Witam Was,
może napiszę trochę o sobie (pewnie dla większości z Was nudne, ale muszę to z siebie wyrzucić). W poprzednie wakacje uległam niegroźnemu wypadkowi na basenie- uderzenie w głowę. Żeby dmuchać na zimne pojechałam do szpitala, żeby mnie ktoś obejrzał. Wielki pan neurochirurug patrzac na mnie stwierdził, że nic mi nie jest, zapytałam czy na pewno. On kręcąc nosem stwierdził, że możemy wykonać tomografię. Po moim badaniu wyszedł do mnie przerażony i powiedział: Pani zostaje w szpitalu, ma pani w głowie siniaka, może pani umrzeć. Przerażona, zostałam. W sumie wykonano mi 3 tomografie (2 z silnym kontrastem) i stwiierdzono przypuszczenie malformacji tętniczo-żylnej. Dostałam skierowanie na rezonans bez kontrastu. Wyszło, że mam naczyniaka jamistego, ale zalecano rezonans z kontrastem. No i kolejne 3 miesiace oczekiwania na badanie. I w końcu w lutym tego roku pojechałam (cały czas miejąc nadzieję, że to świństwo mi się wchłonie). No iw wyszło- 2 naczyniaki- jamisty i żylny (jamisty przewlekle krwawi); cholera ma 17,3 mm a żylny 3 mm. Jeszcze stwierdzono mi mega cisterna magna 16,9 mm (jakbym wiedziała co to jest). Lekarz powiedział na pierwszej wizycie, że nie mozna tego ruszyć bo jest tak głeboko, że można mi coś uszkodzić: wzrok, słuch czy mowę. A teraz jak byłam u niego to znowu dał mi skierowanie na rezonans i powiedział, że jak się powiększy to operacja (czyli zrobi mi krzywdę). Ogolnie ma nic nie robić, siedzieć, nie podnosić cieśnienia. Mam dosyc, a jak po oeracji okaze się że jestem kaleka, to się zabiję. I chciałam to tylko napisać i już.