mojego kocurka pozegnalam wczoraj....przez 2 tygodnie walczylam o niego....wysiadly nerki i mocznica...nerki podjely prace ale mocznica byla silna..robily sie nadzerki w pyszczku....cierpial ale walczyl razem ze mna....trzymalam go za lapki....chowal sie wlazience pod wanna .. i ja tam lezalam godzinami dajac kroplowki zeby kitek mial sile zyc... dawalam zastrzyki... mowilam. i prosilam zeby walczyl...mialam nadzieje....on tylko ogonkiem ruszal...z dnia na dzien mial mniej sil... i wczoraj lekarz powiedzial ze dosc... ze sie dusi ...ze to ten moment aby mu pomoc...wyłam ...serce mi pekało bo zacisnal swoje pazurki na mojej dloni....i zasnął...pochowalam go przy jego ulubionym drzewkuw ogrodzie... z jego zabawkami...miseczkami.....to straszna pustka...nie czulam dzisiaj noska na swoim o 5 rano....nie slyszalam miau...zawsze rano budzil mnie...nikt mnie wital jak wrocilam do domu.. patrze na miejsca gdzie lezal gdzie psocil ...i dzis kolezanka mi powiedziala o Teczowym moscie.....o tym ze on tam jest teraz spokojny nic go nie boli i bawi sie z innymi zwierzatkami.... wierze ze tak jest ...ale i tak bardzo za nim tesknie!