Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Dawna Justy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Dawna Justy

  1. Dorzuciłam. Do kącika relaksacyjnego :D W sumie mogłam do naszych zwierzaczków... ;) Proszę bardzo kogoś, kto ma taka możliwość, o przerzucenie zdjęć Matyldy w odpowiednie miejsce :) Dziewczyny, nie mogę się powstrzymać, tylko kupuję i kupuję jej ciuszki :( Czy ja na pewno jestem całkiem zdrowa? ;) Jest tyle ślicznych ciuszków dla dzieci, nie umiem się powstrzymać. W sumie bez sensu - części kupionych przed jej narodzeniem nawet nie miałam okazji założyć... Nie wiadomo, czy będziemy jeszcze mieli drugie dziecko, więc pewnie je komuś oddam. Pocieszcie mnie, że to nie jest zaburzenie psychiczne :D
  2. Peppetti - GRATULACJE i uściski dla Was obojga (no, trojga, a nawet czworga :) ). CC ma tę zaletę, że bardzo szybko widzi się swoje ukochane maleństwo :) Jeśli mi się uda, dorzucę na blooga jakieś bardziej aktualne zdjęcie naszej córeńki. Gablis - Juniorek słodki :)
  3. Hej, Dziewczynki Dosszłam do wniosku, że czytanie wszystkich zaległości w nadziei, że kiedyś \"nadrobię\", nie ma sensu. Więc przeskoczyłam tych 30 stron, które namachałyście, i jestem, co prawda niezbyt zorientowana, co się u Was działo, ale trudno... Więc: Gablis - witam w ostatniej części tabelki, ogromne GRATULACJE :):):) Katka, Sysunia, Mozzarella - gratuluję i trzymam ksciuki za bezproblemowy przebieg ciąży :) U nas jakoś leci, nadal mam problemy z pokarmem, a Matylda okazała się alergiczką. Ale jest przesłodka (choć czsami mam ochotę udusić ją poduszką ;) ) Peppetti - teraz jesteś już w szpitalu, a może nawet zobaczyłaś już swojego malutkiego syneczka... Tego nie da się z niczym porównać... Ściskam mocno Was oboje. Teraz postaram się nadążać :)
  4. Cześć, Dziewczynki Niestety, doszłam dopiero do 547 strony i nie mam pojęcia, czy w ogóle uda mi się nadrobić zaległości. U nas róznie - raz lepiej, raz gorzej. Zaliczyliśmy już zielone śluzowate kupki i totalną wysypkę, po których pediatra kazała mi przejść na drakońską dietę - suchary i rosołek z indyka. Efekt? Brak pokarmu. Mało brakło, a zagłodziłabym Matyldę, bo - zgodnie z zaleceniami lekarki - przystawiałam ją do piersi na każde żądanie. Tak mniej więcej po 16 godzin z przerwami 10-minutowymi na drezmkę. Za to potem, jak ją w akcie rozpaczy dokarmiłam flaszką, zjadła całą i spała 4 godziny. Teraz \"odbudowuję laktację\", ograniczam flaszkę, coraz więcej karmię piersią. Ale jakie mam efekty - schudłam 16 kilo ;) :D Poza tym Mała ma problemy z brzuszkiem - gaziki ją męczą. Masujemy, gnieciemy kolankami, robimy ciepłe okłady... Chyba jest już lepiej. Pewnie układ pokarmowy powoli dostosowuje się do sposobu żywienia. Teściowie molestują nas o chrzciny... Nie chce mi się na ten temat gadać, bo to spore przedsięwzięcie, spore koszty (liczna rodzina do zaproszenia - tylko ta najbliższa), a obecnie kaską nie śmierdzimy. Poza tym jak ja mam myśleć o chrzcinach, skoro są dni, kiedy nie mam czasu zjeść ani iść do toalety? M. nadrabia zaległości w firmie, więc wraca akurat na kąpanie, a potem stara się jeszcze coś w domu zrobić. Mam nadzieję, że u Was wszystko OK, ale nie dowiem się, póki nie dobrnę do końca (jeśli kiedykolwiek dobrnę). Marghi - ja poroniąłm dwa razy, w styczniu i lipcu ubiegłego roku. W pażdzierniku zaszłam w ciążę 3 raz i tym razem bez żadnych komplikacji ją donosiłam, prowadząc bardzo aktywny tryb życia - praca do samego końca (wody odeszły mi przy pracy). Mi też nic nie wyszło w badaniach. W ciąży profilaktycznie brałam Duphaston i zastrzyki z heparyny. Może warto spróbować? Heparyna maluszkowi nie zaszkodzi (zwłaszcza że profilaktycznie bierze się mniejsze dawki), a pomóc może. Na razie tyle, serdecznie Was wszystkie ściskam. Mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie czytać na bieżąco i więcej się udzielać.
