Aga M.
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Witam, tak jak w temacie, pilnie szukam dużego pokoju do wynajęcia. Obecnie jestem w trakcie rozwodu i mieszkam z jeszcze mężem pod jednym dachem, taka sytuacja to istny koszmar. Mam dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Mąż nie wyprowadzi się, więc muszę zrobić to ja, bo atmosfera jest nie do zniesienia. Niestety finansowo nie stoję zbyt dobrze, dlatego nie mogę pozwolić sobie na wynajem mieszkania, myślę o jakimś większym pokoju, gdzie będę mogła zamieszkać z dziećmi. Z problemem jestem sama, nie ma nikogo kto mógłby mi jakoś pomóc, dlatego jeżeli ktoś z Was może służyć pomocną dłonią będę wdzięczna. Dziękuję i pozdrawiam [cześć] P.S. - mieszkam w Warszawie
-
Witam, mam bardzo ogromną prośbę, czy może ktoś z Was ma bajkę \"Piękna i Bestia\" Disney`a? Co prawda ściągam ją i przez torrenta i przez emule ale strasznie wolno to idzie, a bardzo zależy mi żeby jak najszybciej ją mieć. Chciałam sprawić radość pewnej dziewczynce ;) Jeżeli ktoś z Was ma to bardzo proszę przesłać mi na maila: gryzylda@tlen.pl Dziękuję z góry :):):)
-
Aga M. dołączył do społeczności
-
Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc
Aga M. odpisał Kaja32 na temat w Zdrowie i uroda
I jeszcze jedno, mój tata też palił jak smok i też lubił sobie walnąć kielicha okazjonalnie, a lekarz powiedział, że to wszystko to tylko \"pomocnicy\" w tej chorbie a główną przyczyną jest uwarunkowanie genetyczne (pradziadek i dziadek zmarli na raka) i ... Czarnobyl. -
Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc
Aga M. odpisał Kaja32 na temat w Zdrowie i uroda
Witam, Niestety nie przeczytałam wszystkich wpisów bo nie mam teraz za bardzo czasu, ale znam problem. Też chodzi o mojego tatę, sprawa wygląda tak: Z jakieś 10 lat temu tata przez dłuższy okres czasu źle się czuł, tak jakby męczyło go niewyleczone przeziębienie, ciągle miał stan podgorączkowy, lekarze leczyli go i nic. W końcu trafił do lekarza, który zaczął go badać od strony raka i okazało się (niestety), że strzał w dziesiątkę na lewym płucu był guz. Usunęli mu jeden płat płucy, dostał terapię sterydami (przez co bardzo utył), chemii nie miał. Najpierw kontrol miał co dwa miesiące, potem co pół roku. po 9 latach (rok 2005), w styczniu pojechał na wizytę i było ok. w lipcu pojechał drugi raz i okazało się że przez te pół roku pojawiły się 4 guzy na lewym płucy w tym jeden w okolicach aorty - tata nie kwalifikuje się do operacji, bo musieliby mu wyciąć... serce. Lekarze zdecydowali że dostanie chemię. Sesja zaczęła się od końca września i miała trwać do końca roku, jednak tata bardzo źle znosił chemie i musieli przerwac bo by umarł. W styczniu 2006 okazało się że guzów jest 7 (!) ale nie rosną więc wrócił do domu. Znów jeździł na kontrol co pół roku. W grudniu 2006 okazało się że nastąpiła progresja choroby, guzy zaczęły rosnąć i nastąpiły przeżuty na prawe zdrowe płuco i we węzły chłonne ale mimio to lekarze jeszcze wtrzymywali się z leczeniem :O Ostatnią kontrol tata miał teraz w styczniu 2007 i dopiero teraz lekarze zdecydowali się podać mu chemię, jest po pierwszej sesji i bardzo źle ją znosi. Lekarze tak naprawdę nie wiedzą co mają zrobić, tata jak już wspomniałam jest nieoperowalny. Powiedzieli, że wogóle nie powiennien dostać tej chemii bo organizm bardzo źle ją znosi ale gorzej byłoby jej nie podać. W ostatniej rozmowie telefonicznej powiedział mi że chyba umrze, przepłakałam cały wieczór, jestem przerażona, to dla mnie jakiś koszmar. Przepraszam, Cię Autorko topicu, że nie umiem Cię pocieszyć, bo w takich chwilach trudno jest powiedzieć cos optymistycznego, ale łącze się z Tobą w bólu i z innymi osobami w będącymi w takiej sytuacji. Staram się nie tracić nadzieji, czego i Wam mocno życzę... -
