Lunch służbowy z facetem, który niby jest znajomym, ale też członkiem zarządu spółki i zwyczajnie chciał coś załatwić. Byliśmy na pizzy, przychodzi do płacenia - skrępowanie kelnerki, jak ma policzyć, na jeden czy dwa rachunki, bo szanowny pan (który mnie niby zaprosił) siedzi jakby nigdy nic. W związku z czym wyciągam kartę i podaję, ale zanim udaje mi się to zrobić, towarzysz otrząsa się z letargu z widocznym grymasem i mówi: "No dobrze, ja zapłacę..."
Facet zarabia jakieś 30 tysięcy, pizza kosztowała 12 zł od osoby :D