![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/set_resources_2/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/monthly_2018_12/R_member_1629811.png)
rozmiar 48
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez rozmiar 48
-
fiona83 - kiedy zaczelas dietę? Ile się do niej przygotowywalas? jakie masz plany na schudnięcie? To wazne wbrew pozorom. (Najgorzej skutkują nagłe, spontaniczne pomysły o odchudzaniu. Zwykle caly misterny plan szlag trafia po dniu czy dwóch.Trzeba wszystko dobrze opracować, bo co by nie mówić - odchudzanie wymaga myslenia) :P
-
Nad Montignackiem myslalam juz wiele razy, ale nie - to nie przejdzie. Węglowodany, których się boję, blokują mnie. :-0 Odstraszają. Te kasze, chleby, ziemniaki - umarłabym z wątpliwości chyba :-0 Już wolę South Beach. Wlasciwie można powiedzieć, że nieświadomie stosowalam tę dietę w moim najlepszym momencie odchudzania. I jej wierzę. Odpowiada mojej logice :-) A co do serków homogenizowanych. Hm, może to i chemia, ale jakoś nigdy nie zrażalam się tym, że coś ma tyle-a-tyle chemii :-0 Myślę sobie, że i tak jem pelno chemicznych rzeczy, że wycofanie którejś z nich raczej nic nie zmieni. A poza tym - zostal mi tylko 1 serek, więc potem nawet gdybym chciala - i tak nie będę miala jak go zdobyć. :) lady_in_red21 - a jak tam Twoja waga? Ciągle w Twojej stopce jest 68 kilo. Cel Twój to 65. To tylko 3 kilo. Czyżbyś jeszcze nie tego osiągnęła? p.s. Co mam zrobic z 15-kilowym wiadrem kiszonej kapusty, żeby mi się nie popsula!? Dostalam i nie mam gdzie jje dać! Nie mam tylu słoików!! Zaczyna pleśnieć!!!
-
Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję Potrzebowalam zdrowego kopa w dupę i nadal potrzebuję :-0 Przychodzicie tutaj, by pomóc sobie w odchudzaniu, zaczerpnąć porad, wymienić doświadczenia, a ja Wam tu swoją osobą głowę zawracam :-0 Wiem, że nie angażuję się w Wasze sprawy, tak jak powinnam, bo życie moje przepełnione jest myślami i tym parszywym odchudzaniu, mimo to poświęcacie swój czas na to, by napisać mi parę słów. Naprawdę dziękuję. Wszystkie macie rację. Wiem o tym. I gdy to czytalam wyobrazilam sobie samą siebie, która sama takie rady dawaly innym już nie raz. Teraz sama potrzebuję pomocy, bo czuję że jestem na skraju przepaści. :( Jestem tylko krok od upadku, od rzucenia tego wszystkiego w cholerę . Jestem tak blisko, jak chyba jezcze nie bylam. Nie bylam - od ostatniego zaczęcia odchudzania, czyli od czerwca. Bo wczesniejsze moje odchudzania, (trwające wiele lat) wlasnie tak się kończyly. Kryzys, przerwana dieta... jakiś pretekst, okazja - i wszystko szło w pizdu. Szczególnie dziękuję joy76 - uwierz, bądź nie, ale jak czytalam to co piszesz do mnie - pojawily mi sie łzy w oczach. :-0 Ja chyba jakaś nienarmalna jestemm, ale się rozczulilam, bo sobie zdalam sprawę, jak blisko jestem porażki. Ponad to widzę, że takimi samymi