Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Czerwcowa pogoda

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Czerwcowa pogoda

  1. Dzięki wszystkim za rady. Właśnie wróciłam do pani adwokat, stwierdziłam ostatecznie że jednak będzie bez orzeczenia o winie. Nie chcę przepychanek i nie szukam usprawiedliwienia dla Kubusia po prostu chcę pomyśleć o sobie, nie wyobrażam sobie przez wiele miesięcy ciągnąć tę sprawę za sobą. Ona nie widzi tutaj podstaw do żadnych alimentów, to zdrowy, dorosły chłop, a depresja też nie jest żadnym uzasadnieniem nawet jeśli takową ma. On musiałby być niezdolny do wykonywania jakiegokolwiek zawodu. Podjęłam taką decyzję. Zuzanna dziękuję Ci bardzo za rady i wsparcie i Wam wszystkim również też, ciągle nie wiedziałam jaka decyzja będzie dla mnie najlepsza, ale po prostu mam już na tym etapie dosyć przepychanek mimo że one tak naprawdę jeszcze się nie zaczęły, więc jest mi ciężko sobie wyobrazić jak byłoby później. Na pewno już nie szukam dla niego usprawiedliwienia, zrobił źle, ja wiem że wina jest po jego stronie, nie muszę udowadniać tego przez wiele miesięcy przed sądem, a i tak nie daje mi nikt pewności czy bym to wygrała. Adwokat ma mi teraz przygotować pismo z odpowiedzią, ja mam ją zaakceptować albo i chcieć jakichś tam zmian i później działamy dalej, jeżeli tylko Kuba nie będzie się teraz sam miotać w swoich zeznaniach (a niestety obawiam się że i tak może być, może np twierdzić że on "tak wcale znowu od razu nie twierdzi że teść tak od razu chciał od niego pieniądze i że w ogóle to jemu jednak nic nie wygasło do mnie tak od razu itp", więc jeżeli tylko będzie trwać przy swoim stanowisku to mam dużą szansę na to, że na pierwszej rozprawie będzie już po rozwodzie. No ale czas pokaże i tyle. Dzięki za wszystko, chyba nie ma sensu już pisać :) Odezwę się bliżej rozprawy może z tym wszystkim, albo już po. Na pewno nie chcę wpaść z deszczu pod rynnę, czuję wielki żal że taka sytuacja mnie się przytrafiła, ale potrafię z niej wyciągnąć odpowiednie wnioski. Z drugiej strony jednak wiem, że na pewno nie chcę być sama do końca życia, bo choć lubię samą siebie w takim układzie do końca nigdy nie będę szczęśliwa. Mam nadzieję, wyjść z tego wszystkiego prędko i zapomnieć, tzn zapomnieć się nie da, ale nie czuć żalu, złości, nienawiści czy miłości, już po prostu nie czuć nic. I mam wielką nadzieję na to, że stworzę z kimś normalny związek, będę do tego dążyć. No i muszę wierzyć, że faktycznie wszystko jeszcze przede mną. Tyle ode mnie, dziękuję Wam wszystkim naprawdę bardzo, nawet i za to że opieprzałyście mnie na początku, widocznie to też było mi potrzebne.
  2. Wiem wiem. I dobre imię dobrym imieniem, ale przede wszystkim boję się tych alimentów, a faktycznie "misio" jak piszecie jest nieobliczalny bo jeszcze dwa miesiące temu nie uwierzyłabym że może zrobić to co zrobił. Na pewno popytam jutro adwokatki zobaczę co mi powie, jestem już przygotowana z dowodami żeby w razie czego odpisywać mu, że chcę jego winy.....tak więc zobaczę jeszcze ostatecznie co mi powie i albo decyzja A albo B. W każdym razie bardzo się boję, że będzie się w nieskończoność ciągnęło, że te wszystkie rozprawy będą tak naprawdę dłuższe niż nasze małżeństwo. Chciałabym też za jakiś czas "otworzyć" się na nowe znajomości, a z przeciągającą się sprawą rozwodową nawet nie wiem czy mam odwagę, szansę, sumienie i nie wiem co tam jeszcze.
