Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

malinka373

Zarejestrowani
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez malinka373

  1. Witam wszystkich razem i każdego z osobna. Jako, że temat nasz poprzedni został skasowany będziemy kontynuować go tutaj :) Po raz kolejny chciałabym tylko zaznaczyć, że powstał on w celu wspierania się nawzajem. Nie ma tu miejsca na ocenianie, a jedynie na konstruktywną krytykę. Mam nadzieję, że stworzymy godną kontynuację tego, co zostało skasowane wraz z 68 stronami naszych refleksji, przemyśleń, doświadczeń, bólu i nadziei. Pozdrawiam Was serdecznie :) Malinka
  2. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Chcesz opowiedzieć coś więcej? Witaj u Nas :) było tych wpisów dużo, dużo więcej... niestety poprzedni wątek został skasowany
  3. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Opowiedz coś więcej
  4. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Pytacie co u mnie, znalazłam wreszcie chwilę żeby odpowiedzieć. Co jakiś czas padają tu pytania pod tytułem "czy on kiedyś będzie chciał wrócić?" i zaraz po nich często odpowiedzi "nie, nigdy". Wchodzę na to forum co jakiś czas. Jest to jeden z wielu elementów, który pozwolił mi inaczej spojrzeć na siebie, związki, który pozwolił mi zacząć nowe życie. Wielokrotnie podkreślałam, że kubły zimnej wody, które tu dostałam, a z którymi początkowo walczyłam jak lwica pomogły mi zmienić podejście do życia. Dziękowałam Wam niejednokrotnie za cierpliwość i wszystkie konstruktywne uwagi. Jestem Wam naprawdę wdzięczna. Kiedy zakładałam to forum marzyłam o tym, żeby któregoś dnia on chciał do mnie wrócić. Bo przecież to był tak idealny związek, bo przecież byłam przy nim szczęśliwa, bo przecież ... (mogłam wymieniać bez końca). Od tego czasu minęły prawie dwa lata - kiedyś zauważałam nanosekundy bez niego, teraz już nawet nie umiem przypomnieć sobie daty rozstania. W moim życiu zmieniło się całe mnóstwo rzeczy (o których pewnie nie raz Wam pisałam). Zaczęłam poznawać przede wszystkim siebie, ale też odkrywać swoje pasje, rzeczy które sprawiają mi przyjemność. Wspominałam też wielokrotnie, że w tamtym związku nie potrafiłam patrzeć na swoje szczęście tylko na to czego on chciał i potrzebował, a moje radości były jakby przy okazji. Teraz wiem czego chcę, czego potrzebuję, umiem tego wymagać. Wprawdzie mój drugi związek od tamtej pory również nie przetrwał, ale za sukces uważam, że w odpowiednim momencie potrafiłam powiedzieć "stop". Ale do rzeczy... odpowiadając na pytanie z początku mojej wypowiedzi. Dosłownie kilka dni temu spotkałam mojego byłego na ulicy (pierwszy raz od 2 lat). Spodziewałam się, że moje serce zabije szybciej, nogi się pode mną ugną i zapomnę o bożym świecie marząc o filmowym namiętnym pocałunku. Tak się w sumie nie stało. Na chwilę moje serce zabiło mocniej, nie zaprzeczę. Ale poczułam raczej przyjemny sentyment, a nie tęsknotę. On wydawał się bardzo zaskoczony tym spotkaniem, stanęliśmy chwilę, porozmawialiśmy, po czym zaproponował mi kawę. Byłam po pracy więc w sumie czemu nie. Taka tam zwykła rozmowa. Jednak w którymś momencie on powiedział mi, że decyzja o rozstaniu to był jego największy błąd, który chciałby naprawić, gdyby tylko mógł. Nie wiem, czy to co wtedy poczułam to ulga, czy satysfakcja, że to nie ja się myliłam, to nie ja popełniłam błąd i to nie ja w konsekwencji tego żałuję. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała że nie wzbudziło to we mnie kompletnie żadnych emocji. W odpowiedzi powiedziałam, że rozumiem, że on tą decyzję odbiera teraz jako błąd natomiast bez urazy ale dla mnie to był wiatr w żagle i po bardzo ciężkim okresie nauczyłam się siebie i za to mu dziękuję, bo bez niego byłoby to niemożliwe. Mam za to nadzieję, że znajdzie to, czego szukał wtedy i czego szuka nadal. I wiecie co? Naprawdę mam taką nadzieję, życzę mu z ręką na sercu jak najlepiej. Teraz dopiero mogę to powiedzieć bez obawy o hipokryzję. Mogę Wam powiedzieć tak... nie było w tym spotkaniu emocji, których się spodziewałam, że będą. Ale teraz już na pewno sama przed sobą mogę przyznać - to była dobra decyzja. To spotkanie to dla mnie symboliczne zamknięcie rozdziału. Uwolniłam się od tego człowieka, od tego uczucia. Nie jest idealnie, nie osiągnęłam jakiegoś stanu perfekcji. Jest mi ze sobą dobrze i nad tym stanem cały czas pracuje. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że teraz wiem to na pewno. Wybaczyłam jemu i wybaczyłam sobie. Teraz dopiero mam wewnętrzną pewność, że to nie były i nie są puste słowa. Ściskam Was mocno! eM :)
  5. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Wiele razy tu pisałyśmy. Każde rozstanie ma swoje etapy żałoby po związku. U Ciebie minęło bardzo mało czasu. Te wszystkie uczucia, które w sobie masz są normalne. Nie pozwól tylko im przejąć kontroli nad swoim życiem. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz na dojście do siebie. Pamiętaj tylko, że niektóre reakcje nie są normalne, niektóre sygnały świadczą o toksycznej relacji. Nie będę kłamać, że wszystko przejdzie jak ręką odjął. To długi i trudny proces. Pamiętaj, że najważniejsza jesteś Ty!
  6. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Wiesz Zielona, to całkiem normalne, że po rozstaniu pamiętamy te piękne chwile, "większość czasu było cudownie". Zapominamy o "szczegółach", które burzyły te idealne chwile. Tylko, że na związek składają się właśnie te detale. Ta próba zamknięcia Cię w złotej klatce, próba kontrolowania np. Już nie wspomnę o tym, że często ludzie zdradzający oskarżają o to swoich partnerów. Przenosimy swoje uczucia, emocje, obawy na innych. Nie mówię, że tak było w Twoim przypadku, chociaż opcja "koleżanki" zdaje się to potwierdzać. Osobiście nie wierzę w przyjaźń po związku, chociaż pamiętam, że bardzo chciałam, żeby mój związek taką przyjaźnią się zakończył. Teraz wiem, że chodziło mi o to żeby jak najdłużej go przy sobie utrzymać.
  7. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Hej dziewczyny! Kaczka, czytając Ciebie zastanawiam się co się w końcu po tylu latach stało, że się od niego uwolniłaś? Bo rozumiem, że tamten rozdział jest już całkowicie zakończony. x Zielona, piszesz, że chciałabyś, żeby znowu było dobrze. Co to dla Ciebie znaczy? x Tratwa, co tam się znowu dzieje? x Ciao, stęskniłam się za Twoim podejściem do życia i Twoimi postami :)
  8. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Tratwa, jak się czujesz po tym spotkaniu? Coś ono zmieniło? Coś wniosło?
  9. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Juslan, przypominam... MASZ SYNA! Co to znaczy Bóg zabierze? Dziecko straciło w jakimś sensie ojca, chcesz mu jeszcze matkę odebrać? x to trochę jak z dietą. Jak widzisz, że masz 40 kilo do zrzucenia i na tym się skupiasz, to się zniechęcasz. Jak wyznaczasz sobie za cel tydzień bez słodyczy to nawet nie widzisz kiedy mija miesiąc. Nie koncentruj się na celach długoterminowych. Skup się na tym, co jest tu i teraz. Postaw sobie cel na godzinę, na dzień. Choćby tym celem miał być półminutowy uśmiech, albo pomalowanie paznokci. Stopniowo je zwiększaj. Kiedy skupiasz się na celu ostatecznym bardzo łatwo się zniechęcić. Masz dla kogo walczyć.