kategoriami myślisz jak ja, bo gdy ja biję się z myślami - robię to wlasnie w taki sposób, jak Ty napisalas tego posta. Przepraszam Was za to, że nie poświęcam dużo czasu na angażowanie się w Wasze sprawy, że piszę wciąż tylko o sobie :( Jest mi z tego powodu głupio, bo zwykle taka nie bylam. Zawsze liczyły się dla mnie sprawy innych, bardziej niż moje wlasne. Ten topik jest jakiś inny, bo tu tego po mnie nie widać. :-0 :-0 Pomyślałam sobie, że przeanalizuję ten topik od początku. Z tego co widzę - największy spadek wagi u mnie, (5,5 kilo) przypada na okres od lipca do sierpnia. Muszę zobaczyć, poczytać, co wtedy robilam, że tak ladnie schudlam w ciągu jednego miesiąca. Teraz gotuję sobie zupę. Rano zjadlam serek homogenizowany. Przed chwilą kawalek kielbasy, (maly kawalek) :-0. A teraz ta zupa się robi. Acha!!! I na basenie bylam! Wlasnie! :D To jest pozytywny aspekt tego tygodnia. Plywalam godzinę. Mam zamiar powrócić do plywania i to systematycznego, bo tylko w nim nadzieja. Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim. ;) Najbardziej mobilizuje mnie krytyka poparta argumentami i prawda prosto w twarz. :)
-
Najgorsze jest to, że po tym wyjeździe, to mam teraz calą lodówkę żarcia. Wiadomo - mama jednai druga, babcia - wszyscy chcieli nas uszczęśliwić polskim żarciem. Nie wiem kiedy my to zjemy!!! Więc mimo, że jestem już z powrotem - jedzenie nadal kusi. Przecież nie wyrzucę, a mąż sam tego wszystkiego nie zje. :( Eh... Znowu się najadłam przed chwilą, (żeby nie napisać gorzej) :-0 Jestem beznadziejna. Jestem słaba. Jestem do dupy. Nie ma bata, żeby mi się metabolizm od tego wszystkiego poprawił. Wcale nie jadlam wtedy jak na głodówce. 800-900-1000 kcal to nie głodówka przecież :-0 Nie radzę sobie..............................................
-
Wrocilam wlasnie z miasta, kupilam sobie 2 czarne sweterki. Nie zdąże już nic napisac, bo lecę do pracy :-0 Powiem tylko, że będąc w mieście nażarlam się pizzy, bo za 5 funciakow mozna se jesc ile sie chce i co chce w Pizzy Hut. Ale ja durna jestem, boże! Muszę wrócić do diety, bo przecież w takim tempie, to kilogramy mi przybędą w 2 tygodnie!!!! :( Pozdrawiam Was, życząc miłego popołudnia Lecę..
-
Jakby ktoś zapomniał o mnie - to przypominam się :D Jestem. Z powrotem. Już w domu. Po 10-dniowym wykańczającym mój żoładek (i wątrobę) wyjeździe. Widzę, że plotkujecie sobie tutaj w najlepsze - a to diety, a to faceci, miesiączki, skutki i refleksje nad chudnięciem, słodycze, browary..... Szkoda, że mnie nie bylo tutaj, teraz trudno jest mi odpisać na wszystko, co mnie ominęło..... Właściwie w ogóle nie powinnam się tu pokazywać. Tu, czyli na tym forum i na tym topiku. Bo z tego, co mnie pamięć nie myli - to topik jest dla tych, co się odchudzają. Nie tylko piszą o odchudzaniu i o tym, że chcą schudnąć - ale przede wszystkim ROBIĄ wiele, by to osiągnąć. A ja w tej