Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Erika30

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Erika30

  1. Auryn - wspolczuje i rozumiem. Ja z tego powodu biore leki przeciwdepresyjne, bez nich nie wyobrazam sobie jakbym miala normalnei funkcjonowac. W sumie nic nie zmieniaja w zyciu, ale daja swiatlo, pozytywne myslenie i wyciagaja czlowieka z ropaczy. Moze Tobie tez pomoga ? Nie chce reklamowac lekow, po prostu mi tak bardzo pomogly i dlatego to pisze.
  2. Agisz - na mnie tez wywarla ogromne wrazenie Twoja postawa, ogromna odpowiedzialnosc za rodzine. Dzieci na pewno to czuja jaka jestes dzielna i ucza sie tego od Ciebie. Oby nie zabraklo Ci sil Agisz. Przytulam !
  3. Nie wiem co Wam poradzic. Ja odnajduje sens zycia, ale odnajduje go przede wszystkim w coreczce. To ona jest moja radoscia i najwiekszym szczesciem, dla niej warto sie starac, usmiechac. To nie jest tak, ze zyje tylko dla dziecka, staram sie nie zatracic siebie, ale to wlasnie ona jest moja motywacja, dzieki niej sie podnosze i walcze o szczescie. Poza tym, zeby to wszystko zniesc niesamowicie pomagaja mi leki antydepresyjne, nie zwalcza smutku, ale rozjasniaja zycie, dodaja energii, rozwiewaja chmury i znow zaczynam dostrzegac slonce. Mam kryzysy, gorsze chwile, ale zaczynam wiecej myslec o mezu bo wczesniej to sprawailo mi wrecz fizyczny bol, mialam wiele fizycznych objawow w wyniku depresji, teraz one ustepuja. Moj maz tak ciezko chorowal, na koniec nie smialam juz prosic boga zeby trzymal go przy zyciu chociaz egoistycznie tak tego pragnelam, zeby chociaz lezal, ale byl, zeby moc do niego wracac, zamienic dwa slowa kiedy sie na chwile obudzi, potrzymac za reke. Jakie byloby to jednak zycie dla niego, zreszta rak tak postepowal, ze juz nic nie dalo sie zrobic. Nie zazdrosc sylwiszek, ze nie bylas przy smeirci meza, ta smierc nie zawsze wyglada jak na filmie kiedy ktos wypowiada Twoje imiei umiera w ramionach. Czasem to tak traumatyczne przezycie, ze nie sposob myslec o niczym innym, kiedy zamyka sie oczy widzi przerazona twarz, w uszach brzmia dzwieki monitorow, trzeba miec sile zeby sie z tego otrzasnac i zniesc taki widok. Nie bede opisywac wiecej bo wole o tym nie pamietac, wole pamietac meza za zycia, jak nosil mnie w ramionach, jak chociaz chory usmiechal sie i cieszyl kazda chwila. Dal mi cenna lekcje, ktorej nie moge zmarnowac. Obdarzyl mnie miloscia, ktora czuje nadal i ona mnie przepelnia, nie czuje sie samotna, ani nie kochana tak bardzo jakby sie to komus wydawalo, mam to nadal w sobie, nie wiem na jak dlugo, na razie mam zapas tej jego milosci i ona mnie nie opuszcza. Kiedy moj maz mial lepsze chwile, dni, minuty nie marnowal tego czasu, nie uzalal sie, zyl pelnia zycia na ile mogl i na pewno nie chcialby zebym teraz wegetowala, on byl po prostu fanem zycia :) Nie umialam tak jak on, ale caly czas sie uczylam, a teraz staram sie z tego czerpac.
  4. Migusia25-bardzo mi przykro, kazdej z nas jest bardzo ciezko pogodzic sie z tym co sie stalo i uporac z tesknota. Mamy dzieci w podobnym wieku i chcialam zapytac jak Twoja coreczka zareagowala na to wszystko ? Tlumaczysz jej co sie stalo, pyta o Tate ? Moja nadal pyta i chyba nadal tego nie rozumie chociaz tlumacze i nie ukrywam prawdy. Dzis mialam taki piekny sen, bylo slonecznie i znalazlam meza siedzacego przy komputerze na sali wylkladowej. Bylam taka szczesliwa i rzucilam mu sie w ramiona, a on tak mocno mnie przytulil ze czulam jakby to dzialo sie naprawde. Potem caly czas byl przy mnie w tym snie, a ja czulam tak ogromna milosc od niego, ktora mnie otacza. Obudzilam sie i nawet nie czulam smutku tylko ta milosc wlasnie. Chcialabym, zeby zyl, brakuje mi go kazdego dnia.
