Aleks_555
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Aleks_555
-
Jarzębina...Stello:-) -Moja babcia robiła pyszną konfiturę z jarzębiny.Jak to możliwe,przecież owoce jarzębiny mają małe pesteczki ? -Wiem tylko,że owoce rwała po pierwszych przymrozkach...ale co dalej ? - nie pamiętam...
-
Witam w piękny, słoneczny poranek. Do \'czyzby mozna\'.. -nie tylko można zajrzeć,ale rozgościć się,coś napisać albo tylko odpocząć i posiedzieć ...wedle uznania. Ta weranda istnieje niejako w naszej wyobraźni,ale widok przez jej okna jest bardzo prawdziwy.A okien jest tyle,ile nas tu gości. Popatrz sama - -Z jednego widzisz Puszczę Kurpiowską ;widok zawsze się zmienia...zależnie od pory roku...i ludzi.Przychodzą różne zwierzaki,kręcą się ludzie - bo nie ma takiego miejsca na ziemi,aby nie można było spotkać człowieka.. -\'bo żeby do ludzia -przyszedł ludź -to ludź do ludzia -musi coś czuć\' Z innego okna zobaczysz Park Jurajski nowej generacji,gdzie za dinozaura robi Wasza Aleks.Jak każdy dinozaur jest to zwierzę łagodne,roslinożerne - w realu mięsa też nie jada -można z nim nawet pogadać,bo przepada za towarzystwem ludzi...a i ludzie go lubią,bo nie gryzie,choć uzębienie ma ..i owszem. -Zobaczysz las sosnowy- sosny w nim ponad stuletnie -tak jak teraz wyzłocone słońcem,spokojne..bez ruchu.Patrzę na nie w tej chwili,gdy to piszę...więc jak to jest ? ...Wirtualny swiat tak do końca ? Chyba nie ... Przejdziesz na inną stronę Werandy i widok diametralnie się zmieni; podwórko w kamienicy z oficynami...Jedno warszawskie,drugie w mieście powiatowym - ale jakże podobne.Usłyszysz gwar ,rozmowy,nawoływania dzieci.A co będzie najcudowniejsze - zobaczysz ludzi,których już nie ma....Źle...!..Są...! w naszej pamięci,więc nie można powiedzieć,że odeszli.Oni tu wrócą,na naszą Werandę - a są to ludzie warci powrotu- innych nasza pamięć nie przechowuje. -Tych okien Weranda ma sporo.Usiądź na wiklinowym foteliku,nalej sobie pachnącej ,parującej herbaty i poczęstuj się ciastem drożdżowym ze skórką pomarańczową,jakie kiedyś piekła moja mama....a może i Twoja ? A my -córki -pieczemy takie samo,ale tamto inaczej smakowało.Spojrzyj w okno Werandy ...i jeżeli zobaczysz swój widok,to opisz go nam.. Posłuchamy wszyscy - z radością. Pozdrawiam...Aleks.
-
Witaj Szymonko....witaj Ewwik... Nie zapomnij sprawdzić co grają w warszawskich teatrach,Szymonko.Wydaje mi się,że nasza nowa werandowiczka się ucieszy. Szczególnie co w tetrze Krystyny Jandy... Ewik...to co opowiedziałam,to nie legenda.Legendą jest tylko ten duch,dzwoniący łańcuchami... - W zamku,w mojej okolicy zginął śmiercią głodową Maćko Borkowic,z wyroku króla Kazimierza Wielkiego. - A o Mazepie,to innym razem...o ile coś jeszcze pamiętam.;)..a nawet jak będą nieścisłości,to inne werandowiczki mnie poprawią...:) Żegnam Was,zapalając zapachową świecę w ulubionym przeze mnie kolorze \'orange\'...żebyście nie mówiły,że nie wpisałyście się,bo było ciemno.... Dobrej nocy-wszystkim- werandowiczkom ,gościom i przechodniom.
