Aleks_555
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Aleks_555
-
Dziewczyny moje kochane... Dziękuję Wam za życzenia i kwiaty.. Takie miłe dni dla mnie przyszły :).Nawet ta 60-tka ,która się skończyła raduje mnie ,jako nowy etap w moim życiu,jakże ciekawy.. Wszak w siódmym krzyżyku jeszcze nie byłam !!!! Czekają na mnie nowe obszary do odkrycia...i wiem ,że odkryję je z Wami,moimi sieciowymi koleżankami...:) Macie moje serce do końca mych dni- Aleks...
-
poprawka ...ot oferma..:D ps.to są róże
-
kwiat]kwiat]kwiat]kwiat]kwiat]kwiat]kwiat]kwiat]kwiat] Dla Ani ,ukrywającej się pod przewrotnym nikiem \'\'cztery mendle\'\' wszystkiego,co szczęściem się zwie,a także zdrówka ,zdrówka ,i jeszcze raz zdrówka,bo ono jest jak ta Litwa,ktorą utracił nasz wieszcz narodowy...najbardziej ukochane ..:).....hmmm,w naszym wieku,poniekąd... A także tego samego wszystkim Aniom zaglądającym na ten topik - Aleks...
-
O kurczę pieczone...:D:D:D Jak byłam smutna ,jak wierzba płacząca...tom sie uśmiała... A na zdrowie zwolenniczki miłe ,Tadka Rydzyka.... Niech każdy sobi czci co tam chce... Jeden Dyrektora,drugi Kaczora... Niech zyje wolnośc i swoboda.. ...szczególnie ,że Ojciec ...kawkę jutro poda...:) Dobrej nocy życzę wszystkim- Aleks...
-
Witajcie moje miłe... Ot,i przyszła kara za szczekanie na Ojca wielce świątobliwego. Wprawdzie trąba powietrzna ,która wyrządziła tyle spustoszeń w moim rejonie,nie doszła do nas,ale wczoraj wichura połamała konary sosen,grube niesamowicie... Jeden z nich wisi nad moim domem,jak miecz Damoklesa nad mą szyją łabędzią,gotowy spaść na mnie za te kalumnie... Bo musicie wiedzieć,że na innych forach jeszcze bardziej sobie pozwalałam pyszczyć na ojca dyrektora...no bo po co uparł się ,aby tu przyjeżdżać ? Sugerowałam mu misję u Papuasów, oraz obowiązkowe wprowadzenie tam moherowych beretow,aby w tym klimacie ,pod tymi beretami ,zalęgły się miliony nowych miłośników ojca ,radia oraz telewizji Czkam. No to mam co chciałam.Ręce ojca są długie.Teraz czekam na ludzi ze sprzętem ,aby ścięli ten złamany konar,a sama ?...no nie,poglądów na osobę ojca nie zmienię,choćby mi wyrwał sosny z korzeniami.. Pozdrawiam - Aleks..
-
:D:D:D Saszka...już Cię kocham !! Serduszko,mnie całe życie czarny kot przebiega drogę,przy moim wyjeździe z garażu,z tej prostej przyczyny,że na moim stanie ZAWSZE jest jakiś czarny kot,od lat 50-ciu. Jedyny poważny wypadek samochodowy w życiu,który miałam...bardzo poważny,to wtedy kiedy CZARNY odszedł,a nie nastąpił następny.No,ale teraz sytuacja się unormowała sama,jest czarna- ona.. Pozdrawiam i przypominam....czarny kot przynosi szczęście wybitnie- Aleks.
-
Saszka ...nie martw się przesądami.Małżeństwo mojej matki chrzestnej trwało 60 lat,a miała do ślubu bukiet z kalii....a to ponoć już przechlapane... Ci inni ,nie brali ślubu na J.Górze. Całuski -Aleks.
-
Moje serduszka kochane... DZIĘKUJĘ....i zawiadamiam o powtórce z rozrywki,3-go sierpnia,bo wtedy wypadają moje imieniny,tuż po urodzinach... Ale od przybytku głowa nie boli :D,a dobra nigdy za wiele,więc....jestem po prostu szczęśliwa. A także z tego powodu,że udała się operacja mojego staruszka Czarusia,który ma lat 18. Mam nadzieję,że jeszcze sobie pożyje.A bałam się ,że nie wybudzi się z narkozy,bo stare serce ,które tyle bólu przeszło za młodu,zanim do mnie trafiło - nie wytrzyma.. Ale śpi spokojnie,a ja myślę,jak niewiele człowiekowi potrzeba do szczęścia...Ot,zdrowa rodzina...zwierzaki... drzewa ....trochę uśmiechu ,który działa cuda... Więc po co ,w tym naszym krótkim życiu ,tak biegamy jak mrówki w mrowisku,budujące,gromadzące - dobra,które zostawiamy ,idąc gdzieś tam.. Ot,filozofka się znalazła....:D Uściski dla wszystkich - Aleks.