  5. Dzieki dziewczyny, wiem jak dobrze mnie rozumiecie. Dzisiaj doznaje chyba jakiegos oczyszczenia albo przestalam nad soba panowac bo odstawilam leki antydepresyjne, ktore bralam od roku, a dlatego przestalam, ze w czwartek wybieram sie po cos silniejszego, glownie na te moje nerwy, nad ktorymi czasem przestaje panowac. Jestem taka osoba, ze staram sie trzymac emocje na wodzy i mi sie to z reguly udaje. Nie chce, zeby ktos pomyslal, ze chce wzbudzic litosc, ze ma mnie zalowac. Jak placze to sama, nie umiem nawet o tym rozmawiac bo sie zamykam. A dzisiaj pojechalam zapisac dziecko do dwoch przedszkoli, Pani mowi ze sa male szanse, bo juz duzo dzieci jest zapisanych, ze osoby samotne maja pierwszenstwo. Mowie wiec, ze jestem wdowa i jakas rozmowa wyniknela najpierw w jednym przedszkolu, potem w drugim. Tak trudno o tym wciaz mowic. Potem okazalo sie, ze zle zaparkowalam i musialam sie tlumaczyc strazy miejskiem, ktorzy zreszta by mnie puscili, bo byli calkiem sympatyczni. Na koncu jeden zazartowal, ze chyba jestem zakochana i dodal cos o mezu. I nie wiem co mi sie stalo, ale zaczelam przy nich ryczec jak bobr i w ogole nie moglam sie uspokoic, az byli w szoku. Mi sie to nei zdarza przy ludziach, staram sie. Rycze juz tak 2h. Pojechalam do mojej ksiegowej z dokumentami, myslalam ze sie uspokoilam. Siedze na tym fotelu i czuje, ze lzy mi plyna i nie moge nic z tym zrobic. Teraz w pracy nadal placze, Moze jak to Wam napisze to przestane, przeciez nie moge plakac w pracy. W tym tygodniu minie pol rok jak umarl moj maz.
  6. Nauczylam sie udawac, ze jest w miare dobrze, ale przez to nie moge zaakceptowac jego smierci. Mam takie poczucie jakby byl, moze w szpitalu, moze gdzies, ale ze wcale nie umarl. Niedlugo wiosna, zaczelam wybierac pomnik dla meza i mnie to przerasta, ze to kolejny etap, ze to sie dzieje naprawde. Jak to mam wybierac nagrobek dla niego, nie miesci mi sie to w gloie. Przyzwyczailam sie, ze chodze na cmentarz, nie czuje tam obecnosci meza, nie lubie robic kolejnych krokow, nie lubie niczego zmieniac, zmierzac sie z kolejnymi sprawami. Zostawilam jego rzeczy w meiszkaniu i mieszkanie, jak pomysle ze niedlugo pora sie tym zajac to mi slabo. Moze pora to sobie urealnic, ale boje sie tego i tego smutku. Nie umiem nawet sie wyplakac nikomu, bo jak tylko z kims rozmawiam to sie zamykam, zamykam emocje. Moge mowic o mezu tak jakbym opowiadala jakis film z telewizji, nie umiem pokazac nikomu emocji, a mam komu sie wyplakac. Placze w samotnosci i wtedy kiedy pisze do kogos. Trzymam te emocje w sobie i udaje, ze jakos jest i ze sobie radze, czasem bywaja dni ze mam duzo zajec i nie czuje duzego smutku chociaz maz towarzyszy mi w myslach prawie caly czas. Nie wiem czy przez to moje tlumienie emocji [nie robie tego przeciez specjalnie], ale mam okropne objawy nerwicowe. Bardzo sie denerwuje, spinam sie, zaczelo mi to utrudniac zycia. Caly czas biore leki antydepresyjne, ale nie pomagaja mi sie uspokoic, moze sa za slabe.