  5. Matko, mam do przeczytania 20 stron . NIGDY mi się to nie uda. Mama pojechała do domu i zostałam sama, zanim się jakoś zorganizuję, miną wieki ;) Pozdrawiam Was wszystkie, postaram się zorientować, co u Was, ale pewnie zanim dojdę do 20 strony zaległości, napiszecie kolejnych 20...
  6. Cześć, Dziewczynki U nas raz lepiej, raz gorzej. Już mi się wydaje, że wychodzimy na prostą, a tu nowy zakręt... Ale pokarmu mam coraz więcej - na ogół wystarcza, ale nasza córcia to odkurzacz i są takie karmienia, po których muszę dać jeszcze flachę :D Co do amniopunkcji. Skierowała mnie na nią ginka w pierwszej ciąży, twierdząc, że po 35. roku życia jest to badanie obligatoryjne. Oczywiście olałam to skierowanie. W drugiej ciąży lekarz nawet nie zdążył poruszyć tematu, bo poroniłam. W trzeciej gin tylko mnie spytał, czy chcę robić badania prenatalne (chodziło mu o nieinwazyjne). Powiedziałam, że nie, bo i tak nie usunę ciąży, a i tak ewentualne wady można wykryć podczas USG. Więc nie robiłam. JoaśkaPelaśka, moim zdaniem wszystko zależy od tego, jaki masz stosunek do aborcji. Jeśli nie bierze się jej pod uwagę, nie ma sensu poddawać się amniopunkcji (ryzyko poronienia ok. 1%). No ale to już indywidualna decyzja każdej kobiety.
  7. Tori 11 Można. Ja brałam i wiele dziewczyn z tego forum również. Wszystkim, które mają rocznice i urodzinki, życzenia samych cudownych chwil. Wybaczcie, że nie indywidualnie do każdej z Was, ale naprawdę mam niewiele czasu... :(
  8. Mika, dzięki naszej schizofreniczce dowiedziałam się o \"prezenciku\" dla naszej Niuni :) Dzięki, to bardzo miłe z Twojej strony :)
  9. Wybaczcie, Dziewczyny, że nie odniosę się do wszystkich wpisów, ale podczytuję w wolnych chwilach, a nie bardzo mam czas na odpisywanie wszystkim po kolei. EvaWer - cieszę się, że urlop się udał. Teraz w Gdańsku pogoda kiepska, siąpi, wieje i jest ogólnie niefajnie. Chciałabym wystawić Małą na powietrze, ale trochę się boję tego wiatru. Gablis* - powiem tak: poród to bolesna sprawa, więc jeśli możesz zdecydować się na znieczulenie, to bierz. Uważam, że jeśli można uniknąć niepotrzebnego cierpienia, to nie ma się nad czym zastanawiać. Zresztą, jak kobieta nie cierpi, to lepiej współpracuje z personelem. Tego uczucia ulgi w chwili, kiedy znieczulenie zaczęło działaś, nie zapomnę chyba do końca życia. Szkoda, że dopiero po 10 godzinach bólu. Co do kupowania bez opamiętania - to chyba ogólna przypadłość mamuś :) Jak już zaczęłam kupować, to kupowałam wszystko, co mi się spodobało. Pogoda taka, że obawiam się, że z większości tych ciuszków pożytek będzie miało inne dziecko, ale cóż... Fajnie jest chociaż na nie popatrzeć. Co do mebelków - mnie się spodobały takie, których zestaw (łóżeczko, szafa i komoda) kosztowały w sumie 8 tysięcy. Niestety, to nie nasz pułap cenowy :):):) Ech, wysyłam Peppetti nowe zdjęcie Matyldy. Wygląda na nim słodko. Może znajdzie się w galerii (za jakieś poprzednie).