  3. Dobra, podjęłam decyzję. Wiem, że co chwilę zmieniam zdanie, ale ta już jest ostateczna. Dzisiaj mam znowu dzień załamki, chyba niedziele tak na mnie nieciekawie wpływają :O A więc jutro powiem mojej adwokatce, że chcę porozumienia stron (jednak). Powiem, żeby w odpowiedzi napisała, że rzeczy wypisane w pozwie męża to kłamstwa i że chcąc dowieść mojej niewinności miałaby ku temu odpowiednie dowody i świadków. Jednak dla własnego zdrowia i komfortu, nie chciałabym żeby tę sprawę w nieskończoność przedłużać. I tak dalej. Martwi mnie jedynie kwestia ewentualnych alimentów dla męża, jeśli jednak okazałoby się kiedyś że faktycznie jest chory psychicznie i niezdolny do pracy biedaczysko, ale o to popytam adwokatkę. Jeśliby tak nie było to jest to moja ostateczna decyzja załatwienia tej sprawy i wiecie co mimo tego wszystkiego jak ją podjęłam to poczułam ulgę. Co do sądu biskupiego to nie wiem nawet czy będę chciała tam składać, to też są tylko ludzie, a Bóg i tak swoje wie, ale jeszcze się zastanowię.
  4. gość 8:37 Może faktycznie masz rację. Oczywiście, że ja nie mam żadnej pewności czy on czasem kogoś nie ma, teraz to już nie jestem niczego pewna. Aneri to cieszę się, że miałaś udany urlop mimo nieciekawej organizacji. Ja wiem, że może lepiej by było gdybym zakończyła proces na obopólnej zgodzie i tyle, ale strasznie mnie boli to, że tak nakłamał w pozwie. Pisze, że teść już zaraz po ślubie żądał od niego kwoty 4 tysięcy a następnie 2 tysięcy. Następnie "zażądał zabezpieczenia finansowego na remont całego domu rodzinnego", a w ogóle to teść wraz z pozwaną stawali się coraz bardziej agresywni. To są takie straszne brednie, że po prostu co mi w środku mówi, że nie mogę tak po prostu się na to zgodzić, niech ktoś mu powie że jest nie halo, rozumiem jeszcze jakby wniósł pozew na zasadzie "różnica charakterów" czy czegoś tam jeszcze, może wtedy faktycznie dałabym za wygraną, ale on nazmyślał rozumiecie, jedno wielkie wierutne kłamstwo. Moja adwokat wprost powiedziała, że mogę zacząć od jego winy, a jeśli będę widzieć że sprawa się przeciąga na moją niekorzyść to przejść ostatecznie do porozumienia stron. Wątpię, żeby on sie wtedy na to nie zgodził i chciał udowadniać moją winę, bo wydaje mi się że on właśnie na to czeka, abym się zgodziła na te wypisane brednie i dała mu swięty spokój o jakim zawsze marzył. To jest idiotyzm. Co jeszcze, chcę wyraźnie zaznaczyć w mojej odpowiedzi na pozew że te wszystkie rzeczy nie są moim zdaniem wystarczającym powodem na rozwód. Gdyby on siedział tutaj nadal tylko wciąż miał te swoje fochy i musiałabym uważać na słowa i wciąż każde wspomnienie o pracy kończyłoby sie awanturą, ja jednak mimo tego wszystkiego starałabym się ratować nasz związek i nie dopuszczałabym myśli o rozwodzie. Owszem gdy spakował manele i uciekł to wtedy tą myśl dopuszczałam, to już doskonale wiecie. Ale wiecie o co mi chodzi? Chcę zaznaczyć, że te wszystkie problemy są do rozwiązania normalną rozmową, on z takiej opcji już na wstępie zrezygnował i pognał złożyć papiery. Małżeństwo było dla niego od samego początku zabawą w piaskownicy i tyle. Jutro się widzę z adwokatką to jeszcze zobaczę co mi powie.
