Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Erika30

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Erika30

  1. Witaj aneto, bardzo mi przykro, to byl wypadek? czy mieliscie dzieci ? Moje dziecko wczoraj wyciagnelo zdjecie taty i dlugo glaskalo po glowce, potem calowala zdjecie, a ja patrzylam na to i ryczalam. Jednak dziecko to ogromna motywacja, zeby zyc, aby chociaz starac sie o dobry dzien, aby zarabiac i jakos funkjconowac. Jak widze, ze jest szczesliwa, to ja tez jestem, nawet teraz, mimo zaloby. Jednak jest ciezko, tak przykro, tak sie teskni, to ciagle wraca. Raz jest lepiej, raz fatalnie, ciagle mysle czy to co robie podobaloby mu sie, jak on chcialby w danej sytuacji postapic. Dwa razy snil mi sie zdrowy, to bylo niby mile, ale to byl tylko sen. Zycie toczy sie bez niego i nie zmienie tego, staram sie nie zalamac, biore leki antydepresyjne, wychodze do ludzi, opowiadam o mezu, pracuje. Nie poddaje sie i nie poddam, ale prawie nic mnie nie cieszy. I ciagle nie wierze, ze to sie stalo naprawde, nadal to do mnie nie dotarlo. W starym mieszkaniu jest wszystko tak jak bylo, komorka na blacie, jego laptop i okulary, w szafie ubrania, w lazience kosmetyki i jego szlafrok. Prawie jakby byl, prawie...
  2. Bardzo Wam zazdroszcze tej glebokiej wiary, ja jestem wierzaca, ale nie umiem tak sobie tego wytlumaczyc, maz tez nie potrafil. Czesto czuje zlosc, mam wrazenie ze to przypadek rzadzi swiatem, nie widze w tym ciepieniu i umieraniu sensu. W dodatku ja nie dostalam zadnego znaku od meza, chociaz tak bardzo na to czekam, moze raz podpowiedzial mi co robic, ale jego obecnosci nie czulam, nie czuje. Chcialabym poczuc, ze jest lbisko i opiekuje sie nami. Tez chcielismy, aby do konca byl w domu, ale ostatnie dwa dni maz spedzil w szpitalu, nie chce tu podawac szczegolow, ale cierpialby w domu okropnie, w szpitalu pomogli mu bardzo, trafilismy na wspaniala lekarke, moglismy byc stale przy nim, gdy odchodzil trzymac za reke, potem bylismy z nim jeszcze tak dlugo jak tego potrzebowalismy. Nie wbiegla ekipa jak w TV i nie podala godziny smierci, uszanowali to ze chcemy pobyc razem. Pani doktor tak ladnie powiedziala, ze teraz nie cierpi, ze jest mu lepiej, widzialam ze ona tez to przezyla, bo to nie byl oddzial na ktorym pacjenci czesto umieraja. Pielegniarka z hospicjum domowego kiedy wiedziala, ze to juz koniec zasugerowala zebym nie poszla do pracy. Jestem jej za to bardzo wdzieczna, bo moglam byc przy mezu. Ja myslalam, ze to tylko chwilowy kryzys, do konca mialam nadzieje, ze go pokona. Jak czekalismy na karetke to zajela sie moim dizeckiem, powiedziala ze corka na pewno chce zebysmy pobyli teraz razem. Spotkalam i spotykam wielu porzadnych, dobrych ludzi na swej drodze. Nikt mnie nie opuscil z tych waznych dla mnie osob, sa blizej niz kiedykolwiek, wciaz pytaja czy moga pomoc. Mi wystarczy ze pytaja, bo to szalenie mile. Mam tez bardzo dobry kontakt z tesciami, z rodzina meza, to dla mnietez bardzo wazne. Fajnie moc zyc wsrod dobrych ludzi. Jeszcze nie potrafie wspominac, bo to za bardzo boli, wciaz mam w glowie te najgorsze, ostatnie chwile, ten monitor tetna. Moze kiedys naucze sie wspominac z radoscia te najlepsze chwile, ktore razem przezylismy. Wiem jedno, ze bylo warto i gdybym mogla cofnac czas to wybralabym jeszcze raz to samo zycie, tego samego czlowieka za meza. To nie tak, ze nie mial wad, bo mial je jak kazdy, ale byl szalenie fajnym, uczciwym facetem. Fajnie, ze moglam go poznac i z nim przezyc tych kilka lata. Tak, tego nikt mi nie zabierze i to byl wielki dar.
  3. agus31 - pisesz tak, jakbys pisala o moim mezu, dokladnie, kazde Twoje slowo, to niesamowite. Moj maz tez nie czytal w internecie o chorobie, nie bylo mowy ile ma jeszcze czasu, ciagle wierzyl, do konca swoich dni. Boze, jak ja sie modlilam zeby nigdy nie stracil nadziei, bo wtedy umarlby za zycia, on nie byl pogodzony ze smiercia i nigdy by sie z tym nie pogodzil To niedobrze, ale taki byl, zbyt wielka mial wole zycia, zbyt wiele planow, zbyt wielka radosc w sercu. Jak maz byl chory to nie zalilam sie, nie czulam ze nas cos omija, tez uwielbialam wracac i patrzec jak czeka w fotelu, albo przygotowuje cos pysznego jesli tylko mial chociaz troche sily. Robil co mogl zebym w tym wszystkim, w tej jego chorobie byla szczesliwa, wiedzial ze nie tak powinno byc. Udalo mu sie, bo ja nie zaluje zadnego dnia, kazdy byl piekny, kazdy warty wspominania. Niczego nie zaluje i ciesze sie, ze moglam przezyc ten niezbyt dlugi czas z czlowiekiem, ktorego kochalam i ktory mnie kochal. To wielki dar, mimo wszystko.
