Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Brzoskwinka7

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Brzoskwinka7

  1. Dlaczego mężczyźni uganiają się za kobietami, których nie mają zamiaru poślubić? - \"Z tego samego powodu, dla którego psy uganiają się za samochodami, którymi nie zamierzają jeździć.\" Czym się różni mężczyzna od choinki? - \"Choinkę jak się rozbierze to zostaje tylko badyl, a jak mężczyznę to i dwie bombki.\" Dlaczego seks z mężczyzną jest jak opera mydlana? - Bo w momencie, kiedy zaczyna się dziać coś interesującego, wszystko się kończy aż do następnego razu. Dlaczego faceci chcą się żenić z dziewicami? - Bo nie mogą znieść krytyki. Trzech facetow czeka w szpitalu na narodziny swych dzieci. Na korytarz wychodzi pielęgniarka i mówi do pierwszego mężczyzny: - Gratuluję, ma pan trojaczki! - Cudownie! - stwierdza ojciec - To pewnie dlatego, że moja żona przed porodem oglądała \"Trzech Muszkieterów\"! Po chwili na korytarzu znów pojawia się pielęgniarka i mówi do drugiego mężczyzny: - Niesamowite, ma pan siedmioraczki! - Wspaniale! - mowi drugi facet - To pewnie dlatego, że moja żona przed porodem oglądała \"Siedmiu wspaniałych\". W tym momencie trzeci facet zemdlał... - Co się stało? - pytają go pozostali. - Nic, tylko sobie przypomniałem, że moja żona ostatnio oglądała film \"Ali Baba i 40 rozbójników\".
  2. Ufffffffffffffffffffffffffffff..................................................... :-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-):-) :-) :-) ;-) ;-) ;-) :-) :-) :-) Ufff.........................................................
  3. Kiedy facet mówi do rzeczy? - \"Gdy otwiera szafę.\" Kiedy facet traci 99% swojej inteligencji? - "Gdy zostaje wdowcem." Co mężczyźni i piwo mają wspólnego? - "Od szyjki w górę są puści." Dlaczego mężczyźni nie mają kryzysu wieku średniego? - "Ponieważ nigdy nie dorastają."
  4. Oda do młodości Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy; Młodości! dodaj mi skrzydła! Niech nad martwym wzlecę światem W rajską dziedzinę ułudy: Kędy zapał tworzy cudy, Nowości potrząsa kwiatem I obleka w nadziei złote malowidła. Niechaj, kogo wiek zamroczy, Chyląc ku ziemi poradlone czoło, Takie widzi świata koło, Jakie tępymi zakreśla oczy. Młodości! ty nad poziomy Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do końca. Patrz na dół - kędy wieczna mgła zaciemia Obszar gnuśności zalany odmętem; To ziemia! Patrz. jak nad jej wody trupie Wzbił się jakiś płaz w skorupie. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem; Goniąc za żywiołkami drobniejszego płazu, To się wzbija, to w głąb wali; Nie lgnie do niego fala, ani on do fali; A wtem jak bańka prysnął o szmat głazu. Nikt nie znał jego życia, nie zna jego zguby: To samoluby! Młodości! tobie nektar żywota Natenczas słodki, gdy z innymi dzielę: Serca niebieskie poi wesele, Kiedy je razem nić powiąże złota. Razem, młodzi przyjaciele!... W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele; Jednością silni, rozumni szałem, Razem, młodzi przyjaciele!... I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu, Jeżeli poległym ciałem Dał innym szczebel do sławy grodu. Razem, młodzi przyjaciele!... Choć droga stroma i śliska, Gwałt i słabość bronią wchodu: Gwałt niech się gwałtem odciska, A ze słabością łamać uczmy się za młodu! Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze, Ten młody zdusi Centaury, Piekłu ofiarę wydrze, Do nieba pójdzie po laury. Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga; Łam, czego rozum nie złamie: Młodości! orla twych lotów potęga, Jako piorun twoje ramię. Hej! ramię do ramienia! spólnymi łańcuchy Opaszmy ziemskie kolisko! Zestrzelmy myśli w jedno ognisko I w jedno ognisko duchy!... Dalej, bryło, z posad świata! Nowymi cię pchniemy tory, Aż opleśniałej zbywszy się kory, Zielone przypomnisz lata. A jako w krajach zamętu i nocy, Skłóconych żywiołów waśnią, Jednym \"stań się\" z bożej mocy Świat rzeczy stanął na zrębie; Szumią wichry, cieką głębie, A gwiazdy błękit rozjaśnią - W krajach ludzkości jeszcze noc głucha: Żywioły chęci jeszcze są w wojnie; Oto miłość ogniem zionie, Wyjdzie z zamętu świat ducha: Młodość go pocznie na swoim łonie, A przyjaźń w wieczne skojarzy spojnie. Pryskają nieczułe lody I przesądy światło ćmiące; Witaj, jutrzenko swobody, Zbawienia za tobą słońce! Adam Mickiewicz
  5. Zima miejska Przeszły dżdże wiosny, zbiegło skwarne lato I przykre miastu jesienne potopy, Już bruk ziębiącą obleczony szatą, Od stalnej Fryzów nie krzesany stopy. Więzieni słotą w domowej katuszy, Dziś na swobodne gdy wyjrzem powietrze, Londyński pojazd tarkotem nie głuszy Ani nas kręgi zbrojnymi rozetrze. Witaj! narodom miejskim pora błoga, Już i Niemeńców, i sąsiednich Lechów Tu szuka ciżba, tysiącami mnoga, Zbiegłych Dryjadom i Faunom uśmiechów. Tu wszystko czerstwi, weseli, zachwyca, Czy ciągnę tchnienie, co się zimnem czyści, Czy na niebieskie zmysł podniosę lica, Czyli się śnieżnej przypatruję kiści; Jedna z nich pływa w niepewnym żywiole, Druga ciężarem sporsza już osiadła; Tą wiatr poleciał stwardniałe kryć role Albo pobielić Wiliji źwierciadła. Lecz kogo sioło dzisiejsze uwięzi. Zmuszony widzieć łyse gór wiszary, Grunt dziki, knieję nagimi gałęzi Niesilną zimne podźwignąć ciężary - Taki, gdy smutna ciągnie się minuta, Wreszcie zmieniony kraj porzuca z żalem I dając chętnie Cererę za Pluta, Pędzi wóz ku nam ciężarny metalem. Tu go przyjmują gościnne podwoje, Rzeźbą i farbą odziany przybytek, Tutaj rolnicze przepomina znoje W pieszczonym gronie czarownych Charytek. Na wsi, zaledwie czarna noc rozrzednie, Każe wraz Ceres wczesny witać ranek, Tu, chociaż słońce zajmie nieba średnie, Śpię atłasowym pod cieniem firanek. Lekkie nareszcie oblókłszy nankiny, Modnej młodzieży przywoływam koło; Strojem poranne zbywamy godziny Albo rozmową bawim się wesołą. Ten, w śniący kryształ włożywszy oblicze, Wschodnim balsamem złoty kędzior pieści, Drugi stambulskie oddycha gorycze Lub pije z chińskich ziół ciągnione treści. A kiedy chwila dwunasta nadbieży, Wraz do śliskiego wstępuję powozu, Sobol lub rosmak moje barki jeży I suto zdobiąc nie dopuszcza mrozu. Na sali, orszak przywitam wybrany, Wszyscy siadają za biesiadnym stołem, W kolej szlą pełne smaków porcelany I sztucznym morzą apetyt żywiołem. Pijemy węgrzyn, mocny setnym latem, Wrą po kryształach koniaki i pącze, Płci piękna gasi pragnienie muszkatem, Co dając rzeźwość, myśli nie zaplącze. A gdy się trunkiem zaiskrzą źrenice, Dowcipne, czułe wszystkim płyną słowa, Niejeden uwdzięk zarumieni lice, Niejedna wzrokiem zapala się głowa. Nareszcie słońce zniżone zagasło, Rozsiewa mroki dobroczynna zima, Boginie dają do rozjazdu hasło, Zagrzmiały schody i już gości nié ma. Którzy są z szczęściem poufali ślepem, Pod twój znak idą, królu Faraonie. Lub zręczni lekkim wykręcać oszczepem, Pędzą po suknach wytoczone słonie. A gdy noc ciemne rozepnie zasłony I szklannym światłem błysną kamienice, Młodzież, dzień kończąc wesoło spędzony, Tysiączną sanią szlifuje ulice. Adam Mickiewicz