  5. Ale co mi to da? jedynie przedłużę proces, który jak się zacznie to sama będę już chciała mieć jak najszybciej za sobą. Ja nie chcę żeby on na siłę był moim mężem. Raczej on nie ma kochanki, wtedy uważam że zachowywałby się inaczej, potajemne rozmowy, telefony, nic takiego nie było.
  6. a co mam robić gościu? umartwiać się i założyć pas cnoty do końca życia i chodzić z obrączką na palcu bo przecież męża już mam/miałam? (swoją drogą laski z forum religijnego taką właśnie mi złożyły propozycję) yyy nie dzięki :) to nie ja zwiałam jak złodziej :) a tak na marginesie taka niedojrzałość jest powodem do stwierdzenia nieważności za pewne, ale nie wiem jeszcze czy będę szła w tym kierunku.
  7. Jestem pewna na stówę że on działa pod wpływem matki bo sam nie może podjąć żadnych decyzji, co go oczywiście nie usprawiedliwia w żadnym stopniu. Boję się, że nie jestem na tyle silna żeby przez to wszystko przejść. Boję się swojej przyszłości, generalnie teraz już wszystkiego.
  8. Na dzień dzisiejszy chcę zrobić tak, że zacząć z jego winą, a jak będę widzieć że się przeciąga to przejść do porozumienia stron, moja adwokat powiedziała że mogę tak zrobić. Ja mam spore dowody na udowodnienie jego winy: świadków, którzy proponowali mu pracę i tak dalej, on nie ma nic, wszystkie rzeczy które napisał w tym pożal się Boże pozwie jego adwokat to stek bzdur :O Z tym morzem jeszcze się waham, pewnie byłoby dobrze jednak jechać. Na pewno podejmę decyzję do końca tygodnia. Kuba zadziałał w afekcie tak swoją drogą, pojawiły się pierwsze "problemy", wymagania, obraził się i pobiegł po rozwód. U niego w rodzinie tak się sprawy rozwiązywało: spalaniem za sobą mostów i rozwodem, ja byłam nauczona że jak pojawiają się kłopoty to trzeba o nich rozmawiać i znaleźć rozwiązanie. Żałuję, że przed ślubem nie dążyłam do poznania ojca Kuby, słyszałam o nim że jest "hujem nieprzeciętnym, skurwysynem i wszyscy najchętniej w rodzinie Kuby nasikaliby na jego grób", ale zamiast przyjmować to za wyrocznię mogłam dążyć do kontaktu, dla samego poznania, w końcu człowiek żyje. No ale teraz to już po ptokach, mniejsza z tym. Aneri jak Twoja wycieczka do Włoch? Cieszę się, że Tobie się układa, pamiętam Twoją sytuację a teraz dodajesz mi nadziei :)
  9. Wiecie co, teraz ja jestem wręcz przekonana o tym że on faktycznie jest chory. Związałam się z psychopatą, na to wygląda. A psychopata to nie tylko człowiek, który jest seryjnym mordercą. Jest mi w tym wszystkim żal, że wcześniej tego nie zauważyłam, ale staram się nie obwiniać już siebie samej, do niczego dobrego to nie doprowadzi. Reakcja moich znajomych na to wszystko jest przeważnie taka "jak to, przecież Kuba był taki miły, przecież widać było że Cię tak bardzo kocha"....niestety tak właśnie działał, przesadnie wręcz milusi i ułożony jeśli wszystko układało się po jego myśli. Mam nadal sieczkę w głowie, bo tak na prawdę czuję jakby umarł ten miły Kuba, mój mąż do rany przyłóż....a z tych wszystkich dziwnych zachowań narodził się jakiś potwór. Zrobię właśnie tak z tym rozwodem, najpierw z orzeczeniem o winie....jeśli będzie się przeciągało w nieskończoność to wrócę do porozumienia stron. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli chociaż tutaj.....strasznie się boję, ale muszę to jakoś przejść. Najbardziej to bym chciała żeby już było po wszystkim, żebym mogła zobaczyć swoje życie w jakiejś szklanej kuli za parę lat i żebym zobaczyła że jest normalne, szczęśliwe, a ja nawet nie mam pojęcia czy tak będzie, mogę jedynie wierzyć i dążyć do tego.
