To ja mam mega negatywne podejście bo się zaręczyłam już 3 lata temu :P Ale nie od dziś jestem pierdolniętą nudziarą.
Zaglądam tu, ale nie piszę. Mam tyle na głowie, że nie wiem w co włożyć ręce. W dodatku moje problemy ze zdrowiem mnie dobijają. Jeszcze skasowałam lusterko w samochodzie i jutro do pracy pojadę tramwajem...
Naczytałam się tutaj dużo rzeczy... Gdyby mnie mój M miał rzucić za mój cholernie niewyparzony język, rękoczyny i takie tam, pewnie wyleciałabym już dawno z hukiem zbierając swoje zęby z parkietu za domem. Jednak my tworzymy bardzo dobraną parę, ba my się nigdy nie kłócimy. To zawsze niestety wygląda tak, że ja nerwus drę mordę jak się zdenerwuję, a on milczy. Wykrzyczę się, a potem rozmawiamy normalnie. Jeżeli drę się bez powodu, a to się zdarza rzadko to przepraszam, fakt. Niestety stresem reaguję na przeróżne życiowe sytuacje i jak mrówka okres potrafię przeżywać byle błahostkę. Ciężka sprawa. Tyle tylko mojego szczęścia, że zna mój charakter, moją choleryczną wrażliwość i wie, że czasem po prostu nie radzę sobie z emocjami. Pozwala mi je wyrzucić i jak zawini, to z kwiatami zjawia się pod moimi drzwiami. Przy czym tak naprawdę to on nigdy niczego złego mi nie zrobił. Złego w pojęciu, które spotykam dookoła. Moja przyjaciółka nazywa go świętym, ja tak tego nie widzę.
Po prostu nie wyobrażam sobie pewnych zachowań i nigdy nie byłabym z takim czy z takim człowiekiem z jej opowiadań. Chodzi mi po prostu o to, że ludzie muszę się dobrać tudzież dotrzeć. Jeżeli to ma być naprawdę to przetrwają kryzysy. W złości mówi się różne rzeczy, ale nie wszystkie zachowania złość tłumaczy. Każdy sam musi osądzić, usprawiedliwić lubwybaczyć. Jednak nie wiem co strasznego musiałby mi zrobić M żebym go wyrzuciła z domu! Kłótnia to za mało, nawet straszna. Nie lubię nierozwiązanych sytuacji i bawienia się w takie, będzie dobrze, ale już nie razem blablabla. To jest tanie igranie na cudzych emocjach. Jeżeli serrrena, on Cię naprawdę kocha, to zamiast mówić będzie rozmawiał. Może i go zraniłaś, ale nawet taki choleryk jak ja, zraniony do cna jest w stanie poszukać winy w sobie, gdy mu na drugiej stronie zależy. Jednak do tego potrzeba zdrowego, silnego uczucia. Dojrzałości i tego, czy zwyczajnie będzie tego pragnął. Związek nie kończy się z dnia na dzień. To nie instytucja z której można wyjść. To wszystko dzieje się etapami i czasem już związku nie ma, gdy pada to straszne żegnaj. U Ciebie było dobrze, więc trochę potrwa zanim sytuacja rozwiąże się. Skutek jest tylko nieznany, ale życzę Ci aby pomyślny dla Ciebie.
Dobra, nabredziłam, padnięta i przemoczona. Sama siebie nie rozumiem.
Życzę wszystkim łagodnego jutra, bez problemów nie obejdzie się nigdy, ale byle były one do rozwiązania. :)