-
Aurinko,jesteś...jak dobrze.. Faktycznie,pagórków u mnie dostatek ..i ostańców..To w mojej okolicy przebiega szlak Orlich Gniazd,a nad najbliższą okolicą góruje zamek - a właściwie jego ruiny - gdzie głodową śmiercią zginął Maćko Borkowic.. Pamiętacie ten obraz Matejki ? Zarośnięty Maćko schodzi po drabinie w lochy pod wieżą zamczyska,obok sznur na którym spuszczono mu ostatni posiłek - bochen chleba i dzban wody... Wie już,że ostatni raz ogląda ludzi i światło dzienne.Czy żałuje ? Nie wiadomo.Myślę,że tego iż dał się złapać - wszak obaj smalili cholewki do jednej białogłowy i stąd pewnie ta mściwość dobrodusznego króla. - Miejscowi ludzie twierdzą,że w zamku straszy.Czy na pewno ? Ja tego nie stwierdziłam,a może po prostu zdobyłam zaufanie ducha nieszczesnego Maćka ? Bo z wrodzonego zamiłowania do szczerości,określiłam króla Kazimierza jako fircyka w koronie ... - No bo moje drogie,co można powiedzieć o człowieku ,który zmarł \'bezpotomnie\' ,a był ojcem 5 -ciu synów ...sic! i to spłodzonych z żoną swego rycerza... No ,dajmy spoczywać w spokoju głównym aktorom tego dramatu...i wszystkim im współczesnym... -Przeminęli,ale pamięć o nich została...i budowle z wapienia,wśród których tak dobrze spacerować i wyobrażać sobie,co myśleli ich budowniczy.... -co też często czyni - Wasza Aleks...
-
:) Witam Stello .... Wiatr,o którym wspominałaś wieje prosto z Gór Sokolich ,z Parku Jurajskiego.. Mam nadzieję nadzieję,że pojawią się Te....( bez urazy,proszę ),które mnie tak urzekły - Aurinko,Linka,Szymonka i pozostałe .... Napiszcie coś ,proszę.... Czy Puszcza Biała jest równie piękna - teraz - jak i mój las sosnowy ? Co Aurinko ? A sąsiadka,Szymonko ,ta aktorka - nadal mieszka w Twojej kamienicy ? Czy może podpisała angaż w Hollywood ? -czego jej serdecznie wszyscy życzymy.... A Imitacja Linki ma pozdrowienia od mojego nowego lokatora ,buraska - kaleki bez jednej łapki... Czekamy na Was dziewczyny..:) Wasza Aleks.
-
Dzięki Ci za miłe słowa Borowinko.. Taki mam dzisiaj przykry dzień... Wczoraj była rocznica smierci mojego Ojca,i ja - jego jedyna córeczka - o niej zapomniałam!!!Co z tego ,że już ...nasta ? Co z tego,że mam dużo obowiązków,że zdrowie szwankuje...Powinnam pamiętać i koniec ! Wszyscy zapomnieli.Moja matka - 92-letnia -zajęta swoim obolałym ciałem....mój brat - bo dzieci,bo wnuki...i ja ,córka. Ja wiem;On by nie miał o to pretensji.... O nic nie miał,jak żył.Pochodził z Kresów i widział w życiu takie rzeczy,o jakich nam się nie śniło - dlatego życie,samo w sobie ,było dla niego darem,za który był nieskończenie wdzięczny .Komu ? Nie wiem,bo kościoła unikał . Najmłodszy syn z dużej rodziny.Najukochańsze dziecko swojej matki - bo późne,po 40-tce -wynagrodził jej to uczucie najbardziej ze swojego rodzeństwa,kiedy po smierci swego męża a mojego dziadka - została sama... ...Patrzę na zdjęcia,sprzed wojny .Taki był przystojny w tym kapeluszu na bakier i płaszczu z garbardyny (chyba ?)... ...A to z okresu wojny ? ...Czapka cyklistówka,krótka kurtka,bryczesy i długie,oficerskie buty...na pierwszy rzut oka wiadomo,że własciciel tegoż odzienia nie przygląda się bezczynnie okupantom ! ...A po wojnie - szkoda mówić.Nie lubił się widocznie fotografować ,bo następne zdjęcia są ze spacerów z córeczką,taką samą zadziorą jak on sam.... A teraz jest zapomniany...bo już przeminął. Taka jest kolej rzeczy ? Dać z siebie wszystko,i iść tą samą drogą,jak tysiące przed nami i tysiące po nas? A świat za oknem jest taki piękny ! I ludzie są dobrzy ! Wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć...i wykorzystać ten czas nam dany,dobrze wykorzystać. Jeszcze raz pozdrawiam i życzę dużo słońca - Aleks.