  7. W tej sytuacji, w ktorej sie znalazlysmy uwazam, ze zamieszczony cytat jest calkowicie nei na miejscu. Dla mnie przeszlosc, to co stworzylam z mezem ma ogromne znaczenie, to baza ktora daje mi siłę, bo wiem ze kiedys ktos mnie bardzo kochal i ja kochalam i ze to bylo prawdziwe i ze nie wszyscy ludzie sa w stanie tego doswiadczyc, jestem za to wdzieczna. Dzieki temu czuje sie spelniona jako kobieta i jako matka i z tą bazą latwiej mi isc przez zycie i starac sie byc szczesliwa. Nie bylismy idealni, ale kochalismy sie naprawde i jakos razi mnie teraz ten Twoj cytat. Ja rozumiem, ze nie mozna zyc tylko przeszloscia, ale nie jestem gotowa teraz z niej rezygnowac i budowac nowego zycia. Dla mnie to co przezylam i zbudowalam z mezem stanowi sens mojego zycia, a o przyszlosci to nawet nie mam sily myslec, podobnie jak wiekszosc z nas tutaj.
  8. 234ania - pewnie, ze trzeba brac sie w garsc, nauczyc sie zyc od nowa, ale mi kiedys ladnie powiedziala Pani psycholog, ze wcale nie musze sie trzymac, bo przeciez przezywam zalobe, mam prawo wlasnie teraz czuc sie zle, byc zdolowana, smutna. Zalobe trzeba przezyc, zeby moc sie pozniej podniesc i zyc dalej. Jedni potrzebuja mniej czasu, a inni wiecej.
  9. Myslalam, ze to wszystko jakos sobie poukladalam i ze skoro nie ma innego wyjscia to musze zaakceptowac i ze powoli sie to udaje. Jednak ja zrobilam to samo co przez cala chorobe robil moj maz, wyparlam jego smierc. Jak jechal na dluzej do szpitala na chemie to jechalam do mamy i teraz jestem u mamy, mijaja tygodnie, a on nie wraca, zaczal sie Nowy Rok, a nic sie nie zmienia. Dopiero sobie uswiadamiam, ze to nie sen, ze to sie naprawde stalo, ze nie ma juz tego zycia, ze wszystko sie naprawde zmienilo. Nie mieszkam wsrod wspomnien, odcielam sie od tego i tak bylo lepiej, ale teraz znow wszystko wylazi, bo ile mozna udawac ze jest normalnie skoro wszystko sie zmienilo. Mam wrazenie,ze moja zaloba dopiero zaczela sie z prawdziwa sila, teraz w tym Nowym Roku, tak mi zle, ze az powietrza czasem nie moge zlapac, tak to boli. Juz nie ma dawnego zycia, jego, milosci, moje dizecko juz nigdy nie bedzie mialo Taty, a ja wiem ze nigdy juz z nikim sie nie zwiaze. Po prostu wiem. Kilka lat wspomnien i zycia rodzinnego, fajnie ze tego dosiwadczylam, niektorzy tego nie przezyli. Tyle, ze wiem, ze to taka ogromna strata, ze to sie juz nigdy nie powtorzy, ze juz tego nigdy nie przezyje. Dlaczego tak krotko ? Po co byly plany, starania, budowanie gniazdka, kupowanie mebli, to jakis glupi zart. pstryk i mozna komus wszstko zabrac, cale jego zycie, dlaczego ?
  10. Ewcur - nie mieliscie dzieci, ale na pewno masz wiele osob Tobie zyczyliwych i ktorzy Cie kochaja. Wiadomo, ze nie zastapia Ci meza, ale dla nich byloby okropnie bolesne gdyby Ciebie zabraklo, pomysl o tym. nIe zyjemy tylko dla siebie i nie tylko my przezywamy te tragedie, ale cale nasze rodziny, nie wolno nam o tym zapominac. Trzymaj sie. Ja tez mam dola od kilku dni, powiem Wam, ze w Swieta skupilam sie na dziecku, na jej radosci z prezentow i jakos dalam rade, a teraz jestem bardzo przybita. Dzis w samochodzie wlaczylam plyte, ktora nagrywal maz, wlasciwie czego nie dotkne to jego przypomina, wyc sie chce. Wczoraj bylam sama w domu i dlugo z nim rozmawialam, to znaczy mowilam do sciany, jakos nie wierze ze slyszy, ale na wszelki wypadek mowilam na glos. Dzis mialam problem w pracy, normalnie pogadalabym z mezem i by mi doradzil, dzis nie mial mi kto doradzic i nie wiem co powinnam zrobic czy podejme sluszna decyzje. Przykro i smutno jest przez wiekszosc czasu.