-
Lato moje miłe... Pewnie nie będzie nas czas jakiś.Ale myślę,że chociaż jednym zdaniem dacie znak,że żyjecie.. Ja dzisiaj jeszcze zostawię jedną historię,którą już gdzieś napisałam.Prawdziwą również,bo życie jest kopalnią scenariuszy do tysiąca opowieści.A to,że przeważnie są one niewesołe....cóż,tak jakoś to się układa w tym naszym środku zjednoczonej Europy.... O miłości - bardzo krótko... ********** Upał.Już dłużej nie dało się pracować w ogrodzie,więc Maria zdjęła rękawice ,odstawiła porządnie narzędzia na swoje miejsce i weszła do domu... Jej dom.Jej piękny dom.Cichy teraz ,odkąd dzieci poszły na swoje,ale Maria cieszyła się z tego spokoju.Zostali sami - ona i Staś,jak dawniej ,jak po ślubie..Pewnie ,dużo roboty było przy tym domu...Staś zawsze narzekał,że wszystko robi sama,a przecież od dawna stać ich ,aby najęła sobie kogoś do pomocy.. Nie,to nie ona... Wszystko musiała sama.A zresztą,czy mogła pozwolić aby ktoś obcy kręcił się po tym wychuchanym gniazdku,które sobie zbudowali przed laty? Ona i Staś.. Kiedyż to było ? Tak dawno,a ona pamięta wszystko.A szczególnie swój ślub,w kaplicy jasnogórskiej.Jak dobrze,że nie słuchała tych wszystkich,którzy szeptali ,że małżeństwa zawarte na Jasnej Górze nie są szczęśliwe.I co ? Za miesiąc 30 rocznica ślubu.Staś jak zwykle przygotuje dla niej wspaniały prezent,będzie przyjęcie i dzieci ze swymi rodzinami.Wszak od pół roku o tym się mówi,tylko nikt nie wie,że ona też przygotowała prezent dla Stasia... Egipt.2 tygodnie w Egipcie dla nich dwojga.Umyśliła sobie,że ten prezent wręczy mu na przyjęciu ,wobec całej rodziny.. Ach,jak Staś się ucieszy..Tak wiele pracował ostatnio,i nieco się od siebie oddalili.A jej brakuje rozmów z nim,takich codziennych ..często o niczym.. Tam będą tylko we dwoje i tam Maria wytłumaczy mu,że teraz powinien zwolnić,że czas na konsumowanie tego co nagromadzili...że świat jest piękny,a oni za mało go poznali... Zrobiła sobie kawę,i siadła z wyciągniętymi nogami.. Ach te nogi.Puchły coraz częściej i kręgosłup bolał po pracy w ogródku.No cóż.Pięćdziesiątka wlazła na kark,choć nikt jej tyle nie dawał.. Dzwonek do furtki.Trzeba przerwać błogi odpoczynek i iść zamknąć Borysa.Wielkie psisko,wszyscy się bali ,choć z niego baranek taki.. Za furtką stała dziewczyna.Młoda i śliczna.Koleżanka Uli ? - pomyślała i serce jej zamarło na myśl o córce,w przeczuciu czegoś złego.. -Muszę z panią koniecznie porozmawiać- powiedziała tamta. -proszę,niech pani wejdzie.. Weszła,napełniając salon subtelnym zapachem perfum.. - niech pani usiądzie i powie,co panią do mnie sprowadza...ale ta natrętna myśl o córce.Ale dlaczego do niej ? Do Marii ? - Proszę pani,mnie sprowadza prośba, aby się pani usunęła z życia pani męża i pozwoliła nam kochać się.On pani nie kocha od lat,tylko się lituje nad panią.Ale teraz,gdy mamy mieć dziecko,pani musi zrozumieć.. Siedziała jak martwa i szklanym wzrokiem patrzyła na obraz wiszący w salonie.I widziała siebie i Stasia,jak razem go kupowali,całkiem niedawno.W samochodzie przytulił ją i pocałował...widzisz,spodziewałaś się kiedy,że możesz mieć u siebie w domu coś takiego ? A teraz .....on pani nie kocha od lat...Boże...Boże... Wstała i pokazała tamtej drzwi.Czuła,że jak jeszcze raz spojrzy w te bezczelne oczy,zrobi coś strasznego.Szła za tamtą,kołyszącą się na wysokich obcasach a w głowie miała szum.. Potem siadła i czekała.Długo czekała ,zanim się zjawił.Już od progu widziała ,że wiedział.. -nie chciałem,żebyś dowiedziała się w ten sposób,ale proszę,zrozum.Zawsze mnie rozumiałaś,a teraz ja i ona mamy mieć dziecko.. -A nasze dzieci!? - chciała wykrzyczeć,ale nie mogła wydobyć głosu z zaciśniętego gardła.. Patrzyła,jak wyciąga walizkę,jak pakuje do niej trochę rzeczy.. -wiesz sama ,że dom musimy sprzedać.Po co ci taki duży,zresztą to ja na niego pracowałem.Ty dostaniesz ode mnie co miesiąc pieniądze,nie za duże ...bo zrozum,ja zakładam rodzinę .. - A gdzie w tym wszystkim jestem ja ? - wreszcie wykrzyczała.. -Zrozum,proszę.Ty to już przeszłość.Oddałem ci najlepsze lata życia,ale teraz zakochałem się naprawdę.Nigdy nikogo tak nie kochałem.. Chciała do niego doskoczyć i bić.Bić...i bić,aby ta jego zadowolona gęba zalała się krwią.Zamiast tego ,chwiejnym krokiem podeszła do barku i nalała sobie pełną szklankę whisky. Pijąc ,patrzyła jak domyka kolanem walizkę,jak podnosi ten swój wstrętny obcy łeb z nad niej i przez szum w uszach doszły do niej jakieś słowa o adwokacie,dzieciach,rozwodzie i pieniądzach...pieniądzach...pieniądzach... - Rano przyjadę po resztę - i tyle go widziała.. Siedziała chwilę jak martwa,po czym nalała sobie jeszcze jedną szklankę.Z komody wyciągnęła album w granatowej oprawie.Zdjęcia ślubne,ich zdjęcia... Młoda ,piękna dziewczyna w białym welonie z bukietem białych róż i wysoki chłopak z nieco za długimi włosami,wpatrzony w nią jak w obraz.I kaplica jasnogórska ...i Najświętsza Panienka patrząca dobrotliwie na parę młodych,co ślubowali przed jej cudownym obliczem.. Suchy szloch...o mój Boże,za tyle lat ...jak stary kapeć na śmietnik... Poszła ze szklanką do sypialni,miała sporo nasennych tabletek,bo źle spała.Cóż ,taki czas przyszedł na nią. Wysypała na rękę ,popiła whisky i położyła się na zaścielonym łóżku.Zasnąć...sen,to tylko sen...jak się obudzi,będzie wszystko jak dawniej.. Obudziła się na szpitalnym łożku.Nad nią zapłakana twarz starszej córki.Córeńko moja kochana,co ja ci zrobiłam ..... Lekarz.Dostanie pani opiekę psychiatry,koniecznie musi pani podjąć leczenie... I on - Staś.Wszedł naburmuszony.Byli sami.Nachylił się nad nią...nie ....nie z troską... -Jak już coś robisz,to rób dobrze - wysyczał.. No właśnie.Tak umiera miłość. Mam nadzieję,że Maria nie będzie mi miała za złe,że opisałam jej historię. ******* Pozdrawiam wszystkie,absolutnie wszystkie dziewczyny ,a szczególnie te,które skończyły już lat 50 - Aleks.