  10. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Raz na jakiś czas pojawia się tu ktoś, kto za wszelką cenę próbuje zburzyć tu spokój. To normalne zjawisko, tylko ten, co nic nie robi nie jest krytykowany. Myślę, drogi Gościu, że chyba nie jestem tak bezwartościowa skoro poświęciłeś/aś tyle swojego cennego czasu na ten wątek. Dziękuję Ci za ten czas i za krytykę. Gdyby jeszcze była konstruktywna i wypowiedziana z szacunkiem pewnie można byłoby się nad nią zastanowić. Bo wiesz... do ludzi warto odnosić się z szacunkiem, nawet jeśli nie odpowiada Ci to, co robią. (wyprzedzając atak nie mówię Ci co masz robić, rzucam ogólnym stwierdzeniem - takie jest moje zdanie i mam do tego prawo) Mówisz, że moje życie zmieniło się "nagle o 180 stopni". Pozwól, że Ci wyjaśnię. Nic się nie stało nagle. To były bardzo długie miesiące bardzo ciężkiej pracy nad sobą. Mojej pracy. Która trwa nadal. Nadal się rozwijam, nadal popełniam błędy (ale kto tego nie robi?). Ale punkt w jakim jestem, to mój sukces, z którego jestem dumna. Podajesz przykład Tratwy. Rozumiem, że przeczytałeś/aś wszystkie jej wpisy tutaj? I uważasz, że moja teoria jest wyssana z palca? Mówisz, że nie mam prawa nazwać tego uzależnieniem, mimo wielu objawów, które sama Tratwa potwierdziła. To powiedz w takim razie czemu tak łatwo przychodzi Ci ocenianie mnie po jednym poście, że "osoba zdrowa psychicznie tak się nie zachowuje". Ciekawe podejście.
  11. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Czytasz chyba inny wątek, jeśli chcesz się do czegoś odnosić, krytykować najpierw dobrze się z tym zapoznaj :) Już napisałam wcześniej, przytocz moje konkretne wypowiedzi, które potwierdzą to co piszesz to możemy dyskutować. Póki co to Ty plujesz jadem. A ja nadal się do Ciebie uśmiecham :) P.S. Nie nadużywaj słów "nikt, zawsze, wszyscy". Bo mówisz tu o indywidualnym podejściu, indywidualnych potrzebach a sam/a generalizujesz okropnie :)
  12. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Ciao, Sama sie nad tym zastanawiam. Człowiek nie jest w stanie żyć sam. Potrzebujemy kogoś obok, przyjaciela, kochanka. Nie wierze w bycie singlem z wyboru. Wydaje mi sie ze problemy w związkach często powstają dlatego ze chcemy byc z kims bo nie mozemy wytrzymać sami ze soba. A nie da rady zaakceptować w pełno kogoś jak nie akceptujemy siebie. P.s. Tak bardzo tu Ciebie brakowało!!!
  13. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Mandarynka, powoli do przodu. Niczego nie osiąga się od razu.
  14. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    I jak, odezwał się? albo Ty?
  15. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Rozumiem, że poznaliście się przez Internet? Widzisz dlatego poprosiłam o skonkretyzowanie pytania. Co innego chowanie się do jaskini w długim związku, co innego w takiej sytuacji. Nie umiem Ci powiedzieć dlaczego milczy. Pytanie kto zazwyczaj się odzywał w Waszej relacji i skoro nie było żadnej kłótni to dlaczego Ty nie odezwiesz się pierwsza?