  11. Ja nie dostalam zadnego znaku :(((
  12. Spokojnych Świąt dziewczyny, myślę o Was ciepło.
  13. Aneta - ja tez mialam 14 lat gdy stracilam ojca. To trudny wiek, okres dojrzewania, buntu. Ja tez nie umialam rozmawiac o moim tacie, minelo kilkanascie lat, a jak ktos wspominal tate to zaczynalam plakac i nie moglam sie uspokoic. Nie nauczylam sie mowic o tym co sie stalo i potem nie umialam sobie poradzic ze wspomnieniami. Od psychologa wiem, ze lepej jest gdy dziecko pyta, bo to znaczy ze uklada sobie wszystko w glowie, radzi sobie z tym co sie stalo. Twoj syn przezywa zalobe i moze zachowywac sie dziwnie, nei zawsze zal okazujemy poprzez lzy, ale tez poprzez gniew i agresje, zaprzeczenie. To dobrze, ze chodzisz do psychologa, moze warto zaprowadzic syna na taka rozmowe. Wbrew pozorom przed obcym czlowiekiem czesto latwiej sie otworzyc. Mam na pulpicie zdjecie moje z mezem, obejmuje mnie. Patrze na nie wiele razy w ciagu dnia i nie moge sie pogodzic, ze juz nigdy mnie nie przytuli, nie potrzyma za reke. Kiedy wreszcie znalazlam prawdziwa milosc tak szybko mi ja odebrano.
  14. Ewcur - juz wczesniej pisalam, ze to szczegolnie trudne dla tych z Was, ktore nie macie dzieci. Nie ma tej ogromnej motywacji, zeby sie pozbierac i starac sie uczynic to zycie szczesliwe, mimo wszystko. Sciskam Cie mocno.
  15. Jestemnadnie - sadze, ze Twoj maz nie zna odpowiedzi na te pytania, chyba nikt nie zna. Ja i chyba kazda z nas tez ciagle sobie zadaje te pytania, sadze ze to przypadek, ze trafilo akurat na nich, bo przeciez Bog nie jest zly i nie krzywdzi ludzi specjalnie. Podobno wszystko jest po cos, ja nie rozumiem po co, nie widze w tym zadnej logiki. Moja corka ma 3 lata, jak maz chorowal i lezal juz w lozku miala tylko 2,5 roku, a wciaz pytala czy ja jestem chora czy zdrowa, bala sie o mnie, a przeciez swiadomosc tak malego dziecka jest tak mala jak ono samo. O wiele trudniej jest jednak tym dzieciom, ktore calkowicie swiadomie zdaja sobie sprawe z utraty rodzica, tak sadze. Tylko, ze moje dziecko nie bedzie pamietac taty, nawet jesli bede bardzo starala sie wciaz jej o nim przyominac. Nie wiem co bardziej boli: jej pytania o Tate, czy swiadomosc ze niedlugo przestanie pytac. Wiem jedno, jestesmy za dzieci odpowiedzialne, cale wychowanie, budowanie poczucia bezpieczenstwa spoczywa na naszych, czesto slabych barkach. Nie mozna sie poddawac i zatracac, bo mamy wiele do zrobienia i musimy to zrobic same. Nie bede se licytowac, nikomu o to nie chodzi, moze tylko chce sie pozalic, ale niedlugo po naszym slubie moj maz zaczal chorowac, nie wiele mielismy tego normalnego zycia, moze przez to juz wtedy zaczelam sie godzic z tym, ze nie bedzie nam dane zyc normalnie, akceptowac te sytuacje na tyle na ile potrafilam, przygotowywac sie na to, ze nasz zwiazek nie bedzie dlugi. Niby zylismy w miare normalnie, ale jak tu moze byc normalnie jak patrzysz na ukochana osobe i zastanawiasz sie ile czasu nam jeszcze bedzie dane, czy liczyc w tygodniach, miesiacach, czy to nasze ostatnie swieta czy moze przedostatnie. Moja zaloba nie trwa od smierci meza, ona poniekad zaczela sie juz wczesniej, bo ja go tracilam juz od dawna, widzialam jak gasnie. Jeszcze te Swieta, w zeszlym roku przeplakalam pol Wigilii bo maz tak zle sie czul, ubieralam choinke sama, nic nie cieszylo, wydzwanialam po lekarzach. Smutek, smutek, smutek. Towarzyszy mi juz od tak dawna, ze nie mam juz lez zeby plakac i nie mam juz na to sily.