  6. To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią do tego poranka zimą. Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno, a jednak nie możesz wyjść z podziwu. Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym, nie podnosząc swej twarzy, bo po co - - i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany, czy tu w głębi zamkniętych oczu - Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia, oprócz słów odszukanych z nicości - ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia, które będzie całą treścią wieczności. Karol Wojtyła
  7. Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie znajduję w tobie dumy dojrzałych kłosów. Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło w sobie Dziecinę bosą. Uwielbiam cię, drzewo surowe, bo nie znajduję skargi w twoich opadłych liściach. Uwielbiam cię, drzewo surowe, boś kryło Jego barki w krwawych okiściach. Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba, w którym wieczność na chwilę zamieszka, podpływając do naszego brzegu tajemną ścieżką. Karol Wojtyła
  8. Dwa razy dwa Niech mi powie, kto ma chęć I kto chce być ze mną szczery, Czy dwa razy dwa jest pięć, Czy dwa razy dwa jest cztery. Kot zamruczał: \"Chyba kpisz, Czy to dla mnie jest robota? Mnie obchodzi jedna mysz, A rachunki - nie dla kota.\" Pies wykonał dziwny ruch: \"Ja nie jestem na usługi! Umiem liczyć, lecz do dwóch.\" Po czym warknął raz i drugi. Koń powiedział jednym tchem: \"Łeb mam duży, lecz ubogi. I to tylko dobrze wiem: Każdy koń ma cztery nogi.\" Wół najpewniej z nich się czuł, Rzekł: \"Sprawdziwszy cztery kąty, Stwierdzam fakt, że jako wół W mej oborze jestem piąty.\" Kogut zapiał: \"Ja mam raj - Macham tylko pióropuszem, Lecz nie znoszę przecież jaj, A więc liczyć też nie muszę.\" Rzekła kaczka: \"Kwa-kwa-kwa, Z dziećmi chadzam na spacery, Mam ich tu dwa razy dwa, Czyli mam kaczątka cztery.\" Jan Brzechwa
  9. Erotyk Przez okno kwadratowe Widzę wąsate drzewa, Odkąd wdały się ze mną w rozmowę - Śpiewam... Przez kwadratowe okno Widzę, że jesteś młoda, A ja noc miałem taką samotną - Szkoda! Jan Brzechwa
  10. Dwie gaduły Ponoć dotąd ziemski padół Nie znał jeszcze takich gaduł, Jak dwie panie: Madalińska Z Gadalińską z miasta Młyńska. W domu, w sklepie czy na rynku Językami, tak jak w młynku, Mielą wciąż bez odpoczynku; Każda gada - byle długo, Jedna z drugą i przez drugą, A gdy zasną, nawet we śnie Rozmawiają jednocześnie: O tym, co się z wiatrem dzieje, Wtedy, kiedy wiatr nie wieje, Że na poczcie wybuchł pożar, Że się mydlarz z praczką pożarł, Że aptekarz dostał pryszczy, Że sędzinie nos się błyszczy, Że kokoszka od sąsiadki Zniosła cztery jajka w kratki, Że cioteczna spod Piaseczna Okazała się stryjeczna, Bo kuzynka z Ciechocinka Zamiast córki miała synka, Po czym właśnie znikła z Młyńska Ciechocińska Madalińska. Madalińska rada gada, Gadalińskiej opowiada: Kto, dlaczego, jak i kogo. A sąsiedzi spać nie mogą. Krzyczy piekarz: \"Moje panie, Czas już skończyć to gadanie!\" Doktor także lubi ciszę, Do milicji skargę pisze. Przyszła władza, jak to władza, Upomina i doradza: \"Dość już, pani Madalińska, Dość już, pani Gadalińska, Bo wyjadą panie z Młyńska!\" Lecz to dla nich rzecz nienowa, Niechaj wobec nich się schowa Cała Rada Narodowa. Gadalińska rada gada, Madalińskiej opowiada: \"Mówią w maglu, moja pani, Że na wiosnę będzie taniej, A po drugie, że już w lecie Będzie wojna, a po trzecie, Że się wszystko jeszcze zmieni, Jak śnieg spadnie na jesieni.