cześć dziewczyny, od kilku tygodni codziennie śledzę wasze wpisy i przyznaję jest mi lepiej jak czytam to co piszecie.Nie czuje się osamotniona...dookoła koleżanki mające dzieci pocieszają jednak co z tego jeśli one nie wiedzą co czuje się w takiej sytuacji w jakiej jesteśmy...nawet przyznam że drażnią mnie te pocieszania bo za długo to trwa jak dla mnie. także staramy się o dzidziusia od 2 lat i nic...
w trakcie starań i braku pozytywnych wieści z tym związanych okazało się,że mam PCO. brałam CLO pęcherzyki pojawiły się aż 4 jednak żaden z nich nie osiągnął odpowiedniej wielkości ... później zanik okresu (co wcześniej się nie zdarzało) w związku czym można było zapomnieć o ciąży, podwyższona prolaktyna...
luteina ->okres brak owulacji ->terapia farmakologiczna-> drożność jajowodów -> 2 cykle na CLO i duphastonie po czym moja gin+end stwierdziła że nie ma sensu i zaproponowała in vitro
z tym in vitro wole jak na razie się wstrzymać i poszłam do gin który skierował mnie wcześniej do gin+end i zaproponował laparoskopię.
17.01 mam wizytę u lekarza który zadecyduje co ze mną dalej...
jednak psychicznie juz nastawiłam się na nią i chcę jej gdyż czytałam,że po laparo sa duże szanse na zafsasolkowanie :)
Dziewczyny trzymam za Was/Nas kciuki musi nam się udać. Kejtowa jak się czułaś po laparo, w którym dni cyklu miałaś robioną i po ilu dniach wyszłaś ze szpitala?