  16. Przykro mi, ze nasze grono sie powieksza, bo to znaczy, ze kolejne osoby stracily swoich najblizszych. Jestem na dnie - poryczalam sie jak przeczytalam Twoj post, o tym ze wysylasz ciagle te sms'y. Ja tez mam w komorce nadal kontakt do meza na pierwszej stronie i czasem wybieram do niego numer, czekam ze sluchawka przy uchu jak glupia nie wiadomo na co, kiedys szukalam jego sladow w sieci, czlowiek lapie sie czegokolwiek zeby poczuc obecnosc tego, kogo juz nie ma. Wywolalam nasze ostatnie zdjecia, wiecej juz wspolnych fotografii nie bedzie, te byly ostatnie. Ja nadal nie wierze, ze on odszedl. Mi rowniez bardzo pomaga mama, ktora jest wdowa. Smiala sie z moja coreczka i bawila kiedy ja nie miala sily sie nawet usmiechnac. Jednak mimo wszystko nie poddaje sie temu cierpieniu, dla siebie, dla rodziny, a przede wszystkim dla coreczki, staram sie wychodzic do ludzi, nie odrzucac przyjazni i znajomosci, ludzi od ktorych otrzymalam teraz nadspodziewanie wiele. Staram sie stworzyc dziecku szczesliwy dom, mimo wszystko, uwazam to za moj obowiazek i z pomoca lekow, wbrew wszystkiemu mam zamiar tego dokonac. Przynajmniej bardzo sie staram. Nie mysle o przyszlosci, nie planuje, jeszcze nie wiem gdzie jest moje miejsce w zyciu , trwam. Czasem docieraja juz do mnie obrazy kiedy maz byl zdrowy, ale jeszcze boli wspominanie.
  17. A co zrobic, zeby jakos przezyc Swieta Bozego Narodzenia ? W zeszlym roku akurat w Swieta moj maz mial kryzys zdrowotny, fatalnie sie poczul. Ubieralam z coreczka choinke i plakalam ze tak cierpi, ze to wszystko jest bez sensu. Myslalam, ze nie pojedziemy na Wigilie do rodzicow, ale maz pol godziny przed kolacja niespodziewanie lepiej sie poczul i pojechalismy. Staralam sie wtedy nie myslec czy to nasze ostatnie Swieta, ale ta mysl gdzies tam sie przebijala. Skupilam sie na tym, ze jestesmy razem, na tej chwili i bylo milo. Teraz nie wiem jak dac rade, nie chce zepsuc Swiat dziecku, reszcie rodziny, ale nie wiem czy bede potrafila w tym uczestniczyc i udawac, ze jest dobrze. Rok temu razem z mezem i dzieckiem pieklismy ciasteczka, dekorowalismy je, maz robil kartki swiateczne, teraz nie chce mi sie robic niczego, sama mysl o Swietach mnie dobija, ale czy mam prawo odbierac je dziecku. Macie podobne odczucia ? Co zrobicie ?
