Cześć
Mam na imię Łukasz, mam 22 lata i do niedawna myślałem że jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Może opowiem jak wyglądała moja historia. Poznałem dziewczynę na czacie, była ode mnie młodsza (3 lata różnicy) na początku było to normalne luźne pisanie, lecz po jakimś czasie nie wyobrażałem sobie dnia aż nie napiszę ona do mnie bądź ja do niej. Po dwóch miesiącach oświadczyła mi że zaczęła coś czuć do niej, że różnie się od innych facetów na czacie którym w głowie tylko jedno. Ja też już wtedy wiedziałem że coś do niej zaczynam czuć. Jednak ona bała się spróbować, chciała urwać ostatecznie kontakt, bo nie chciała się zranić, ja jednak nie mogłem jej puścić tak o, i zacząłem walczyć o nią i daliśmy sobie szanse, staliśmy się "internetową parą" długimi godzinami gadaliśmy przez telefon, pisaliśmy, aż w końcu padł pomysł ode mnie żeby się spotkac, a mianowicie ona miała przyjechać do mnie, sama tak wolała. Pamiętam jakiego miałem stresa, widzieliśmy się tylko na zdjęciach, ona nie spała po nocach, płakała, bała się tego. Jednak gdy już przyjechała, gdy spędziliśmy ze sobą dobry tydzień, było cudownie, nie odklejaliśmy się od siebie, później przyjechała na wakacje do mnie na 3 tygodnie, byliśmy nad jeziorem, czułem że kocha mnie coraz bardziej, płakaliśmy gdy musiała jechać, ledwo wsiadła do pociągu, a znów musieliśmy pisać.. tęskniliśmy. Jednak były też minusy tego, ja po prostu za bardzo się zaangażowałem, byłem czasami bardzo nachalny, nie dawałem jej chwili oddechu, była awantura o to, i troszkę spasowałem z tym, błędem było także planowanie wspólnej przyszłości, czego ona się bała i to bardzo... niestety byłem ślepy. Trzy tygodnie od momentu gdy pojechała, ja odwiedziłem jej rodzinkę, kolejny stres dla niej, bo miała sporo rodzeństwa, ale w swojej ocenie sprawiłem się świetnie, ze wszystkimi się dogadywałem, znowu spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, były przytulania, a także w sprawach erotycznych posunęliśmy się kawałek dalej(nie śpieszyliśmy się z tym). Myślałem że jest coraz lepiej, skoro zaprosiła mnie do swojego domu, a wcześniej żaden chłopak nie dostąpił "zaszczytu" poznania jej rodziców... i stało się, dwa dni po moim powrocie do domu dostałem wiadomość, że ona nie wie czy chce ze mną być, chce to przemyśleć.. byłem rozbity, co ona mówi? Przecież było cudownie, i nagle słyszę "nie kocham cię już". Później napisała mi, że przeraża ją wizja stałego związku, ze jest młoda, a moje plany ją przerażają (po moich przemyśleniach myślę że miała rację, bo przesadzałem ostro). Kiedyś wspominała że także mój ciężki charakter jeżeli chodzi o obrażanie może spowodować że będziemy się ciągle kłócić i to nie będzie zdrowe dla naszego związku. No i została ta nachalność w naszych kontaktach, wielokrotnie mówiła żebyśmy nie kontaktowali się, zatęsknili za sobą... Nie wiem co robić, przecież ten tydzień kiedy byłem u niej był chyba najlepszy w naszym związku, była uśmiechnięta, tuliła się, dogadzaliśmy sobie w nocy, a i przy jej sąsiadach i mamie, którą widziałem pierwszy raz, pozwalała sobie na siadanie na kolanach, czy mocne przytulania. Napisałem do niej list, w którym wyjaśniłem że mogła być to moja wina, ze przeraziłem ją tym, że jest tylko ona, nikt więcej.. że gdybym mógl to wprowadziłbym się nawet dziś. Daliśmy sobie trochę czasu, chcę żeby zatęskniła za mną, bo nie wierze że ktoś może się odkochać przez dwa-trzy tygodnie, skoro wcześniej płakała po nocach że musiała jechać ode mnie, po prostu jej nie wierze gdy mi napisała że mnie nie kocha, bo chyba boi się ze gdyby mi to powiedziała to bym też nie odpuścił.. nie wiem jak dalej z nią postąpić, kontakt mamy nadal, ale nie wiem czy nie pisac parę dni, a może wrócić do schematu słodziutkiego chłopca z czatu który nie męczy ją telefonami ?
Wiem że się rozpisałem, ale chciałem przedstawić wam moją historię, chciałbym jakieś porady, bo kto doradzi lepiej o kobietach niż same kobiety
Pozdrawiam.