Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Aleks_555

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Aleks_555

  1. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    A ja doniosę konfiturkę z truskawek,którą po raz pierwszy w życiu zrobiłam z dodatkiem zielonego pieprzu.PYCHA! A na straży werandy zostanie mój Nero,czarny olbrzym -pies,którego dobrzy ludzie wyrzucili a teraz jest mój.Nikt nieproszony na werandę nie wejdzie,bo Nero kły ma długości 5 cm. Charakter ma wprawdzie słodkiego pudelka i w ogóle jest z niego oferma,ale o tym nikt nie musi wiedzieć. Drozdy,Graacjo mają żółto nakrapiane brzuszki i kochają właśnie owoce czarnego bzu i czeremchy.Teraz najadają się przed drogą....i własnie ta droga mnie tak martwi.Ale może to nieprawda i niepotrzebnie się martwię. Dobranoc wszystkim Paniom.
  2. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    Ale się rozpędziłam.... Aurinko pisała o odlatujących bocianach.Żal ściska serce,za tym biedakiem,który nie zobaczy już Egiptu. U mnie jest zatrzęsienie drozdów - kwiczołów.Całe ich stada obsiadły moją czeremchę;jest gwar,ruch i pełno pestek na ziemi. Ale mnie też jest smutno.One odlatują na zimę a trasa ich przelotu biegnie przez Włochy.Wyczytałam iż nasze poczciwe drozdy, są tam wielkim przysmakiem i są łapane w specjalne siatki. Proszę,napiszcie że to nieprawda.Że te,które nie wróciły do mnie wiosną znalazły sobie inne,lepsze miejsca na założenie gniazd. To chyba niemożliwe,aby ktoś jadł tak małe ptaszki...
  3. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    A do tego wierszyka -szarlotka z cynamonem i herbatka z cytryną. Dobrze,że dziś ciepło.Można posiedzieć na werandzie do wieczora.
  4. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    Jak to nie ma nikogo ? A ja to pies ? Przesyłam Wam wierszyk,mojej ukochanei poetki.....nie powiem której,chyba że na żądanie :) Spacer wokół Kuncewiczówki czyli poemat o miasteczku wiecznie zakochanych Od wiosny do jesieni wędrowali stale znanymi ścieżkami przy wiślanym wale, albo skarpą nad rzeką, jak również wąwozem podziwiając przyrodę. Lecz niedługo, może, zaprzestaną odwiedzać urokliwe strony, gdyż ich czas już na zawsze został policzony na kilka dni i nocy, które są przed nimi i na kilka spacerów ścieżkami długimi naokoło miasteczka nietuzinkowego, poczętego z miłości, bardzo magicznego. Ona drobna, kwiatami z ogrodu pachnąca, szła czule uśmiechnięta i ze szczęścia drżąca, oparta na ramieniu swego towarzysza. A on jej myśli stale w sercu swym słyszał i z lubością spozierał na srebro jej włosów. Cierpliwie nasłuchiwał kochanego głosu pragnąc, by choć na chwilę usiedli na ławce między klematisami, przy skoszonej trawce i wreszcie się napili wina klarownego - on puchar czerwonego, a ona białego. Już od dawna nie chodzą swoimi ścieżkami i nie zatrzymują się już przed bramami maleńkiego ryneczku z urokliwym czarem wypełnionym śpiewami, śmiechem oraz gwarem tych, co tutaj przybyli, a których już nie ma... Stąd dla miasta nad Wisłą ten krótki poemat. Pozdrawiam serdecznie.
