-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez panna niusia
-
Kurwa, czy ja dobrze czytam........?? KAWA ZE ŚMIETANKĄ........?? A pieprznij tę śmietankę, ona do niczego nie jest Ci potrzebna. Do kawki dodaj zwykłego mleka........!! Słuchaj, a może macie zbyt suche powietrze w domu? Porozwieszaj na wszystkich grzejnikach mokre ręczniki. No i zmieniaj je jak tylko wyschną. Takie nawilżenie bardzo pomaga chorym drogom oddechowym. I synuś niech ma wysoko ułożoną poduszkę. Nawet może być tych poduch kilka. Ważne, żeby spał z uniesioną głową i klatką piersiową. No i mam nadzieję, że nie śpi na pościeli z pierza........??
-
Smerfetko nie dałaś się skusić BRAWO.........!!! Jesteś dzielną dziewczynką.........!!! O dobrą szkołę jogi pytasz. Moje dzieci (córka, synowa i syn) chodzą do wspaniałej. Prowadzi ją bardzo znana w Polsce i za granicą kobitka. Ma ogromne sukcesy, rewelacyjny program i świetne podejście do ludzi. Ale ta szkoła jest w Łodzi, więc z Krakowa to trochę daleko dojeżdżać. :P Jeśli chcesz, to mogę podpytać, czy poleca kogoś z Krakowa... Estera kawa Cię usypia... kurna, to tak jak moją szwagierkę... kiedyś leżała w szpitalu i nagle bardzo skoczyło jej ciśnienie... skurczowe gdzieś tak w granicach 200 było... pielęgniarka narobiła rabanu, że im pacjentka może na wylew zejść... ale zanim lekarz do niej przyszedł, to szwagierka popiła zaparzonej już wcześniej kawy... no i ciśnienie było ok 180... a po chwili 160... medycy oczy przecierali ze zdumienia... :D:D:D ta moja szwagiereczka już tak ma, kawa powoduje u niej szybki spadek ciśnienia...
-
Smerfetko walcz... walcz... ja już niejeden Tłusty Czwartek bezpączkowo spędziłam... jak się mocno chce - to wszystko można... No, dobra... południe niedługo.. ubieram się i idę troszkę na powietrze... oku ta chwila spaceru chyba bardzo nie zaszkodzi... bo ja na dworze chodzę z przymkniętym tym chorym okiem... :D wiem, ze śmiesznie wyglądam... ale dobrze, że mieszkamy za miastem i na łące albo w lesie mało ludzi mnie mija... Pa !!
-
Jeszcze coś mi się przypomniało! Pamiętajmy, że od niedawna obowiązuje nowa piramida żywieniowa. Na pierwszym poziomie (czyli ma być go dużo codziennie!) jest ruch. Później jest woda - od 6 do 8 szklanek dziennie. Następnie surowe warzywa i owoce, z większym naciskiem na warzywa! Bo surowe warzywa można jeść w zasadzie BEZ OGRANICZEŃ, a owoce 1, do 2 porcji dziennie. Potem dopiero węglowodany (głównie ciemne pieczywo i jakże niedoceniane u nas wszelkie KASZE...!!!) oraz oleje (3-4 porcje na dzień) Następnie warzywa strączkowe, orzechy i pestki (do 2 porcji dziennie) Później są jaja, ryby morskie, drób, białka roślinne (do 2 porcji na dzień) Kolejne piętro to nabiał, mleko sojowe i suplementy wapnia (do 2 porcji dziennie) Na samym szczycie piramidy mięso czerwone, masło i produkty o dużym indeksie glikemicznym (spożycie limitowanie, czyli tylko od czasu do czasu!) https://portal.abczdrowie.pl/nowa-piramida-zdrowego-zywienia
-
Aaa... jeszcze dzisiejsze menu klepnę... taką wersję "bez pączkową" , bo zakładam, że mąż pączusiów jednak nie kupi... :P ś - owsianka z suszoną żurawiną p - banan o - biały barszcz z jakiem i ziemniakami p - kawałek świeżego ogórka k - kasza z olejem + pomidor z cebulką i jogurtem tybetańskim (w pierwszej wersji wpisałam pieczywo + pomidor... ale po przeanalizowaniu Nowej Piramidy Żywienia postanowiłam, że codziennie na kolację będzie kasza + olej + jakieś surowe warzywo!) W ciągu całego dnia: 2 kawy z mlekiem, 2 herbaty ziołowe na trawienie, woda.