\" Tak już siedem lat bez przerwy Wszystkim w mieście szarpią nerwy Dwie plotkarki: Gadalińska Z Madalińską z miasta Młyńska. Inna wersja Krzyczy rejent: \"Moje panie, Czas już skończyć to gadanie!\" Doktor także lubi ciszę, Do starostwa skargę pisze. Przyszła władza starościńska: \"Dość już, pani Madalińska, Dość już, pani Gadalińska, Bo wysiedlę panie z Młyńska.\" Ale nawet pan starosta Dwóm gadułom tym nie sprosta. Gadalińska rada gada, Madalińskiej opowiada: \"Jak się skończy wojna chińska, Moja pani Madalińska, Wojna chińska, moja pani, Może wreszcie będzie taniej!\" Już po jednej tej rozmowie Pan starosta stracił zdrowie I jak stał, tak właśnie z rynku Przeszedł prosto w stan spoczynku. Jan Brzechwa
  11. Dwie gaduły Ponoć dotąd ziemski padół Nie znał jeszcze takich gaduł, Jak dwie panie: Madalińska Z Gadalińską z miasta Młyńska. W domu, w sklepie czy na rynku Językami, tak jak w młynku, Mielą wciąż bez odpoczynku; Każda gada - byle długo, Jedna z drugą i przez drugą, A gdy zasną, nawet we śnie Rozmawiają jednocześnie: O tym, co się z wiatrem dzieje, Wtedy, kiedy wiatr nie wieje, Że na poczcie wybuchł pożar, Że się mydlarz z praczką pożarł, Że aptekarz dostał pryszczy, Że sędzinie nos się błyszczy, Że kokoszka od sąsiadki Zniosła cztery jajka w kratki, Że cioteczna spod Piaseczna Okazała się stryjeczna, Bo kuzynka z Ciechocinka Zamiast córki miała synka, Po czym właśnie znikła z Młyńska Ciechocińska Madalińska. Madalińska rada gada, Gadalińskiej opowiada: Kto, dlaczego, jak i kogo. A sąsiedzi spać nie mogą. Krzyczy piekarz: \"Moje panie, Czas już skończyć to gadanie!\" Doktor także lubi ciszę, Do milicji skargę pisze. Przyszła władza, jak to władza, Upomina i doradza: \"Dość już, pani Madalińska, Dość już, pani Gadalińska, Bo wyjadą panie z Młyńska!\" Lecz to dla nich rzecz nienowa, Niechaj wobec nich się schowa Cała Rada Narodowa. Gadalińska rada gada, Madalińskiej opowiada: \"Mówią w maglu, moja pani, Że na wiosnę będzie taniej, A po drugie, że już w lecie Będzie wojna, a po trzecie, Że się wszystko jeszcze zmieni, Jak śnieg spadnie na jesieni.\" Tak już siedem lat bez przerwy Wszystkim w mieście szarpią nerwy Dwie plotkarki: Gadalińska Z Madalińską z miasta Młyńska. Inna wersja Krzyczy rejent: \"Moje panie, Czas już skończyć to gadanie!\" Doktor także lubi ciszę, Do starostwa skargę pisze. Przyszła władza starościńska: \"Dość już, pani Madalińska, Dość już, pani Gadalińska, Bo wysiedlę panie z Młyńska.\" Ale nawet pan starosta Dwóm gadułom tym nie sprosta. Gadalińska rada gada, Madalińskiej opowiada: \"Jak się skończy wojna chińska, Moja pani Madalińska, Wojna chińska, moja pani, Może wreszcie będzie taniej!\" Już po jednej tej rozmowie Pan starosta stracił zdrowie I jak stał, tak właśnie z rynku Przeszedł prosto w stan spoczynku. Jan Brzechwa
  12. Jajko Było sobie raz jajko mądrzejsze od kury. Kura wyłazi ze skóry, Prosi, błada, namawia: \"Bądź głupsze!\" Lecz co można poradzić, kiedy ktoś się uprze? Kura martwi się bardzo i nad jajkiem gdacze, A ono powiada, że jest kacze. Kura prosi serdecznie i szczerze: \"Nie trzęś się, bo będziesz nieświeże.\" A ono właśnie się trzęsie I mówi, że jest gęsie. Kura do niego zwraca się z nauką, Że jajka łatwo się tłuką, A ono powiada, że to bajka, Bo w wapnie trzyma się jajka. Kura czule namawia: \"Chodź, to cię wysiedzę.\" A ono ucieka za miedzę, Kładzie się na grządkę pustą I oświadcza, że będzie kapustą. Kura powiada: \"Nie chodź na ulicę, Bo zrobią z ciebie jajecznicę.\" A jajko na to najbezczelniej: \"Na ulicy nie ma patelni.\" Kura mówi: \"Ostrożnie! To gorąca woda!\" A jajko na to: \"Zimna woda! Szkoda!\" Wskoczyło do ukropu z miną bardzo hardą I ugotowało się na twardo. Jan Brzechwa