  10. Niuuusia Nie wiem, jaki macie układ. Czy wynajmujecie mieszkanie (dom) i ona współpłaci? Jeśli nie, postaw sprawę jasno. Jeśli korzysta z Waszej uprzejmości, to powiedz jej, że musi przejąć na siebie część prac dowmowych, bo jeśli nie, to będziecie się musieli pożegnać. A o swoją pracę musi sama zadbać, bo po prostu ją straci, a nowej jej nie będziecie szukać. Wysłałam do Peppetti dwa zdjęcia naszej Niuńki. Nie wiem, kiedy znajdą się na blogu, ale na pewno się znajdą. Pozdrawiam
  11. Peppetti Ja też chudłam pod koniec ciąży. Malusi się nic nie stało. Pij choćby soczki, najlepiej rozcieńczone wodą, jedz owoce i warzywa, to powinno wystarczyć. Co do karmienia i dokarmiania. Każde karmienie zaczynam od piersi i karmię pół godziny, bo takie mam zalecenie od położnej laktacyjnej. I jednorazowo tylko z jednej piersi, przy następnym karmieniu z drugiej. Jeśli Mała dalej szuka piersi, mam jej dać butelkę, bo męczenie pustego cycka jest nieefektywne, a zakończy się jedynie bólem, który utrudni kolejne karmienia. Piję herbatki laktacyjne i czekam. Mniej więcej dwa razy dziennie/nocnie zdarza się, że wystarcza jej sama pierś, po której śpi 3 godziny. W sumie jest lepiej, ale daleko nam jeszcze do pełni sukcesu... Co do obwodu brzucha - ja skończyłam na 120 (w dniu porodu, czyli w 41. tygodniu). Najbardziej mi się wypiętrzył właśnie w 9. miesiącu. I był napięty jak bęben :) Przetrwaliśmy kolejną noc i przeżyliśmy pierwszą domową kąpiel. Matylda płakała, ja płakałam... Ale się udało. Nieważne, że zamiast olejku do kąpieli wlałam do wanienki oliwkę... nieważne, że po kąpieli załozyliśmy koszulkę tyłem na przód. I dzisiaj pewnie też będę ryczała, bo baby blues w rozkwicie. Nawet teraz mam łzy w oczach. Budzi się. Znikam, pozdrawiam, postaram się o zdjęcia.
  12. I wpisałam nasze imiona na podanej stronie. Powiem Wam, że to dziecko, którego fotka się pojawiła, ma coś z Matyldki :D
  13. A, i usunęłam suwaczek. Czas na nowy ;) Jak znajdę coś fajnego, to dodam.
  14. Hejka Zdjęć dziś nie będzie, bo Marek zabrał aparat do teściów, żeby pokazać im Niuńkę z pierwszych minutach życia i oczywiście zapomniał przywieźć. Może jutro. Teraz szybciutko napiszę, jak to z nami było, bo Mała śpi już dłuższą chwilę i nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa. No więc wody mi odeszły w domu, ale nie było żadnego skurczu. Zadzwoniłam do położnej z pytaniem, jak szybko jechać do szpitala. Powiedziała, że mamy się tam stawić najpóźniej o 15.00. Skurcze pojawiły się około 13.30 i szybko robiły się coraz częstsze. Jak jechaliśmy do szpitala, to miałam już co 5 minut. Na sali porodowej znaleźliśmy się około 16.00, skurcze były już co 3 minuty, ale rozwarcie na 2 palce. O 18.00 przy rozwarciu na 2,5 palca dostałam oksytocynę. Skurcze się nasiliły, weszłam do wanny (wybraliśmy taką opcję z ewentualnościa znieczulenia, ale lekarz powiedział, że do tego rozwarcie musi być na 3-3,5 palca). W wannie siedzi się w cyklach 30-minutowych. Po 30 minutach na znieczulenie było za późno, bo rozwarcie było na 4,5 palca. Trochę jeszcze poczekaliśmy na 5. Druga faza porodu zaczęła się prawdopodobnie około 22.30. Wszystko szło dobrze, główka się wstawiała, pozwolono mi popierać, ale w pewnym momencie chyba się zatrzymała. Zeszli się wszyscy lekarze (trzech) i obie położne, mój gin mnie badał, a położna słuchała rytmu serca i chyba był z nim jakiś problem, bo zaraz mój gin mi powiedział, że do godziny i 20 minut postęp jest nieznaczny, więc trzeba zrobić cięcie. Powiem Wam szczerze, że