Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Sevilla88

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Witam Was dziewczynki po dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś mnie pamięta ;P Cieszę się i nie cieszę się, że nas przybyło na forum. Cieszę się, bo nie jesteśmy jedyne, smuci mnie jednak fakt, że spotykamy się tu z tak przykrego powodu. U nas bez zmian 6 miesięcy intensywnych starań, cykle mam książkowe, bo stosuje metodę termiczno - objawową. Obecnie z mężem, a bardziej ja sobie odpuściłam, co ma być to będzie.Poczekam do marca, jak się nie uda, to się skonsultuje z lekarzem ... Trzymam za Was kciuki :) i regularnie podczytuje. Gratulację serdeczne, dla wszystkich, którym się udało.
  2. Melduje się z pola bitwy, przegrałam i przyszedł @. No coż, kolejny miesiąc starań przede mną, może jak się zrelaksuje na urlopie, to bociek zanim odleci do ciepłych krajów, podrzuci mi jakieś maleństwo do brzucha :P
  3. Sisi dokładnie, choć większa przykrość spotkała mnie 3 miesiące temu. Temp. w fazie lutealnej ładnie się trzymała góry, a że z mężem kochaliśmy się jakiś dzień przed owulacją, więc skusiłam się na test dzień przed terminem @, a tu negatyw, w dniu spodziewanej @ negatyw, dzień po negatywny, dwa dni po z rana negatywny, wieczorem pozytywny, ależ się ucieszyłam. na drugi dzień z niedowierzania zrobiłam test i negatywny. Oczywiście dostałam okres, czy byłam w ciąży tego nie wiem. Jednak na pewno trafiłam na jakiś felerny test (check&go z rosmana), gdyż miesiąc później robiłam też test tej firmy i na próbę z tego samego moczu wykonałam dwa testy (są pakowane po dwa) i jeden wyszedł pozytywnie, drugi negatywnie. Pewnie trafiła im się trefna partia.
  4. Sisi bardzo mi przykro, ale doskonale Cię rozumiem, przez ostatnie 4 miesiące tyle napatrzałam się na testy negatywne, że spotkanie z kolejną porażką jest przytłaczające. Ja obecnie mogę za 6 dni testować, ale cały czas zastanawiam się, czy jest sens. Co do mojego cyklu, znam go lepiej niż własną kieszeń, przez 3 lata doszłam do perfekcji w interpretacji własnego cyklu metodą Rotzera. Tym czasem mija 5 dni od owulacji, a ja nie czuje się ani na @ (nie bolą mnie wogóle sutki, a zawsze zaczynają boleć tuż po owulacji), ani na ciąże (w przypadku poprzednich ciąż bolało mnie podbrzusze, dużo siusiałam i chodziłam wydęta jak balon praktycznie od momentu domniemanej owulacji). Jedynie chodzę i się wściekam albo chce płakać bądź się ekscytuje. Jakaś rozchwiana emocjonalnie jestem.
  5. sisi, po pierwsze dziękuje za serdeczne przywitanie :) Odpowiadając na Twoje pytanie niestety nie wiem, a przynajmniej nie do końca mi to powiedziano. Jedynie na wypisie miałam napisane, że osunięto liczne zrosty, więc zostaje mi podejrzewać, że to one były winą cp. Mój lekarz prowadzący powiedział, że to się zdarza, że po pół roku mogę zacząć się starać (ze względów, że miałam cięcie prowadzone na bliźnie po cc), hsg nie chciał robić, gdyż na razie nie widzi takiej potrzeby.
  6. Cześć. Mam na imię Sewila i nie zajrzałam tu przypadkiem :) Przeszukuje internet, gdyż z mężem planujemy drugiego dzidziusia, ale od początku. W 2012 r. zaszłam w swoją pierwszą ciąże, która niestety okazała się anomalia zwaną zaśniadem groniastym (nie wiedzieć czemu komórki nie połączyły się prawidłowo) strasznie to przeżyłam, gdyż skończyło się to czyszczeniem macicy w 10tc, dość szybko zaszłam w kolejną ciąże, którą poroniłam w 7tc naturalnie. Podłamana porażką, czekając w kolejce na badania genetyczne z mężem, dowiedziałam się o 3 ciąży (wiem troszkę hardcore 3 ciąże w 1 roku). Na całe szczęście z masą leków (acard, clexane, luteina) dotrwałam do 39 tc i po przez cc urodziłam zdrowego synka w maju ubiegłego roku. We wrześniu nastąpiła chwila zapomnienia i bach pod koniec miesiąca dowiedziałam się, że zostanę ponownie mamą. Byłam przerażona, synuś miał niecałe 4 miesiące. Jednak pod koniec 5tc zaczęłam krwawić pomimo brania luteiny. Stwierdziłam trudno, nie było tym razem dane, do uczucia pustki nawet zdążyłam się przyzwyczaić po poprzednich stratach. Skończył się okres (w moim mniemianiu) a objawy ciążowe zostały, zrobiłam test a tam jeszcze piękniejsze kreseczki niż przed krwawieniem. Ucieszyłam się, gdyż uznałam, że nie wszystko stracone. Jeszcze w tym samym tygodniu wylądowałam u ginekologa - pęcherzyka brak. Jednak wg moich obliczeń od pamiętnego "zapomnienia" byłby już prawie 8tc. Doktorek wysłał mnie na betę i kazał dzwonić z wynikami, gdyż dobrze się czułam i nic mnie nie bolało. Po 4 dniach stawiłam się ponownie na badanie i nadal nic, przyrosty marne, skierowanie do szpitala z podejrzeniem cp. Wtedy nie rozpaczałam, bo naczytałam się o objawach cp, które ni jak nie pasowały do mnie. W szpitalu, ponowne badania bhcg, jedno, drugie, trzecie, USG - nic. Tydzień w szpitalu, pamiętny poniedziałek - ciąża wielkości 1 cm w lewym jajowodzie. W ruch poszło leczenie farmakologiczne i zapomniano o mnie. W czwartek o 6 rano powiedziałam koleżance, że boli mnie po lewej stronie. Wybrałam się na przechadzkę do dyżurki i się zaczęło. Ledwo doszłam, zemdlałam, za przeproszeniem z bólu zarzygałam im korytarz i kolejne USG. Płyn w zatoce Duglasa. Leki nie pomogły, ordynator się wściekał na personel, że badań nie robili. Tego samego dnia miałam mieć laparoskopie, jednak nikt jej nie zrobił, w piątek o 16 trafiłam na stół. W drodze na salę operacyjną dowiedziałam się, że będę miała laparotomię, ze względu na cc i ewentualne zrosty, które mogły po niej pozostać. O 19 obudziłam się, jak mnie wieźli na salę, dostałam leki przeciwbólowe i nasenne. Obudziłam się rano, dowiedziałam się, że jajowód udało się ocalić. Mija praktycznie 7 miesięcy od tego przykrego zdarzenia, a ja pierwszy raz o tym wspomniałam, gdyż postanowiliśmy z mężem postarać się o rodzeństwo dla naszego szkraba. Oczywiście moje wątpliwości i strach przed kolejną ciążą pozamaciczną skierowały mnie na forum. Cały czas się zastanawiam, czy to dobrze, że zachowali jajowód, który pewnie i tak nie jest tak sprawny jak powinien być. Ależ się rozpisałam.
×