Droga IW, współczuję Ci bardzo. Też zmagam się z pewnym probleme, myślę, że nawet może być trochę zbliżony do Twojego, chociaż nie wiem, nie miałam czasem by przeczytać wszystkie Twoje wypowiedzi. Wczoraj sama założyłam też wątek, bo widzisz...mój co prawda dopiero mający być mężem partner został przeze mnie własnoręcznie wyprowadzony z domu...Po prostu wywiozlam jego rzeczy, bo wiedzialam, ze jesli do tego kroku sie nie posune to nie mam szansy nic, absolutnie nic zmienic. rozmowy nie pomagaly, slyszalam "wyjdz, nie chce rozmawiac", a jesli juz udalo sie pomowic, to co z tego, skoro sytuacja pozostawala niezmienna wiec jak grochem o sciane. Tez mamy dziecko, jedno,roczne. Przez trzy dni bylo ciezko a dzis gdy sie obudzilam stwierdzilam, ze nie jestem bardziej samotna niz gdy byl, bo co to za zwiazek z mezczyzna, z ktorym nie ma dialogu i ktory robi swoje nie liczac sie z Twoimi uczuciami, myslami i majacym gdzies to, ze sie martwisz? nie wiem jak bedzie dalej, on pewnie liczy na to, ze sie zlamie predzej czy pozniej i poprosze go o powrot, ale to bloby mozliwe tylko i wylacznie wtedy gdybym miala 100% pewnosci, ze sytuacje, ktory mialy miejsce sie nigdy, ale to nigdy nie powtorza...a to przeciez niemozliwe zeby miec taka pewnosc. Oczywiscie martwie sie o to jak na mojego syna wplynie fakt wychowania w rozbitej rodzinie, ale czy lepszym byloby dla niego gdyby patrzyl jak matka wali glowa w mur, albo rzuca grochem o sciane w dodatku walczac z wiatrakami? - mysle, ze to dopiero wplyneloby negatywnie na jego obraz rodziny... Moja sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana problemowo, ale o tyle prostrza, ze nie mam az trojki dzieci pod opieka. Goraco pozdrawiam i zycze duzo sil i spokoju... Postaw mu ultimatum, bo inaczej naprawde wyladujesz u lekarza psychiatry na jakichs uspokajaczach a on nadal bedzie robil swoje. ja jestem kobieta silna choc bardzo wrazliwa co zawsze sprawialo wrazenie slabej, ale w gruncie rzeczy tak nie jest. Tez dlugo sie wahalam, ale pomyslalam, ze jak nie teraz to nigdy sie nie odwaze a nie chce sie obudzic kiedys jako meczennica z mzem u boku, ktory nic sobie ze mnie nie robi i byc ciagle "przydepnieta" przez niego dajac taki posrany przyklad swojemu dziecku - chyba ono najmocniej mnie zmotywowalo swoja droga :) dlatego nie rozumiem jak ktos pyta w takich sytuacjach "a co z dzieckiem? rodzine rozbijasz?" no tak, a co lepiej zeby pytalo "ciocia, a czemu tata mowi k***a do mamy, to kim mama jest?". Fakt, ze my ni bylismy jeszcze malzenstwem...