byłam mu za to wdzięczna, bo między skurczami dosłownie zasypiałam, a czasu na to spanie miałam raptem kilka sekund. Potem poszło szybko. Papiery, dogalanie wzgórka łonowego, znieczulenie (co to była za ulga...), przez chwilę czułam tarmoszenie i pokazali mi Matyldę (25 minut po północy 17 lipca). Zapłakała od razu, wzięli ją na stanowisko dla noworodków, a ja zwymiotowałam. Marek widział, jak ją kąpali, mierzyli, ważyli. W 3. minucie było z nią chyba gorzej, bo podawali jej przez minutę tlen (oczywiście dowiedziałam się tego dopiero z książeczki zdrowia, wcześniej pediatra omijała moją salę łukiem, bo Mała była na oddziale noworodkowym i tam była jej karta). No ale w 1. minucie miała 8 punktów, w 10. minucie 9, więc generalnie było z nią dobrze. Przewieźli mnie na pooperacyjną i niedługo później pielęgniarka przyniosła mi ją, żeby przystawić do piersi. Potem przynosili mi ją jeszcze kilka razy i zostawiali na trochę, żeby koło mnie poleżała. O 1.00 w nocy 18 lipca mnie spionizowali i rano przenieśli na salę poporodową. Tam przywozili mi ją częśćiej i zostawiali na dłużej. Ponieważ warunkiem wyjścia ze szpitala jest spędzenie jednej nocy zdzieckiem, zdecydowałam się, że mają mi ją zostawić, zwłaszcza że mój gin mi powiedział, że wszystkie wyniki mamy dobre, więc możemy wyjść nawet następnego dnia. Jakoś tę noc przeżyłyśmy, choć mam za mało pokarmu i muszę ją dokarmiać z butelki. Dzisiaj z tego powodu płaczę, ale to pewnie baby blues mnie dopada. W końcu nawet jeśli mi tego pokarmu nie przybędzie, to przecież nie oznacza, że moje dziecko umrze z głodu, prawda? Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Choć oczywiście wolałabym, żeby ten pokarm był. Strasznie bolą mnie piersi, no ale to też norma. No i dzisiaj zaczęły mi puchnąć nogi, ale położne w szkole rodzenia uprzedzały, że tak jest przez około 2 tygodnie. Aaaaaa... i byłam już dzisiaj samochodem na zakupach w sklepie. Chyba jestem dzielna, co? ;) Akurat... :( Przepraszam, że nie odpisuję każdej z Was oddzielnie. Cieszę się, że u naszych ciężaróweczek wszystko w porządku. Powinnam się wypisać z tabelki, zrobię to w najbliższych dniach. Albo dodam nową część - Szczęśliwe mamusie i ich dzidzie :) Rudi, cieszę się, że u Was się jakoś poukładało. Joka - za Was trzymam kciuki. Jestem dowodem na to, że można kilka razy poronić i urodzić zdrowego malucha po ciąży bez żadnych komplikacji. Wszystkie wiecie, jak to u mnie wyglądało, prawda? :) Jak mi wody odeszły, pracowałam :D Więc dla każdej z nas jest nadzieja. Pozdrawiam, zdjęcia dam, jak tylko aparat dotrze do domu. Będę się starała jak najczęściej zaglądać. Ściskam Was wszystkie razem i każdą z osobna po kolei.
  15. Hej, Dziewczynki Wszytskie wpisy poczytam później. Teraz spieszę donieść, że nasza Malusia śpi słodko, nakarmiona. Udało mi się nakarmić ja własnym pokarmem, choć na razie mam go trochę za mało i mam dokarmiać. Jak widać, jesteśmy już w domu, choć przez chwilę nie było to pewne. Wszystko opiszę Wam jutro, bo za chwilę Marek przywiezie z dworca moją mamę. Matyldka urodziła się 17.07. 25 minut po północy. Szkoda, że nie zdołałam jej urodzić siłami natury, ale jestem wdzięczna mojemu lekarzowi, że zdecydował się na cięcie, bo nie miałam już siły przeć. No ale wszystko po kolei jutro. W 10 minucie niuńka miała 9 punktów, wcześniej 8, 6 i 8. Jest taka mlutka... Zaraz będę robiła zdjęcia i może jutro znajdą się na blogasku. Ściskam Was bardzo mocno i dziękuję za trzymanie kciuków i gratulacje, i te wylane łzy :) Jesteście super.