chwili jestem tylko tą, która gada odchudzaniu. Bo praktyki u mnie ŻADNEJ Ostatnie 10 dni jest absolutną definicją takich słow, jak \"żarcie\", \"wpieprzanie\", lub \"porzucenie diety\" :(:(:(:( Tak, jak pisalam w ostatnim poście, gdy weszlam na moment na topik. Bylo tyle zakazanego jedzenia, że bez sensu to wszystko wymieniać. Chleb, bułki, bigos, sałatki majonezowe, kiełbasa, czekoladki, piwo, pasztety, śmietana - to tylko kropla w morzu tego, co zdążylam zjeść. Już dawno tak bardzo nie bałam się wejśćna wagę :-0 Teraz mam jeszcze okres, (powinien minąć za 1-2 dni), więc nie wchodzę się ważyć. Nie ważę się też dlatego, że nie znioslabym tego widoku. A widok na pewno wiąże się z 8-ką z przodu, już nie z 7-ką. Nie ważylam się już dawno i nie wiem naprawdę, ile teraz mogę mieć na liczniku. Postanowilam, że zważę się w piątek rano. Okres minie, może dieta wróci, może jakieś ćwiczenia dojdą..... :-0 Naprawdę jest mi strasznie glupio, że weszlam na ten topik dzisiaj, bo chyba już tu do Was nie pasuję. A w dodatku zjadlam już dziś puszkę salatki rybnej i malą puszkę pasztetu. Razem - ok. 750 kcal I idę teraz do miasta. Idę sobie coś kupić do ubrania, bo tylko to mi poprawi humor. :( Do zobaczenia po powrocie.... p.s. W Polsce mieszkam koło Wrocławia
-
mam tylko chwilkę, witam Was!!! Nie dość ze mam tylko moment na kompie, to jeszcze napisalam przed chwilką posta i mi się sjkasowal caly, więc czasu mam teraz jeszcze mniej. Nie zdążę się rozpisać, a chcialabym :( I stęsknilam sie za Wami, powaznie! :D Dobra rzecz to taka, że kupilam sobie kilka ciuchow i ku mojemu zdzwieniu są w rozmiarze 42!!! :D Czy nie tego wlasnie chcialam?? ..................................... :( Niby tak, ale waga jakaś nie taka caly czas. Ale przyznac muszę, że wyglądam fajnie :P I ludzie patrzą... :) A zła rzecz to taka, że dieta odkąd tu jestem, poszla w przyslowiowe pizdu Bigos, flaczki, kanapki, sery, sernik, browary, pizza, sałatki z majonezem Aaaaaaaaa!!!!! Boję się wejść na wagę. Nie mam usprawiedliwienia na to co robię. Mam wyrzuty sumienia, a jednak jem to wszystko na co mam ochotę. Jestem niewdzięcznicą, która dostanie po dupie za to, że teraz igra z ogniem :(:( Muszę lecieć. p.s. Bycie w Polsce sprawia, że się rozczulam. Tak tu fajnie..... a w niedzielę trzeab wracać...
-
Witam wszystkich !!!!!!!! Fajnie się czyta to, jak zdeterminowane jesteście. Waira w powodzenie tego \"projektu\" zwanego popularnie odchudzeniem :P aż bije z Waszych postów. Jeśli zaś o mnie chodzi, to wczoraj dałam dupy Nie wiem, może to przez to, że nie chudnę, a może przez to, że moja waga nie pokazuje wlasciwie nic logicznego, (wskazuje co jej się podoba, więc nie wiem ile ważę) . W każdym razie - wczoraj wyszlam z domu z ponad 500 kcal na koncie. Faktem jest, że mialam wczoraj taki zapracowany dzień, że jedynymi momentami, kiedy moglam usiąść byla jazda