Właśnie, też należę do tego zacnego grona. A raczej należałam. I popieram zdane Helohelo. Po co istnieje ten wątek? Aby wspólnie się pobudzać? Większość z Was czeka, aż on napisze, rozbiera na czynniki pierwsze to co się stało, dlaczego, dlaczego tak ukochany się zachowuje zamiast zająć się własnym życiem i kopnąć dziada w dupsko. Łatwo się pisze? Otóż nie, ja również to przeżywam, być może zawaliłam kilka spraw, ale się nie poddam. Trzeba podnieść się i iść dalej, nie analizować.