Joahim
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Joahim
-
Na placu boju pozostała :) i < maleńka_kobietka> :) . Pozdrawiam Was kobietki..
-
Czekam na ciebie tutaj Śnię każdego dnia Metalicznych łez Już nie ukrywam Milczę Złote rydwany U twych stóp Układam ze słów Których tak często mi brak Podnoszę z ziemi Ślepy los
-
/...........naszedł mnie kilkakrotnie...............jest - płonie.............i nic/ zakrywam nie łatwymi kawałkami subtelnie utworzone granice pomiędzy śladem ust a pyłem gdzie wieczór pamięta smagany piachem wodotwórczy rydwan osobliwych porcelitów nachylę się zaczerpnięciem oczu w kaszmirowej pajęczynie do dnia wzejścia jasnych rąk i kilka - parę może chybotliwie zawieszonych karmazynem skrzydeł podpalę przesłoną powiek szalem mamroczących łabędzi spowinę ostatni wiatr namaszczony ptasimi łzami - jeszcze dźwięk i nic
-
Wierszo kleci co się z Wami dzieje ?? Brak Was tu na forum zbierajcie siły i do wierszopisania czas się brać Jagódka czeka na nasze wiersze:)
-
Tylko w którą stronę??
-
Co się dzieje? Plotki chodzą takie, Po wielkich woda sunie dziwny statek, Powiadają że na nim mieszka przeklęta dusza, Lecz większości ludzi to dzisiaj nie rusza. A łódź ta pływa pośród innych, I szuka smutku swego winnych, Czemu statek tak marnie wygląda, I czemu ze smutkiem na świat spogląda. Problemem nie jest zewnętrzna powłoka, Lecz ta zjawa co na okręcie się pląta, Pytają się duszy, co ci dolega, Ta mówiąc, wskazała ręką kawałek nieba. Czuje się jak ta samotna gwiazda, Pragnę czułości, nie współczucia, Nie chcę by kochała mnie każda, Tylko jedna, okazywała mi uczucia. Chce czuc jej bliskosc, jej milosc do mnie, Bo inaczej umrę, popadnę w katatonię, Kto mnie uratuję, kto mnie wyzwoli, Która panna uczuciem mnie wyzwoli? Ocean możliwości, smutku i radości, I nie ważne jak świat mnie ugości, Bo i tak wymieniłbym to na uczucie, Od kobiety. Bolesne ukłucie. Zniszcz mnie albo uciesz o największy, Patrz, moja esencja powoli zamiera, Lecz ja wiem, że nie znajdę mojej luby, Bo moje życie nie cenniejsze jest od zera Całe życie płynę, ukryty na statku, Ja, ta zjawa jak dusza w człowieku, Uwięziona w ciele zwanym JA,
-
Czytam Wasze wypowiedzi i tak wnioskuje że P_rzepraszam troszkę wkurzyła Swoją krytyką{kwiatek]:)
-
Marzenia tak ciężkie do spełnienia, Dziś doznają urzeczywistnienia. Tak wiele w życiu się zmienia, Tak mocno żyja nasze pragnienia. W czym tkwi niezwykła miłości siła, Gdzie się znajduje serc naszych mogiła? Nie wiem jak odnalazłem siebie w Tobie, Czy ktoś kiedyś mi to powie? Bo w życiu piękne są tylko chwile, W kolorach tęczy małe motyle. Dziś myśląc o Tobie biegnę przed siebie, By zdążyć odnaleźć Ciebie w naszym małym niebie...
-
droga -zawirowany szlak poplatane konary drzew przydrozny krajobraz swiergot latających ptaków słoneczko za chmurkami migoczace promienie torujace blask ogrzewajace swiat nadajace zycie przyrodzie ostry zakret spad w dol wijaca sie serpentynka widok morza fale bijace o brzeg latajace mewy zaczynajacy sie przyplyw fale wbijajace sie na lad biale, spienione i zaborcze.