-
Hej !! Jestem... jestem... jestem... ja też z naszego kącika nie uciekam... tylko te moje popieprzone oczy, nie pozwalają na dłuższe siedzenie przy monitorze... prawdę mówiąc, to ciągle nie powinnam wcale przed kompem i tv być.. bo wczoraj okulistka powiedziała mi krótko: szału nie ma, poprawa mizerna... przygnębiona z gabinetu wyszłam... ale zaraz zaczęłam sama sobie pocieszać, bo nie jest przecież gorzej, jednak troszeńkę poprawia się... a bywały takie lata, że nie absolutnie nie poprawiało się, wręcz przeciwnie - nie reagowałam na żadne leki i stan oka pogarszał się... zapalenie rogówki przechodziło w owrzodzenie jej... no i wtedy zabierali mnie do kliniki okulistycznej na długie tygodnie... najdłuższy z tych pobytów to prawie dwa miesiące... ech, nawet nie chcę wspominać co się wtedy ze mną działo... powiem tylko tyle, że moje życie było realnie zagrożone, bo gdyby owrzodzenie przebiło kość, to treść ropna dostałaby się do mózgu i nie byłoby dla mnie ratunku... Tak więc w sumie po wczorajszej wizycie jednak cieszę się... :) Leki nadal te same (hura!nie wywaliłam dużej kasy w aptece! :D) kontrola w przyszłym tygodniu. Nooo... idę zrobić sobie kawkę i jak z nią przyjdę, to dokładniej poczytam co u Was koleżanki.............
-
Nie... tym razem wylogowanie się nic nie dało... No, to idę pranie wieszać i wpuszczać krople od oka... Pa !!
-
Sheloba pokaż, pokaż tę pisaneczkę......... bardzo jestem jej ciekawa......... Dziewczyny, proszę Was, zerknijcie na ten powyższy link o diecie... tam są dokładne rozpiski i przepisy, na cały tydzień. Powiedzcie co o tej diecie sądzicie. Mnie bardzo ona kusi...............!! :D
-
Hej!! Melduję się i ja... W kolejce jestem... Do lekarza rodzinnego... Matko jedyna jaki tłum... Mnie się udało ZDOBYĆ 8 numerek, więc siedzę spokojnie i czekam na przyjęcie... W poczekalni co chwila awantura, bo ta moja dr jest oblegana i prawie wszyscy chcą do niej, a numerki dawno się skończyły... Do innych są wolne miejsca ale chętnych brak... Odezwę się z domu. Pa!! :)
-
Estera jak cudnie, że Ci się ta dycha nie zatrzymała... :) widzisz, u mnie, po zrzuceniu 10, waga stanęła... małpa jedna... ale nie podaję się i dalej walczę... No, tak... o smogu u Was często się słyszy... buuu... taka jest cena cywilizacji... My mieszkamy na końcu miasta... tuż obok mam łąkę i duży las... jak jeszcze suńki nie miałam, to do lasu sama (za Boga!!) nie poszłam... czasami w niedzielę z mężem pod rękę... ale wcale nie były to spokojne spacery... różne cuda się w tym naszym lesie zdarzały... i cóż to za problem napaść na dwoje starszych ludzi... ale jak mam psa (wielkie, obronne bydlę) to nie boję się absolutnie nikogo i niczego... tym bardziej, że udało nam się do szkoły dla psów chodzić i moja śliczna jest posłuszna... a broni nas tak, że nikt obcy nie ma prawa do nas podejść, nie ma prawa nawet odezwać się... bo zaraz jest wściekły ryk i atak... i miałam już kilka takich"przygód", więc wiem, że jestem bezpieczna...
-
Estera ja faktycznie od normalnego życia byłam przez lata odizolowana... siedziałam zamknięta w domu i świat g*****e przez okno oglądałam... ale osiem lat temu trafił mi się maleńki szczeniaczek, który na ogromne bydlę wyrósł... no i dzięki tej mojej suni zaczęłam z domu wychodzić... jak się dobrze czuję, to codziennie wiele kilometrów po pobliskim lesie śmigamy... :D A wnusia jest moim skarbeczkiem największym... mieszka co prawda w innym mieście, lecz mam fantastycznie, kolejowe połączenie... jak jestem zdrowa, to wsiadam sobie na naszym dworcu (4 minuty od domu) i błyskawicznie (bo to nowoczesna kolej, jedzie ponad 120 km/h) jestem u nich... a młodzi mieszkają też niedaleko dworca, więc to superowa sprawa... :D tylko na drodze między ich dworcem, a domem jest ta cukiernia, a w niej pyszne drożdżóweczki... :P:P:P no i zawsze tam wchodziłam i (na swoją zgubę!) te świeżutkie ciacha przynosiłam... :D:D:D no i tak się nasza znajomość tu rozpoczęła... jechałam do wnusi pociągiem, wyjęłam komórkę i zupełnie przypadkiem zobaczyłam ten topik... no i w jednej sekundzie postanowiłam - zacznę z tymi fajnymi babkami pisać i KONIEC z cholernymi drożdżówkami... tak to było... :) A jak jestem chora, a młodzi mają problem z opieką nad wnusią, to mi ją po prosu przywożą... i tak właśnie będzie w środę... rano zięć ją przywiezie, po południu odbierze, a wizytę u okulisty mam na 18:40... wszystko więc można pogodzić... :)
-
Estera ale fajnie... łapka w łapkę teraz idziemy... no, oczywiście jeśli ja, przez tę ostatnią pieprzoną chorobę, nie przytyłam... :P ale dla Ciebie wielkie brawo...!! Leroy Merlin mówisz... ufff... mój mąż ma na ten sklep alergię... :D w cztery konie go tam nie zaciągnę... kilka razy tak się na Leroy sparzył, że nie pojedzie do nich za diabła... No, to Obi jeszcze nam zostało i Comfort...