  4. Dziewczyny kiedy bedzie troche lepiej, latwiej ? Po roku ? Powiedzcie keidy poczulyscie, ze dajecie sobie rade z tym bolem, z tesknota ? Niby funkcjonuje, usmeicham sie do ludzi, rozmawiam, ale w srodku tak sciska ten bol, ze jest to nie do zniesienia :( Kurcze, no nie moge sie z tym pogodzic chociaz teoretycznie powinno mi byc latwiej, moglam sie przygotowac na jego smierc. Jednak jak mozna myslec o smierci kiedy ktos nadal zyje, sciskak moja dlon, usmeicha sie do mnie, mowi ze mnie kocha, snuje plany. Wiem, ze gdyby zyl byloby tylko gorzej, jego cierpienie byloby nie dozniesienia, ze naprawde nie bylo juz ratunku. Niby to wiem, ale i tak sie na to nie godze :(
  5. "I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia. Śmierć chroni od miłości, a miłość od smierci."
  6. Otworzylam sobie historie gg, pisalismy do siebie z mezem kiedy bylam w pracy. Jeszcze w sierpniu maz pisal, ze czuje sie w miare, napisal jak bardzo mnie kocha. Boze, po co ja to czytalam, to tak boli, przeciez dopiero co rozmawialismy, to wszystko jest takie swieze, takie nierealne. Ja nie moge na razie wspominac, bo to za bardzo boli, staram sie nie myslec, zajac praca, dzieckiem. Dziewczyny, jak to zniosly Wasze dzieci ?
  7. Andziu - ja rowniez wszystko robie w ten sposob jak on by tego chcial. Nawet na pogrzeb wlozylam takie ubranie jakie on najbardziej lubil, chociaz ja nigdy nie nosilam szpilek i nie lubilam sukienek. Zrobilam to dla niego, zeby ostatni raz mnie w tym "zobaczyl". Ciagle zastanawiam sie czy moglam rozne rzeczy zrobic lepiej, moze powinnam bardziej skupiac sie na nim i poswiecac mu jeszcze wiecej czasu, ale przeciez musialam pracowac, bo to ja ostatnio utzymywalam rodzine, po pracy zajmowac sie dzieckiem. Wiem, ze on to rozumial, ale ja mam niedosyt tego czasu, ktory spedzilismy razem. Moze nie zawsze bylam idealna, a teraz juz czasu nie cofne, nic juz nie naprawie, niczego juz nie wytlumacze. Poniewaz wiedzialam, ze jest ciezko chory nie bylo dnia zebym nie powiedziala mu jak bardzo go kocham, mialam okazje wiele powiedziec, ale ciagle mam poczucie ze to za malo, ze moglam wiecej, lepiej. Tylko pol roku naszego malzenstwa bylo w miare normalne, potem rozpoznano chorobe i ta choroba ciagle nam towarzyszyla. To takie cholernie niesprawiedliwe. Mimo to bylismy szczesliwi i rozumielismy, ze trzeba sie cieszyc kazdym dniem. Jednak ja mam ciagle ten niedosyt. Oj moglabym tak pisac o roznych rzeczach, ale co to da. Wdowa03990 - chcialoby sie jeszcze tyle powiedziec, tyle wyjasnic, ale to czy nas slysza jest malo prawdopodobne. Fajnie, ze dostrzegacie tyle znakow, ja zadnych konkretnych nie widze chociaz wciaz ich szukam. Mam nadzieje, ze jednak w jakis sposob sa z nami, nie tylko poprzez wspomnienia, ale moga sie opiekowac nami i naszymi dziecmi gdzies tam u gory. Czy po roku jest latwiej ?
  8. Andzia - ja wlasnie na taki znak czekam. Przed choroba moj maz mnie zapewnial, ze nie wazne co sie w zyciu przydarzy to przez wszystko przejdziemy razem, ze bedzie ze mna w kazdym trudnym momencie i zawsze bedzie mnie wspieral. Teraz mnie jednak zostawil, wiem ze to nie jego wina, ze chcialby tu byc i byc dalej ze mna, ale jednak stalo sie inaczej. Mam wsparcie wsrod bliskich i przyjaciol, ale to nie to samo, czuje sie samotna i opuszczona. Nie iwem jak teraz powinno wygladac moje zycie, chcialabym zeby mi doradzil, pokrzepil tak jak zawsze to robil. Ehhh moge sobie chciec, zaraz jade do niego na cmentarz, tyle mi po nim zostalo. Wspominac nawet nie mam sily, bo to za bardzo boli.
  9. Witajcie, niecaly miesiac temu zmarl moj maz. Ciezko chorowal. Ja na razie tego nie ogarniam i nie przyjmuje, wciaz na niego czekam, mam nadzieje ze jak wroce do domu to zastane go w fotelu, ze wroci ze szpitala, ze to tylko sen. NIby wiem, ze nie zyje, ale nie pojmuje, nie chce tego zaakceptowac. Maz tak chcial zyc, tak walczyl, snul plany, mial nadzieje, zylismy calkiem normalnie dzieki niemu, bo on mnie wspieral chociaz tak ciezko chorowal. Byl prawdziwym bohaterem. Zostalam ja i nasza malenka coreczka. To glupie, ale czekam na jakis znak od niego, na sen, w ktorym do mnie przemowi i uspoki mnie, ze jest mu teraz dobrze. Nic takiego sie nie wydarzylo. Czy Wy czulyscie obecnosc meza, dostalyscie jakis znak ? Wiem, ze to glupie pytanie :( Ja po prostu tak bardzo chcialabym z nim porozmawiac, przytulic go, jeszcze chociaz ten jeden raz.
×