partera to zawsze powiazane to jest z zaleznosciami. Jestem z nia bo robi loda , z nim bo nie smierdza mu nogi albo jest zawsze mily itd itp! czym wczesniejsze relacje tym poziom zapatrywania jest zawężony.Jako panstwo katolickie czcilismy wzór prorodzinny bez wspominania o mozliwosc***onownego wyboru wiec i spoleczenstwo akceptuje to zaklamanie zganiajac stale problemy niedopasowania na ekonomie czy polityke;) nie kochaja sie jak kiedys bo nie maja pieniedzy, nie maja domu, stale klopoty! Lecz gdyby je mieli ? czy to ratowało by sytuacje? Moze tylko zrozumienie swych potrzeb i trzeźwy poglad na zycie? może odpowiedzialnosc za to ze mozemy krzywdzic samym sob a nastepne kilka lat? lub dostrzeganie w zyciu innych wartosci? Kto powiedział ze bystry facet ma kochac tylko bystrą kobiete? i niby dlaczego mielibysmy schematyzowac to co dumnie nazywamy milościa która od zarania dziejów jest slepa? Na te i inne pytania nie mam zadnej gotowej odpowiedzi i nie sadze by ktoś miał! moze jakies gdybania i badania socjologiczne wykazujace liczby i statystyki za to bez rozwiazania problemu. Winna jest magiczna fiolka miloci i strzała amora który upojony euforią strzela z powyginanego łuki nie mierzac nijakiego celu?