-
Dziewczyny...coś mnie podkusiło,aby tu wejść. Normalnie tego nie robię,bo czasu nie starcza,ale teraz mam doła,siedzę,ryczę i latam po topikach.... Jagajła....bądź dobrej myśli.Będzie teraz szósty rok po moim udarze mózgu. Byłam wściekła,nie pamiętałam jak się nazywają zwykłe sprzęty,mowiąc -sepleniłam,a prawa powieka i prawy kącik ust były opadnięte.Prawa ręka i prawa noga w zasadzie nie funkcjonowały. Nic,tylko się zabić... A teraz ? Zapytajcie Anam.Samochód,obcasy -choć jeszce czasami potknę się o moją prawą nogę,pamięć wróciła i to dziwne,ale jakby lepsza.Czyli ta część mózgu,nieuszkodzona a leżąca odłogiem dotąd widocznie,przejęła czynności w lepszym stopniu ... Jasne,że każdy udar czy wylew jest inny. Ale jeżeli tylko nie będzie powtórki,to za rok Twoja mama będzie innym człowiekiem.Najważniejsze ,że się złości ..:) ...czyli wie,o co chodzi. Sławomir Mrożek po wylewie zapomniał mowy w ogóle,co dla pisarza było tragedią.Nic nie rozumiał ,co do niego mówią lekarze. W tej chwili ,z 6-ciu języków,przypomniał sobie 2...ale to przecież i tak dużo.Funkcjonuje w Krakowie zupełnie normalnie. Andrzej Zaorski- też po udarze.I chłop jak nowy,choć niewyraźnie mówi.Ale to problem dla niego,bo jest aktorem...a dla Twej mamy,Jagu- żaden.... Będzie dobrze ,jestem o tym głęboko przekonana.Głowa do góry !! Uśmiechnij się..:) .Zobaczysz ,jak szybko to będzie się cofać... Miłego dnia życzę wszystkim miłym dziewczynom z tego topiku - Aleks. ps.musiałam się wrzepić,bo dziewczyna zdołowana została....sorry..
-
Dla Was ode mnie -Aleks... ps.chyba mnie dół łapie....
-
Moje miłe ,dzień jest smutny i deszczowy.Nikt nie pisze,może i ja powinnam dać sobie spokój z tym obgadywaniem niewinnych ludzi ? Bo w końcu,ktoś mi głowę za to urwie,i będzie miał rację... Ale teraz zostawię tu historię,której zakończenie jeszcze życie dopisze... Pani Gienia zawsze należała do kobietek wesołych. Od wczesnej młodości,życie jej układalo się tak,że jej śliczna gębusia,najpierw młodziutka ,a później stopniowo nadgryzana zębem nieubłaganego czasu,była zawsze usmiechnięta. Od ucha do ucha.A każde z owych ślicznych uszek,ozdobione było cudnej urody kolczykiem.. Pani Gienia śmiała się do rozpuku w czasie swojego wesela,tym bardziej,że wychodziła za mąż dobrze i bogato,ale za kamieniarza ,który swój dom i zakład miał umiejscowiony w bardzo bliskim sąsiedztwie cmentarza. Mnie ta okolicznośc również bawiła.Szczególnie kontrast między perlistym śmiechem pani Gieni a marmurowymi krzyżami zalegającymi na jej podwórku. Nieco później uśmiech pani Gieni jakby przygasł,bo dzieci nijak nie było,a i mąż -kamieniarz,chyba z powodu tej ponurej roboty ,rozpił się dokumentnie.Ale niedługo to trwało,bo pani Gienia wzięła interes w swoje ręce .Uśmiech wrócił na jej twarz,a grobowce wychodzące z jej zakładu były szczytem sztuki kamieniarskiej. Aniłoły płakały żywymi łzami,marmur i lastriko miały połysk księżycowy.Obywatele naszego miasta zaczęli marzyć,aby kiedyś ...kiedyś ...móc legnąć pod płytą ,wykonaną w zakładzie wesołej pani Gieni. I tak lata płynęły,a pracy nie ubywało.Wręcz przeciwnie. Mąż sobie popijał,pani Gienia trzęsła zakładem i cmentarzem,a na wakacje wyjeżdżała w dalekie kraje sama lub z przyjaciółką.. Traf chciał,że trafił jej się pracownik.Przystojny,żonaty ,z małym dzieckiem.Był dokładnie w wieku mojego syna,młodszy od pani Gieni o 22 lata. I niewiadomo jak to się stało,że stosunek szefowa - pracownik ,został zmieniony na kochankowanie. No,pani Gienia zainwestowała w siebie duże,naprawdę duże pieniądze.2 miesiące spędziła w Polanicy,gdzie są ponoć najlepsi specjaliści od przywracania urody. A już najbardziej odmłodziły się stroje pani Gieni.Świat zwiedzała w towarzystwie swojego już pana dyrektora,któremu zresztą zafundowała rozwód,narażając się na klątwę jego młodej żony. A mąż ? Chyba się domyślał,bo pił coraz więcej.Ale przyszłość miał zapewnioną,bo pani Gienia wymurowała mu piękną kryptę w głównej alei cmentarza. Zawsze to miło,jak się wie co go czeka,nieprawdaż ? Gdy za parę lat ,biedny chłopina udał się do tej krypty,pani Gienia popełniła nieostrożność.Wyszła za mąż za swojego amoroso... Właściwie dalej już nie ma co pisać.Casanowa,dorwawszy się do upoważnień i pieczątek,zaczął prowadzic interesy po swojemu ,nowocześnie. Obecnie spotkałam na ryneczku panią Gienię.Śladów ciężkiej pracy chirurgów z Polanicy już nie widać.I ciuch lichawy na grzbiecie.Domu i zakładu także nie ma.Zlicytowany za długi.Młody mąż ,okazał się hazardzistą.Wystarczyły mu tylko 2 latka. Żal mi pani Gieni.Jest smutną,starą rozgoryczoną kobietą,bez cienia uśmiechu na twarzy. Tylko nie mogę zrozumieć ,jak mogła tak zaufać? I na starość wylądować w wynajętym mieszkaniu ? A amoroso ? Nadal formalnie jest jej mężem,tak że choć ślad po nim zaginął,nie jest wykluczone,że ktoś jeszcze do pani Gieni się zgłosi po jej emeryturę. Pozdrawiam - Aleks.