-
Witam mile moje.:) Wzruszyły mnie Wasze wpisy,a szczególnie ten od Stelli.Cóż,taki i ze mnie człowiek,który porusza się jak słoń w składzie porcelany.Jeżeli jeszcze raz ktoś przeze mnie poczuje się PODLE,to daję słowo - zniknę w otmętach netu,przepraszając uprzednio.... Czy Wy też tak macie,że zastanawiacie się nad dotychczasowym życiem,wracając często do czasów swej młodości ? A przecież do starości jeszcze nam daleko.Podobno jej oznaką jest to,że sznurując buty,myslisz - co tam w dole jest jeszcze do zrobienia?:) Mnie nachodzą ostatnio takie refleksje: co wynika z twojego życia kobieto ? Co zostawisz po sobie,poza dobrami materialnymi ? Jakie uczucia,tak naprawdę ? Może to wynika z choroby ,którą przebyłam,a może po prostu - wreszcie mnie dopadła dojrzałość. Zbliżają się urodziny mojej 92-letniej matki.Jest bardzo sprawna umysłowo,fizycznie już mniej.Patrząc na nią,wspominam często moją babcię i zastanawiam się nad tą sztafetą pokoleń.....To powielanie swoich losów....czy to aby na pewno przypadek? .....Moja babcia.Uśmiecham się,jak chyba każda wnuczka,myśląc o Tej,która nigdy sie nie gniewała ,a jej cierpliwość była nieograniczona....A przecież umarła tak dawno,ale uczucia i szacunek do siebie,przetrwały lata.Jako młoda dziewczyna,z najbogatszej rodziny na wsi,miała narzeczonego - była już po zrękowinach,jak to się mówiło.Wtedy poznała dziadka,który pochodził z dobrej rodziny,ale niestety zubożałej. W tym czasie zajmował się ujeżdżaniem koni,w pobliskiej stadninie księcia x - powiedzmy. Ach,co się działo...jak zajechał do wsi piękny chłopak,z czarnym wąsem na karym koniu.A wszak wiecie - kto nie jeździł na karym,ten nie jeździł na koniu w ogóle.Moja kochana Antosia,z długim ,pszenicznym warkoczem - straciła piękną główkę !!! ....Afera na wieś i okolicę! Przecież miały się połączyć dwie największe gospodarki na wsi! A ten Jaśko,na dodatek spiskował i wiecznie miał kłopoty z carską ochraną ! Babcia fantazję miała ! Po awanturze rodzinnej uciekła z ukochanym i wróciła po tygodniu !No i cóż mieli robić biedni rodzice ? Musieli urządzić wesele,ale nie dali błogosławieństwa...niestety. ....I stało się.2 tygodnie po ślubie przyszli aresztować dziadka za tajną drukarnię.Sybir - murowany ! Ostrzeżony -zbiegł,a granica z Galicją była blisko.Młoda żona dołączyła w Krakowie i z jedną walizką opuścili kraj.Moja mama urodziła się we Francji.Po powrocie,gdy Polska wybuchła,uczyła sie polskiego od dzieci na podwórku....ale przedtem było jeszcze jedno ,drobne wydarzenie - jak I wojna światowa.... No dosyć ględzenia :).Moja rodzina,jak