  13. Brudas Józio oświadczył: \"Woda mi zbrzydła, Dość już mam szczotki, wstręt mam do mydła!\" I odtąd przybrał wygląd straszydła. Płakała matka i ojciec gryzł się: \"Ten Józio wszystkie soki z nas wyssie, Od dwóch tygodni już się nie myje, Czarne ma ręce, nogi i szyję, Twarz ma od ucha brudną do ucha, Czy kto takiego widział smolucha? Poradźcie, ludzie, pomóżcie, ludzie, Przecież nie można żyć w takim brudzie!\" Józio na prośby wszelkie był głuchy, Lepił się z brudu jak lep na muchy, Czego się dotknął, tam była plama, Wołał: \"Niech mama myje się sama, Tato niech kąpie się nieustannie, Stryjek i wujek niech siedzą w wannie, Niech się szorują, a ja tymczasem Będę brudasem! Chcę być brudasem!\" Przezwał go stryjek: \"Józio-niemyjek\", Wujek doń mówił: \"niemyty ryjek\", Błagała ciotka: \"Józiu mój złoty, Myj się!\" Lecz Józio nie miał ochoty. Wyniósł się w końcu z domu na Czystem I zawiadomił rodziców listem, Że myć się nie ma zamiaru, trudno! I poszedł mieszać - dokąd? - na Bródno. Jan Brzechwa
  14. Arbuz W owocarni arbuz leży I złośliwie pestki szczerzy; Tu przygani, tam zaczepi. \"Już byś przestał gadać lepiej, Zamknij buzię, Arbuzie!\" Ale arbuz jest uparty, Dalej sobie stroi żarty I tak rzecze do moreli: \"Jeszcześmy się nie widzieli, Pani skąd jest?\" \"Jestem Serbka...\" \"Chociaż Serbka, ale cierpka!\" Wszystkich drażnią jego drwiny, A on mówi do cytryny: \"Pani skąd jest?\" \"Jestem Włoszka...\" \"Chociaż Włoszka, ale gorzka!\" Gwałt się podniósł na wystawie: \"To zuchwalstwo! To bezprawie! Zamknij buzię, Arbuzie!\" Lecz on za nic ma owoce, Szczerzy pestki i chichoce. Melon dość już miał arbuza, Krzyknął: \"Głupiś! Szukasz guza! Będziesz miał za swoje sprawki!\" Runął wprost na niego z szafki, Potem stoczył go za ladę I tam zrobił marmoladę. Jan Brzechwa
  15. Do motyla O jakież skrzydełka jego! Barwa błękitna z różowym, Na głowie coś zielonego A sam w pancerzu stalowym. Motylu, piękny motylu, Ja ciebie dziś złapać muszę! Tylko stanę przy tym dylu, Złapię, gałązki nie ruszę. Do mojej miłej Justyny Poniosę cię z skwapliwością. Mój ty, motylu jedyny, Z jakąż cię przyjmie radością! Ona ci porobi klatki, Majem cię w koło osłoni, Każe zbierać różne kwiatki, Jeść będziesz z jej białej dłoni. Żeby ci tęskno nie było, Ja szukać drugiego będę, Jeśli wam tak w parze miło, Jak ja z Justyną gdy siędę. Nie bój się śmierci z jej ręki, Żyj, póki zechcesz na świecie! Ona nie patrzy bez męki, Choć brzydką muchę kto gniecie. Oh! on poleciał w gęstwiny! Nie złapię... próżno się kłócę. Z czymże do mojej Justyny, Z czymże ja z pola powrócę? Franciszek Karpiński
  16. Bezsenność Wiatr gra chorały nocy na organach podwórz; z pyska chłapie ulicom kroków szara piana, a noc mży czarnym piaskiem w kwadraty trawników, dom brodzi zatopiony w kirach po kolana. Czarny pająk obrazu wpełzł na śliską ścianę, napęczniay i syty krwi słodkawej mroku, sieje pustkę bezmierną i meble w nią plącze Ostre cienie waazonów snują czerń z odwłoków. Noc się nigdzie nie kończy, jest wszędzie bezkresna, wiatr gra chorały nocy na na podwórz organach; noc mi zalewa gardło mdlącą, duszną falą, czekam, stopiony w mroku wyzwolenia... rana... Krzysztof Kamil Baczyński