-
Vani w Castoramie byłaś i nie widziałaś nic ładnego... uuu... szkoda... my też powinniśmy po tego typu sklepach pojeździć, bo przecież po Nowym Roku planowaliśmy remont w chałupie... tylko ta moja choroba pokrzyżowała nam plany... jednak jak już jako tako dojdę do siebie to musimy wybrać się w poszukiwaniu paneli, bo w jednym z pokoi trzeba zmienić podłogę... no i właśnie Castoramę mamy najbliżej... szkoda, że nic ładnego nie wpadło Wam w oko... no to trzeba będzie pojechać gdzieś dalej i rozejrzeć się... panele chciałabym jakieś jaśniutkie... najlepiej sosna... w jednym z pokoi mamy ciemną wiśnię... pięknie to wygląda... ale na takim kolorze widać każdy pyłeczek... a my mamy przecież ogromnego psa, który ciągle sierść gubi... więc... więc latam wiecznie z odkurzaczem i mopem... :P:P:P w innych pokojach panele są właśnie jasne i tam jest lepiej, sierści nie widać... :D:D:D Powiem Ci, że postawienie wagi przy łóżku sprawdza się! Ja też ciągle zapominałam o porannym ważeniu. A jak sobie wagę postawiłam obok łóżka, to chcąc nie chcąc, sama mi przypominała. Tylko najpierw szłam wysikać się, a potem wracałam do sypialni i chop na wagę. ;) Estera kilo trzydzieści na minusie... nooo, brawo dziewczynko....!! pięknie Ci idzie...!! oby tak dalej, a wymarzoną 7 niebawem zobaczysz...!!
-
No, są...... :)
-
Hej !! Jakoś powolutku dochodzę do siebie... oczy coraz mniej mnie bolą... więc pozwalam sobie na chwilę przy kompie usiąść... kolejną wizytę u okulistki mam w środę... zobaczymy co mi tym razem powie... poprzednio też się cieszyłam, że jest lepiej, a wcale tak nie było... Gościu, witamy. Też masz duży problem. I ja Ciebie dobrze rozumiem. Były lata, gdy ważyłam czterdzieśc***arę kilo. Wyglądałam jak chodząca śmierć - szkielet pokryty skórą. Sądzę, że pewnie miałam anoreksję, ale to były baaardzo dawne czasy i jeszcze wtedy nie nazywano tak tej przypadłości. Od lekarzy tylko słyszałam, że nie jem na tle nerwowym. Leżałam w szpitalu, a prosto z niego wysłano mnie na miesiąc do sanatorium. I w nim rozłożyłam się na dobre. Bo nie tylko, że nie jadłam, ale nawet przestałam pić. I pewnie źle by się to wszystko skończyło, gdyby nie jakiś mądry lekarz. On zlecił mi tzw. potrójne zastrzyki rozkurczowe. Była to mieszanka Atropiny, Papaweryny i Lignokainy. Teraz już się zapewne tego typu koktajli nie stosuje. :D Ale one pomogły mi bardzo. Jednak dojście do normalnej wagi trwało coś około 10 lat. Widzicie kobitki, w życiu bym nie pomyślała, że kiedyś zmieni mi się waga tak radykalnie, że będę walczyła o schudnięcie. Jednak myślę, że skoro wtedy udało mi się przytyć, to i teraz uda mi się w końcu zrzucić te nadmierne kilosy. Gościu, trzymam mocno kciuki, aby i Tobie udało się przybrać na wadze. I jeśli możesz, to napisz coś o sobie... Sandy tak... cicho... cichutko... ale najważniejsze, że jednak zaglądamy tu... :) Ło matuchno... znowu będziesz miała katorgę u dentysty... współczuję Ci mocno... ale skoro chcemy mieć zadbane zęby, no to musimy cierpieć na stomatologicznym fotelu... A ja na wagę dzisiaj nie weszłam... tak jak pisałam, choroba sprawia, że mało się ruszam, a dużo leżę... tak więc nie chcę widzieć co by mi waga pokazała... buuu... Sheloba ja nie wyzdrowieję już nigdy... bo te moje choroby są przewlekle/dożywotnie... i jedna wynika z drugiej, a druga z trzeciej i tak dalej... no i oby tylko gorzej nie było... a do takich monotonnych dni to ja się już od dawna przyzwyczaiłam... takie jest moje życie... spokojne życie rencistki... tak mi jest dobrze... bo najważniejsze, żeby nie bolało i żeby spokojne w okół mnie było...