i każda chyba ,jest gotowym scenariuszem na film pełnometrażowy... Może innym razem,też gdy będzie padał deszcz,dokończę tę historię wielkiej milości,która za pięknie się nie skończyła.... Mam do Was taką prośbę... Nie zgłaszajcie do modera pomarańczowych wpisów,dopóki nie są wulgarne.Nie każdy chce się logować,a natomiast każdy jest miłym gościem.A słowa krytyki ? Trudno.Trzeba przeczytać,przyjąć lub nie. Ściskam Was mocno.:)
-
Moje drogie:) Ja zdążyłam przeczytać wpis...do Vigi...Uwagi o orografii już nie.Nie ma sensu już o tym pisać,a tym bardziej oceniać tę osobę tylko na podstawie jej postów.Ja jestem dobrej myśli.:) Może ona się przekona do nas i sama zacznie pisać? Dzień dzisiejszy dla mnie ciężki.Nie chce mi się nawet przebierać palcami po klawiaturze , a i pomysłu brakuje...może to przez ten zgrzyt? A co nowego w kamienicy Szymonki ? Nie wierzę,że nic się nie wydarzyło nowego.No tak,ale instytucja stróża już mocno podupadła,szczególnie na etapie gospodarza domu - a była to instytucja całą gębą....humor i satyra na wyciągnięcie ręki... Poza tym nikt już chyba nie hoduje gołębi... Szymonko,a zjawisko sąsiadeczek wyglądających z okien,wspartych na poduszeczkach jeszcze istnieje?....Takie to było kiedyś denerwujące....a teraz mnie wzrusza.Te starsze panie widziały wszystko.Niech no wszedł łobuziak z sąsiedniej kamienicy....no...pani Ostrowska ,lub pani Nowakowa zaraz podnosiły krzyk !....a poszedł ty jeden w diabły stąd ! Matki mogły być spokojne .:) No tak,miałam tylko zaznaczyć swoją obecnośc,a poleciałam słowem po necie...bez ładu i składu. Pozdrawiam wszystkie dziewczyny. Te z drugiej półkuli niech się nie denerwują.:):):) A może powinnam zostawić Nera?
-
Zostawię jeszcze wiersz - poetki,którą czytuję wtedy ,kiedy mi źle i smutno ( dosyć często )....przepraszam. Wystarczy spojrzeć... Namalowałam Ci kolor nieba abyś się szybko do niego wzbiła i jeszcze szybciej uwierzyła, że wcale wysoko nie trzeba szukać dla siebie ukojenia, by tam odnaleźć swoje w marzenia . Nie chciej być orłem, zostań na ziemi. Tu też zobaczysz księżyc i słońce. Ciesz się porankiem, a między swymi, spłynie na ciebie tchnienie gorące. Bo jednak coś tu przecież znaczysz. - spójrz więc za siebie, sama zobaczysz
-
Mimo wszystko,jakbyś tu zajrzał \"Akurat \" \" \"Zwierzeta Eulalii\", \"Pegasus\", schroniska dla zwierzat w Mielcu, Rzeszowie i Lublinie.. A ludzie? najchetniej pomagam zebrakom, bo ani oni mnie, ani ja ich nie znam..\" Wystarczy ! Mój Nero zna się na ludziach ! .....Jesteś dobrym człowiekiem...:-) Pozdrawiam..:) I czytam Vigę..
