Chodzi o mojego ojca. Wiem i rozumiem jak jest mu ciezko. Od trzech miesiecy jestem w trakcie rehabilitacji(mam porazony nerw promieniowy przez co niedowlad prawej dloni i opadajaca reke). A wiec moj ojciec jako jedyny pracuje w naszym "domu", mama jest na rencie. Sama wczesniej pracowalam i utrzymywalam sie. Teraz z przyczyn w/w jest to niemozliwe. Wiem, ze nie mamy kokosow i nie prosze rodzicow o pomoc(utrzymuje mnie narzeczony). Rozumiem, ze ojcu jest ciezko, ale dlaczego musi mnie tak gnoic na kazdym kroku, robic ze mnie idiotke,ktora udaje i grozic wyrzuceniem z domu? Przeciez sama sobie tego nie zrobilam :( Mnie samej tez jest bardzo ciezko z tym wszystkim;nie moge wrocic do zawodu, ktory kocham i od wrzesnia siedze w domu:( Przez to wszystko czuje sie jak piate kolo u wozu. Nawet wstydze i boje sie prosic o pozyczke na zabieg(nie sa to duze kwoty,ale narzeczonemu tez nie jest latwo z jednej wyplaty utrzymac siebie i mnie). Tez jest mi strasznie przykro i glupio wobec niego, z jakiej racji on mnie utrzymuje skoro razem nie mieszkamy:(