Witam. A ja mam w codziennym zwiazku same smutki. Jestem na rozdrozu. Nie wiem co zrobic. Moj maz postanowil sie do mnie nie odzywac. Nie wiem, kara jaks? Porozmawiac z nim jak zwykle nie mozna, bo podnosi oczy (snietego dorsza) z nad ksiazki i cedzi: \"nie rozumiem\". I nic, wszystko na ten temat. A czemu nie? No bo nie! Proste i glupie w swej prostocie. Wiem, ze w zwiazku najwazniejsza jest rozmowa, ale tej rozmowy z jego powodu nigdy nie bylo. Zamknal sie w sobie, otoczyl szczelna skorupa i tyle.No i tak kulal ten zwiazek przez gora 20 lat, az calkiem sie wypalil. ratowac juz nie ma czego, bo chyba go nie kocham. Odejsc? Bo szanowny Pan, sie nie wyprowadzi. Nie wiem. Mam 45 lat i mie wiem co robic. Staram sie zyc normalnie, nie pokazuje po sobie jak mnie to boli. \"Jeszcze mam styl i makijaz\" jak spiewala Frackowiak, ale to takie ciezkie. Widzicie jakis sposob? Poradzcie prosze.