-
Kochane:) Sałatka jest samograjem ! Minimum pracy,maksimum rozkoszy na podniebieniu! No,dzięki ,że spróbowałyście tej konfiturki;już myślałam,że odstraszył Was ten zielony pieprz,ale to jest pychotka.Można też dodać cynamonu... Ciekawe,czy Viga spróbuje. Już nie mogę się doczekać na jej pisanie. Nero patrzy na mnie i merda ogonem;czuje bestia,że o nim pisano.:) Pa,dziewczyny.. Ps.Jeżeli któraś by wiedziała o tych drozdach ( czy naprawdę na nie Włosi polują ),to proszę,niech mi napisze.Ale jest to prawdopodobne; pamiętacie ucztę Nerona ( nomen-omen ) opisaną w Qvo vadis?.....te języki flamingów ?...No nie,ale dzisiejsi makaroniarze to nie Rzymianie !:):)
-
Zaglądam cichutko na werandę.No,jak miło.:-) Widać,że weranda przy niedzieli nie była osamotniona.. Linko .... Imitacja może nie bać się mojego Nera;on jest przyzwyczajony.:-) Wręcz - jest to miłośnik kociego rodu,który u mnie ma swoich przedstawicieli,również mocno poharatanych przez życie.Zwierzęta tak jak i ludzie; w życiu mają różne szczęście.Moje ,chyba kiedyś myślały ,że umarły i obudziły się w raju.Cóż,świata podobno nie da się zmienić,ale tę małą działeczkę,która jest w naszym pobliżu - na pewno. Niedziela minęła,nie wiadomo kiedy.Miłe są takie pogwarki rodzinne,szczególnie jak deszcz dzwoni o szyby ,a z oddali słychać pomruk burzy.Tak było dzisiaj i mnie po południu. Patrzałam na mojego 70-letniego brata.Taki siwiutki już,chory na serce,a przecież patrząc na niego,widzę szczuplutkiego maturzystę w mundurku z lampasami.Ja smarkata,upierdliwa jak pchła w spodniach,dręczyłam go ciągłymi prośbami o czytanie mi książek. Znudzony,zaczął mi czytać Trylogię.....i tak,niewiele z tego rozumiejąc,poznałam po raz pierwszy książki,które później były dla mnie jak Biblia.Wtedy jeszcze mieszkaliśmy w kamienicy,o której już pisałam.Zimy bywały wtedy chyba inne niż teraz,a może mnie wtedy tak się wydawało.... Za oknem zamieć; piec kaflowy rozgrzanytak,aż kafle się rozchodzą ( czy ktoś jeszcze pamięta,jak to wygląda ?),z otwartych drzwiczek bije blask ognia... Ja w bamboszach kupionych u górali,zajadająca cukierki grylażowe....chyba tak się nazywały moje ulubione ,w kształcie małych poduszeczek. I w tej scenerii po raz pierwszy usłyszane słowa : \" Dzień sądu idzie przez Dzikie Pola\"......uuaaa... Kiedy to było? Pozdrawiam Was serdecznie.:-) Nic Wam nie zostawię,bo mojej konfitury truskawkowej nikt nie ruszył.:(
-
No nie.... musi być poprawka,tak tego nie zostawię. Proszę się nie śmiać ze mnie.:)
-
Vigo,jak dobrze,że wróciaś!!!! Poczytałam wszystko,moje kochane kobiety,które śpicie kiedy ja wstaję,i przeczytam jeszcze kilka razy dzisiaj. Nero,ty łajzo ! kogo oprócz Vigi tu jeszcze wpuściłeś ? Że co ? To nie był zły człowiek,tylko potrzebujący ludzi? Pewnie masz rację,bo serce u ciebie ze złota,ale zabieram cię do domu,bo chociaż weranda wirtualna to ty mój piesku jesteś bardzo prawdziwy .A wygląd masz ,że ho..ho.. Zaczyna się piękny dzień - niedziela. Na obiad do mnie przychodzi mój brat z rodziną.Jest emerytowanym lekarzem.Między nami jest 15 lat różnicy wieku.Był jeszcze brat srodkowy,ale już nie żyje.Swój rozwód,po 25 