Sprawa dla mnie męcząca, zawsze byłam monogamistką z zasadami, nawet gdybym bardzo chciała zdradzić, to nie udałoby mi się oczko.gif Od zawsze przeciwna wszelkim gierkom,trójkątom i tego typu przygodom. I jak to często bywa- życie pokazało mi fucka. Ok, konkrety. Jest on-M. Od niedawna spotykamy się. Facet bliski ideałowi. Dobry, czuły i tak dalej... Ale jest też drugi mężczyzna- D. Problem w tym, że jest właściwie... wirtualny. Tzn. spotkaliśmy się jedyny raz kilka lat temu, bo wtedy byłam przez chwilę z jego przyjacielem. Po latach napisał jak gdyby nigdy nic (życzenia na moje urodziny), i...od tamtego momentu rozmawiamy niekiedy goooodzinami. Wpasował się w mój rozkład dnia. Tematów mnóstwo, zainteresowania właściwie takie same- no taka bratnia dusza. Tu dochodzi jeszcze odległość, Wrocłąw-Katowice.
Będąc z M. obsesyjnie myslę o D. Porównuję ich, choć nie powinnam, bo nie da się ich porównać (co innego, gdyby obaj byli na miejscu). M. spełnia moje oczekiwania, ale dłużej rozmawiam z D.- to o nim wiem więcej, on o mnie także. Nigdy jednak nie przyjechał, a mógłby na dobrą sprawę w kazdym momencie- bo gdy ktoś chce, zawsze znajdzie okazję. Nie wiem nawet, jak mnie traktuje, obawiam się, że jedynie jako "bratnią duszę" damn!
Czuję się fatalnie w tej matni, wyjdzie tak, że nie będę miała żadnego z nich i ktoś będzie mocno cierpiał...
Schizofrenia jakaś!
Czy ktoś z Was miał podobną sytuację? Co zrobiłybyście/zrobilibyście w mojej sytuacji (której powoli mam dosyć?) :/
Pozdrawiam!