Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tomazi666

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez tomazi666

  1. Witam! Jestem tu nowa, mam nadzieję, że w dobrym miejscu umieściłam temat Mam ogromny problem. Miesiąc temu zaczęłam pracę w nowej firmie w biurze. Gdy szłam na rozmowę kwalifikacyjną, byłam zatrudniona w innej firmie na umowę zlecenie, ale od razu się dostałam do obecnej pracy, i zostałam poinformowana, że do pracy powinnam stawić się "na już". Skierowanie do pracy dostałam w Urzędzie Pracy i w ofercie było zapisane, że umowa będzie od 1 września. stanęłam na głowie, aby za porozumieniem stron rozwiązać umowę zlecenie, bo byłam pewna, że jeśli od razu pojawię się w biurze, zostanę natychmiast zatrudniona na umowie o pracę, tak jak była mowa na rozmowie kwalifikacyjnej (jest to umowa na pełen etat na okres próbny 3 miesięcy). Niestety o umowie nikt nie podjął ze mną rozmowy więc od 7 sierpnia do końca miesiąca pracowałam tak czekając na umowę i miałam nadzieję, że w końcu ktoś się do mnie na ten temat odezwie. Pod koniec miesiąca odważyłam się odezwać i zapytałam przełożoną, czy dostanę wynagrodzenie za miesiać sierpień; w odpowiedzi otrzymałam: "co prawda nie mamy umowy i nie jestem zobowiązana z Tobą w żaden sposób, ale coś Ci dam, bo chcę". I dostałam za prawie cały przepracowany miesiąc 600zł - dodam, że moja szefowa wiedziała, że moja sytuacja finansowa jest kiepska i dlatego zmieniam pracę - spodziewałam się że dostanę jakąś umowę tylko że z opóźnieniem, nie spodziewałam się jałmużny, nikt nie poinformował mnie że będę pracować na czarno. Kiedy przyszedł pierwszy wrzesień, a moja szefowa nadal nie podejmowała rozmów na temat umowy, zebrałam się na odwagę i zapytałam, otrzymałam odpowiedź, że podpiszemy jak wydrukuje umowę. Czekałam do 5 i dalej nic więc się przypomniałam (wiem, ze ma na to 7 dni), na co usłyszałam, że dotychczas w tej firmie nikt się nie przejmował umowami i że po cztery lata pracowali bez umów (wiem od koleżanek że to nieprawda). powiedziałam, że nie wiem jak było, ale mi zależy na podpisaniu umowy, ona do mnie na to "a z jakich powodów?". Powiedziałam tak na szybko, że chcę mieć opiekę zdrowotną. W końcu dała mi tą umowę z wielką łaską, ale pojawiły się nowe problemy... Na rozmowie kwalifikacyjnej otrzymałam informacje, że są czasem imprezy firmowe na których trzeba być, pomóc, itp oraz, że czasem trzeba zostać i zrobić coś po godzinach, powiedziałam, że nie ma problemu, bo nie spodziewałam się, że za takie godziny/dni BĘDĘ MIAŁA NIEPŁACONE. Przez cały ten okres częściej niż co drugi dzień zostaję po pracy 15 min, czasem 30, a czasem nawet godzinę, rzadko kiedy mogę wyjść po 8 godzinach. Mam wręcz wrażenie, że moja szefowa specjalnie przychodzi do mnie 5 minut przed zamknięciem biura i wynajduje mi dziwne rzeczy do pracy, które moim zdaniem mogą zostać na drugi dzień. Tylko raz w ciągu tego całego czasu oddała mi tę godzinę, w taki sposób, że jeden dzień pracowałam 7 godzin zamiast 8. Jeżeli chodzi o pozostałe dni, to nawet nie podejmuje rozmowy na ten temat. Tak się składa, że dziś odważyłam się z nią o tym porozmawiać. Dziś miałam pracować od 9:00 do 17:00 a o 17:00 rozpoczynało się zebranie obowiązkowe, na którym mieli być wszyscy pracownicy, w rezultacie czego siedziałam w pracy prawie 10 godzin. Poza tym w niedzielę odbywa się impreza prowadzona przez naszą szkołę i oczywiście muszę tam być aby pomóc. Zapytałam, co z moimi godzinami kiedy zostaję dłużej, ustaliłyśmy, że to będą godziny nadliczbowe i że będę sobie je zapisywała. Kiedy zapytałam o to czy zebranie dzisiejsze również będzie się liczyło do tych godzin nadliczbowych - odpowiedziała, ze nie. Wydaje mi się, że to niezgodne z prawem, więc zapytałam dlaczego nie. Odpowiedziała, że jej nigdy nikt za takie zebrania nie płacił, i ze ona też nie zamierza. Że mogę nie przychodzić, tylko ona nie wie co wtedy. Podejrzewam, że chodziło jej o to, że wtedy mnie może zwolnić. A więc zapytałam, czy w takim razie niedziela, w którą muszę się pojawić będzie płatna. Odpowiedziała również, że nie, kiedy zapytałam dlaczego, to powiedziała, że to nie jest praca, że praca w niedzielę się nie liczy itp Powiedziała, że zdania nie zmieni i że nie ma możliwości, aby komukolwiek za taką obecność płaciła. Z tego co wiem jest to niezgodne z prawem i za takie sytuacje pracodawca powinien zapłacić wynagrodzenie powiększone o 100%. Nie wiem co teraz zrobić, mam tylko 3-miesięczną umowę, długi, które muszę spłacić i boję się złożyć wypowiedzenie, boję się też dalej kontynuować ten temat, bo nie chcę aby do końca trwania umowy źle mnie traktowała. Proszę powiedzcie, co waszym zdaniem powinnam zrobić, moim zdaniem każda z opisanych przeze mnie sytuacji była łamaniem prawa przez moją przełożoną. Czy iść w niedzielę na tę imprezę, nawet jeśli nie otrzymam za to pieniędzy?
×