latach małżeństwa przypłacił życiem.Tak , nie tylko kobiety przechodzą ciężko takie historie;zdarzają się też mężczyźni,którzy nie przyjmują do wiadomości tego drugiego w życiu swej żony.A tacy byli szczęśliwi w dniu ślubu ;oboje niezwykle piękni wysocy,z dyplomami ukończenia dobrych uczelni.Dlaczego im nie wyszło ? I skąd ta nienawiść ?...bo pod koniec ich małżeństwa była nienawiść. A jakim prawem w ogóle trwa moje małżeństwo,skoro w dniu mojego ślubu rodzina dalsza i bliższa,prorokowała mojemu związkowi 3 dni z dzisiejszym ( dniem slubu włąśnie ) wytrwania. Ja najmłodzsza córka w domu,oczko w głowie tatusia i mój małżonek -jedynak,wychowany przez zakochaną w nim do szaleństwa matkę ,bez ojca a w ogromnym ,jak na te czasy -komforcie.A jednak.Chociaż burze były,oj były....o sile rażenia,że hej! No dosyć ględzenia o swoich sprawach!Może innym razem coś powiem,o ile mnie nie wyśmiejecie. Dżemiki,moje dziewczyny - pychota! I ten z mango i ten z renklod. W ogrodzie mojego poprzedniego domu była piękna renkloda.Zawsze tam były stada os.Owad jak owad,a teraz przez pryzmat śmierci Ewy Sałackiej, postrzegany jako zabójca. Posprzątałam na werandzie,włożyłam do wazonu pomarańczowe mieczyki,takie same na jakie patrzę w tej chwili, i zostawiam Wam półmisek mojej sałatki.... Melon,kukurydza,szynka konserwowa,ser żółty i majonez.... UŚCISKI..
-
Już się pożegnałam,ale pomyślałam sobie,że Viga z drugiej pókuli będzie bała sie wejść ,jak zobaczy mojego Nera. Vigo,spokojnie:),on dobrych ludzi rozpoznaje na pierwszy rzut ....hmmm..ślepia.. Wyjęłam właśnie z piekarnika ciasto drożdżowe,więc zostawiam do konfitur i dżemiku renklodowego.. A Nero ? Proszę ...urodziwa kość i wierszyk.:):) Ich pierwszy bal\" - Ludwik Jerzy Kern Może to jakiś atawizm, A może źli szarlatani - Dość na tym, Że zawsze są do tego balu absolutnie nieprzygotowani. Zawsze ich ten bal zaskakuje I nie wiadomo czemu - Nigdy nie zdążą przygotować fraków, Lam, Muszek, Cekinów Lub diademów. Nigdy do fryzjera nie idą, Nigdy się nie kąpią przed tym balem, W ogóle są tacy spokojni, Jak by tego balu miało nie być wcale. A cale to zachowanie, To objaw bynajmniej nierzadki. Tak samo przed pierwszym balem Zachowywały się ich babcie, Ich dziadkowie, Ich ojcowie I matki. Są tacy opanowani Jak pan Achilles pod Troja, A potem nagle zrywają się, moja pani, I lecą na ten bal tak jak stoją. Sierść maja za toalety I trwa to któryś już wiek - A pierwszy bal PSA jest wtedy Kiedy zobaczy pierwszy w swym życiu śnieg.
-
A ja doniosę konfiturkę z truskawek,którą po raz pierwszy w życiu zrobiłam z dodatkiem zielonego pieprzu.PYCHA! A na straży werandy zostanie mój Nero,czarny olbrzym -pies,którego dobrzy ludzie wyrzucili a teraz jest mój.Nikt nieproszony na werandę nie wejdzie,bo Nero kły ma długości 5 cm. Charakter ma wprawdzie słodkiego pudelka i w ogóle jest z niego oferma,ale o tym nikt nie musi wiedzieć. Drozdy,Graacjo mają żółto nakrapiane brzuszki i kochają właśnie owoce czarnego bzu i czeremchy.Teraz najadają się przed drogą....i własnie ta droga mnie tak martwi.Ale może to nieprawda i niepotrzebnie się martwię. Dobranoc wszystkim Paniom.
