Jesteśmy razem 1,5 roku, mamy po 20 lat. Ja studiuję w dużym mieście, 200 km od domu. On skończył szkołę i pomaga rodzicom w gospodarstwie. Zawsze mieliśmy problem z czasem na spotkania (tzn. on ma, nigdy nie ma czasu). Spotykamy się zazwyczaj tylko w sobotę wieczorem i siedzimy u mnie. Nigdy nie spędziliśmy razem dnia. Przez cały nasz związek raz byliśmy w kinie, wyjście na jedzenie to jedynie kebab albo pizza, dwa razy na zakupach. W poprzednie wakacje też byliśmy kilka razy nad wodą(mamy blisko), ale to tylko na godzinę, max dwie. W roku akademickim przyjeżdżam co dwa tygodnie do domu, więc widzimy się raz na dwa tygodnie. Wiele razy z nim o tym rozmawiałam, naprawdę. Wyczerpałam już chyba wszelkie możliwości, tłumaczyłam najprościej jak się da. Nawet sama chciałam po prostu przejąć inicjatywę, wszystko zaplanować. Ale to też nie, bo nie ma czasu. A o jak spotykamy się o 21 to nie można już nigdzie jechać(dojazd też zajmuje czas). Do niego też nie mogę jechać bo jest zajęty, i znam to z doświadczenia że strasznie to głupie kiedy on pracuje a ja stoję i patrzę. U mnie w mieście gdzie studiuję był dwa razy i to po OGROMNYCH bojach z mojej strony. Niby mówi, że jemu też jest z tego powodu smutno ale nie robi nic żeby coś zrobić. Obiecywał mi już tyle razy jakieś wyjście(ja nawet nie mówię o restauracji/kinie ale o zwykłym spacerze)
On wie to wszystko, jest tego świadom ale nic nie chce zrobić. Wiele łez przez to wypłakałam, widząc inne pary spędzające czas albo kiedy rozmawiam ze znajomymi i nie mogę nic powiedzieć
Nie widzę tu już żadnych możliwości na poprawę tej sytuacji, chciałam się wyżalić, bo dziś znów siedzę sama a przyjechałam specjalnie dla niego na weekend do domu