-
Linka ...maybach ,to autko godne Ojca poniekąd Dyrektora,za bagatela 2.000.0000 zeta ...tak,tak, 6 zer w wersji ubogiej. Ale nie jestem pewna,czy w końcu nim przyjechał... Wszak ubogI to człowiek i pokorny....:D
-
Miła Aurinko .. ...:D:D ...Ja jeszcze w kwestii Rydzyka,którego podejrzanie duża liczba osób nazywa ojcem...:) Nie powstrzymam się ,żeby nie zamieścić jednej z setek wypowiedzi mieszkańców Częstochowy,tych co akurat nie uciekli w jurajskie górki.Może Twój kamieniarz dowie się,jak podniosły nastrój panuje w tym świętym mieście,jak wzruszeni mieszkańcy witają i kochają cudownych pielgrzymów z Radia Maryja... \'\'zróbmy pikietę pod Jasną Górą - o darcie mordy IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl Gość: k. 08.07.07, 07:52 + odpowiedz K U R W A - ja mam dość sobota - cały dzień ... niedziela - jedyny dzień, w którym mąż może się wyspać (wstaje dzień w dzień do pracy o 3/00 w nocy) godz. 7/30 - jest takie darcie mordy na Jasnej Górze, że nie można wytrzymać w okolicznych domach i w III Alei (wiem bo rozmawiałam z ludźmi) to jest zwykłe zakłócanie porządku - niech się modlą, ale nich nie uszczęśliwiają ludzi na siłę więc - kto jest za zorganizowaniem czegoś, żeby to się wreszcie skończyło? jak wystawiłabym kolumny i puściłabym muzę, to od razu straż miejska się i mandat. ZMIEŃMY TO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nic dodać ,nic ująć.Zaznaczam,że to cytat.Brzydkie słowa,nie moje. To tylko gwoli przybliżenia tak zwanych nastrojów społecznych... Pozdrawiam - Aleks.
-
:D:D A cóż za dusza dobra i poczciwa ,zostawiła dla nas tyle słodkich serduszek ? Jakże miło było mi zajrzeć dzisiaj,choć werandowiczki gdziesik wybyły.Opalają się czy co ? Ale gdzie ? Może u Miby jest pogoda,ale ona i tak czasu nie ma.Budowa.Kto tego nie przeżył,to nic nie wie o życiu. Na Jurze słoneczko właśnie się pokazuje.A najjaśniej świeciło wczoraj w osobie naszego ukochanego Ojca Dyrektora,goszczącego na Jasnej Górze.W związku z tym ,całe gromady częstochowian ,ich rodziny i dzieci / bo starcy chyba zostali / w popłochu uciekły na jurajskie górki,ponieważ nagłośnienie było na pewno doskonałe,a Ojca Dyrektora na trzeżwo słuchać się nie da... Co innego u nas.Przy grillu i wódeczce ,nawet diabeł nie straszny.Toteż takiej kawalkady aut ,wracających wieczorem do miasta mieszkańców,dawno nie było.Na twarzach pasażerów widać było radość,bo radio podało iż Ojciec Dyrektor już nic powie.To znaczy w Częstochowie tylko...za dużo radości byłoby... Osobiście się zastanawiałam,czy czasem było nie wepchnąć się w tłum i nie ucałować jego wypielęgnowanej rączki,którą ponoć podstawia pod nosy starców płci obojga.Ale jakbym w ostatniej chwili zmieniła zamiar i odgryzłabym ją ...i co ? Czym błogosławiłby tłumy ? Ale o maybacha to mogłam się otrzeć ,chociaż troszkę...chociaż o światełko stopu...Byłabym dzisiaj innym człowiekiem ,a nie zgryźliwym babskiem... Tu,ewentualne miłośniczki Ojca Dyrektora chciałam przeprosić za głoszenie mojej niechęci do jego osoby,ale mam pewne powody.. Poza tym ,moja Mamusia zalicza się do wielbicielek jego świętej osoby i słucha na okrągło Radia Maryja,co wcale nie powoduje u niej eskalacji uczuć pozytywnych do świata,ale wręcz przeciwnie.. Ciekawe... To radio chyba głosi koniec świata,bo Mamusia jest święcie o tym przekonana.Tylko jak się ma do tego to gromadzenie dóbr doczesnych,do którego i moja rodzicielka dołożyła swoją cegiełkę...Hmmmmm.....powiedziałabym,że sporo tych cegieł było,ale mniejsza o to... Życzę wszystkim miłego dnia i przesyłam serdeczne pozdrowienia z Jury oraz wolnej od Ojca świątobliwego - Częstochowy,do której mam zamiar zajrzeć - Aleks.
-
I koty i psy są smętne... Moje miłe,wobec tego ja umieszczę tu jeden z bardziej wesołych typów z pocztu mężów polskich... Wiecie co ? Długo żyję na świecie i może mi się co nie co popieprzyć.Jeżeli jakiegoś typa powtórzę,to mi zwróćcie uwagę,ponieważ zapominam z reguły swoja pisaninę... Bo i nie ma o czym pamiętać...:) Ten jest to mężczyzna -baby.Wielki chłopczyk,który do końca swych dni powinien chodzić w śliniaczku ,jako symbolu swej dziecięco -chłopięcej natury... Zazwyczaj jako dziecko jest pieszczoszkiem swej mamusi i jako taki,żeniąc się,absolutnie nie wypada z tej roli.Zmienia się tylko kobieta u jego boku,co wychodzi mu na dobre ,bo jako pieszczoszek ma teraz dopiero pole do popisu... Ach,jaki jest śliczny i kochany.Aż się chce podać mu śniadanko do łóżeczka,skoro tyle dał z siebie ostatniej nocy.No...my też dałyśmy,ale jakoś nam to umyka,bo pieszczoszek jest zmęczony... Zjeść pieszczoszek lubi dobrze,więc gotujemy mu to co lubi,wysłuchując porad naszej teściowej,aby Boże broń ,żołądeczek pieszczoszka nie poniósł uszczerbku na zmianie jego stanu cywilnego... Schody zaczynają się,gdy zostajemy matką.I to jeszcze syna,czyli następcy pieszczoszka.Nasz pieszczoszek jest jakby urażony.Boli go głowa i często nocuje u mamusi.Dobra chłopina,nie chce nam przeszkadzać w opiece nad dzieckiem.. My,jesteśmy cierpliwe,jak całe nasze pokolenie,więc zaciskamy zęby i wytrzymujemy.Trudy wstawania do dziecka,samotne borykanie się z narastającym bałaganem w domu i krytycznymi uwagami naszej teściowej. Jeżeli posiadamy własną mamę,wygrałyśmy los na loterii..ale przedłużamy żywot pieszczoszka w naszym życiu. Jeżeli jesteśmy pozbawione pomocy ,oczy otwierają nam