Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

FraniaMania

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Witam, Też piszę na kadentki maila. Co, do dawczyni, to będę mieć tylko jedno wymaganie, aby miała niebieskie oczy lub szare, nic poza tym. U nas w rodzinie nikt nie ma innych i wolałabym uniknąć zbędnych pytań i komentarzy. Odebraliśmy pierwsze wyniki badań, nasze kariotypy i nic nie wyszło, załamałam się, bo liczyłam, że coś odkryją. W sobotę mam wizytę u genetyka a 21 u nowego ginekologa. Mam nadzieję, że w tym tygodniu pojawią się już wyniki z Poznania. Pozdrawiam Ciepło:)
  2. Kola80 nie do końca się z Tobą zgodzę, że trudniejsze przeżycia innych osób nie działają na nas motywująco i pozwalają spojrzeć na nasze cierpienie z innej perspektywy. W świetle kiepskich doświadczeń innych nasze czasem bledną. W ciągu 3,5 roku straciłam piątek dzieci, za każdym razem, kiedy patrzę na mojego synka , to myślę sobie, jakie mogły być wspaniałe. Jeśli jednak urodziłyby się chore, to wiem, że czułabym się zdecydowanie gorzej niż teraz, choć mój stosunek do samej siebie już jest na granicy autoagresji.
  3. Biorczyni bardzo mocno ściskam i wierzę, że znajdziesz jeszcze w sobie siłę na dalszą walkę. Najważniejsze, to szukać własnej drogi do szczęścia.
  4. Zuzazaw masz rację encorton powinno przepisywać się tylko w ostateczności, lekarze coraz częściej przepisują leki na "wszelki wypadek". Odstawianie wszelkich leków przed końcem 12 tygodnia jest ryzykowne, ja bym się bała;/ Ja brałam i jeśli w przyszłości będę w ciąży to także na zestawie leków a bardzo prawdopodobne, że jeszcze przed ciążą zacznę je brać, no ale ja mam bardzo nieciekawą historię. Tak na wszelki wypadek nie zdecydowałabym się brać tych leków.
  5. Groszek, za takie krwawienia mogą odpowiadać leki na rozrzedzenie krwi o ile je bierzesz, wtedy powinno się je odstawić. Zwiększa się jednocześnie dawkę luteiny lub duphastonu. Encorton nie ma takiego działania- jaką dawkę przyjmujesz? Dziwię się Twojej lekarce, że powoli Ci go odstawia, immunolodzy zalecają branie do 15-17 tygodnia, ale znam dziewczyny co brały jeszcze w trzecim trymestrze. Przykre to, ale na tym etapie ciąży niewiele można zrobić;/ brać leki i być dobrej myśli.
  6. Cześć Wszystkim, Ja to już nic nie piszę, bo przez ostatnie dni staram się trzymać jedynie przy życiu. Moje łyżeczkowanie w ubiegłym tygodniu skończyło się kiepsko, nie wiadomo, czy przez leki, które brałam w ciąży, czy co... generalnie w poniedziałek dostałam krwotoku (szczegóły Wam daruję), trafiłam do najbliższego szpitala, spędziłam tam 2,5 godziny i wywalili mnie za drzwi, kazali mi jechać, tam gdzie miałam zabieg, bo oni po nikim nie będą poprawiać. Szczegół, że ledwo stałam na nogach. Generalnie zanim trafiłam na oddział spędziłam w poczekalni łącznie 7 godzin! Człowiek może umrzeć i nikogo nic nie obchodzi. Wczoraj miałam kolejny zabieg i czuję się fizycznie bardzo dobrze. Niestety psychicznie jestem zupełnie pusta. Z dobrych wiadomości jeszcze taka, że udało się pobrać właściwy materiał do badania genetycznego, więc teraz czekamy na wyniki. Bardzo się cieszę z dobrych wieści, jakie czytam o Was:)
  7. Niestety ja obstawiam u mnie jakiś problem genetyczny, który może wyjść, albo i nie, dlatego nie chcę więcej ryzykować. Stawiam na siebie, jakieś mam takie przeczucie, że to ja a nie mój mąż. Mam pytanie do Was wszystkich, jak u Was ze wsparciem rodziny, przyjaciół?, czy wiedzą o Waszych planach in vitro z kd?