autobusem. Od rana do wieczora zapieprz. :-0 Potem zjadlam kromkę z żółtym serem, a potem - i tu zaczyna się koszmar - poszlam jak gdyby nigdy nic na kebab A była godzina 18:30!!!!! I w dodatku nie smakowal mi ten kebab. Zjadlam z niego samo mięso, (nie wiem ile tego bylo, bo bylo na bardzo cienkie paski pocięte, więc objętosciowo - zajmowalo dużo miejsca). Potem, po powrocie wypilam 2 piwa i zjadlam talerz zupy, (która notabene miala być moim jedynym jedzeniem tego dnia) . Nie liczę nawet ile kalorii wczoraj zjadlam..... Zero usprawiedliwienia, zero tłumaczenia. Same fakty. ............................................ :( Dziś rano zjadlam tuńczyka, potem 2 kromki z żółtym serem i ketchupem potem znów tuńczyka, a przed chwilą kilka plasterkow szynki z indyka (każdy 10 kcal). Acha - i kawa z mlekiem bez cukru. I co? I 1162 kcal pękło!! Matko! Co za liczba! Pewnie - zaraz ktoś powie, że to niedużo wcale, ale mnie ta liczba przeraża :( Nic już dzisiaj nie zjem. O ile znowu mi coś do tego głupiego łba nie strzeli Będę pić herbaty. Kupilam sobie dobre herbaty i będę się nimi poić dzisiaj. O. A w ogóle to jestem chora. Przeziębiłam się i może stąd ten wisielczy humor u mnie ostatnio. Poza tym wszystkim, wyjeżdzam dziś w nocy i nie będzie mnie 10 dni. Nie wiem, czy w tym czasie będę miala czas zasiąść do komputera, ale będę się starala, bo ciekawa jestem Waszym osiągnięć, zmian. Nie wytrzymam, jesli nie dorwę się do Internetu w ciągu tych 10 dni. Boję się tego wyjazdu, bo ZAWSZE, jak gdzies jadę, ZAWSZE gdy dzieje się coś co zaburza codzienną harmonię i dezorganizuje moje ekstremalnie zaplanowane życie - jem rzeczy, których nie powinnam :(:(:(:(:( Spodziewam się najgorszego. Najgorsze - czyli przytycie. I wypicie z rytmu. Chcę tego wyjazdu, nie mogę się go doczekać, ale z drugiej strony wiem, że po powrocie spędzę dni cale na zamartwianiu się i pluciu sobie w brodę za to, że moja dieta ucierpiala. Dobra, kończę ten marudny post. Sorry, że tak ciągle tylko o sobie i o sobie :-0, ale jestem chora, zła i musialam sobie pogadać z komputerem. :(
-
Nie zdázé Wam teraz odpisac, bo mam tyko sekundé. Jestem w pracy i nie mam czasu na pisanie. Moze za jakies pol godziny. Powiem tylko, ze dzis jade na zakupy celem zaopatrzenia lodowki w warzywa do roznych zup :) Namowilyscie mnie - troche nieswiadomie - do zup. W sumie, jadlam jaiies tam zupy czasem, ale zwykle sie nimi nie najadalam, wiec zaprzestalam ich robienia, na rzecz innych potraw. Waga dzis doprowadzila mnie do szalu. Weszlam na niá kilkanascie chyba razy i za kazdym razem bylo co innego. Poczáwszy od 76,8, skonczywszy na 77,9. Myslalam, ze szlag mnie trafi. Niby roznica mala, to TYLKO jeden kilogram, ale dla mnie to naprawde duzo! Nie wiem czy cos chudne, nie wiem czy stoje w miescu, nie wiem czy moze nie tyjé, nie wiem nic! Ludzie! Dobra, lece, nie zdáze wiecej napisac!
