Cześć dziewczyny
Przyznam się Wam do czegoś. Kiedyś byłam młoda i głupia /jakieś 20 lat temu/. Zamieszkałam w mieszkaniu urządzonym przez moich dziadków. Nie było w nim cennych antyków, ale solidne fornirowane meble- szafa, stół, toaletka, różne szafki, kredens w kuchni. Wszystkiego się pozbyłam, bo uważałam, że to stare graty. Nie umiałam odnowić tych mebli. Wtedy lubiłam wnętrza nowoczosne. Nasycone kolorami, minimum mebli.
Jakieś 6 lat temu, tak się złożyło, że miałam okazję popracować nad odrestaurowaniem ponad 100-letnich sztukaterii i ławki do przedpokoju. Konsrewator zabytków ocenił moją pracę jako fachowe dzieło. Złapałam bakcyla. Pokochałam wszystko, co stare.
A wracając do babcinych sentymetalnych przedmiotów. Udało się mi zachować kilka serwetek zrobionych na szydełku. Kocham je i jestem z nich dumna. Swoją drogą, może ten sentyment nie bierze się z wiekiem, bo wymieniłam te serwetki z babcią na stylonowe obrusiki. Babcia ma teraz 92 lata i mówi, że te koronkowe są zbyt pracochłonne w praniu. :-), dlatego ich nie lubi.