-
Ale się rozpędziłam.... Aurinko pisała o odlatujących bocianach.Żal ściska serce,za tym biedakiem,który nie zobaczy już Egiptu. U mnie jest zatrzęsienie drozdów - kwiczołów.Całe ich stada obsiadły moją czeremchę;jest gwar,ruch i pełno pestek na ziemi. Ale mnie też jest smutno.One odlatują na zimę a trasa ich przelotu biegnie przez Włochy.Wyczytałam iż nasze poczciwe drozdy, są tam wielkim przysmakiem i są łapane w specjalne siatki. Proszę,napiszcie że to nieprawda.Że te,które nie wróciły do mnie wiosną znalazły sobie inne,lepsze miejsca na założenie gniazd. To chyba niemożliwe,aby ktoś jadł tak małe ptaszki...
-
A do tego wierszyka -szarlotka z cynamonem i herbatka z cytryną. Dobrze,że dziś ciepło.Można posiedzieć na werandzie do wieczora.
-
Jak to nie ma nikogo ? A ja to pies ? Przesyłam Wam wierszyk,mojej ukochanei poetki.....nie powiem której,chyba że na żądanie :) Spacer wokół Kuncewiczówki czyli poemat o miasteczku wiecznie zakochanych Od wiosny do jesieni wędrowali stale znanymi ścieżkami przy wiślanym wale, albo skarpą nad rzeką, jak również wąwozem podziwiając przyrodę. Lecz niedługo, może, zaprzestaną odwiedzać urokliwe strony, gdyż ich czas już na zawsze został policzony na kilka dni i nocy, które są przed nimi i na kilka spacerów ścieżkami długimi naokoło miasteczka nietuzinkowego, poczętego z miłości, bardzo magicznego. Ona drobna, kwiatami z ogrodu pachnąca, szła czule uśmiechnięta i ze szczęścia drżąca, oparta na ramieniu swego towarzysza. A on jej myśli stale w sercu swym słyszał i z lubością spozierał na srebro jej włosów. Cierpliwie nasłuchiwał kochanego głosu pragnąc, by choć na chwilę usiedli na ławce między klematisami, przy skoszonej trawce i wreszcie się napili wina klarownego - on puchar czerwonego, a ona białego. Już od dawna nie chodzą swoimi ścieżkami i nie zatrzymują się już przed bramami maleńkiego ryneczku z urokliwym czarem wypełnionym śpiewami, śmiechem oraz gwarem tych, co tutaj przybyli, a których już nie ma... Stąd dla miasta nad Wisłą ten krótki poemat. Pozdrawiam serdecznie.