  5. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    Witam pięknie w to deszczowe - u mnie - popołudnie.:) Czytałam właśnie Wasze posty .Trzeba się nad nimi zastanowić,coś przemyśleć,powspominać.Za każdym razem,kiedy czytam Szymonkę,przypomina mi się moje dzieciństwo - spędzone w takiej kamienicy.Nie warszawskiej,tylko w mieście powiatowym,średniej wielkości. Podwórko - studnia,z maleńkim trawniczkiem po środku,uhonorowanym jakiś rachitycznym drzewkiem.W czasie wojny kamienica ta mieściła się na terenie getta,ale kiedy ja się tam urodziłam,o dawnych mieszkańcach nikt już nie wspominał. Teraz napiszę o czymś,czego samej przez ponad 50 lat nie udało mi się zrozumieć....Sen...straszny sen...który mnie prześladuje od dziecka.Nic nie pomogło przez tyle lat,poza tabletkami nasennymi... ....Zawsze to samo : ja mała dziewczynka,leżę pod łóżkiem w sypialni moich rodziców...kulę się do ściany i płaczę.Boję się straszliwie,nie wiem czego.Słyszę jakiś ludzi...krzyczą,stukają butami.Do mojej kryjówki idą buty; są to wysokie ,wojskowe buty ,podobne do butów mojego ojca....ale tych bardzo się boję....zatrzymują się przy łóżku a ja czuję taki strach,że budzę się cała mokra ! Jako dziecko nic nie wiedziałam o tym co się tam działo.Nie było telewizji a pierwszy film na temat wojny zobaczyłam mając kilkanaście lat...więc nic nie rozumiem.To trwa do dzisiaj.Czyżby sciany mogły przekazywać jakąś energię ? Nie,to śmieszne... Nasza kamienica ; na straży pan Kuś - dozorca (mówiło się wtedy -stróż ),który był postrachem nas,dzieciaków.Niech no tylko który odważył się wejść na ów trawniczek.No...miotła pana stróża lądowała mu na siedzeniu natychmiast.Delikwent uciekał z wrzaskiem,z okna wychylała się rozsierdzona macierz,która - jako że kamienica była w większości zamieszkana przez klasę aktualnie rządzącą - wymyślała obywatelowi stróżowi jak najdosadniej,z reguły poddając w wątpliwość prowadzenie się jego mamusi .... Ogólnie było wesoło... Zwierzęta...też rozdział osobny... Starsi państwo w oficynie mieli jamnika, imieniem Karlik,który był wielkim wrogiem kotów.Pani Ostrowska - samotna sąsiadka,była właścicielką ślicznego burasa,który nienawidził psów a kochał gołębie pana Wiesia z pierwszego piętra. Bożeeeeeeee,co się działo jak wyskoczył Karlik i zdybał burasa ! Wrzask kota!!!lament podrapanego psa!!!...i ta soczysta wiązanka zazwyczaj spokojnej pani Ostrowskiej.:) A co było,gdy burasowi udało się złapać ulubionego gołębia,nader sympatycznego pana Wiesia !!!! ...Po co nam dzieciom była telewizja,skoro tyle się działo na podwórku.... Oczywiście,poza tym była solidarność,gościnność i wzajemne wspieranie się w nieszczęściu,jak chociażby wtedy ,gdy na kamienicę spadały nieszczęścia w postaci epidemii chorób.Wszak nie było jeszcze szczepionek.Pamiętam strach mojej matki ,gdy w kamienicy grasował wirus Heine-Medina...Dwie towarzyszki moich zabaw zostały o kulach...A dyfteryt ? Ja przeszłam bardzo ciężko,ale roczny synek sąsiadki nie przeżył..... I tak to się plotło,aż przeminęło...jak wszystko. Taki mam teraz piękny widok za oknem,ale przed chwilą miałam piękniejszy....bo na moje dzieciństwo.Tak wszystko pamiętam.Dopiero co otwarto mi drzwi do życia,a już zmierzam do tych,które będę musiała zamknąć za sobą...I kiedy ja przeszłam tę drogę ?...Tak szybko... Ściskam Was bardzo mocno.
  6. Aleks_555

    Pogaduszki na werandzie

    Leśny kobierzec mieni się w zieleni od wczesnej wiosny, przez lato, w jesieni i rozjaśniany słońca promieniami błyszczy na ziemi między gałęziami. Chodzę po lesie, przyglądam się stale pod swoje nogi i patrzę wytrwale, aby nie zdeptać borówki czernicy, bo ona dla mnie szczególnie się liczy. Nie wiem, czy wiecie, że niszczyć jej szkoda, gdyż w granatowych, skromniutkich jagodach, na podobieństwo kuleczek maleńkich, tkwi antidotum na zwyczajne męki. Między innymi na cudowność marzeń o barwach, kształtach i różności zdarzeń, a tymczasem ja powoli wzrok tracę. I jak będę żyć, gdy nic nie zobaczę ?
×