się wcześniej i znacznie szerzej.. Wtedy jest szansa na przegnanie pieszczoszka z naszego życia oraz od kolejki naszego synka,do której pieszczoszek nie chce za nic go dopuścić.Bo mu się zresztą nudzi po wyczerpujących ośmiu godzinach pracy w biurze... Wtedy dając kopniaka pieszczoszkowi unikamy tyrania na jego potrzeby,na kredyty ,które zaciągnął oraz na spłacanie pożyczki,którą podżyrował dobremu koledze.Bo w sumie nasz pieszczoszek jest dobrym człowiekiem.. Natomiast,jeżeli przetrzymujemy pieszczoszka do wieku emerytalnego ,to mamy przerąbane... Pieszczoszki na starość staja się hipochondrykami.Jezzzuuuuu,co nas czeka... Ból gardła pieszczoszka ,jest na pewno nowotworem w ostatnim stadium.Grypa,jest chorobą smiertelną,wymagającą naszej obecności we dnie i w nocy... Najmniejsza krostka na ciele,jest oczywiście czerniakiem z przerzutami.A dziamgotanie pieszczoszka jest w stanie sprowadzić na nas myśli samobójcze... I myślicie,że pieszczoszek umiera ot tak sobie ? Skoro taki chory ? Nie,on zwyczajnie wykłada się jak długi pod drzwiami garażu,u stóp swego ukochanego autka,jedynej rzeczy którą tak naprawdę kocha bez zastrzeżeń....i przenosi się z uśmiechem na łono Abrachama.. Mój braciszku kochany,wiem że mi wybaczysz to obszczekanie Cię na forum.Ale będąc tam w górze ,wiesz już ,że miałam rację.Tym bardziej,że nasza Mamusia pozbawiona u schyłku życia swego pieszczoszka,wyżywa się na mnie,jako na tej twardej babie....nie mając zielonego pojęcia,jak słabe i kruche jest moje wnętrze... Pozdrawiam -Aleks,,
-
Dziewczyny moje miłe Dyskutujemy o zmianach,więc następna historyjka na czasie. Tamta była sprzed wielu lat i zanim ją napisałam,wiele łez wylałam nad tą mogiłką na wiejskim cmentarzu. Ta jest optymistyczna i z ubiegłej soboty...Taka sobie gminna opowieść.. Wiejski kościółek w sobotnie popołudnie. Kocham ten kościółek.Jest cały z drzewa,pięknie rzeźbiony i maleńki bardzo. Nawet Bóg w tym kościółku też jest bliziutko modlącego się do Niego człowieka,którego stworzył na obraz i podobieństwo swoje.Nie bardzo mu to wyszło,aczkolwiek chęci miał dobre... Zawsze jest pusty po południu ten kościółek.Bo i kto tam ma przychodzić ? Wszak jest inny w pobliżu,duży i z tradycjami.Murowany,jak się patrzy.Tam odbywają się śluby,chrzciny i pokropek,przed ostatnią drogą każdego mieszkańca naszej gminy... A tu niespodzianka.Ślub w maleńkim kościółku.. Kilka zaledwie osób liczy ten orszak,a i młoda para inna niż zazwyczaj.Ona-siwiuteńka jak gołąbek,ale oczy jej się śmieją.On,wysoki,przygarbiony nieco,kułakiem rozciera łzę na policzku...A może tak mi sie tylko wydaje ? W jakim mogą być wieku ? Nie wiem.Nigdy nie rozpoznaję lat minionych u ludzi,których spaliło słońce przy ciężkiej harówce na roli.Może sześcdziesiąt i kilka ? A może więcej ? W zniszczonych rękach panny młodej -bukiecik małych,białych różyczek.Na tych rękach wypisane jest całe jej pracowite życie.Ledwie odrosła,już praca przy gęsiach i kurach,pilnowanie młodszego rodzeństwa.A szkoła ? A była,tylko tak obok,mało ważna.Bo najważniejsza była gospodarka... I za mąż ją wydano za gospodarkę.Kto by słuchał jej płaczu,że ten jej się podobał...ten co teraz stoi przy ołtarzu razem z nią..Czasy niby nastały po wojnie nowe,ale stare tak szybko ze wsi nie poszło.. A i on ,rozgoryczony ,ożenił się w końcu.I dzieci gromadkę wychował,dobrym mężem będąc.. Teraz tak jakoś prawie w jednym czasie owdowieli...I porozumieli się,chcąc ten czas który im pozostał ,spędzić razem.. Oj,zadziało się ponoć,zadziało... Jej córki oburzone-co też babce do głowy strzeliło ? A wnuków kto będzie pilnował ,gdy one muszą dojeżdżać do pracy ? A jedna przecież dyrektorką szkoły właśnie została... No i jego dzieci,kwaśno przyjęły wiadomość,choć przecież wiedziały kto i zacz,ta żona ich ojca . On wyremontował starą chatę po ojcach,aby dzieciom zejść z oczu ze swoim szczęściem,na które czekał tyle lat.Ale i to za mało.. Nikogo z dzieci nie było na tym ślubie,tylko trochę ciotek i parę osób ,z tych co pamiętali tę wiejską miłość,zabitą tak dawno... Ciekawa jestem,jak będzie żyła ta Julia ze swym Romeo,u schyłku swego życia? Mam nadzieję ,że dobrze im będzie razem.Życzę im tego z całego serca.. Pozdrawiam- Aleks..
-
Aurinko -buzia :D:D
-
Jay ...jak będzisz czytała te słowa,już będziesz po... Wyjdziesz z życiem na pewno,ze spotkania z najcudowniejszym zwięrzęciem pod słońcem. Najbardziej skrzywdzonym przez człowieka w Polsce,bo w Ameryce nie jada się koni,z tego co wiem.Może jest jeszcze pamięć pierwszych pionierów ,dla których koń oznaczał życie. U nas też ich się nie jada.Za to wywozi,tam gdzie one smakuja najbardziej.Kraj,jazdą słynący ,jest okrutny dla koni. Ale jacy to ludzie handluja nimi ? Nawet szkoda pióra na nich.Bo ułan zawsze wiedział...wroga bić bez litości,ale konia i kobiety-uderzyć nie wolno. Koń właściwie traktowany,jest przyjacielem jak i pies,Kocha spacery ze swym panem,gdzie idą razem drogą na lekkim uwiązie.Pan z koniem,skubiącym trawę z pobocza - sama rozkosz dla oczu. I jazda jest przyjemnością,gdy koń słucha lekkiego nacisku łydki.I pieszczoty końskie...rozwiązywanie sznurówek,tarmoszenie miękkim pyskiem za włosy czy skubanie ręki.I ta radość na końskim obliczu ,że się żyje razem ... Wiem co mówię,Jay.Nie bój się koni.Bój się ludzi.. Pozdrawiam - Aleks..
-
.. Miłego dnia,wszystkim sercom gorącym....