  10. gość z 14.29 - zdziwiłaś mnie trochę, ten autor raczej wyraża się w porządku na temat religii i Boga. Nowennę odmawiam cały czas, choć jest ciężko....dlaczego takie rzeczy się dzieją? Ja już po prostu nie mam chyba w ogóle w sobie nadziei że z naszego małżeństwa coś będzie, choć nie powiem, gdyby umiał się przyznać do błędu, gdyby chciał, tak byłoby najlepiej, ale co już więcej mogę zrobić. Wygląda na to, że on nie chce i już. Nie przestaję się modlić bo już pomijając wszystko to trochę się przez to uspokajam i wyciszam.
  11. Tak, źle się wyraziłam....zauważyłam owszem, ale nie myślałam że aż do czegoś takiego to może doprowadzić. Zrobiłam błąd, ale nie zamierzam teraz do końca życia rwać włosów z głowy i niczym pokutnica do końca życia już czekać na powrót męża bo przecież ślub kościelny. Mówi się trudno, żyje się dalej. Mąż czy nie mąż, tego kwiatu pół światu, a nie dam się tak traktować i znęcać nade mną psychicznie na odległość. Co to to nie. Może mnie wyśmiejecie, ale ja dalej mimo wszystko go nie skreślam (właśnie przez wzgląd na ślub kościelny), daję mu czas do końca wakacji, może coś mu do glowy wplynie i będzie też on chciał o nas walczyć, nie tylko ja. Jeśli tak to super, zrobimy oboje co w naszej mocy. Jeśli nie, to niestety mam zamiar się z nim na dobre rozstać,później pozbierać już do reszty swoje życie, ogarnąć się, otworzyć się na innych ludzi, przestrzegać KAŻDEGO kto ma jakiekolwiek dziwne myśli przed ślubem, żeby jednak się wstrzymał/wstrzymała, a przede wszystkim być zajebiście szczęśliwa do końca życia i o jeden dzień dłużej.
  12. Nic nie wymyślę w tym temacie skoro on uciekł.
  13. Zuzanna - przeczytałam tamten temat, super że dziewczyna wyszła z tego i jest teraz zadowolona.
  14. Żałuję, że taki był, przez co w konsekwencji odszedł.
  15. Ja nie wiem czy miłość przejawia się takim zachowaniem, że ktoś robi problemy z byle powodu, fochy z byle czego, np gdy proszę go o podwiezienie mnie do pracy albo wchodzę do pokoju i mówię "panowie do łazienki już przyjechali" a on na to" co mi tak mówisz już od razu, o co ci chodzi, powiedz mi jeszcze że słońce świeci" a później awanturuje się i grozi że się spakuje i wyjedzie do swojego miasta.
  16. No nie jest lepiej i chyba nie będzie dopóki sprawa się całkiem nie rozwiąże. Ja nie miałam wątpliwości czy wyjść za Kubę. Widziałam jedynie niektóre nieciekawe cechy, ale wg mnie nie były one aż takie dramatyczne. Jego obrażanie i fochy zwalałam na sytuację rodzinną i wierzyłam, że wszystko się wyklaruje, że razem stworzymy normalną rodzinę i zobaczy co to znaczy normalność. Wiem, że źle myślałam, ale to nic nie było takiego ewidentnego co miałoby sprawić że się zastanawiałam, wahałam i tak dalej. Zawsze też miałam w świadomości to, że nie ma człowieka bez wad. A z jego strony: zapewnienia, że zawsze marzył o szczęśliwej rodzinie, że jestem spełnieniem jego marzeń, że........miał sny prorocze jeszcze zanim mnie poznał, że kogoś takiego spotka i że czuł wtedy duży spokój.....wiem, może to głupie to ostatnie, ale naprawdę tak mówił. Nie wiem czy kłamał, nie wiem co chciał uzyskać, ale wydaje mi się, że od początku był negatywnie nastawiony do małżeństwa i do wspólnego domu.....szkoda tylko że nie powiedział tego od razu wprost, że tak nie chce, że chce osobno za wszelką