-
Już sobie wyobrażam Iwonko :D, jak musi smakować ta zupka, ale chyba ją troche zmodyfikuję. Czytalam bowiem i w sumie po sobie wiem, że to prawda, że miksowanej zupy zjada się o kilkadziesiąt % więcej, niż normalnej. Papka latwiej nam przechodzi, więc jemy i jemy. \"Grube\" jedzenie, które w dodatku trzeba pogryźć - bardziej nas syci. Obawiam się więc, że zjadlabym jej o dużo za dużo. Poza tym - myślę, że zrobię ją z cebulą i czosnkiem (uwielbiam czosnek!!), ale nie bede ich smażyć. Nie chcę smażonego jeść. Jutro chyba zrobie zakupy. Lubię też zupę z pora albo ze szparagów. Uwielbiam ogórkową i pomidorową, bardzo kwaśny kapuśniak, ale niestety bez zmieniaczków nie są one tak dobre... ale i tak je lubię. Jutro postaram się zrobić jakąs z nich, choć myśle tez o powtórzeniu dzisiejszgo menu. Wszystko zalezy od wagi jutro rano. Jeśli się coś ruszy - zjem dokladnie to samo co dzisiaj :)
-
Wiesz co lady - nie wiem już co o tym myśleć. Zaplanowalam sobie, jak wiesz, menu na dzisiaj. Malo bylo w nim produktów, znaczy malo kalorii ogólnie wyszło, ale postanowilam, że to wlasnie dzis zjem. I wiesz co? I nawet już rano zapisalam sobie to wszystko w tabelce na dieta.pl, w której codziennie prowadzę dziennik spalonych i zjedzonych kalorii. I teraz musialam wejść na stronę żeby wykasować kilka rzeczy. :) Nie zjadlam tego wszystkiego, co zaplanowalam. No co zrobię, skoro nie jestem na tyle głodna, (co u mnie jest jakimś swoistym ewenementem) :P I jeśli wierzyć tym tabelom, jeśli wierzyć tym licznikom spalania, to wychodzi na to, że dziś spaliłam więcej niż zjadłam! :D:D:D Oczywiscie nie lcizę spalonych kalorii na zwykle procesy życiowe, mówię jedynie o tych spalonych podczas moich dzisiejszych ćwiczeń! Bo bilans wyszedl taki, że zjadlam dziś 668 kcal, a spaliłam 680 :D Ale fajnie. I czuję się dobrze, i mam siłę i głodna nie jestem... Ale jak jutro na wadze będzie tyle samo co dzisiaj, to się normalnie wkurzę Podsumowanie: Zjadłam: trójkącik serka topionego 7 plasterków szynki kawę z mlekiem 2 jajka na twardo szparagi gotowane ketchup musztarda Gorący Kubek kubek jogurtu naturalnego herbatę z mlekiem Ruch: jazda na rowerze (55min.) bieganie (15min.) brzuszki (30szt.) gimnastyka (30min.) I niech mnie ręka boska broni zjeść dzisiaj coś jeszcze. Cały tak udany dzień pójdzie w diabły :P
-
Dzięki :) A co do liczenia kalorii. Jestem w tym taka drobiazgowa, że chyba aż za bardzo. Ketchup liczę, musztardę,chrzan (jako dodatki do potraw) nie wspominając wlasnie o mleku do herbaty. Cukru nie używam w ogole. O cukier w sokach sie nie boję, bo ich nie piję. Piję tylko wodę i herbatki. Prpblem w ważeniu tych moich posilków, o czym już pisalam. Muszę kupić tę kuchenną wagę, wtedy będe miala pewność, że jem tyle a tyle. A co do soli i zatrzymywania wody... :( no cóż. Tak, tu jest hcyba pies pogrzebany. Uzywam sól do gotowania wszelkich rzeczy. Czy to warzywa czy mięso - muszę posolić, inaczej bym nie zjadła. I pewnie to o tą wodę chodzi. :-0 Jak tego unknąć? Wiadomo - nie unikniemy odkladania się wody w czasie jajeczkowania (o ktorym nie wiedzialam) i tego w czasie miesiączki (o tym wiedzialam) :), możemy co najwyzej nie uzywac soli. Czy są jakies inne sposoby na pozbycie się wody? No - w sumie to jest jeszcze sauna i intensywne ćwiczenia, (pocenie). Konopielko -a jak Twoje wyniki? Kiedy ostatnio coś schudlas i ile? pochwal się! Trawie wlaśnie jogurt, który sobie zaplanowalam i Gorący Kubek. Za jakies pol godziny idę na rower (nie chcę tak od razu po jedzeniu).
-
Dzięki Konopielko! czyli, skoro powiedzmy powinnam jeść 2000 kcal (bo obniżylo mi się tempo metabolizmu), a jem 1000 i mniej, to czemu nie chudnę?! Powinien mój organizm czerpać z zapasów, skoro nie dostarczam mu nawet połowy z tego, co TEORETYCZNIE potrzebuje. :( To czemu tak nie jest? I tak w kółko macieju! Nie wiem nic...