-
Pustka na werandzie.I pustka w mojej duszy... Więc pozostawię na stole historię mało oryginalną,bo już kiedyś napisaną przeze mnie.Ale prawdziwą,jak najprawdziwsza prawda... Byli sobie dziad i baba,jeszcze niestarzy oboje... W pięknej miejscowości na Jurze wybudowali sobie dom.Dom jak dom,nic szczególnego;taka zwyczajna kostka,tyle że wśród sosen. Z tyłu domu były - stajnie ,obora i jakieś jeszcze zabudowania,a na honorowym miejscu -studnia.Widać w tym było chłopską nieufność do wynalazków typu -wodociąg;wszak była gadzina,która potrzebowała pić. Dzieci mieli troje.Dwie córki poszły z domu za mąż,nawet ponoć do innych miast,został syn ,dziedzic pól i domu,przyszły opiekun rodziców.Oczko w głowie... Zawsze mówiłam,że człowiek planuje,aby Bóg się śmiał.. Syna zabito .Kto i za co ? Któż to wie ,komu podpadł.Nigdy sprawców nie wykryto;pamiątką jest stalowy krzyż na jednej z górek, tam gdzie go znaleziono,postawiony przez zrozpaczonych rodziców. Dziad i baba zostali sami... Ale życie na wsi musi się toczyć rytmem ,który narzuca przyroda.Pola muszą być zaorane i obsiane,żyto i kartofle muszą być zebrane ,gadzina nakarmiona i wydojona. Zawsze rano zaprzęgali kasztanowatego konika do wozu i obydwoje jechali w pole,gwarząc ze sobą po drodze.Za wozem biegły dwa psy -czarny i łaciaty. A dzieci ? No cóż,zapomniały,bo życie własne...bo kłopoty...bo daleko.Wakacje,o to co innego .Na Jurze powietrze zdrowe,więc i wnuki przyjeżdżały całą gromadą. Cieszyła się baba,że znowu gwar w dużym domu,choć i robota w polu była największa,a wnuki nie paliły się do pomocy.. - A co się dziwić ,paniusiu...miastowe już one,miastowe.. I tak czas płynął,aż baba zachorowała.Poważnie ,a słaba była,sterana robotą jak to na wsi. Długo tam ona nie chorowała,jak dziad musiał jej zrobić pogrzeb.Drugi,który wyszedł z tego domu,którego budowie towarzyszyła nadzieja. I tak dziad został sam. Całkiem sam,z gadziną.Co on tam myślał,to nikt nie wie,ale się zmienił.W mieście by powiedziano,że przewartościował swoje życie,a on chyba uznał,że w tej harówce codziennej -umknęło mu ono.. Najpierw zniknął kasztanek,później krowa z cięlęciem...i czarny pies.Natomiast łaciaty -uciekł w panice.Może był świadkiem jakiejś strasznej sceny,jak umierał jego stary towarzysz ? A może dziad go uderzył ,bo i nerwowy się zrobił okropnie. Pies-łatek nie poszedł daleko.Przytulił się do domu,stojącego na tej samej ulicy. Ale tam było wiele psów,które gryzły intruza.Pogryziony,o bokach ociekających krwią,siedział pod bramą,jakby wiedział,że kobieta ,która tam mieszka - nie da mu zginąć. Siedział tak miesiąc,jak psy zrozumiały ,że ten ich kolega już nie ma domu.Może wyjawił im powód,dla którego nie mógł wrocić na stare śmieci ? Nie wiadomo,dość ,że łaskawie pozwoliły mu wejść na swój teren. Dziad jest nadal samiusieńki i zdziczały w dużym domu.Stajnie stoją puste,nie ma nawet kota.. A łatek jest u mnie już 4 lata.Czasami ,biegnąc ulicą,zatrzymuje się przy swoim starym domu,podnosząc w namyśle przednią łapkę.Ale za chwilę biegnie dalej.. Pozdrawiam - Aleks...
-
Witam moje miłe ,z sąsiadeczką na czele..:D Zgryźliwośc obecna nadal.Nawet mi się nasila.Zastanawiam się całkiem poważnie,czy ja przypadkiem nie starzeję się ? Ale trudno.Jadę dalej,dopóki nie załapie mnie amnezja wsteczna.. Następny kwiatek z bukiecika... Tym razem właśnie skończyłyśmy studia. Ach ,jakie jesteśmy piękne.Nasze czarne włosy i jasnobłękitne oczy tworzą zestaw porażający swoją niesłychaną urodą.. Wyglądamy i zachowujemy się jak Dama z Południa ,żywcem przeniesiona z Przeminęło z wiatrem,w lata 60-te przaśnej Polski.. Oczywiście lgną do nas jak muchy do miodu,więc tak molestowane w końcu się zaręczamy i wracamy do rodziców,których jesteśmy jedynym dzieckiem i oczkiem w głowie. Ślub ma się odbyć za rok,jak nasz narzeczony skończy tą swoją medycynę... Pewnego deszczowego dnia przed jednym z obrazów w tutejszym muzeum zastajemy ....zjawisko,płci uznawanej w tym przypadku zupełnie niesłusznie,za brzydką..Jedno spojrzenie ciemnych oczu sprawia,że pod nami uginają się nogi .Jak Tatiana na widok Oniegina,tak i my szepczemy...wot on !!! Spojrzenie owe zatrzymało się na nas na dłużej.Na tyle długo,że rezygnujemy z narzeczonego,pogrążając go w rozpaczy,a my pogrążamy się po szyję w szalonej miłości,która zostaje wkrótce skonsumowana w okolicznościach nader romantycznych.. Po konsumpcji jesteśmy pewne,że z talii gry pt.Życie ,wyciągnęłyśmy asa.Niestety nie domyślamy się,że był to walet zaledwie.... Ślub był bajkowy.My w kaskadzie tiulów wyglądamy jak królowa,a walet jest królem całą gębą.Tłum ludzi z jego pracy,gratulacje ,życzenia ...nawet jedna brzydula płacze ze wzruszenia,więc ściskamy brzydulę...bo dzisiaj cały świat chcemy przytulić do serca... Nasze nowe życie jest cudowne,choć on jest gościem w domu.Bo praca,bo podjął studia zaoczne../ dla nas to robię - tak mówił /... Nic to,choć nasz stan niejako błogłosławiony,odmienia nie tylko nasze ciało ale i nasze życie.. Córunia jest wzruszająco powitana przez naszego ukochanego,którego nadal uważamy za asa...i snujemy sobie to nasze życie ,pracując ,wychowując i pilnując domowego ogniska w wielkiej płycie.. Aż do dnia,gdy przychodzi list...Twój mąż....ble..ble..to trwa od bardzo dawna..ble..ble...po godzinach w pracy...portier cię wpuści za butelkę...