  18. Mam nadzieje, ze sie jakos trzymacie w Swieto Zmarlych. Sporo osob zapytalo sie mnie dzis jak sie czuje, co tu odpowiedziec... Zauwazylam bardzo duzo grobow mlodych osob na cmentarzu, zdecydowanie za duzo :( Smutno... Dla wszystkich, ktorzy odeszli
  19. Wiecie snil mi sie dzisiaj maz, tak realnie. Zobaczylam go, zdrowego, szedl sobie po mieszkaniu. Tak sie ucieszylam i rzucilam mu sie na szyje. Mowie: wreszcie moge Cie przytulic, Boze jak tego pragnelam. Objelam go, wtulilam glowe i naprawde poczulam jakby byl, poczulam takie ukojenie i jego obecnosc. Jednak zaraz przypomnialam sobie i mowie, ze przeciez Ty nie zyjesz Kochanie. On powiedzial tylko "no wlasnie" i usmiechnal sie tak smutno. Odszedl. Obudzilam sie i poczulam szalona tesknote i to, ze juz nigdy, przenigdy mnie nie przytuli. Wiecie ja nie chce wiele, tylko z nim porozmawiac i sie przytulic, nic by nie musial, tylko byc. Ale moge sobie chciec :( Nierozumiem dlaczego to nas spotkalo, a inni moga sobie zyc normalnie. Czuje sie dzisiaj strasznie skrzywdzona przez los. Jeszcze weekend, ta pogoda, ten sen. Nie moge sobie dzisiaj poradzic :(
  20. Wybieram nasze zdjecia do wywolania, z ostatniego polrocza. Wyc mi sie chce :( Musze kupic sobie jakies piwo bo jestem w rozsypce, a to troche pomaga :( Podobno cierpienie uszlachetnia wiec chyba jestesmy bardzo szlachetne dziewczyny. Pa
  21. Mnie ostatnio przeraza mysl, ze dziecko nie zapamieta tatusia. Teraz czesto go wspomina, ale pewnie niedlugo bedzie mowic coraz mniej, az w koncu zapomnie. Bede jej przypominac tate, ale to nie to samo co wlasne wspomnienia. Dobrze, ze mamy wspolne zdjecia, tylko tyle. mlodawdowa - Tobie szczegolnie wspolczuje i tym dziewczynom, ktore bedac w ciazy stracily partnerow, Wasze dzieci nigdy nie zaznaja przytulenia w ramionach taty, nie beda miec nawet wspolnej fotografii, to bardzo przykre. Jedyne pocieszenie, ze nie beda tesknic. Niedlugo 1.XI, dla mnie dzien smutny podwojnie, bo rok temu w ten wlasnie dzien maz znow poczul bol w kregoslupie, po dlugiej przerwie. Od tego dnia bylo juz tylko gorzej, a te Swieto spedzimy juz przy jego grobie. Niewiarygodne nadal, niesprawieldiwe.
  22. Wiesz andzia, kazdej z nas trudno jest znalezc jakies pocieszenie, ale trzeba sie starac go szukac. Napisalas, ze mialas wspanialego meza, pomysl ile osob marzy o prawdziwej milosci i nigdy jej nie doswiadcza. To nie zmnieszy tesknoty, wiem, ale pomysl jakie mialas szczescie, ze moglas kochac i byc kochana. Ja wlasnie tak mysle. Oczywiscie zaraz pojawia sie pytania dlaczego tak krotko, tego nie wiemy. Jednak bylo to nam dane, a nasi mezowie odchodzac byli kochani, nie czuli sie samotni, w pewien sposob odchodzili spelnieni. To tez wielki dar. Wiesz, ja tez probuje sama siebie przekonac, ze to wszystko mialo sens, bo czasem ten sens gubie i sie zatracam w swoim smutku, ale wiem ze to nie prowadzi do nikad. Myslisz, ze Twoj maz chcialby zebys tak rozpaczala, na pewno zyczylby sobie zebys z czasem sie podniosla, zebys byla oparciem dla Waszego dizecka. On, Twoj maz juz nie moze byc oparcie wiec dla niego, jesli nie potrafisz dla siebie, dla niego musisz wykrzesac sily i byc oparciem dla swojego dziecka, obdarzac go miloscia i kochac go, wspierac i byc przy nim jak najdluzej i powoli starac sie byc szczesliwa. Jestes to winna mezowi, nie chce byc okrutna, ale gdybys sie zabila sadze, ze Twoj maz by Ci tego nie wybaczyl [o ile kiedys naprawde sie spotkamy, jesli w to wierzysz]. Wiec jesli wierzylas w niego i Wasza milosc to sprobuj powoli stanac na nogi, niech jego smierc nie pojdzie na marne, skoro nie mozemy juz tego zmienic, skoro to nieodwracalne, to moze chociaz stanmy sie lepsze. Jestesmy im to winne, oni chcieliby zyc i robiliby co moga zeby zycie bylo lepsze. Skoro ich nie ma, my mamy OBOWIAZEK zeby przejac te role. No nie wolno sie zatracic, to nic nie da. Pomysl sobie na spokojnie czego moze zyczyc sobie Twoj maz, tam na gdzies na gorze, czego moze od Ciebie oczekiwac i jak chcialby, zeby wygladalo Twoje i Waszego dziecka zycie. Sprobuj spelnic te jego zyczenia. Zastanow sie nad tym.