aja33 -> Witam Cię, życzę Twojej córce dużo zdrowia . Ja też urodziłam się z porażeniem mózgowym, miałam niedowład kończyn dolnych... Dzięki rehabilitacji i moim rodzicom dzisiaj jestem w pełni zdrową kobietą, mam dzieci i męża :) Nie piszę tego aby się chwalić, chociaż jest to powód do dumy, że jestem zdrowa. Chociaż Cię nie znam wiem, że jesteś wspaniałą mamą i masz wspaniałą córeczkę Jak tylko będę mogła wpłacić choćby grosik zrobie to ;) Pozdrawiam Ciebie i Twoją rodzinę bardzo serdecznie i życzę wszystkiego dobrego :)
-
do autorki -----> współczuje Ci takiego lenia - synowej, ale prosze Cię nie uogólniaj. Ja bym chciała mieć inną teściową, taką która w pewnych sytuacjach zastąpiłaby mi matkę, ale niestety jest inaczej. Moja teściowa, np: NIGDY sama z siebie do nas nie zadzwoniła i nie spytała co słychać, zawsze my musieliśmy o nią zabiegać. Potrafiła się nadąsać o bzdety np. że na święta to ją zaprosiliśmy przez telefon, a nie osobiście. A jak był taki moment, że usiłowała mi pomóc przy córce jak byłam w drugiej ciąży, to jak przychodziła to nie wolno mi było nic się odezwać na temat dziecka. Nie wolno mi było sptyać gdzie idą na spacer, nie mogłam dyktować jej o której mają wrócić, ani co przez ten czas będą robić. A jak kiedyś (bardzo grzecznie) zwróciłam jej uwagę, żeby nie brała córci (która była malutka) do wielkich sklepów bo to żadna rozrywka dla niej, to się obraziła. Poprostu nie wolno mi był zwócić jej uwagi. I myślisz, że jak ja się czułam? To są tylko nieliczne przykłady moich relacji z teściową. Są w mojej pamięci historie o wiele bardziej przykre. A piszę to wszystko w czasie przeszłym, bo teraz nie mam kontaku z teściową i pragnę zaznaczyć, że nie z mojego wyboru tylko jej.
-
bronka32 ---->
-
Witam! A wiecie co ja Wam powiem: ja narzekałam na swoją teściową przed ślubem i narzekam teraz. Jest okropną matką dla mojego męża i okropną babcią dla naszych dzieci. Mam do niej okropny żal, że taka jest. Ja już wielokrotnie próbowałam z nią rozmawiać ale to nic nie dało. Teraz to mi to wisi, szkoda mi tylko mojego męża.
-
Dziękuje Wam bardzo za odzew Efka43 -----> ja staram się o tym nie myśleć, ale to mnie zaczyna coraz bardziej prześladować. Na początku jeszcze udawało mi się odganiać te myśli, ale ostatnio zaczynają mnie paraliżować. Ostatnim razem kiedy mąż wyszedł na wspomniany spacer, na początku było ok. cieszyłam się, że wreszcie mam chwilę dla siebie i próbowałam się nad tym skupić ale te myśli natrętne jak to nazawałaś przekradły się i wzięły górę nade mną, w efekcie czego stałam z bólem brzucha w oknie i myślałam gdzie są, dlaczego nie wracają, coś się stało. To nie jest takie zwykłe zamartwianie się o kogoś. Już nie... Gabi147 -----> już próbowałam modlić się nad grobem, płakać ale to nie pomaga, tęsknie za nim cały czas, czasami nie wierzę, że go nie ma, a to już tyle lat. Ja nie przeszłam całego procesu żałoby, nie dane mi to było i teraz nie wiem jak sobie z tym poradzić.
