Nie prowo, nie kłamstwo, prawda bura i ponura.
Zaraziłam się dwa tygodnie temu w pracy, mam 99% pewności, że wiem od kogo konkretnie.
Pierwszy tydzień jak przeziębienie: osłabienie, dreszcze, katar, temperatura 37-38, ból mięśni i głowy. Musiałam się położyć spać w trakcie pracy zdalnej, bo nie byłam w stanie usiedzieć przed komputerem.
Dwa dni temu zabrało mi smak i węch i już wiedziałam, że to to. Jestem zaskoczona, bo po wypełnieniu formularza na stronie gov, opieka zadzwoniła do mnie na drugi dzień i wczoraj już miałam zlecenie na test. Podjechanie do punktu przed szpitalem, patyczek do gardła i nosa i tyle.
Dzisiaj wynik pozytywny.
Chorowałam bardzo wiele razy w życiu, zapalenie płuc, grypa trwająca 3 tygodnie, niezliczone przeziębienia, ale jeszcze nigdy nie miałam tak, że psikam sobie ciężkimi perfumami nadgarstek i ich nie czuję.
Jedzenie smakuje albo niczym, albo jak zwietrzała wersja, która stała na słońcu parę godzin.
Na razie jest ok, ale strasznie się martwię, czy mi nie zaatakuje płuc.