-
Oczywiscie, że to nierozsądna dieta! Po pierwsze nie dostarcza Twojemu organizmowi tego, co potrzebuje do normalnego życia, a po drugie - tak wytrzymasz może dzień, dwa. Po tym czasie nie będziesz mogla się powstrzymać i sięgniesz po inne rzeczy. Jak zaczniesz - to końca nie będzie widać i jezcze przytyć możesz. To malo jedzenia, co wypisalaś i będziesz glodna chodzila. A głód prowadzi tylko do jednego. Rzucenia się z pazerną wściekłością na lodówkę. Prędzej czy później. Nie próbuj więc.
-
Błonnik jest w warzywach, pestkach, owocach, sokach naturalnych. Nie mają one wielu węglowodanów, (no może tych owoców nie nalezy jeść na dużo). Blonnik można też kupić w tabletkach.
-
No właśnie - ja chcialam nawiązać do tej teorii, jako, że 7000 kcal to jeden kilogram, (zarówno tracony, jak i \"przytyty\") :P Zawsze się zastanawima, liczę i chyba głupia jestem, bo nie mogę dojść. Na jakiej to jest zasadzie?? :-0 Rozumiem, że zjedzenie 7000 kcal równa się przytyciu o 1 kilogram. Nie zjedzenie 7000 kcal, albo obniżenie przyjmowanych kalorii o 7000 - równa się schudnięciu o jeden kilogram. O.K. ALE: w jakim czasie!? W ciągu dnia, tygodnia, miesiąca!? Nie kumam tego!! Te 7000 kcal to w ciągu jakiego czasu ma być??? :(
-
Kurczę, ale mi naprawdę trudno jeść wiecej. Przecież i tak dużo jem. Jem ok. 900-1000 kcal każdego dnia. To dużo wg mnie. Poza tym - nie mam więcej jedzenia :P Znaczy mam, ale ono już nie dla mnie jest. Zakazane. Jakoś nie umiem tego rozplanować. Chyba dzisiaj jednak tak zrobię. Od razu z góry postanowię co zjem i zapiszę sobie co kiedy, tak, żeby wyszlo 5 posilków. A najlepiej zrobię to teraz. Hm, niech pomyślę..... 1 posilek mam już za sobą. (90 kcal) 2 posiłek - godz. 14. -- 2 jajka na twardo + gotowane szparagi = 220 kcal 3 posiłek - godz. 16 -- Gorący Kubek pomidorowy + szklanka jogurtu naturalnego = 225 kcal 4 posiłek - godz. 17 -- pomidory + 5 plasterków wędliny = 75,5 kcal 5 posiłek - godz. 18.30 -- herbata z mlekiem = 49 kcal Razem = 708 kcal Trochę mało kalorii, ale jedzenia calkiem sporo. I już tłumaczę: Gorący Kubek - można się przyczepić, wiem. Ale lubię je, zastępują mi gorący posiłek, nie mają dużo kalorii. Nie są może najzdrowsze, ale nie umrę od nich. Nie wiem, jaki skutek będzie mila taki jadlospis, ale postaram się go trzymać. Jak się coś nie uda, znaczy - waga nie drgnie - spróbuję jeszcze raz. :P
-
Cześć, właśnie wstałam. :) Calineczko!!! Buuu! Nieładnie. Wiem, że czasem nie można już wytrzymać i po prostu się coś bierze, czego nie można. Ale żeby od razu pół kilo? Nadzieja jedynie w tym, że wyrzuty sumienia będą dla Ciebie batem na najbliższą przyszłość i gdy tylko będziesz chciala zjeść coś niedozwolonego - odezwie się głos sumienia, który Ci przypomni, jak się czułaś po tych kulkach :-0 Achch.... jestem z Tobą, bo też nie schudlam nic już od długiego czasu. Ale tak to chyba jest. raz się chudnie, a raz się czeka calymi tygodniami. Musimy więc to przeczekać. Ale samo się to nie stanie, więc