Życzliwa. Ciemno przed oczami,ale mózg pracuje układając puzzle myśli w pewien obraz..Właściwie już wiemy.Ta nasza przeklęta intuicja,czemuż jej nie słuchamy? Wracamy do domu,już jako nie Dama ,ale przebiegły indiański wojownik i przyczajamy się,obserwując waleta.. Okazja jest w najbliższą sobotę,wieczorkiem.. Ręce nam drżą ,gdy wyciągamy z torebki butelkę Ekstra Żytniej,wręczając ją portierowi w zakładzie ,gdzie w pocie czoła męczy się nasz walet. Idziemy przez ciemny korytarz na palcach do jedynego oświetlonego pokoju,w którym jak wiemy ,tyra ciężko nasz walet.Z rozpaczą ale i z nadzieją,że...może ??? Cóż ,sytuacja nie pozostawia wątpliwości.Można powiedzieć,że trafiłyśmy w dziesiątkę,którą jest znana nam od kilku lat brzydula,tak szlochająca na naszym ślubie. Nie zapominając ani przez chwilę,że jesteśmy Damą,miażdżymy spojrzeniem brzydulę i waleta,i wychodzimy... W domu wyciągamy walizkę z pawlacza i wrzucamy w nią ciuchy waleta ,a cała nasza istność woła wielkim głosem..krwi...krwi.I cóż moje miłe ? Są samospełniające się przepowiednie,bo w drzwiach naszego gniazdka staje walet... Kochane kobiety .Jeżeli przeprowadziłabym zgaduj-zgadulę ,na temat -co on miał do powiedzenia,to daję głowę ,że 8 na 10 kobietek odpowiedziałoby ....\'\'to nie było to,o czym myślisz \'\'. . Jasne!! To jest typowa odpowiedź !! To nie było to o czym myślisz !! Cholera,cholera...bawełniane majtadały w kropki,z których my mogłybyśmy zrobić namiot na czas ulewy,leżące na szarej wykładzinie- to nie było to ,o czym myślisz.. Tylko taka swoista klimatyzacja,prawda ? A koszula waleta powiewająca nad spodniami, a także nad tym co w spodniach,to też nie było to ,o czym myślisz ? Koniec.Dama z Południa wsiada na konia i galopuje w siną dal,a my jesteśmy zwykłą,rozwścieczoną kobietą.. Do waleta doskakuje Furia.Odgłos dartej paznokciami gęby waleta,jest dla nas miły,niczym najpiękniejsza muzyka.Walet próbuje nas powstrzymać,ale my jesteśmy jak tornado .Fruwają jakieś naczynia,z czajnika leje się woda a tłuczek do mięsa sam wali po zdradliwym łbie.Nie do wiary ! !Walet pada,więc zręcznym kopniakiem nasadzamy mu fiołki pod fałszywymi ślepiami !!! Nie wiemy jakim cudem walet jeszcze żywy dopełza do drzwi i wytacza się na klatkę schodową ,pełną sąsiadów.. Tak wyglądał koniec waleta w naszym życiu..Definitywny koniec,mimo że okazał się szlachetny i nie wniósł przeciw nam oskarżenia,za zdemolowanie mu fizjonomii. A my ? Nadal jesteśmy Damą, o srebrnych,krótko przyciętych włosach..Nasz mąż,którego nabyłyśmy 10 lat po walecie,jest naszym wielkim przyjacielem do chwili obecnej. A co z waletem ? Nie wiadomo.Od wielu lat nie ma go w naszym mieście.Wyjechał,zostawiając brzydulę.Ale my już mamy to w nosie.. Ściskam Was,życząc miłej niedzieli -Aleks...
-
Miba...serce Ty moje...:D Cieszy mnie niemożebnie,że mogłam Ci poprawić humor,sama będąc w nastroju zgryżliwym i menopauzalno-paranoidalnym. A wszystko stąd, że zaczęli mnie drażnić mężczyźni,nawet osobiści. Z niesłychaną ostrością zaczęłam widzieć ich wady...wyłącznie wady,na zalety przymknąwszy ócz błękity... To właśnie Cię kochana rozśmieszylo.To krzywe zwierciadło,przed którym umieściłam domniemanego \'\'Miśka \'\' - Linki.... A musiałam to zrobić,aby nieszczęsna wiedziała co ją czeka,jeżeli z powodu wielkości swego łóżka,ulegnie słowiczym trelom... Na przestrzeni mojego życia sporo się przewinęło tych eksponatów.Niektóre już poszły do piekieł...i dobrze,a niektóre siedzą na wypasionych posadkach jako mężowie moich koleżanek i przyjaciólek.. Niniejszym postanowiłam ich obgadać.Ale to tak,że suchej nitki na nich nie zostawię.Oczywiście nie wszystkich na raz,bo to byłby Dekameron.Bardzo proszę moje miłe,abyście się wczuły w rolę towarzyszki życia każdego z panów. Te z Was ,które są tzw.samotne,proszę, aby moje wywody potraktowały jako bardzo poważny z sygnał do zastanowienia się. Otóż co my tu mamy ? ...hmmmm... Mam.Nazwijmy go ....Jaś.W rzeczywistości nawet podobnie.. Poznajemy go na studiach,litując się nad jego chudością i bladością,która według nas ma oznaczać jego zaangażowanie w naukę ,a w związku tym -wysokie przyszłe zarobki.Natomiast kościste i wiotkie ciałko jest oznaką niskich kosztów utrzymania tegoż osobnika.W zamyśle - więcej zostanie dla nas i naszych przyszłych dzieci.. Więc cóż my robimy ?? Ano,odrzucamy zaloty długowłosego gitarzysty w sandałach ,bo mamy dość odgrywania dzieci -kwiatów.Wyrzucamy na śmietnik naszą bananową spódnicę i buty na koturnach,oraz ścinamy u renomowanego fryzjera swe długie włosy ,uczesane na \'\'rozłupaną czaszkę \'\'.. Iiiii....już nam niosą suknię z welonem... Uff,przynieśli,poszliśmy,wzięliśmy /ślub/ i zaczyna się proza życia,na pięterku u naszej mamusi -wdowy,prowadzącej intratny sklepik z dewocjonaliami w pobliżu J.Góry.. Chudy intelektualista okazuje się potwornym żarłokiem.Chce zeżreć nas i naszą mamusię -wdowę,oraz nieletniego brata.Więc pakujemy w ciągle otwarty dziób wszystko co się da ,szczególnie że szczapa okazuje się demonem seksu !!! Co nam się podoba,czemu nie? Jednocześnie chuda glista