  17. *** Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić jak ogromny dźwięków orzech, który pęknie, aby żyć zielonymi listeczkami, śpiewem jezior, zmierzchu graniem, aż ukaże jądro mleczne ptasi świst. Ziemię twardą ci przemienię w mleczów miękkich płynny lot, wyprowadzę z rzeczy cienie, które prężą się jak kot, futrem iskrząc zwiną wszystko w barwy burz, w serduszka listków, w deszczów siwy splot. I powietrza drżące strugi jak z anielskiej strzechy dym zmienię ci w aleje długie, w brzóz przejrzystych śpiewny płyn aż zagrają jak wiolonczel żal - różowe światła pnącze, pszczelich skrzydeł hymn. Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne - obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki, zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył. Krzysztof Kamil Baczyński
  18. Pioseneczka Kto mi odda moje zapatrzenie i mój cień, co za tobą odszedł? Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc, jak rośliny - są coraz młodsze. I niedługo już - tacy maleńcy, na łupinie z orzecha stojąc, popłyniemy porom na opak jak na przekór wodnym słojom. Czerwień krwi dziecinnie się wyśni jako wzdęte policzki wiśni. Metal burz się wywiedzie na nowo zapienioną dmuchawca głową. A łez grzmot jak lawina kamieni w małe żuki zielone się zmieni i tak w wodę się chyląc na przemian popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie, tylko płakać będą na ziemi zostawione przez nas nasze cienie. Krzysztof Kamil Baczyński
  19. Piosenka o porcelanie Różowe moje spodeczki, Kwieciste filiżanki, Leżące na brzegu rzeczki Tam kędy przeszły tanki. Wietrzyk nad wami polata, Puchy z pierzyny roni, Na czarny ślad opada Złamanej cień jabłoni. Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana Bryzgami kruchej piany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany. Zaledwie wstanie jutrzenka Ponad widnokrąg płaski Słychać gdzie ziemia stęka Maleńkich spodeczków trzaski. Sny majstrów drogocenne, Pióra zamarzłych łabędzi Idą w ruczaje podziemne I żadnej o nich pamięci. Więc ledwo zerwę się z rana Mijam to zadumany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany. Równina do brzegu słońca Miazgą skorupek pokryta. Ich warstwa rześko chrupiąca Pod mymi butami zgrzyta. O świecidełka wy płone Co radowałyście barwą Teraz ach zaplamione Brzydką zakrzepłą farbą. Leżą na świeżych kurhanach Uszka i denka i dzbany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany. Czesław Miłosz
  20. Tak mało Tak mało powiedziałem. Krótkie dni. Krótkie dni, Krótkie noce, Krótkie lata. Tak mało powiedziałem, Nie zdążyłem. Serce moje zmęczyło się Zachwytem, Rozpaczą, Gorliwością, Nadzieją. Paszcza lewiatana Zamykała się na mnie. Nagi leżałem na brzegach Bezludnych wysp. Porwał mnie w otchłań ze sobą Biały wieloryb świata. I teraz nie wiem Co było prawdziwe. Czesław Miłosz
  21. Poczucie pełni Wszystko, co we mnie trwożne, poddańcze, pokorne, Zgniotłem brutalną, dziką pięścią wielkoluda, Bom ubóstwił potęgi szalejącej cuda, Orkany rozkiełznane, butne i niesforne! I rozdzwoniłem serce swe w rozgrane tętno, Rozbujałem swą duszę niezłomną i hardą W pieśń mocy wielką, prostą, surową i twardą, W pieśń burzy i swobody zuchwałą, namiętną. Znalazłem siebie w wichrów rozuzdaniu ślepem, W ryku gromu, co wstrząsa oceanów łożem, W błyskawicy, co pomrocz rozdziera północną! Teraz jestem bezbrzeżnym, wolnym, dzikim stepem! Teraz jestem huczącym, rozpętanym morzem I burzą gwiezdnych wirów potężną, wszechmocną!