  16. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    To dla mnie trochę zbyt ogólne pytanie i nie wiem jak na nie odpowiedzieć. Wszystko zależy od tego jak często, jak długo, w jakich sytuacjach, jak to wygląda. Przede wszystkim trzeba odróżnić "wchodzenie do jaskini" od zwykłego olewania. Każdy w inny sposób zmaga się ze swoimi problemami, czy też myślami. Czasem każdy z nas potrzebuje po prostu pobyć sam ze sobą. To dobre i zdrowe i trzeba to zrozumieć. Skonkretyzuj, proszę, swoje pytanie to ja postaram się bardziej uszczegółowić odpowiedź
  17. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Masz rację Histeryczka, niektórzy nie czytają albo nie chcą czytać. Moje wypowiedzi np. są omijane szerokim łukiem zarówno przez Ciebie, jak i przez samotną :)
  18. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    W tej kwestii akurat Gość ma sporo racji, jak to mówią "słuchaj co ktoś mówi Ci o innych, za Twoimi plecami pewnie mówi tak samo o Tobie." Wiesz Histeryczka, ja też myślę że on Tobie mówi jedno, jej mówi drugie a prawda jest jeszcze inna. Mówi Ci to, co chcesz usłyszeć. Dobrze robisz mówiąc mu, że nic z tego. Jeszcze lepiej robisz myśląc tak :) Moim zdaniem pokazał Ci już dobitnie jakim jest człowiekiem i myślę, że nie ma już takiej ciekawości, która mogłaby sprowokować kolejne rozmowy z nim i że w następną już się nie dasz wciągnąć, co? :)
  19. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Dziewczyny, też jestem ciekawa co u Was.
  20. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Gościu, długo za długo. Napiszę jutro coś więcej na ten temat, jeśli chcesz, bo w tej chwili mogłabym się zbyt emocjonalnie odnieść do niektórych wpisów, a nie chcę być złośliwa. Pozdrawiam i życzę Ci spokojnej nocy :)
  21. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Dziewczyny, zaglądam tu ostatnio bardzo często, piszę to co myślę, rzadziej co czuję. A może szkoda.. Wiele z Was pewnie śledzi ten wątek od dawna. Ale te, które ostatnio najczęściej się udzielają dołączyły tu dość niedawno. Chciałabym Wam coś opowiedzieć. Wiem, że często sobie myślicie, że pozostałe dziewczyny (w tym ja) wypisują Wam tu dyrdymały i kompletnie nie mają pojęcia o tym jak bardzo cierpicie, jak wielkie i niepowtarzalne jest Wasze uczucie. Otóż... Myślę, że każdy kto się tu wypowiada, zwłaszcza w tak dobitny sposób (nie mówię o chamskich, mówię o konstruktywnych komentarzach) przeżył coś bardzo podobnego, co Wy. Nie chcę się wypowiadać za kogokolwiek innego, będę więc mówić o sobie. Myślicie, że nie wiem, nie rozumiem jak się czujecie? Że nikt tego nie rozumie... Podejrzewam, że jakakolwiek emocja, jakiekolwiek uczucie Wami nie targa... byłam w tym samym punkcie. Być może nawet w gorszym. Szkoda, że nie możecie przeczytać pierwszej części tego wątku. Trochę Wam o niej opowiem... Ja, trakcyjna, wesoła dziewczyna która po siedmiu latach cudownego wspaniałego związku została zostawiona dla dużo młodszej dziewczynki. Taka była moja wizja. Jaka była prawda? Po siedmiu latach uwolnił mnie z toksycznego związku, ja sama nigdy bym się na to nie odważyła. Kto był tym toksykiem? Przede wszystkim on, ale myślę że ja też. Wybaczałam mu zdrady, a potem go kontrolowałam, chore koło. Powiecie teraz "ale przecież on mnie nie zdradzał, ale przecież moja sytuacja jest zupełnie inna". OK. Zmierzam do tego, że mimo wielu zdrad, mimo wielu sytuacji do których w związkach nie powinno dochodzić ten związek dalej trwał. A czemu trwał? Bo po pierwszym "nie wiem czy Cię kocham", bo po pierwszym rozstaniu nie powiedziałam dość. Bo brnęłam w to dalej. A później było tylko gorzej. Z każdym powrotem było gorzej. A ja go z każdym dniem "kochałam" mocniej. Kochałam go tym mocniej, im mocniej bałam się że go stracę. Powroty, rozstania. Aż w końcu zostawił mnie naprawdę. Dla bardzo młodej dziewczyny. Wielokrotnie poniżałam się, wręcz błagałam. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko on był. Mówiłam dokładnie to, co Wy. Tłumaczyłam to dokładnie tak samo jak Wy, analizowałam, że skoro się odezwał to... a skoro nie skasował zdjęcia to... a przecież skoro wiatr dzisiaj wieje akurat od północy to on mnie jednak kocha. Był nawet moment, że wypierałam cokolwiek, że wmawiałam sobie że rozmowy z nim nie robią na mnie żadnego wrażenia. Karmiłam się nadzieją, a nie miałam odwagi mu nie odpisać. Jesteś w złym stanie i nikt nie rozumie Twojego bólu? Nie jadłam, nie spałam, rano piłam kawę żeby funkcjonować, wieczorem brałam tabletki nasenne, żeby choć przez chwilę spać. Płakałam, to nie był płacz... to był ryk. Mdlałam z wycieńczenia, niewiele brakowało mi do targnięcia na swoje życie. Cierpiałam ja, cierpieli moi bliscy. Po co to piszę? Przecież Was taka sytuacja nie dotyczy. Ale niewiele Wam brakuje. Uważam, że mam prawo wypowiadać się w takim a nie innym tonie bo sama byłam w tym bagnie, na samym dnie. Dlatego między innymi założyłam ten wątek. I co się stało? Posypała się na mnie lawina, uwierzcie mi nie ma tu w Waszym kierunku takich komentarzy jak szły w moją stronę i co? I nic... i po długim czasie okazało się, że ci wszyscy ludzie mieli rację. Mam jakąś tam wiedzę na podobne tematy, przede wszystkim z racji studiów, ale też z racji próby zrozumienia co się ze mną działo, czytałam ile mogłam żeby sobie pomóc. Próbuję Wam taką wiedzę przekazać, ale często mechanizmy obronne są silniejsze i nie dopuszczacie tego do siebie. Tak, nóż w kieszeni mi się otwiera jak widzę niektóre wypowiedzi. A może serce mi pęka. Bo widzę dziewczyny, które są na początku drogi do samozniszczenia, bo wiem, że gdybym w tym właśnie momencie w którym często jesteście Wy nie dała się zwieść i poszła w drugą stronę to nie dopuściłabym do tego, co się stało ze mną później. Powiecie "ale ja to nie ty u mnie będzie inaczej". Nie, nie będzie. Przykro mi. Każdemu tak się wydaje. Że jego sytuacja jest inna, że jego przypadek skończy się inaczej. Jeden na milion, być może. Ale mechanizmy ludzi są do siebie zbyt podobne. Toksyczne związki działają w podobnych schematach ("ale mój związek nie był toksyczny" - powiesz. Czyżby?) To nie jest normalne, że ktoś mówi "nie wiem czy cię kocham" albo "daj mi czas" albo "odchodzę do innej ale.." Nie ma ale... Ludzie nie rozstają się z dnia na dzień, nie podejmują z dnia na dzień takich decyzji. A jeśli już ją podejmą.. To koniec. Mnie też się wydawało że moja miłość była wyjątkowa, a związek cudowny. Tak samo jak Wy wypierałam fakty, że przecież nie zgadzaliśmy się w wielu ważnych kwestiach, że przecież często nie okazywał mi szacunku, aż w końcu że przecież mnie zdradzał. Czułam się wyjątkowa, kochana i przecież nikt inny nie będzie nigdy w stanie mi tego dać. To nie była miłość. Choroba, moje fantazje, wyobrażenia, idealizowanie. Robicie dokładnie to samo. Byłam (dokładnie tak, jak Wy teraz) bezpieczną przystanią w oczekiwaniu na inny statek. Ten statek się pojawił, on odpłynął a ja prawie umarłam, dosłownie. I co? I nic.. to było najlepsze co mnie w życiu spotkało. On jest z nią chyba cały czas, nie wiem. Mam nadzieję, że znalazł to, czego szukał. Był dla mnie najlepszą lekcją życia. Było między nami wiele dobrych