-
Ziemia płodna szukała kochanka, każdym świtem rosą zwilgotniała, poddawana pieszczocie poranka, wiatr łagodny za męższczyznę miała. On ją tulił szumiał w jej ramionach, i rozbudzał wszelkie w niej pragnienia. Tak nim była błogo omamiona, aż ją tknęła chwila zapomnienia. I oddała mu się w mglistym brzasku, gdy jej trawy sobą rozkołysał. I rozkoszą drżała zieren piasku, którym wiatr szaleńczo \"Kocham\" pisał. I zrodziła ziemia kwiat miłości. Kwiat , którego żaden wiatr nie złamie. I zasnęła pełna uległości, by się wzbudzić - wietrznych ust wołaniem
-
Widzę że życie na topiku obumiera ludziska reaktywować by go trzeba.. Pozdrawiam wszystkich wierszokletów i Ciebie Jagódko
-
Ziewający poszedł sobie i zabrał ze sbą to co chciał am zostawić:)
-
Jagódko wszystko jest chyba ok
-
niewiem jak ale jest na forum tylko dla CIEBIE... Odeszła {czy byłaś}nie zamykajac drzwi samotność się przez nie wdziera , a mogła je zamkn ąć za sobą tak by mnie bola ło. Dręczy mnie pytanie -----czy zamknąć je czy zostawić??????? Moż e ktoś wejdzie i na nowo zapłonie drewno w kominku i grać będzie muzyka Może zaświeci słońce......
-
maleńka_kobietko jestem szcczęsliwy
-
świat jest cudowy Ewuniu
-
KOBIETKI ŻYCIE JEST PIĘKNE DZIŚ NIC NIE PISZĘ LECZ JESTEM Z WAMI W TAK SZCZEGÓLNY DZIEŃ przepraszam za błędy!!!jużnie będę krzyczał
-
Tu nie pada,jest ładna pogoda
-
Uciekamy od samotnosci, nie pytamy czy mozna- czy tez inni chca uciekamy, bo chcemy, bo tak latwiej zyc. Uciekamy do milosci nie pytamy czy mozna- czy tez inni chca uciekamy, bo chcemy, bo bez milosci trudno zyc
-
Porażka to niezdolność człowieka do osiągnięcia w życiu postawionych sobie celów, jakiekolwiek by one były.
-
wskazałem znacząco na lodówkę. - Popracować? Nad czym? - spytał zaciekawiony. - Piszę opowiadanie. - O, jesteś pisarzem? O czym piszesz? - Czy to w tej chwili takie ważne? - Ej, naprawdę chciałbym wiedzieć o czym piszesz. - O takim jednym gościu, który połkną krzesło i ... - Co? Facet połkną krzesło? Przecież to niemożliwe. To jakaś bujda - był wyraźnie rozbawiony. Prawdę mówiąc, zacząłem go mieć coraz bardziej dosyć. - Nie większa bujda niż o mówiącym bałwanie, pijącym piwo - odparłem. - Baa! - bekną głośno. - Uważasz, że za dużo piję? - Nie, uważam, że powinieneś schować się do lodówki, albo wziąć szmatę i wiadro i sprzątać po sobie - wskazałem na coraz większą kałużę tworzącą się na podłodze. - Łups, chyba zaczynam się nadmiernie pocić. Ok. kopsnij jeszcze jeden browarek i znikam w pojemniczku - powiedział wyraźnie już podpity. - Co ja narobiłem - pomyślałem zamykając za nim drzwi lodówki - stworzyłem alkoholika. W nocy zbudziło mnie głośne dudnienie. Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. - Kto to może być? - pomyślałem zaspany. Otworzyłem drzwi. Klatka schodowa była pusta. - Łup, łup, łup! - dudnienie się powtórzyło. - Bałwan! - rozbudziłem się całkowicie. - Zapomniałem o .... - BACH !!! - ledwo zdążyłem do kuchni, gdy z mojej lodówki wypadła góra śniegu. - I po bałwanie - powiedziałem sam do siebie stojąc w drzwiach kuchni. - Mów mi Eryk - powiedziała wystająca z kupy śniegu głowa. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w to coś, kłębiące się na podłodze. Wstyd się przyznać, ale naprawdę myślałem, że już po wszystkim. Po prostu koniec jeszcze jednego koszmaru. - Długo jeszcze będziesz tak sterczał? - spytało monstrum , - może byś mi pomógł? Cóż miałem robić? Zacząłem lepić. Lepiłem, utwardzałem, wygładzałem. Czułem jakbym tylko to robił w życiu. - W porządku - powiedziałem po skończonej pracy. Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i próbowałem spojrzeć na swoje nowe dzieło z dystansu. Niestety, muszę przyznać, nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie. - No, może już nie jestem tak przystojny jak kiedyś, ale jestem - stwierdził bałwan. - No, a skoro jestem, to może ... po browarku? - Nie ma mowy - odparłem wkurzony. - Koniec z piwem. Poza tym wypiłeś już cały mój zapas na tydzień. - Ej, bądź kolegą, skocz do sklepiku tatuśku - błagał . - Nie ma mowy. Koniec z piciem i koniec z dyskusją w środku nocy. Zamykaj okno i właź do lodówki! - ze zdziwieniem stwierdziłem, że zacząłem krzyczeć. - Ani mi się śni - odparł opierając się łokciami o parapet okna, dając mi do zrozumienia, że to jest jego miejsce i dobrowolnie z niego nie zrezygnuje.- Nie mam zamiaru wracać do tej śmierdzącej, ciasnej lodówki! - Dobra, jak chcesz, ja w każdym razie zamykam okno. Nie będę dłużej siedział w tej lodowni . Niezadowolony zaczął mruczeć coś pod nosem. Nie zrozumiałem ani słowa, ale wiedziałem, że są to obelgi pod moim adresem. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Otworzył powoli lodówkę. Wszedł do środka, Trzasnął znacząco drzwiami. Poczułem ulgę. Odczekałem jaszcze pięć minut stojąc nieruchomo, po czym wyłączyłem wtyczkę z gniazdka.
-
Nie wiedziałem, że mam takie zdolności - pochwaliłem sam siebie. - Prawdziwe dzieło sztuki. Podniosłem wiadro z węglem i dumnym krokiem ruszyłem w stronę bramy. - Ej, facet, pojebało cię? - usłyszałem głos za plecami. A jednak ktoś widział jak bawię się w śniegu. - Co za wstyd - pomyślałem, odwracając się powoli w kierunku głosu. Cała duma i dobry nastrój uleciały gdzieś bezpowrotnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy za swoimi plecami nie zobaczyłem nikogo. Rozejrzałem się dwa razy wokoło. - To niemożliwe - wyszeptałem, - nigdy nie miałem halucynacji słuchowych. Wzruszyłem ramionami i ponownie skierowałem się w stronę drzwi. - świr jesteś, czy tylko udajesz? - usłyszałem ten sam głos. Tym razem obróciłem się najszybciej jak tylko mogłem. Kilka węgli z wiadra wysypało się na śnieg. Ledwo złapałem równowagę na śliskiej powierzchni. - Słuchaj no pan, nie pozwolę .... - zacząłem, zdecydowany zabronić mu odzywania się do mnie w ten sposób. Niestety moje słowa nie znalazły adresata. Na całym placu nie było żywego ducha, tylko ja i bałwan .....BAŁWAN! Poruszający z niezadowoleniem głową w moim kierunku! - Dobrze się bawiłeś, Lepik, co? - Skąd znasz moje nazwisko? - spytałem całkowicie osłupiały, choć właściwie powinienem być zdziwiony tym, że w ogóle się do mnie odzywa. - No nie, tylko mi nie mów, że tak masz na nazwisko, to już przesada, ha, ha, ha - powiedział rozbawiony. - Masz coś do mojego nazwiska? - Nie tylko .... A co , może jesteś z niego dumny? - przestał się śmiać. - Może jesteś dumny z tego co zrobiłeś? Kto dał ci prawo rozporządzać czyimś życiem? Kto dał ci prawo mnie lepić? Kto? - Zaraz, zaraz , - przerwałem mu - czyż nie powinieneś być mi wdzięczny za to, że cię stworzyłem? - Patrzcie państwo, stwórca się znalazł! - wykrzykną wzburzony. - Za kogo ty się uważasz? Wiesz ile będzie leżał ten śnieg? Za dwa, góra trzy dni przyjdzie ocieplenie. Czym wtedy będzie twoje dzieło? Jak będziesz się czuł, patrząc na górkę roztopionego śniegu, tatuśku? Stałem zawstydzony. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Czułem się jak morderca. - Przepraszam - wyszeptałem. - Co mogę zrobić? - Nic - czułem smutek w jego głosie. - Po prostu następnym razem pomyśl, zanim będziesz chciał się zabawić. Czułem się naprawdę okropnie. - Przepraszam - powiedziałem jeszcze raz. Byłem bezradny. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł. - Wiesz co, mam w domu dużą lodówkę i do tego, praktycznie, całkowicie pustą. - Naprawdę, zrobiłbyś to dla mnie? - Zauważyłem iskrę nadziei w jego węglowych oczach. - Jestem ci to winny - ucieszyłem się, że akceptuje mój pomysł. - Poza tym, w jakimś stopniu, jesteśmy, hm .... spokrewnieni. - Oczywiście tatuśku - podskoczył tak wysoko, że przy upadku, o mało nie pękł na pół. - Dawaj - złapał wiadro z węglem, położył swoje zimne ramię na moim barku i ruszyliśmy do mojego mieszkania. - Niezły kącik - powiedział bałwan , gdy weszliśmy do środka. - Dzięki - odpowiedziałem nalewając gorącą kawę, - napijesz się? - spytałem i od razu, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, schowałem z powrotem drugą filiżankę. - Przepraszam - powiedziałem zawstydzony. - Spoko, masz może zimne piwo? - Co? - zdawało mi się, że niedosłyszę. - Piwo, taki napój, który otrzymuje się z chmielu. - Ależ wiem co to jest piwo, tylko .... - odpowiedziałem nadal zdziwiony podając mu butelkę ?Budweizera? - Dziwisz się, że piję piwo? - spytał. - Właściwie powinienem być zdziwiony, że w ogóle mówisz i poruszasz się - odparłem . - Co ty nigdy nie widziałeś bałwana? - teraz on zrobił zdziwioną minę. - Widziałem, mnóstwo, ale żaden tak się nie zachowywał. - Cha, cha - zaśmiał się, - chodzi ci o te śnieżne ?bałwanki - tumanki?, Ja kolego jestem prawdziwy śniegowy bałwan - tu wziął potężny łyk piwa. - Naprawdę nigdy nie spotkałeś prawdziwego bałwana? - Nie i wątpię, aby ktokolwiek miał przyjemność - stwierdziłem, lekko wkurzony, że ktoś próbuje zrobić ze mnie bałwana. - Nigdy nie czytałeś Andersena? - spytał opróżniając butelkę. - Masz jeszcze browar? Podałem mu następne piwo. - Przepraszam, ale nie mam teraz ochoty wysłuchiwać bajek - odparłem. - Andersen, bajki, co ty? To najprawdziwsza prawda, rzeczywistość ... - zaczął wpadać w trans. - Słuchaj, straciłem już sporo czasu, muszę trochę popracować, więc może ... - wskazałem znacząco na lodówkę. - Popracować? Nad czym? - spytał zaciekawiony. - Piszę opowiadanie. - O, jesteś pisarzem? O czym piszesz? - Czy to w tej chwili takie ważne? - Ej, naprawdę chciałbym wiedzieć o czym piszesz. - O takim jednym gościu, który połkną krzesło i ... - Co? Facet połkną krzesło? Przecież to niemożliwe. To jakaś bujda - był wyraźnie rozbawiony. Prawdę mówiąc, zacząłem go mieć coraz bardziej dosyć. - Nie większa bujda niż o mówiącym bałwanie, pijącym piwo - odparłem. - Baa! - bekną głośno. - Uważasz, że za dużo piję? - Nie, uważam, że powinieneś schować się do lodówki, albo wziąć szmatę i wiadro i sprzątać po sobie - wskazałem na coraz większą kałużę tworzącą się na podłodze. - Łups, chyba zaczynam się nadmiernie pocić. Ok. kopsnij jeszcze jeden browarek i znikam w pojemniczku - powiedział wyraźnie już podpity. - Co ja narobiłem - pomyślałem zamykając za nim drzwi lodówki - stworzyłem alkoholika. W nocy zbudziło mnie głośne dudnienie. Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. - Kto to może być? - pomyślałem zaspany. Otworzyłem drzwi. Klatka schodowa była pusta. - Łup, łup, łup! - dudnienie się powtórzyło. - Bałwan! - rozbudziłem się całkowicie. - Zapomniałem o .... - BACH !!! - ledwo zdążyłem do kuchni, gdy z mojej lodówki wypadła góra śniegu. - I po bałwanie - powiedziałem sam do siebie stojąc w drzwiach kuchni. - Mów mi Eryk - powiedziała wystająca z kupy śniegu głowa. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w to coś, kłębiące się na podłodze. Wstyd się przyznać, ale naprawdę myślałem, że już po wszystkim. Po prostu koniec jeszcze jednego koszmaru. - Długo jeszcze będziesz tak sterczał? - spytało monstrum , - może byś mi pomógł? Cóż miałem robić? Zacząłem lepić. Lepiłem, utwardzałem, wygładzałem. Czułem jakbym tylko to robił w życiu. - W porządku - powiedziałem po skończonej pracy. Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i próbowałem spojrzeć na swoje nowe dzieło z dystansu. Niestety, muszę przyznać, nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie. - No, może już nie jestem tak przystojny jak kiedyś, ale jestem - stwierdził bałwan. - No, a skoro jestem, to może ... po browarku? - Nie ma mowy - odparłem wkurzony. - Koniec z piwem. Poza tym wypiłeś już cały mój zapas na tydzień. - Ej, bądź kolegą, skocz do sklepiku tatuśku - błagał . - Nie ma mowy. Koniec z piciem i koniec z dyskusją w środku nocy. Zamykaj okno i właź do lodówki! - ze zdziwieniem stwierdziłem, że zacząłem krzyczeć. - Ani mi się śni - odparł opierając się łokciami o parapet okna, dając mi do zrozumienia, że to jest jego miejsce i dobrowolnie z niego nie zrezygnuje.- Nie mam zamiaru wracać do tej śmierdzącej, ciasnej lodówki! - Dobra, jak chcesz, ja w każdym razie zamykam okno. Nie będę dłużej siedział w tej lodowni . Niezadowolony zaczął mruczeć coś pod nosem. Nie zrozumiałem ani słowa, ale wiedziałem, że są to obelgi pod moim adresem. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Otworzył powoli lodówkę. Wszedł do środka, Trzasnął znacząco drzwiami. Poczułem ulgę. Odczekałem jaszcze pięć minut stojąc nieruchomo, po czym wyłączyłem wtyczkę z gniazdka. Jagódko nie wyłączaj prądu
-
Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie drobny staruszek, Powłócząc nogami w jesienne popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą, samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec. Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca, mała kartka papieru zwabiła jego wzrok. Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi się dłońmi. Czytając dziecinne literki, starzec wybuchnął płaczem, Bo słowa paliły jego wnętrze niczym piętno. \"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!\" Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i dostrzegły małą dziewczynkę Z nosem smętnie przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie znalazł przyjaciółkę, Więc pomachał do niej i posłał jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody, Rozmawiając przez płot i obsypując się drobnymi podarkami, które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej przepiękne zabawki, Dziewczynka zaś rysowała mu obrazki, na których piękne panie Spacerowały w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali. Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka podbiegła do płotu, By pokazać starcowi swój nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała jakoś, że on już nie wróci, Pobiegła więc do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała... \"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!\"