musimy robić wszystko, by temu chudnieiu pomóc! I NIE JEŚĆ ZAKAZANYCH RZECZY!!! Bo one stopują ten caly proces. Pewnie już dawno nbyśm y zaczęły zrzucać kilogramy, ale w momencie, gdy jeden z nich ma spaść - my sięgamy po coś zakazanego i to chudnięcie wstrzymujemy! Boże. To rakie proste! Dlaczego nie możemy o tym pamiętać w kryzysowych chwilach :( Najważniejsze, by nie tracić samozaparcia, by się nie poddać. Bo tak jest najlatwiej, wiem :( Odchudzanie nie wychodzi, więc najlatwiej jest pomysleć \"A, i tak nie chudnę, zjem sobie X, albo Y\" :-0 Ale to powoduje jeszcze gorsze skutki! Bo zamiast chudnąć, tyjemy. To co stracilysmy z takim wielkim trudem, w walce - teraz wraca raz-dwa. Mnie to na szczęście nie spotkalo, ale stąpam po cienkim lodzie :-0 i może się to stać każdego dnia. Nie poddaję się, nie tracę nadziei. Choć nadzieja tu nic nie pomoże. Tylko ciężka praca, wyrzeczenia, konsekwencja i siła postanowień - może nam pomóc, nie ma się co oszukiwać. Ja też moglabym się dziś poddać. Tyle wczoraj ćwiczyłam. Tak stosunkowo mało zjadłam. I co? I waga dalej jest identyczna jak wczoraj :(:(:( Nawet jedno deko nie schudlam.... Eee - do dupy to wszystko. Ale nie - nie poddam się. Nie zrobię sobie ogromnego śniadania, nie wpieprzę obiadu porządnego, żeby sobie humor poprawić. NIE!! Może jeśli nie dziś, to jutro będzie wynik jakiś normalny na tej wadze. A jak nie jutro, to pojutrze. W końcu musi być!! To tylko kwestia czasu. Tak sobie wmawiam i w to wierzę. I tak będzie. Wypiłam na razie kawę z mlekiem. Za chwilę chcę zjeśćserek topiony (jeden trójkącik - 20kcal) i kilka plasterków chudej wędliny (plasterek - 10kcal) Powinno wystarczyć. Potem - nie wiem... Życzę Wam wszystkim udanego poniedziałku i udanego tygodnia. Ze zdrowym jedzeniem, aktywnością fizyczną i conajmniej 1 kilogramem mniej w piątek :)
-
Co do płatków z mlekiem, to jak czytam na opakowaniach, ze 10 dkg platkow ma ok. 300 i wiecej kalorii, to dziękuję bardzo. Malą porcyjką się nie najem, a duza mi zalatwi kalorycznie cały dzień. Więc wolę nie. Staram się jeść tylko gotowane mięso + warzywa + nabiał. Węglowodany, wiem, że są potrzebne, ale te ilości, których potrzebują są również w posilkach, które zjadam. Wszystko ma trochę węglowodanów. Chleba, zmieniakow, makaronu, ryżu - staram się nie tykać, (choć to trudne. Dzis np. makaron jadlam). Dieta bezwęglowodanowa najbardziej do mnie przemawia. Organizm musi sobie jakoś radzić, nie mając węglowodanów, a ja wtedy wlasnie pozbywam się ciała ;) Wszystko co z węglami, ma dużo kalorii, a ja staram się jeść to, co ma ich malo, a jesli już coś ma ich więcej - niech to będzie np. białko. Wlasciwie mozna powiedziec, że wiele z zasad, które stosuję tyczą się Montignaca, inne Atkinsa, najwięcej jest chyba z diety South Beach. Nie jestem jednak na żadnej z tych slynnych diet. Jem tak, jak nauczylo mnie doświadczenie i po trosze teoria wyczytana w roznych miejsach. Póki co - jest o.k. Problemem nie jest to, że jem złe rzeczy, a to, że malo jestem konksekwentna i oprócz tych dobrych, wskazanych - jem też kompletnie zakazane. Gdyby nie - dawno już bylabym super dupa :P
