Cześć.
Facet, 20 lat, wyprowadziłem się z domu pół roku temu, jestem na swoim utrzymaniu, uczę się.
I teraz najśmieszniejsze:
Nie pracuję, nie studiuję. Prowadzę własną działalność, co brzmi może spektakularnie ale zarabiam z tego tyle żeby wyżyć i niewiele więcej. Chcę być i wiem, że będę za niewiadomy czas perkusistą, w sensie uczniem akademii, ale do poziomu rekrutacji dużo mi brakuje. Na naukę instrumentów (gram na kilku, głównie wspomniany, ale słuch się musi zgadzać) przeznaczam od 3 do 7h codziennie. Słucham z wyboru muzyki orkiestrowej, jazzu, klasyki, rapu. Jeszcze uczę się w wolnym czasie rzeczy matematykopodobnych, też z wyboru. Czytam jedną-dwie książki miesięcznie, i zacząłem chodzić na siłownię.
Jestem k***wsko szczęśliwy prowadząc taki tryb życia.
Ale napiszcie szczerze, ile z was pomyślało sobie podczas czytania "o k***a ale przegryw". Mam wrażenie, że jak kobieta się dowiaduje, że nie pracuję ani nie studiuję to nie chce mnie więcej widzieć. Nie wiem, czy sobie to ubzdurałem, czy tak rzeczywiście jest, więc proszę napisz krótko i bez długiego zastanowienia czy jestem przegrywem w twoich oczach czy nie.
Dzięki.