cenę. Wychwalał przy mnie do obcych ludzi to, jak to fajnie sobie zrobimy górę i jak to będzie lepiej niż byłoby w małym, dwupokojowym mieszkaniu, do naszych wspólnych znajomych mówił, jak to rodzice są w porządku i na poziomie a do mnie, że jest wdzięczny losowi że nie mają "jakichś dziwnych jazd jak jego mama".....no więc co miałam myśleć do cholery, brać wszystko pod lupę i doszukiwać się zasadzki w każdym jednym zdaniu ? ;) Szkoda już mówić o tym. Chcę choć przez chwilę skupić się na wyjeździe bo on już za parę dni. Muszę zrobić wreszcie odprawę online, niestety zarówno czytałam jak i dzwoniłam do linii lotniczych i niestety nie mogę dostać zwrotu za tej jeden bilet. No trudno się mówi. Kuba z pewnością w każdym razie na pewno nie pomyślał przez ułamek sekundy żeby się tym przejąć, w końcu to nie jego kasa, ja kupiłam te bilety i jeszcze powiedziałam "No nie przejmuj się, jesteśmy małżeństwem, co jest moje to jest Twoje i tak dalej, rozumiem że teraz nie masz, a przecież to oczywiste że lecimy razem". No nic już, jadę do miasta bo muszę pozałatwiać parę rzeczy.
  17. Z tą walizką to faktycznie hehe....ale właśnie ściągnęłam i przeczytałam trochę rozdziału o związkach, małżeństwie....ciekawe, nie powiem że nie. Co moi rodzice? Mama się martwi, że w ogóle taka sytuacja zaistniała, tato bardziej po męsku, za wiele się nie odzywa.
  18. Dodzwoniłam się na stacjonarny z innego telefonu, powiedziałam że to ja, powiedział "nie mamy o czym rozmawiać", jest mi bardzo ciężko, kto może to proszę o modlitwę, tylko tyle już mogę zrobić, przynajmniej wiem, że żyje.
  19. Napisałam już wcześniej smsa że się martwię i że jak potrzebuje jakiejkolwiek pomocy to żeby dał mi znać i żeby się odezwał i tak dalej. No i cisza.
  20. Mamy nie ma już na pewno, dzwoniłam dzisiaj już też na domowy, ale nikt nie odbierał no a później była ta dziwna sytuacja z tą komórką, że "tak jakby odebrał" i słyszałam te szumy :O. Boże ja nie rozumiem dlaczego to musiało nas spotkać :O
  21. No więc dlatego pomyślałam o tej depresji, bo mimo wszystko to zachowanie to NIE ON. Mimo kłótni, awantur, pytania się o pracę itp, nie daje znaku życia, on tak nie robi.
  22. No może mu i trochę wstyd, nie wiem. Dałabym wiele żeby chociaż dał znak że żyje, dosłownie, bez konieczności jechania tam. Nie wiem jak mozna sie tak po prostu nie odzywać. Zarzucam sobie, że może miał wcześniej oznaki jakiejś depresji a ja tego nie zauważyłam.
  23. efcyk boję się o jego reakcję a co się z tym wiąże o swoje nerwy :O Tu nie chodzi o to nawet, że mi coś powie a mi to złamie serce....ja po prostu nawet jak za telefon łapię to mi się ręce trzęsą, tak mnie ta sytuacja rozwala, rozumiesz? Jechanie autem odpada bo pewnie bym wypadek spowodowała, a na samą myśl o jechaniu czymkolwiek innym dosłownie już widzę jak siedzę w tym pociągu czy busie, kołacze mi serce i cała ledwo żyję. Tak bardzo działa na mnie to.....że może mi znowu odpyskowywać w taki sposób jak przez telefon. Po prostu jestem za słaba na tą konfrontację. Boję się, że znowu zemdleję albo zacznę się czuć tak jak się czułam wtedy gdy przyjechała karetka a już wtedy nie będzie przy mnie nikogo innego gdy Kuba się tym nie zainteresuje.
  24. Nie odezwał się. No to dawaj wymyślony mężu o jakiej treści napisałam Ci ostatniego smsa, co Ci szkodzi?
×