Cześć. Mam brak problemu, mianowicie w moim związku nie ma żadnych kłótni. Prowadzimy zażarte dyskusje, z mojej strony w emocjach potrafię podnieść głos (choć zazwyczaj rozmawiamy wtedy o filmach lub polityce). Czasami mam gorsze dni i strzelam focha, tudzież cały dzień milczę, ale bez konkretnego powodu - mam nerwicę, zaburzenia lękowe, a w efekcie - stany depresyjne. Partner o tym wie i po prostu daje mi możliwość milczenia, bądź wypłakania się w te moje gorsze okresy. Ale chodzi mi o regularna codzienność - po prostu się nie kłócimy. Gdy się nie zgadzamy, to dyskutujemy. Gdy mnie nerwy poniosą (on spokojny, nie nerwi się na mnie) - dyskutujemy, aż przedyskutujemy.
Ogólnie mi to nie przeszkadza, nawet się cieszę, bo mam dość przykrych rzeczy w swojej głowie, by jeszcze dokładać sobie przykrości w związku. Moje pytanie - czy to normalne?
Ludzie uważają nas za fajna parę, zgodna. A kiedy mówię, że w domu też tak jest, to raczej nie wierzą. Jedna osoba powiedziała mi, że to wręcz niezdrowe i ja też o tym poczytałam - trzeba się kłócić, żeby wypuścić tłumione emocje. Nie czuję się tłumiona. Czy on? Nie wiem, nie siedzę w jego głowie, ale nigdy nie mi się nie żalił, choć nie wiem, co mówi kolegom.
Pytanie moje, czy jest możliwość, że tak po prostu żyjemy, tacy jesteśmy? Czy nasz związek to tykająca bomba i rozejdziemy się z hukiem?
Dodam, że jesteśmy razem 3 lata, mieszkamy razem, bez dzieci, w planach pies