-
Może rzeczywiscie ta szóstka Weidera nie byłaby zła. Ale za mało konsekwentna jestem i robić te wszystkie ćwiczenia dzień w dzień przez tyle tygodni - :-0 to chyba nie dla mnie. Zauważylam, że najlepiej wychodzą mi spontaniczne ćwiczenia. Tak jak dzisiaj z tym bieganiem. :) Przyszedł mi do głowy pomysł o bieganiu, a po 15 minutach już byłam na dworze. Oprócz tego jeździlam godzinę na rowerze, zrobiłam 150 brzuszków i 10 minut ćwiczylam gimnastykę. :D Jestem z siebie zadowolona. Spalilam jakos 600 kcal. Zjadlam - może 900. ;) Waga pewnie jutro ani drgnie, ale zadowolona jestem i tak :)
-
Zastanawiam się nad pewną rzeczą. Chyba wiem, co można zrobić, by szybko zrzucać kilogramy. To chyba nic odkrywczego, logiczne to jest. Trzeba spalać więcej niż się je. Wtedy bilans dzienny wyjdzie na minus. Organizm będzie musial czerpać energię z tego co ma, bo z tego co zjedzone nie będzie już mógł korzystać. I pomyślałam sobie o tym, gdy obliczylam ile dzis zjadlam kalorii a ile spaliłam. Zjedzone - ok.215 Spalone - ok 318 Ale tak sobie myślę, że to chyba nie wykonalne jest za bardzo :-0 Musialabym malo jeść i dużo ćwiczyć - żeby bilans wyszedł ujemny. Dobrze, żeby chociaż podobną ilość zjeść co spalić. Tak.. łatwo się mówi...
-
Jezu, idę biegać! Nienawidzę biegania, ale poczytalam przed chwilą trochę o bieganiu, ciągle myślę o tym, że mój szef biega, przypominam sobie co jakiś czas, że najlepsze na odchudzanie jest wlasnie bieganie. Ale się napaliłam. Pogoda piękna. Męża nie ma. :D Ostatnio biegalam w drodze z parku, jak gralismy z mężem w badmintona! Jejku, idę, póki się jeszcze nie rozmyśliłam. Trzymajcie za mnie kciuki, bo to bieganie to mnie prawdziwe wyzwanie :D
-
joy76 - bardzo chętnie wpiszę Cię do tabelki. Jak widzisz - są przy niej 3 serduszka. Tylko tyle, bo tylko tyle dziewczyn zostało na topiku z tej tabelki. Szkoda, ale tak właśnie wyszło. Zastanawiam się nad zostawieniem tylko nas trzech (plus Ciebie czwartej), bo tamte dziewczyny i tak już nie wrócą, a poza tym ich dane w tabelce są już dalece nieaktualne. Jak myślicie - powinnyśmy tak zrobić? Ja zjadlam przed chwilą galaretką. Na sniadanie. Wypiję jeszcze kawę z mlekiem (bez cukru). Na drugie śniadanie zrobię sobie mix z jogurtu, rzodkiewki i szczypiorku ;) Na obiad jeszcze nie wiem. Na wagę weszłam - bez zmian...
-
2 miseczki galaretki miało być, nie wiem czemu napisalam 3 :P Pozdrawiam bardzo bardzo serdecznie w niedoli ;)
-
To sobie dzisiaj namarudziłyśmy.. I bardzo dobrze. Po to to miejsce między innymi jest. Ja już posiłki skończylam na dzisiaj. Obiad, o którym już pisalam + 3 miseczki galaretki + spodek frytek. Tak - spodek. Taki pod filiżankę. Wzięłam se, a co! Wiem, nie wolno. Ale jeździlam dzis na rowerze, wiec mogę. Nie utyję od tego. Idę se zrobić herbatkę na sranie, co by czym prędzej te frytki przepędzić :P