zaczyna mieć wymagania znacznie przekraczające jego i nasze pobory! A to markowy garnitur / Próchnika / ,a to hit Wólczanki ,co trochę nowy.A to papieroski z Pewexu / a Carmeny nie łaska ? / Więc pracujemy w pocie czoła ,niejako mimochodem rodząc dwoje dzieci.Mamusia - wdowa ledwie zipie,bo nagle na stare lata rodzina jej się gwałtownie powiększyła... A le wszystko dobre musi się kiedyś skończyć,nie zawsze dobrze... Chudy tasiemiec,po pewnym czasie mocno opasły,uwierzył w swą wielkość ,męskość i wyjątkowość.No ,skoro wszyscy skaczą kolo niego,nawet nie wymagając aby ruszył tłusty odwłok za lepszą pracą,to coś w tym musi być.. Moje miłe.Błąd ,który robimy od wieków,to ten pozwalający uwierzyć niczemu,że jest czymś... Nasz tasiemiec zakochał się.No nie w nas ,oczywiście.My przechodzimy do historii starożytnej,wpędzone tam przez zwykłego tasiemca.Ona jest młodą rozwódką z dzieckiem ,a pan inżynier taki elegancki ,z dobrym samochodem i pieniędzmi,wspaniale rokuje.. Nam też rokował.I na tym się skończyło... Więc cóż my robimy ? Płaczemy ? Rwiemy włosy z głowy ? Nie ! Od czego mamy przyjaciółki.. Były ..oj były perepałki,że na wolowej skórze nie dałoby się opisać. Nowa wybranka niestety nie posiadała mamusi - wdowy z dobrymi dochodami.Natomiast tasiemiec odarty z samochodu,papierosów Marlboro z Peweksu,z kożuszka zakopiańskiego oraz pachnący wodą Przemysławką, a nie jak dotąd Old Spice,znacznie stracil na atrakcyjności.. No i coż? Wrócił,bo nie miał się gdzie podziać .My tasiemca już nie chciałyśmy,ale nasze nieletnie dziatki -bardzo. Z czasem tasiemiec dowiaduje się od nas,że żadny z niego lew,tylko zwyczajny robak.I to bezproduktywny,bo nawet żaden wędkarz na niego nie reflektuje.. Ale czy my na stare lata jesteśmy zadowolone ,że mamy tasiemca za towarzysza życia ? Absolutnie nie ! Ale specjalnie nie mamy pola manewru,więc starzejemy się razem na smutno,z wesołym przerywnikiem na wnuki.. I tu niespodzianka ! Z tasiemca jest wyjątkowy dziadek! Uroczy brat -łata,ogniki w oczach,czytanie wnukom do późnych godzin nocnych,pełzanie z nimi po podłodze / jako były tasiemiec nie ma z tym problemu/.. Jaki stąd wniosek ? Otóż niektóre osobniki są przyswajalne po dłuższym leżakowaniu.Ten model można brać w ciemno,ale jak omszeje,osiwieje i zdziadzieje.Etap młodości można sobie spokojnie darować... A my w tym czasie ? Ooooo,my przeżywamy drugą młodość.Podróżujemy po świecie i nawet z niejaką przyjemnością wracamy do naszego milutkiego mieszkanka,w którym na nas czeka on- tasiemiec. Pozdrawiam wszystkie werandowiczki - Aleks. Ps.Ja piszę w hurcie,zazwyczaj ..:D:D
-
Nojka...z najlepszymy życzeniami ,wiersz Osieckiej,która była Ci duszą pokrewną....jak myślę... Zobaczysz, jeszcze z tego wybrnę, nie będzie dziury w niebie, pamięć - jak szybę - wytrę... Niech no tylko przyjdę do siebie. Wystarczy jedna chwilka, wystarczy jeden gest, a przyjdę, przyjdę do siebie... Lecz gdzie to? Gdzie to jest? Zobaczysz, zajdę ja daleko - we włosach złoty grzebień... dłonie, jak białe mleko... Niech no tylko przyjdę do siebie. W jesieni lustrze bladym zastygnie strużka łez, i przyjdę, przyjdę do siebie... Lecz gdzie to? Gdzie to jest? Zobaczysz, jeszcze mnie zawołasz, jak ja wołałam ciebie... Przerwiesz daleki wojaż, za hamulec szarpniesz w potrzebie... Wystarczy jedno słowo, wystarczy jeden gest, i przyjdę, przyjdę do ciebie Lecz kto to? Kto to jest?
-
Linka.. Co do serca -zgoda.Ale nic ,nawet maluśkim słóweczkiem nie wspomniałaś o łóżku.Jak w tej piosence...:D Tylko nie mów,że tyle miejsca zajmuje Imitacja.Albo Jagusia... A puste miejsce trzeba zagospodarować,czyż nie ? I nie mam tu na myśli maskotki, bynajmniej.No chyba ,że to będzie miś.Mruczący,z miękkim brzuszkiem,łagodny,dający się tresowac.Taki co i śniadanko do łóżeczka przyniesie...hmmm...2 jajeczka /kurze / ,kawka ,rogaliczek oraz różyczka czerwona... Ach,jak pięknie kobiecie zaczyna się dzień.. Gorzej jak się trafi na grizzly.O matko.To lepiej uśpić od razu,zakopać i posadzić na nim geranium.Może wyrośnie.. Bo taki grizzly to nie tylko nie zrobi nam ...i Lince ,ma się rozumieć,tego śniadanka,ale wyżre zapasy z lodówki,które mamy na pół roku,kartoflom w piwnicy nie przepuszczając. Będzie ryczał wielkim głosem ...browaru !!!! browaru !!!! Kąpiąc sę w łazience,zaleje nam sąsiadow 2 piętra w dół,urwie prysznic oraz wieszak na ręczniki.. Nasz najlepszy szampon do włosów farbowanych wyleje na swój wielki łeb -cały,a naszym kremem przeciwko cellulitowi ,wwysmaruje owłosioną klatę,tak zwaną piersiową... Jeżeli weźmiemy grizzly na wczasy lub do sanatorium ,to tylko wstydu się najemy,bo grizzly będzie prężył się jak kogut galijski i podrywal wszystkie kuracjuszki,przede wszystkim młodsze od nas.. Już to samo jest stresujące ,nieprawdaż ? A w końcu ,wychodząc po papierosy zniknie,co nie byłoby najgorsze.Ale zniknie z naszą kartą kredytową,PIN do której kiedyś , w chwili uniesienia zdradziłyśmy.A zdradzić możemy osobistego męża ,brata czy kochanka,ale PIN-u ? NIGDY ... Ufff,mam nadzieję Linko moja mila ,że zastanowisz się,zanim zrobisz miejsce w swym sercu i łożu...czego serdecznie Tobie i sobie,oraz wszystkim życzę ,pozdrawiająć z upalnej Jury -Aleks....