  16. Nic nie czytam. Wody mi odeszły. trzymajcie kciuki.
  17. Ech, Peppetti... Zazdroszczę Ci. Nie spałam do 4.00, bo strasznie bolał mnie krzyż i dół brzucha. Poza tym od czasu do czasu tak jakby mi ten brzuch skręcało, dosyć boleśnie. Trudno mi się było ułożyć na którymkolwiek boku. Co pół godzinki latałam do WC. A potem co? Wszystko się skończyło, usnęłam i dospałam do rana :( Chciałabym, żeby to było już, bo kolejnych takich nocy sobie nie wyobrażam. Jak już przyjdzie porodu, będę kompletnie wykończona... Dziś wieczorem mam się zgłosić do szpitala, bo mój gin wrócił z urlopu i ma dyżur. Zobaczymy, co powie o mojej szyjce. I co wyjdzie na KTG, ale zaczynam podejrzewać, że dotrwam do 11. miesiąca [beksa}
  18. Hej Nadal nic. Na suwaku \"Poród spóźniony 2 dni\". A przecież tylko jeden dzień... :D Może jutro? Pozdrawiam Gorąąąąąąco dzisiaj...
  19. Wróciłam i na nic się nie zanosi. Może nasza Niuńka poczeka na powrót gina z urlopu :) Zresztą tata też sobie zażyczył, żeby urodziła się 16... No, zobaczymy. Gdyby urodziła się jutro, byłaby dokładnie 4 lata młodsza od mojej młodszej bratanicy :)
  20. O, a na moim suwaczku co? \"Dzisiaj powinnam urodzić\" :D Jakbym nie wiedziała ;)
  21. A ja się właśnie wybieram na wycieczkę samochodową. Około 70 km w jedną stronę. Może to coś da ;) Jadę sama, odwiedzić brata i jego dziewczyny na wywczasie. Najwyżej bratowa mnie odwiezie do Gdańska :D
  22. Balbinka Nie jest powiedziane, że musisz w domu. Ale glukoza kiepsko się rozpuszcza w zimnej wodzie (a często tylko taka jest w laboratorium), bo jest jej sporo, a wody dość mało, więc lepiej to zrobić w domu. Poza tym wciskanie cytryny w poczekalni też nie jest najbardziej higieniczne ;) A tak to masz przygotowane i już :) Ja swoją wodę z glukozą na dodatek włożyłam na noc do lodówki, zimną przyjemniej się pije.
  23. Przy czym chyba lepiej być jednak na czczo, bo nie daj Boże wynik będzie jakiś zafałszowany przez to jedzenie wcześniej i będziesz się denerwować, bo potem każą Ci zrobić obciążenie 75 g glukozy i zaczynają podejrzewać cukrzycę. Po co komu taki stres? ;)
  24. Balbinka Jeśli to pierwsze oznaczenie po obciązeniu glukozą, to masz kupić 50 g glukozy. Pobiora Ci dwa razy krew: raz przed wypiciem glukozy, a drugi raz godzinę po wypiciu, albo tylko godzinę po wypiciu. Nie musisz być na czczo. Roztwór glukozy przygotuj sobie w domu. Glukozę rozpuść sobie w 200-250 ml ciepłej wody i wciśnij sok z połówki cytryny, dzięki temu łatwiej będzie wypić. Pozdrawiam :)
  25. Joka, to dość prawdopodobne. Wczoraj wieczorem wreszcie poczułam, co to skurcz. No niestety, skończyło się na dwóch w odstępie 20 minut. Jednak między nimi miałam takie uczucie, jakby Niuńka się obsunęła w dół. Więc może nasza córcia wdała się we wmnie i urodzi się punktualnie? M. wyznaczył jej termin na 16 :D Powiedział, że sobie odpoczniemy w niedzielę i urodzimy w poniedziałek. 16 miałby tę zaletę, ze mój gin wraca z urlopu i w poniedziałek ma dyżur, więc miałabym dobrą opiekę. Kto wie?.. Na weekend zapowiadają poprawę pogody, więc może wypad do Augustowa będzie pogodowo (i nie tylko) udany, czego serdecznie życzę :)
×