-
Witam! Jestem tutaj nowa, przyznam się szczerze, że nie czytałam wszystkich wypowiedzi, bo niestety nie mam w tej chwili zbyt dużo czasu, może kiedyś mi się uda. Do tej pory omijałam ten topic szerokim łukiem, bo bałam się że znajdę w nim coś co dotyczy mojego życia. Ale dłużej już nie mogę, \"to\" zaczyna mnie męczyć, \"to\" to znaczy śmierć. Myślenie o śmierci, staje się to nie do wytrzymania. Dlatego chciałam się dowiedzieć od Was, czy to też może być jakiś rodzaj nerwicy? Nie ma dnia żebym nie myślała o śmierci, ale nie w sensie samobójstwa, tylko o śmierci bliskich. Może abym lepiej została zrozumiana opiszę pewne zdarzenie, które ostatnio miało miejsce: Otóż niedawno mój mąż wziął późnym popołudniem nasze córeczki na spacer. Kiedy czas ich powrotu się wydłużał ja zaczęłam się nakręcać, że coś im się stało, wpadli pod samochód, pod tramwaj, że stało się coś złego. Oczywiście wrócili cali i zdrowi. Takie myśli mam też gdy mąż wróci trochę później z pracy. Ze strachu aż boli mnie żołądek. Mężowi nic nie mówię, bo boje się że mnie nie zrozumie. Dodam tylko, że moja mama w młodości przeszła przez nerwicę lękową. Te stany lęku zaczynają mi coraz bardziej dokuczać, a poza tym się nasilają. Te myśli o śmierci nachodzą mnie już od kilku lat, ale kiedyś umiałam je łatwo przegonić, a teraz jest coraz gorzej. Zastanawiam się czy to może mieć jakiś związek ze śmiercią dziadka, który odszedł niespodziewanie, a bardzo go kochałam. Jeżeli moglibyście mi coś napisać, byłabym wdzięczna :) Pozdrawiam
-
Witam! Moim zdaniem warto iść do psychologa. Ja chodzę i po każdej wizycie czuje się jakby mi ubyło 200 kilo. Jestem młodą osobą i ktoś mógłby powiedzieć, że moje problemy to błahostka, ale nie psycholog. Te wizyty podbudowywują i stawiają na nogi. Tylko nie liczcie, że psycholog da Wam rady jak macie żyć nie, bo to jest Wasze życie, ale wysłucha, a wygadanie się jest czasami najlepszym lekarstwem.
-
długi pazurku... wypróbowałam ten lakier i powiem Ci, że jest to ciekawa sprawa. Nakłada się go bardzo prosto, oczywiście trzeba uważać, żeby było równo i nie porobiły się pęcherzyki z powietrzem ale w porównaniu z lakierem nakładanym \"na mokro\" to jest łatwe. Nie trzymał się u mnie 14 dni, a to dlatego że moje paznokcie są bardzo słabe i chociaż nie wiem jak dobrych lakierów bym używała to będą się ścierać. Kiedyś pan z bardzo dobrego sklepu kosmetycznego powiedział mi, że aby lakier trzymał się na paznokciach muszą one być mocne i zdrowe, moje niestety takie nie są :( a jeżeli chodzi o lakier z Avonu to wypróbuj sobie, przecież masz możliwość zwrotu, gdyby coś Ci nie odpowiadało. Aha jeszcze jedno, lakier zmywasz normalnie zmywaczem do paznokci. Pozdrawiam :)