Hmm jak to jest, że co raz więcej mężczyzn narzeka na kobiety, że feministki, że zachowują się "jak faceci". Może, ale piszę to by szerzej spojrzeć na sprawę.
Mam 19lat, nigdy nie byłam w stałym związku choć chciałabym jednak nie mam ciśnienia na bycie z kimś. Przez moją krótką historię przewinęło się kilkunastu mężczyzn (zawsze +22lata) i to po doświadczeniach z nimi zmieniłam się. Teraz wśród znajomych jestem typem osoby, która idzie na imprezę i sama wybiera faceta, który jej się podoba, a nawet wraca z nim do domu nie mając potem kontaktu. Próbowałam być z kimś na stałe, ale każdy facet miał spaczoną psychikę przez tzw "byłą".
Nikogo nie obwiniam, taka kolej rzeczy. Chcę tylko spowodować żebyście szerzej spojrzeli na problem. Kobiety nie stają się same z siebie oziębłe i w stylu Barneya Stinsona (z serialu How i Meet Your Mother). Zycie nas doświadcza, a my się dostosowujemy budując "pancerz", który ma nas chronić przed zranieniem, ale z czasem co raz trudniej się przez niego przebić.