  22. Studnia W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe, Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie. Pochyla się nad głębią i cichymi słowy Szepce w mrok, a jej piersią wstrząsa lęk niezmierny. A szept leci wzdłuż ściany omszałej, pionowej I z lekkim pluskiem na dno upada cysterny. W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie, Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą, Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą. Dziewczyna spuszcza z wolna w ciemną studnię wiadro - I czeka... A po chwili nurki jakiś złoty Skarb niosą, jakieś cudne kwiaty, których nadrą Na dnie w porostach wodnych, i dziwne klejnoty. W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie... Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie... Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie... Wypoczęli i biegną spragnieni nad studnię, Lecz nie szepcą w nią z lękiem, brzmi tylko śmiech młody... Nie zjawi się cień nurka. Na dnie mrok, bezludnie... Ciągną wiadro... lecz nie ma w nim już nic prócz wody. Leopold Staff
  23. Między nami nic nie było Między nami nic nie było! Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych, Nic nas z sobą nie łączyło Prócz wiosennych marzeń zdradnych; Prócz tych woni, barw i blasków Unoszących się w przestrzeni, Prócz szumiących śpiewem lasków I tej świeżej łąk zieleni; Prócz tych kaskad i potoków Zraszających każdy parów, Prócz girlandy tęcz, obłoków, Prócz natury słodkich czarów; Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów, Z których serce zachwyt piło, Prócz pierwiosnków i powojów Między nami nic nie było! Adam Asnyk
  24. Fijołki Te fijołki, co mnie nęcą, Te nie siedzą skryte w trawie - Lecz spod długiej, ciemnej rzęsy Patrzą na mnie tak ciekawie. Spod tej rzęsy, co ocienia Piękniej niźli traw zieloność, W niebieskiego mgle spojrzenia Patrzy na mnie nieskończoność. Niezmierzona, dziwna głębia! W niej się wszystko, wszystko mieści: Wymarzone senne skarby, Czarodziejskich raj powieści. Ale na tych skarbach wróżka Położyła swe pieczęcie, Strzeże ocząt i serduszka Sen cudowny i zaklęcie. I te oczy drzemią jeszcze Otoczone tajemnicą, Choć z nich czasem błyśnie promień Jedną, wielką błyskawicą. Spod spuszczonych skromnie powiek Widać jakby jutrznię nową... O, szczęśliwy stokroć człowiek, Kto odgadnie zaklęć słowo! szczęsny, komu się otworzą Pełne blasku i pieszczoty! - Wędrowałbym na skraj świata, Byle znaleźć ów klucz złoty. O fijołki! lube, zdradne! Troska dręczy mnie surowa - Bo ja zginę i przepadnę, Nie znalazłszy zaklęć słowo Adam Asnyk
  25. Bławatek Jaki to chłopiec niedobry! Tak mnie wciąż zbywa niegrzecznie, Muszę się gniewać na niego, Gniewać koniecznie. Niedawno wyrwał mi z ręki Zerwany w polu bławatek i przypiął sobie do piersi Skradziony kwiatek. I jeszcze żartował ze mnie, Gdym się żaliła na psotę, Bo mówił, że ma coś więcej Ukraść ochotę. Że oczy moje piękniejsze Niźli ten kwiatek niebieski, Że chce pić rosę z bławatków, A z oczów łezki. I mówił dalej niegrzeczny, Że mnie rodzicom ukradnie, Tak straszyć kogo, doprawdy Że to nieładnie. Chciałabym gniewać się bardzo! - Nie widzieć więcej... ach! trudno; Wiem, że mnie samej bez niego Byłoby nudno. Ale go muszę ukarać, Podstępu na to użyję: Będę umyślnie płakała, Niech łezki pije! Adam Asnyk
×