chwil, które pamiętam. Wybaczyłam jemu, ale wybaczyłam przede wszystkim sobie. Nigdy już nie pokocham tak, jak jego. Taką mam przynajmniej nadzieję. I pokochałam siebie. Naprawdę. Bo wcześniej wmawiałam sobie tylko, że jestem fajna, atrakcyjna, przecież się podobam. Ale bez niego czułam się bezwartościowa i niespełniona. Mimo że wmawiałam sobie, że jest inaczej bez niego czułam się nikim. Nudna, szara i pusta... Mimo że w życiu bym się do tego nie przyznała. Byłam w stanie wejść w drugi związek, który był zupełnie inny... Pokochałam, zupełnie inaczej, dojrzale. Niestety nie wyszło. Tym razem wiedziałam, kiedy powiedzieć dość. Jestem z siebie dumna. To była trudna lekcja. Nie jestem wszechwiedząca ale niektóre mechanizmy znam... Możecie tu pisać wiele rzeczy, ale między wierszami można zobaczyć więcej niż Wam się wydaje. Teraz w Waszych wypowiedziach widzę to, czego nie chciałam zobaczyć w swoich 1,5 roku temu. Zajęło mi cholernie dużo czasu żeby doprowadzić moje życie do takiego punktu, w jakim jest teraz. Żeby zrozumieć wiele rzeczy. Być może moje pisanie tu to walka z wiatrakami, być może nie da się kogoś ustrzec przed popełnieniem swoich własnych błędów. Ale bardzo chciałabym, żebyście opamiętały się póki jeszcze nie jest za późno. Czy nie mam nic ciekawszego do roboty niż siedzenie na tym forum, jak to ktoś zarzucił. Mam. Pracę, drugi kierunek studiów i całą masę pasji - które dopiero co odkryłam i które pochłaniają mnie bez reszty. Żyję, od półtora roku żyję naprawdę. Ale to nie zmienia faktu, że jak widzę jakąkolwiek nową osobę tutaj to myślę "kurde.. ja wiem co czujesz, wiem jak jest Ci ciężko..." Wylałam wszystko "co mi w duszy gra" Ściskam Was... M.
  22. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Mandarynka, Pisz... Nie zastanawiaj sie teraz nad tym czy umiesz w tym momencie z kims byc. Minie troche czasu. Skup sie na sobie. Mam czasem wrazenie ze związek traktujemy jak cos co nas określa a nie cos co nas dopełnia. Wchodzimy w niego bo bez kogoś obok czujemy sie bezwartościowe. Bardzo cieżko to sobie uświadomić. Bardzo trudno to zmienić. Ale nie da sie stworzyć zdrowej relacji traktując partnera jako kogoś bez kogo życie nie ma sensu... Dlatego te relacje sa tak chorobowe. Duzo mnie kosztowało czasu zeby to zrozumieć. Czasu i wysiłku. Ale mam nadzieje, ze nigdy do takiego myślenia nie wrócę bo prawie przypłaciłam to zyciem.
  23. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Samotna, Wiesz po co do Ciebie pisze? I po co wzbudza zazdrość? Bo chce miec pewność ze na niego czekasz. Po co? Bo tak. Bo ma ochotę i tyle. Bo w razie gdyby mu sie znudziło to co jest teraz chce wiedzieć ze ma taka "deskę ratunkowa". Jak nic innego nie wyjdzie to przyjdzie bo wie ze czekasz. "Z braku laku..." Faceci to nie sa biedne stworzonka ktore sie wahają i tak strasznie trudno podjąć im decyzje. Zerwał z Toba bo nie chciał z Toba byc jak mu sie zrobi nudno to do Ciebie wróci a jak znowu poczuje ze cos innego moze byc ciekawsze to odejdzie. Bedziesz taka bezpieczna przystania dopóki nie pojawi sie jakiś statek którym bedzie chciał odpłynąć. Na dobre. Naprawdę chcesz byc dla niego kims takim? Godzić sie na ochłapy zainteresowania jakie Ci daje?
  24. malinka373

    Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

    Histeryczka, Nie ma racji. Nie masz sie nastawiać na "co ma byc to bedzie". Od Ciebie zależy co bedzie z Twoim życiem. X Mandarynka, gdybys była inna nie byłabyś soba. Widocznie nie byliście odpowiedni dla siebie nawzajem. Ale to nie znaczy ze dla kogoś innego nie będziecie
×