Ktoś próbował pozbyć się tego nieprzyjaciela bez antybiotyków?
U mnie zawiodły:
propolis ( za słaby? - 7%), ekstrakt z grejpfruta (nie ten oryginalny tylko czeski - nieskuteczny bo od sąsiadów?), kurkuma( podrażniała), cytryna ( podrażniała), pasta Lassara ( takie tam mazanie i maskowanie, udawanie, że coś się robi), czosnek ( zewnętrznie, na chwilę tłumił świąd, ale nie powstrzymywał przed rozwojem choroby), olej kokosowy ( zatykał mieszki włosowe - powstawały ropne krosty), nalewka z orzecha ( najskuteczniejsza spośród pozostałych specyfików, zasusza, nie dopuszcza do powstania zmian sączących, ale jak tylko zaprzestanie się jej stosowania, problem powraca). Czy jestem skazana na antybiotyki i biorac pod uwagę moją lichą odpornosć w konsekewncji na ryzyko grzybicy czy jeszcze jest coś co mogłoby mi pomóc? Może trzeba się skłonić w stronę wydzielin ciała ludzkiego, hmm, (ewentualny wulgarny wydźwięk tej sugestii - niezamierzony), czyli mleka ludzkiego - podobno niektórzy tak leczą, ale nie mam dostępu do takowego, mocz? A ktos próbował leczyć jakieś dolegliwosci wydzieliną z pochwy lub spermą?