Witam Was.
Podchodziłam do in vitro z KD w Invimedzie w Gdyni. Jakie są moje wrażenia? Żal, ogromny żal. Dziś dowiedziałam się, że transfer zakończył się porażką, choć jakoś byłam na to niepowodzenie przygotowana. Już na samym początku niepokoił mnie sam fakt, że dwa zarodki miałam podawane w drugiej dobie i były one dwukomórkowe. Reszta nie chciała się dzielić lub dzieliła się bardzo wolno i nie dożyła nawet 5 dnia. Może po kolei: Z 8 komórek jajowych rozmroziło się 7, wszystkie się zapłodniły. Już w pierwszej dobie degeneracji uległy 2 zarodki, tak więc zostało jeszcze 5. W drugiej dobie były 3 dwukomórkowe a jedna czterokomórkowa, która przestała się dzielić, a jedna się zdegenerowała. Tak więc w drugiej dobie zostałam już z 4 zarodkami, z których transferowano mi 2 dwukomórkowce chcące się dzielić a reszta została w laboratorium na dalszy rozwój. W trzeciej dobie został 4komórkowy, który od drugiej doby nie ruszył się w podziale i drugi 5komórkowy. W 5 dobie dwa zarodki uległy degeneracji - jeden z nich miał już 8komórek. Tak jak widzicie zostałam bez mrozaczków. Jedna próba i koniec, porażka. Embriolog nie potrafił mi odpowiedzieć dlaczego tak się stało - odpowiedział mi: to przyroda...
Nie wiem co mam myśleć, mam wrażenie, że z tymi komórkami było coś nie tak. Czytając o progranie In Vitro z KD wszystko tak ładnie brzmi, szeroki wybór dawczyń w banku itd., itp.... A wcale tak kolorowo nie jest. Ja otrzymałam komórki, które już w banku czekały od 2013 roku.
Teraz się zastanawiam nad zmianą kliniki, ale którą? Gameta, Invicta? Ma któraś z Was doświadczenie?
Czy lepiej na świeżych planowanych, czy znów decydować się na mrożone? Czy z mrożonych się udaje?
Mętlik w głowie, ból na sercu i ogromna pustka pod sercem.