-
Witam pięknie w to deszczowe - u mnie - popołudnie.:) Czytałam właśnie Wasze posty .Trzeba się nad nimi zastanowić,coś przemyśleć,powspominać.Za każdym razem,kiedy czytam Szymonkę,przypomina mi się moje dzieciństwo - spędzone w takiej kamienicy.Nie warszawskiej,tylko w mieście powiatowym,średniej wielkości. Podwórko - studnia,z maleńkim trawniczkiem po środku,uhonorowanym jakiś rachitycznym drzewkiem.W czasie wojny kamienica ta mieściła się na terenie getta,ale kiedy ja się tam urodziłam,o dawnych mieszkańcach nikt już nie wspominał. Teraz napiszę o czymś,czego samej przez ponad 50 lat nie udało mi się zrozumieć....Sen...straszny sen...który mnie prześladuje od dziecka.Nic nie pomogło przez tyle lat,poza tabletkami nasennymi... ....Zawsze to samo : ja mała dziewczynka,leżę pod łóżkiem w sypialni moich rodziców...kulę się do ściany i płaczę.Boję się straszliwie,nie wiem czego.Słyszę jakiś ludzi...krzyczą,stukają butami.Do mojej kryjówki idą buty; są to wysokie ,wojskowe buty ,podobne do butów mojego ojca....ale tych bardzo się boję....zatrzymują się przy łóżku a ja czuję taki strach,że budzę się cała mokra ! Jako dziecko nic nie wiedziałam o tym co się tam działo.Nie było telewizji a pierwszy film na temat wojny zobaczyłam mając kilkanaście lat...więc nic nie rozumiem.To trwa do dzisiaj.Czyżby sciany mogły przekazywać jakąś energię ? Nie,to śmieszne... Nasza kamienica ; na straży pan Kuś - dozorca (mówiło się wtedy -stróż ),który był postrachem nas,dzieciaków.Niech no tylko który odważył się wejść na ów trawniczek.No...miotła pana stróża lądowała mu na siedzeniu natychmiast.Delikwent uciekał z wrzaskiem,z okna wychylała się rozsierdzona macierz,która - jako że kamienica była w większości zamieszkana przez klasę aktualnie rządzącą - wymyślała obywatelowi stróżowi jak najdosadniej,z reguły poddając w wątpliwość prowadzenie się jego mamusi .... Ogólnie było wesoło... Zwierzęta...też rozdział osobny... Starsi państwo w oficynie mieli jamnika, imieniem Karlik,który był wielkim wrogiem kotów.Pani Ostrowska - samotna sąsiadka,była właścicielką ślicznego burasa,który nienawidził psów a kochał gołębie pana Wiesia z pierwszego piętra. Bożeeeeeeee,co się działo jak wyskoczył Karlik i zdybał burasa ! Wrzask kota!!!lament podrapanego psa!!!...i ta soczysta wiązanka zazwyczaj spokojnej pani Ostrowskiej.:) A co było,gdy burasowi udało się złapać ulubionego gołębia,nader sympatycznego pana Wiesia !!!! ...Po co nam dzieciom była telewizja,skoro tyle się działo na podwórku.... Oczywiście,poza tym była solidarność,gościnność i wzajemne wspieranie się w nieszczęściu,jak chociażby wtedy ,gdy na kamienicę spadały nieszczęścia w postaci epidemii chorób.Wszak nie było jeszcze szczepionek.Pamiętam strach mojej matki ,gdy w kamienicy grasował wirus Heine-Medina...Dwie towarzyszki moich zabaw zostały o kulach...A dyfteryt ? Ja przeszłam bardzo ciężko,ale roczny synek sąsiadki nie przeżył..... I tak to się plotło,aż przeminęło...jak wszystko. Taki mam teraz piękny widok za oknem,ale przed chwilą miałam piękniejszy....bo na moje dzieciństwo.Tak wszystko pamiętam.Dopiero co otwarto mi drzwi do życia,a już zmierzam do tych,które będę musiała zamknąć za sobą...I kiedy ja przeszłam tę drogę ?...Tak szybko... Ściskam Was bardzo mocno.
-
Leśny kobierzec mieni się w zieleni od wczesnej wiosny, przez lato, w jesieni i rozjaśniany słońca promieniami błyszczy na ziemi między gałęziami. Chodzę po lesie, przyglądam się stale pod swoje nogi i patrzę wytrwale, aby nie zdeptać borówki czernicy, bo ona dla mnie szczególnie się liczy. Nie wiem, czy wiecie, że niszczyć jej szkoda, gdyż w granatowych, skromniutkich jagodach, na podobieństwo kuleczek maleńkich, tkwi antidotum na zwyczajne męki. Między innymi na cudowność marzeń o barwach, kształtach i różności zdarzeń, a tymczasem ja powoli wzrok tracę. I jak będę żyć, gdy nic nie zobaczę ?