-
Sandy, Estera, kobitki kochane... tak, muszę na siebie uważać.... A co robię całymi dniami? Odpoczywam, bawię się z wnusią, chodzę na spacery z suńką, gotuję, sprzątam, piorę I CAŁY CZAS MAM WŁĄCZONĄ RADIOWĄ TRÓJKĘ......!!! :D Teraz zerknęłam sobie na nasz tomik w komórce, ale to zbyt obciąża mi oczy i nie powinnam. :( Dobrego piąteczku, Babeczki Drogie....!! Pa....!!
-
Zjadłam część wypowiedzi... moja okulistyka powiedziała, że zapalenie rogówki nie ustępuje... niech to szlag jasny...
-
Hej !! Wieczorem jadę do okulisty. Może już dostanę pozwolenie na siedzenie przed kompem i TV... Oko dużo mniej mnie boli... no to (jeszcze bez lekarskiego pozwolenia :P) troszkę sobie poczytam co tam u Was nowego słychać...
-
No i niestety, ostatnie zapalenie oskrzeli spowodowało pogorszenie się stanu moich i tak już chorych oczu... bardzo bolą... nie dam rady pisać... ech, tak to już u mnie się dzieje, że jedno schorzenie ma wpływ na drugie... jutro chyba muszę do mojej okulistyki... oczywiście jeśli się dostanę, bo to najlepsza specjalistka w moim mieście i terminy (prywatne, oczywiście) zamawia się na dłuuugo przed wizytą... zadzwonię jutro i może uda mi się wyprosić przyjęcie... i nowu kasy pójdzie... mam tylko nadzieję, że tym razem obejdzie się bez szpitala... oby......!
-
Magdaska - witamy...!! :) Och, taki kopniak w dupę, to dobra sprawa...!! :P
-
Aaaa.... i jeszcze zapomniałam wczoraj napisać, że zakwas jest baaaardzo smaczny.... :)
-
ZAKWAS BURACZANY: -2 kg buraków -3 litry przegotowanej ciepłej wody -1 główka cienko pokrojonego czosnku -kilka liści laurowych -kilka kuleczek ziela angielskiego -po dwie łyżki soli i cukru Buraki obrać i pokroić w plastry. Zalać wodą i dodać pozostałe składniki. Postawić w ciepłym miejscu. Po 2 -3 dniach zakwas jest gotowy. Pić 2 x dzienne po 1/2 szklanki. Kto chce, może do szklanki dolewać gorącą wodę. Zakwas zawiera: białka, cukry, witaminy z grupy B, kwas foliowy, karoten, makro i mikroelementy oraz betaninę. Pobudza odporność. Działa antynowotworowo. Obniża cholesterol. Leczy anemię. Odkwasza organizm. Łagodzi menopauzę. Oczyszcza krew. Obniża ciśnienie. Leczy wątrobę i nerki. Zwalcza nadkwasotę. Likwiduje zaparcia. Pobudza krążenie. Hamuje procesy gnilne w jelitach. Pomaga w przeziębieniach. Łagodzi depresję.
-
Bo, że buraki najzdrowsze na surowo, to od dawna wiem... często robię zakwas buraczany... jest pyszny i zdrowy... wieczorem wkleję przepis... a teraz znikam, bo muszę (przed przyjazdem wnusi) lecieć z suńką na spacer, a po powrocie podłogi... Pa...!!
-
Vani też muszę koniecznie zrobić... właśnie szukam w necie jakichś przepisów na sprawdzoną sałatkę z surowym...
-
O kurna... często jemy brokuły... na parze, lub gotowane... a okazuje się, że najzdrowsze są przyrządzane na surowo... na prawdę, nie wiedziałam, że można je surowe zajadać... Za ONETEM: "Brokuły najczęściej jemy ugotowane lub przyrządzone na parze. To błąd. W ten sposób niszczymy najcenniejszy składnik brokuła – mirozynazę. Enzym ten wraz z glukorafaninem bierze udział w syntezie sulforafanu. Sulforafany chronią organizm przed zgubnym działaniem wolnych rodników. Ten przeciwnowotworowy związek potrafi niszczyć macierzyste komórki raka piersi. Jeżeli chcemy w pełni wykorzystać zdrowotne właściwości brokuła, powinniśmy spożywać go na surowo, dodając go, np. do sałatek. "