Witam Was
Niestety mój Tatuś odszedł wczoraj. Umarł przy mnie, widzieliśmy się w niedzielę i również wczoraj go odwiedziłam porozmawialiśmy 15min i złapał go atak, udusił się, zanim pogotowie przyjechało mój Tato umarł. Miał masywną zatorowość i skrzep gdzieś poszedł i zatkał. Czuję ogromny ból i cierpienie i taką bezradność, że nic nie mogłam zrobić. Dlaczego zawsze ma się myśl, że do końca się czegoś nie zrobiło co mogło uratować życie, choć człowiek stara się robić wszystko aby pomóc choremu. Widziałam, że mojemu tacie nie zostało wile życia, bo jeszcze rano byłam u jego lekarza i powiedział mi szczerze, że rak zajął cało płuco wszedł na drugie zaatakował naczynia i węzły oprócz tego były przeżuty do głowy. Oprócz tego ostatnia chemia Go dobiła.Lekarz powiedział, że nie zostało wiele ale nie spodziewałam się, że mój tatuś odejdzie wczoraj, a rano tak dobrze się czuł. Tak naprawdę przeżył z tą chorobą ponad 2 lata dzielnie walczył i tak bardzo chciał żyć, niestety rak płuc to straszna choroba i bardzo agresywna. Wszystkim którzy chorują i tym którzy chorują bliscy ja nadal uważam, że dopóki tli się życie to jest ciągle ta nadzieja. U mnie niestety ona już zgasła wraz ze śmiercią mojego Ukochanego Taty. Wszyscy którzy odeszli na tą okropną chorobę niech spoczywają w spokoju Ty mój Tato też odpoczywaj.