  8. Hej, Gościu, postaram się krótko odpowiedzieć na Twoje pytanie, w razie wątpliwości zostaw kontakt do siebie. Leczenie u profesora jest właściwie jednakowe dla wszystkich, nie spotkałam nikogo, kto by miał przepisane coś innego. U mnie to były szczepienia od męża a później pulowane, łącznie z 10... W ciążę zaszłam dosyć szybko- 3 miesiąc starań, ale dziś miałam zabieg, serduszko przestało bić, generalnie obraz usg nie wyglądał dobrze, ja mam pewne przypuszczenia. W ciąży brałam encorton, fraxiparine, acard i luteine. Wysłaliśmy materiał z poronienia do Poznania, mam nadzieję, że coś wyjaśni. Do Łodzi już nie wracam, maż tylko odbierze moje ostatnie wyniki badań. Więcej nie podchodzimy do naturalnych starań, u nas to za duże ryzyko.
  9. Dziewczyny, wspominacie o słabej organizacji w różnych klinikach i zgadzam się, że różnie z tym bywa, ale nic nie przebije tego, co ja miałam w Łodzi. Prywatny gabinet-ni to przychodnia, ludzie zjeżdżają się z całej Polski i wszystko na zeszyt, poślizgi godzinne to norma. W pseudo recepcji ciągle napięta atmosfera, Panie "fukające" a na dodatek, jak nie ma profesora, to wszystko leży, nic nie załatwisz, nawet się nie dodzwonisz, bo nie pracują. Człowiek jeździ, jak po ostatnią deskę ratunku i wyć mu się chce, że nie dość, że tyle płaci, tyle km, to na miejscu, jak za komuny. Przez taki pryzmat wszystko wygląda inaczej.
  10. Wybrałam Invictę, Gametę też znam, ale tam nie bardzo wiedzieli, jak ze mną sobie poradzić. Nie bez znaczenia jest też to, że chcę w końcu coś na miejscu, dobrze zorganizowanego. Invictę pod tym względem mam sprawdzoną. Ostatnio rok spędziłam w dojazdach do Łodzi i mocno dało mi to w kość. Średnio jeździłam raz-dwa w miesiącu i jest to bardzo wyczerpujące. Autostrada nie rozwiązuje problemów, 3-3,5 godziny do samej Łodzi, później jazda po mieście,a Łódź jest koszmarna, nie wspominając o korkach z Łodzi do ronda w Strykowie. Ostatecznie człowiek traci cały dzień. Ani Invicta ani Gameta nie dadzą mi gwarancji sukcesu, w Inviccie na nową muszę poszukać lekarza, bo moja dotychczasowa lekarka do momentu ciąży jeszcze dawała radę a później się już się wycofała. W Gamecie trzymali się tylko zaleceń mojego profesora z Łodzi. Gdzie nie trafię, tam zawsze będzie pod górkę:)
  11. Witam, Chciałabym nieśmiało dołączyć do Waszego grona. Decyzję o in vitro z komórką dawczyni podjęliśmy kilka dni temu, postaram się w kilku zdaniach wyjaśnić dlaczego. Aktualnie jestem w trakcie czwartek poronienia, czekam na zabieg. Mam za sobą jedną- pierwszą udaną ciążę ze zdrowym dzieckiem, a później się posypało. Odwiedziłam całą masę lekarzy, niezliczona ilość badań. Ostatni rok spędziłam na leczeniu immunologicznym w Łodzi i wszystko zapowiadało się dobrze. Niestety i tym razem się nie udało, choć była to ciąża prowadzona na lekach i rozwijała się książkowo. Tydzień temu serduszko przestało bić. Mamy przypuszczenia, że to problem genetyczny, bo wszystkie inne zostały wyeliminowane. Będę wysyłać materiał z poronienia do badania genetycznego, może to coś wyjaśni. Z moich dotychczasowych badań wiemy, że mam wrodzoną trombofilie oraz problem z przyswajaniem kwasu foliowego. Mój organizm wytwarza także przeciwciała atakujące zarodek. W ubiegłym roku miałam mieć sprawdzany kariotyp, ale limity NFZ się skończyły o czym dowiedziałam się dzień przed badaniem... Badaniem musimy zrobić teraz na własną rękę. No i teraz kolejna "mądra głowa" zasugerowała, że choć mam 31 lat i bez problemu zachodzę w ciążę, to moje komórki jajowe mogą być uszkodzone. Jako, że jesteśmy zmęczeni już tą sytuacją a ja nie podejmę się ryzyka kolejnej naturalnej ciąży postanowiliśmy skorzystać z in vitro z komórką dawczyni. Na in vitro z diagnostyką preimplantacyjną się nie zdecyduję, bo z moją historią ryzyko, że nie będzie co podać jest bardzo dużo. Na początku lipca mam konsultację u kolejnego genetyka i przystąpimy do procedury. Na szczęście nam się nie spieszy, więc na dawczynie możemy poczekać. Szczególnych wymagań, co do niej też nie mamy. Zobaczymy, czy coś jeszcze po drodze się nie skomplikuje. Jestem z Trójmiasta.
×