  23. A mi sie bardzo smutno zrobilo, zadzwonili do mnie z kliniki, zeby potwierdzic jutrzejsza wizyte meza u profesora. Oczywiscie gardlo mi scisnelo, ale powiedzialam, ze niestety maz nie doczekal tej wizyty. Pewnie i tak profesor by mu nie pomogl, nie byl cudotworca, mysle ze by nas tylko zdolowal. Boze, jak smutno. Ile on przeszedl, tych chemii, ile tych lekow lykal. Mimo wszystko rzadko sie zalamywal, wciaz zajmowal sie nowymi rzeczami, planowal, zyl pelnia zycia. Dla mnie byl bohaterem. Wkorza mnie, ze jest tylu bezwartosiowych ludzi, siedza na fotelu i nic nie wnosza dla ludzi, dla swiata. Moj maz mial tyle do zaoferowania, tyle pomyslow, taka wole zycia i entuzjazm zyciowy, ktorego akurat mi zawsze brakuje. Byl tu potrzebny, mi, dziecku, przyjaciolom. Psycholog mowila, ze moglby prowadzic warsztaty dla chorych, mysle ze bylby do tego idealny. Moglby, gdyby zyl. Dla mnie byl prawdziwym bohaterem. Zyc tak wspaniale chorujac tak ciezko to prawdziwa sztuka. Mam coraz wieksze poczucie, ze swiatem jednak rzadzi przypadek, bo dlaczego zabiera ludzi wartosiowych, ktorzy maja tu tak wiele do zrobienia. Nie rozumiem tego.
  24. Wiesz andzia, przerazilas mnie. Ja owszem, czuje sie czasem tragicznie, ale nigdy, przenigdy nie przeszla mi przez glowe taka mysl. To bylby szczyt egoizmu i najwieksza krzywda jaka moglabym zrobic swojemu dziecku, calej rodzinie ktora tak bardzo mnie wspiera i rowniez bardzo cierpi. Nigdy bym im nie dolozyla dodatkowej rozpaczy, a mojemu dziecku tak ogromnego bolu. Ja sie modle zebym jak najdluzej byla zdrowa, bo dziecko tak bardzo potrzebuje rodzica, jednego juz nie ma, a drugi musi zrobic wszystko zeby sie podniesc, zeby byc zdrowy jak najdluzej. Rozumiem Twoja rozpacz, bardzo mi przykro, ale nie rozumiem jak mozna nawet tak pomyslec.
  25. A ja dziewczyny zamiast czuc sie lepiej to tez czuje sie gorzej, zaczelam sobie uswiadamiac, ze jego naprawde nie ma, jestem coraz bardziej rozchwiana emocjonalnie, tez pelna leku, ale czasem rowniez goryczy, zlosci. Trudniej mi nad soba zapanowac. Nie cieszy mnie prawie nic, ciesze sie tylko szczerze jak widze radosc mojej coreczki. Jednak trudno mi wykrzesac sily do radosnej zabawy, jestem apatyczna, zniechecona, robie co musze, ale wszystko troche na sile, troche dla cory, dla meza, bo po prostu tak trzeba. Robie wiec co musze, trzymam sie i czuje, ze niedlugo eksploduje. Rozmawiam z ludzmi, klientami w biurze, usmiecham sie milo, wszystko jest na pozor normalne, a ja mam czasem dosyc tej normalnosci, bo przeciez wszystko sie zmeinilo i nic juz nie jest takie samo. Nic juz nie jest dobrze i nie bedzie dobrze. Nawet nie chce sobie wyobrazac tegorocznych Swiat, juz same czekoladowe mikolaje w sklepach powoduja, ze robi mi sie slabo :(
×